Bajka o sercu, czyli co jak stary tramwaj było

Było sobie raz serce, co jak tramwaj po torach życia mknęło. Jak stary tramwaj, dodajmy, więc i drzwi stale miało otwarte. Te z przodu i te z tyłu. Jako pasażerów zbierało zakochania na kolejnych przystankach. Drzwi stale otwarte pozwalały wsiadać wszystkim: tym dużym i tym małym. Na długo i na krótko – jak które chciało. Zakochania siadały na ławeczkach, czasami samotnie, czasem się tłoczyły. Niektóre zahaczały skrawkami odzieży o drzazgi ze starych ławek wystające, zostawały przez to przystanek lub dwa dłużej, zamiast wysiąść, gdzie powinny...
/ 09.07.2008 23:00
Było sobie raz serce, co jak tramwaj po torach życia mknęło. Jak stary tramwaj, dodajmy, więc i drzwi stale miało otwarte. Te z przodu i te z tyłu. Jako pasażerów zbierało zakochania na kolejnych przystankach. Drzwi stale otwarte pozwalały wsiadać wszystkim: tym dużym i tym małym. Na długo i na krótko – jak które chciało. Zakochania siadały na ławeczkach, czasami samotnie, czasem się tłoczyły. Niektóre zahaczały skrawkami odzieży o drzazgi ze starych ławek wystające, zostawały przez to przystanek lub dwa dłużej, zamiast wysiąść, gdzie powinny...Bajka o sercu, czyli co jak stary tramwaj było

Serce kochało swoich pasażerów, lubiło te wsiadające zakochania. Cieszyło się ich obecnością. Jechało powoli, nie chcąc, by któreś z zakochań przy wziętym zbyt szybko zakręcie wypadło przez otwarte drzwi i krzywdę sobie zrobiło. Serce dbało o swoich pasażerów, choć niektórzy byli niesforni. Brudzili, niszczyli, hałasowali... Nie potrafili uszanować wnętrza... Cięli, kopali, pluli... A jednak żadne z tych niesfornych zakochań nie zostało siłą wyrzucone na bruk. Serce czekało, aż dojadą do właściwego przystanku i wysiądą same...

Zawsze wysiadały... Jedno po drugim. Choć przychodziły nowe, to zawsze na krótko. W swojej podróży przez życie nie zwracały większej uwagi na to, jakim tramwajem podróżują. W swój cel zapatrzone – tylko chciały go osiągnąć. Nieważne, jakim kosztem...

A serce, mknąc przez życie, wpatrzone w sunące tory, pragnęło tylko jednego: by któreś z zakochań zostało. Nie wysiadało na przystanku, nie uciekało między ławeczkami. Usiadło razem z nim, porozmawiało, zostało do końca trasy... I w myślach serce pytało samo siebie: czy kiedyś tak właśnie będzie? Czy mimo wiecznie otwartych drzwi, jakiś pasażer zostanie? Z własnej, nieprzymuszonej woli dojedzie wraz z nim do końca? Czy kiedyś tak? Czy kiedyś...?

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA