Okiem taty - Fochmen, upierdliwka i szybki wzrost

Próbuj tu człowieku zdjęcie własnej progeniturze zrobić! Siedzi na kolanach, gaworzy, śmieje się pełną gębą... Ale wystarczy pójść po aparat, by ten uśmiech uwiecznić i już – kicha! Znaczy w sensie porażka, a nie że Młody przeziębiony! Odwraca głowę, buzię wygina w podkówkę, zupełnie jakby na złość robił. I strasznie głupio się wygląda, stojąc nad nim z aparatem, podczas gdy on z uporem godnym lepszej sprawy, ani myśli się uśmiechnąć.
/ 15.07.2008 12:42
Próbuj tu człowieku zdjęcie własnej progeniturze zrobić! Siedzi na kolanach, gaworzy, śmieje się pełną gębą... Ale wystarczy pójść po aparat, by ten uśmiech uwiecznić i już – kicha! Znaczy w sensie porażka, a nie że Młody przeziębiony! Odwraca głowę, buzię wygina w podkówkę, zupełnie jakby na złość robił. I strasznie głupio się wygląda, stojąc nad nim z aparatem, podczas gdy on z uporem godnym lepszej sprawy, ani myśli się uśmiechnąć.

W efekcie na to, by złapać jeden uśmiech, trzeba pstryknąć jakieś dwadzieścia, trzydzieści zdjęć. A potem krążą miejskie legendy o ojcach z cyfrówkami, co to ani na chwilę nie przestają skakać wokół dziecka z obiektywem i robić fotki raz za razem... Stąd doszliśmy do słusznego wniosku, że Daniel aparatu jednak nie lubi i strzela fochy, jak tylko widzi obiektyw. Mina poważna, głowa w drugą stronę – no, Fochmen jak nic!!!
Okiem taty - Fochmen, upierdliwka i szybki wzrost
Zdjęcia to mały pikuś jednak. Odrobina jego złośliwych możliwości. O wiele częściej wycina nam numer po jedzeniu. Napcha się takie małe do granic możliwości, mało mu ten brzuszek nie pęknie po godzinnym ciągnięciu mleka. Ponoszony w pozycji pionowej wyda przeciągłe beknięcie, po czym puści torpedę w pieluchę. Zupełnie jakby to, co zjadł, przelatywało przez niego, bez najmniejszego nawet postoju. No, ale w porządku, jak puścił, to trzeba go przewinąć. Robię swoje, zapinam mu już ubranko i w tym momencie słyszę gromkie: HIK! Raz, drugi, trzeci. Hik! Hik! Hik! I uśmiech wokół głowy, ledwo zatrzymujący się na uszach. Uśmiech sugerujący, że jemu się ta czkawka bardzo podoba. Bo rzuca nim! I tak raz za razem! Hik! Hik! I śmiech! Średnio co trzecie karmienie, po przewinięciu Daniel hika. Może to i na początku było urocze, ale w końcu zostało przez nas ochrzczone czkawką-upierdliwką... Bo też i upierdliwe to jest niemiłosiernie. Zwłaszcza, że Młody wtedy już zazwyczaj najedzony, to ani z butelki nie chce się niczego napić, ani z piersi pociągnąć. No i leży takie małe coś, targane kolejnymi podrzutami czkawki i śmieje się szeroko, prezentując bezzębne dziąsła w całej okazałości!

Strzeliły mu jednak w międzyczasie dwa miesiące i trzeba było pójść na szczepienia. Przy tej okazji zmierzony został i zważony. Okazało się, iż nie bez przyczyny zaczynają mnie boleć ręce przy dłuższym jego noszeniu. Przekroczył bowiem już pięć kilo (5150 dokładnie) i ma 61 cm. Kawał chłopa... Tymczasem w jednej z „mądrych” książek opisujących rozwój dzieci doczytaliśmy się, że dziecko wagę w granicach pięciu kilo i długość sześćdziesięciu centymetrów osiąga pod koniec trzeciego miesiąca! To nam się Daniel pospieszył... Stwierdziliśmy, że ponieważ rośnie za szybko, to przez najbliższy miesiąc odstawiamy mleko i na samej wodzie jechać będzie! O!*

* - jakby ktoś miał zamiar się oburzać, to informuję uprzejmie, że to tylko żart, a nie realne działanie wyrodnych rodziców :)

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA