Rozmowa z Filipem Bobkiem

Wrócił pan z krótkich wakacji? Tak, to był bardzo krótki, zaledwie 5-dniowy wypad do przyjaciół, planowany już od stycznia, ale zrealizowany dopiero teraz.
/ 27.09.2009 00:13
Wrócił pan z krótkich wakacji?
Tak, to był bardzo krótki, zaledwie 5-dniowy wypad do przyjaciół, planowany już od stycznia, ale zrealizowany dopiero teraz.

Gdzie pan był?
Oczywiście byłem w Szwecji.

Dlaczego oczywiście?
Ponieważ Szwecja to jedno z moich ulubionych miejsc. Mam tam znajomych, których znam od dziecka i kiedy tylko mogę - zdobywam północ. Bardzo mi się tam podoba i za każdym razem odkrywam coś nowego.

Rozmowa z Filipem Bobkiem

To może właśnie tam w przyszłości pan zamieszka?
Raczej nie. Szwedzi świetnie znają język angielski, dzięki czemu nie ma problemu z porozumiewaniem się z nimi, gdybym jednak chciał nauczyć się szwedzkiego, pewnie zajęłoby mi to strasznie dużo czasu. To bardzo trudny język.

Zaplanował pan już dłuższe wakacje?
Tak, ale nie chcę za dużo o tym mówić, żeby nie zapeszyć. Jeśli się uda, to będzie to dwutygodniowa samochodowa wyprawa z przyjaciółmi. Wsiadamy i jedziemy przed siebie. Spontaniczny wyjazd do Włoch, ale nie interesują nas kurorty, tylko miejsca jeszcze nie odkryte. Chcemy spróbować poznać ten kraj „od kuchni”.

Niedawno zakończyły się zdjęcia do serialu „Brzydula”. Zatęsknił pan już za pracą?
Oj, nie. Na razie odpoczywam. Mam za sobą prawie rok pracy ciężkiej i bardzo intensywnej. Długo czekałem na ten wolny czas.

Serial to ciężka praca, ale ma też swoje dobre, przyjemne strony. chociażby popularność i nowe propozycje.
Dopóki jestem w „Brzyduli”, nie mam możliwości, by zagrać gdzieś choćby gościnnie. Jestem codziennie na planie i nie jest to możliwe. Ale wyznaję zasadę małych kroków.

A co z życiem prywatnym?
Nie ma życia prywatnego. Nawet jeśli weekend jest wolny, to zaszywam się w domu i odpoczywam.

Mówiąc „dom”, myśli pan o Gdańsku czy Warszawie?
Jedno i drugie. Pewnie nigdy nie odetnę się od Gdańska, choć rodzice narzekają, że widują się ze mną coraz rzadziej. A Warszawa to miejsce, gdzie studiowałem i już się zadomowiłem. To tutaj pracuję i mieszkam.

Przyszłość wiąże pan ze stolicą?
Prawdopodobnie tak.

A co wobec tego poza pracą?
Od zawsze fotografia. Przy tym zajęciu totalnie się relaksuję i zapominam o wszystkim.

Co najchętniej pan fotografuje?
Dotychczas uwielbiałem robić portrety, ale ostatnio spróbowałem również fotografować krajobraz. Zawsze od tego uciekałem, ale przekonałem się, że niepotrzebnie, bo i to zaczyna mi całkiem nieźle wychodzić. Muszę jeszcze jednak nad tym popracować.

Jest pan wobec siebie i tego, co robi bardzo krytyczny...
To prawda, nieustannie coś bym poprawiał, ulepszał. Szkoda, że najczęściej takie autorefleksje pojawiają się po fakcie.

Jest pan przesądny?
Czasem tak, ale staram się nie być. Na przykład, nie przydeptuję scenariusza. Wychodzę z założenia, że jeśli coś zostało przećwiczone, zrobione i opracowane, to musi się udać.

Czy podobnie, jak serialowy bohater ma pan smykałkę do interesów?
Oj nie! Ledwo sobie radzę z przesyłaniem pieniędzy z konta na konto przez internet, dlatego wolę nie próbować posuwać się do bardziej skomplikowanych działań.

Mógłby się pan zakochać w Kopciuszku?
To zależy od Kopciuszka. Jeśli byłby zabawny, miał czar w oczach i poczucie humoru, to nie mówię nie.

Dostrzega pan te wzdychające fanki?
Różnie z tym bywa. Na początku tej popularności nie było. Aż pewnego dnia okazało się, że staję się rozpoznawalny, kojarzony i słyszę dookoła szepty „Marek, Marek”... To się stało z dnia na dzień i bywa uciążliwe. Ale wszystko jest kwestią podejścia.

Jakie pan ma podejście?
Spokojne, delikatne i zawsze z uśmiechem.

Dostaje pan listy, propozycje?
Tak, docierają do mnie różne rzeczy. Ostatnio dostałem przedziwną przesyłkę. W starannie zapakowanym pudełeczku była Biblia. Nie wiem, co o tym myśleć? Może to jakieś upomnienie dla Marka, postaci, którą gram? Ale zabrałem ją do domu i postawiłem na półce.

mwmedia

Redakcja poleca

REKLAMA