Święta według ateisty

W Polsce według danych GUS, co najmniej 3 mln osób nie deklaruje przynależności do Kościołów i związków wyznaniowych. Co ci wszyscy ludzie pozostają zupełnie obojętni wobec przedświątecznego ferworu i co oni właściwie robią w wigilijny wieczór? Odpowiedzi na te pytania uzyskaliśmy u źródła - zapytaliśmy samych zainteresowanych.
Marta Kosakowska / 13.12.2010 07:13

W Polsce według danych GUS, co najmniej 3 miliony osób nie deklaruje przynależności do Kościołów i związków wyznaniowych. Czy ci wszyscy ludzie pozostają zupełnie obojętni wobec przedświątecznego ferworu i co oni właściwie robią w wigilijny wieczór? Odpowiedzi na te pytania uzyskaliśmy u źródła - zapytaliśmy samych zainteresowanych.

Zbigniew, 23 lata, student:
Święta? Wielu z was spodziewa się z mojej strony zakazu ustawiania choinki i zabawy w rzucanie w kolędników śnieżkami. Nic bardziej mylnego, obchodzę święta, tak jak każdy. Może nie w wymiarze duchowym, bo przecież w nic nie wierzę. Historia o narodzinach Chrystusa mnie nie przekonuje, jak i to co zawiera w sobie Stary i Nowy Testament. Nie rozumiem też postu. Co takiego dobrego miałoby wyniknąć z powstrzymania się od jedzenia mięsa w wigilię? Cała otoczka świąteczna jest po części męcząca z racji komercjalizacji, ale i przyjemna. Miasta są rozświetlone dzięki ozdobom, często trochę tandetnym, ale ma to swój urok. Domowa choinka? Jak ktoś lubi, to super. Można sobie postawić w domu i cieszyć się widokiem, przy okazji może robić za nastrojowe oświetlenie. W domu rodzinnym jest zawsze, a jej wygląd zależy od aktualnie panujących trendów w modzie. Generalnie cały okres świąt, to bardzo miły czas. Ludzie są dla siebie serdeczni, nie kłócą się i są na luzie, a przynajmniej próbują. Same święta to dobra okazja do spotkania dawno niewidzianej rodziny. Można nadrobić plotkarskie zaległości!

Wigilia to też nie najgorszy dzień, obowiązuje w nim zakaz wstępu do kuchni i podjadania tego, co jest szykowane na wieczór. Ja jednak zawsze znajdę sposób, żeby się wślizgnąć. Powiedzmy sobie szczerze: świąteczne potrawy są pyszne. Nieważne, czy jesteś ateistą, katolikiem, czy muzułmaninem. W samej wigilii jest trochę nostalgii, wspomnień z dzieciństwa. Zawsze miło jest
przypomnieć sobie, jak babcia uczyła mnie robić papierowe łańcuchy i bombki z wydmuszek.

Kolacja... jem, rozmawiam, jem, rozmawiam, trawię. Świąteczne obżarstwo dopada także ateistę. Niektóre potrawy lądują na stole tylko raz w roku, takiej okazji nie można przegapić! Po kolacji, z reguły uciekam wraz z młodszą częścią rodziny do innego pokoju. Tam w pozycji leżącej radzimy sobie z objawami przejedzenia. W tle leci „Kevin sam w domu” albo jakiś inny film. To jest ta część, w której nadrabiam zaległości plotkarsko-towarzyskie.

Jest jeszcze pasterka. Rodzina wie, że i tak na nią nie pójdę, więc mam spokój. Zresztą, po co miałbym tam iść? Kilka razy byłem i nie chcę na nowo przeżywać smrodu przetrawionej kapusty z grzybami. W okolicach pasterki mój telefon ożywa. Nie, nie dostaję życzeń. To znajomi przypominają o swoim istnieniu i dają cynk o tym, że pobliski pub jest otwarty i można wyskoczyć na piwo. Nie myślcie, że to tylko sami ateiści. Przeważająca większość to znudzeni rodzinną atmosferą świąt katolicy.

Czy będę obchodził święta w przyszłości? Nie wiem. Mnie to nie przeszkadza, można zjeść coś dobrego i odpocząć. Na pewno uzgodnię to z moją przyszłą małżonką. A może ona też będzie ateistką i nie będę musiał nic uzgadniać?

Wiola, 27 lat, specjalistka ds. PR:
Święta według ateisty? Najpierw warto zdefiniować, co znaczy być ateistą – czy ateistą jest ten, kto zwyczajnie nie chodzi do kościoła? Ja uważam się za ateistkę, bo nie wierzę w istnienie żadnej istoty nadprzyrodzonej ani jakiejkolwiek metafizyki. Czy obchodzę święta? Owszem, co więcej, uwielbiam Boże Narodzenie! Czy to z mojej strony hipokryzja? Nie wydaje mi się. Moja rodzina nigdy nie była zbyt religijna, nie chodziliśmy w niedzielę do kościoła, wpisywaliśmy się w nurt „wierzących, niepraktykujących”. Za to święta obchodziliśmy hucznie i z przepychem, z wieloma pysznymi potrawami i masą prezentów pod choinką. Jak dzisiaj mogłabym sobie tych przyjemności odmówić, mimo tego, że odrzuciłam naukę Kościoła? Obchodzę święta, które są częścią polskiej tradycji, a dzisiaj również doskonałym przykładem na komercjalizację wszystkiego, łącznie ze świętowaniem narodzin Boga. Bądźmy szczerzy, cały ten przedświąteczny i świąteczny konsumpcjonizm to chyba najprzyjemniejsza część roku. Uwielbiam zakupy w centrach handlowych, w których puszczane są świąteczne przeboje, zapach choinki i barszcz z uszkami. Atmosfera wieczerzy wigilijnej i rodzina pałaszująca świąteczne smakołyki, oraz prezenty pod choinką są tak samo przyjemne, bez względu na to, czy się wierzy w Boga czy nie.

Tomek, 33 lata, przedsiębiorca:
Nie wiem, czy nazwałabym siebie ateistą, ale fakt faktem, do kościoła nie chodzę i nie wyznaję jego nauki. Co nie znaczy, że nie obchodzę świąt, przecież to dodatkowe wolne w roku! Pakuję narty i wybywam w Alpy, to mój sposób na święta już od ładnych paru lat. Jest śnieg, choinki, grzane wino i znajomi, którzy z też wielką chęcią uciekają od tego całego świątecznego zamieszania. Wigilia, pasterka i smażony karp to nie dla mnie. Wolę białe szaleństwo niż szaleństwo obżarstwa.

Marcin, 25 lat, specjalista ds. telekomunikacji:
Święta są niezwykłym czasem, niezależnie od tego, czy jest się religijnym czy wręcz odwrotnie. Uwielbiam w nich spokój i wyciszenie, zapach żywej choinki, która jest tak wspaniale, kiczowato przystrojona. Z niecierpliwością czekam na moment, w którym mogę wyjąć gitarę i przy jej akompaniamencie wyśpiewać rockowe aranżacje kolęd. Kiedy w wigilię przed południem wszyscy się kłócą, są zestresowani, że nie zdążą z przygotowaniami, wiem, że do wieczora zdążą się pogodzić i wspólnie zasiąść do stołu.  A tam czekać będzie najwspanialsze danie pod słońcem - barszcz z uszkami (koniecznie zagryziony solidną porcją pierogów z kapustą i grzybami). Wspaniałe uczucie towarzyszy wręczaniu prezentów i widokowi radości na twarzach obdarowanych (nawet, jeśli to tylko udawana radość). A że ktoś nazwie mnie hipokrytą, bo nie wierzę? Mam to gdzieś, w tradycję nie trzeba wierzyć.

Redakcja poleca

REKLAMA