„Żona po 15 latach małżeństwa odeszła do bogatszego zalotnika. A nowa kochanka okłamywała mnie od samego początku”

Mężczyzna fot. Adobe Stock
„– Nie ma sensu tego przedłużać. Musimy się rozstać. Nie jestem z tobą szczęśliwa. Nie kocham cię. Nie można przecież tak nagle przestać kogoś kochać. A nie wierzyłem, że przez cały czas udawała. Oczy miała pełne łez, ale jestem pewien, że mówiły co innego niż jej usta”.
/ 10.02.2022 10:30
Mężczyzna fot. Adobe Stock

Dwa lata temu, po 15 latach małżeństwa, zostawiła mnie żona. Przynajmniej wiedziałem dlaczego. Straciła głowę dla młodszego i bogatszego mężczyzny. Nie mieliśmy dzieci, więc rozwód przebiegł sprawnie. Od tamtej pory miałem trzy związki trwające dłużej niż tydzień. Jeden skończyłem ja, dwa – one. Tym razem miało być inaczej.

Poznaliśmy się na potańcówce dla samotnych

Brzmi strasznie, wiem. Poszedłem tam, bo mnie poprosił kolega, bardziej zdesperowany niż ja. Wyszło zabawnie, bo Ryszard nie poznał nikogo, a ja tak. Cały wieczór siedziałem przy barze, nawet nie patrząc na parkiet, bo takie imprezy wydawały mi się żenujące. Nagle ktoś klepnął mnie w ramię.
– Panie proszą panów! – obejrzałem się i... utonąłem w oczach atrakcyjnej szatynki.

Wyciągnęła mnie na parkiet. Dawno nie tańczyłem, ale kiedyś byłem w tym całkiem niezły... Zanim jednak zdążyłem się rozkręcić, skończyła się ognista samba i orkiestra zagrała tango-przytulango. Tak, wiem, brzmi jak scena z tandetnego romansu. Ale zdarzyła się naprawdę. Nie miałem innego wyjścia, przytuliłem partnerkę i kołysaliśmy się tak przez kolejne cztery minuty z okładem. Muszę przyznać – od razu zauważyłem, że miło się do niej przytulało. Ładnie pachniała...

Po tańcu zaproponowałem drinka. Z jednego zrobiły się trzy, przeplatane tańcami. Ryszard dawno poszedł sobie wściekły, pewnie obrażony. Ale co tam, warto było. W ciągu tych dwóch godzin udało mi się ustalić niewiele. Miała na imię Iwona, była wdową, miała 19-letnią córkę. Z szybkich rachunków wyszło mi, że albo bardzo wcześnie została mamą, albo jest ode mnie trochę starsza. Ale jakie to ma znaczenie? Świetnie nam się rozmawiało, piło, tańczyło i przytulało.

Odprowadziłem ją pod samą klatkę, wziąłem numer telefonu, obiecałem, że zadzwonię jutro. Tak długo jednak nie wytrzymałem. Gdy tylko dotarłem do domu, wystukałem esemesa: „Śpisz?”. Chyba czekała na wiadomość, bo odpowiedź nadeszła natychmiast. „Nie”. Wiele nie pospaliśmy tej nocy, bo flirtowaliśmy do samego świtu.

Nie wierzyłem, że tak nagle przestała mnie kochać

Spotkaliśmy się znowu w najbliższy weekend i tym razem też nie pospaliśmy. Tyle że noc spędziliśmy zupełnie inaczej. Wiem, że to niezłe tempo. Jednak potem zwolniliśmy. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu, usypialiśmy razem i koło siebie się budziliśmy, ale nie rozmawialiśmy o naszym związku. Ani o uczuciach. Było nam dobrze, woleliśmy tego nie psuć. Zresztą nigdzie nam się nie spieszyło. Po raz pierwszy powiedziałem Iwonie, że ją kocham, dopiero pół roku później.

– Już myślałam, że się nigdy nie doczekam – zaśmiała się. – Bo ja też cię kocham.

Po kolejnych miesiącach w jakiejś rozmowie, pół żartem, pół serio pojawiło się słowo ślub. Doszliśmy jednak do wniosku, że każde z nas już raz w to wdepnęło i że niekoniecznie musimy się spieszyć. Może kiedyś...

Poznałem córkę Iwony, Kingę. Bardzo fajna dziewczyna. Chyba się polubiliśmy. Zdarzały nam się weekendy spędzane we trójkę na wyprawach rowerowych czy kajakowych. Przy którejś z takich okazji, wieczorem, przy ognisku, gdy Iwona już poszła spać, Kinga przysunęła się do mnie i powiedziała:
– Fajnie, że jesteś. Mama, od kiedy się spotykacie, bardzo odżyła.
Zaszkliły mi się oczy. Na szczęście mogłem udawać, że to od dymu.

Przez 8 miesięcy byliśmy bardzo szczęśliwi

Oczywiście, zdarzały się napięcia. Dorosłym ludziom po latach samotnego życia nie jest tak łatwo nauczyć się bycia we dwoje. Ale mieliśmy taką niepisaną zasadę, że jak czujemy zmęczenie, przesyt, irytację – to po prostu dajemy sobie wolne, odpoczywamy od siebie dzień, dwa, nawet tydzień, jak trzeba... A po tym czasie już tak za sobą tęskniliśmy, że żadne nie pamiętało, o co poszło. Dlatego nie zaniepokoiło mnie, gdy Iwona nie chciała ze mną rozmawiać przez kilka dni. Napisała tylko krótkiego esemesa: „Potrzebuję chwili dla siebie. Odezwę się wkrótce”.

Czekałem cierpliwie. Wreszcie zadzwoniła. Dopiero później, gdy wracałem do tej rozmowy myślami, dotarło do mnie, że już wtedy miała dziwny, jakby obojętny głos.
– Spotkajmy się w sobotę. Zarezerwuję stolik w restauracji – zaproponowała.

A ja, głupi, pomyślałem, że to będzie jakaś miła niespodzianka.

Zrozumiałem, że coś jest nie tak, gdy spróbowałem pocałować ją na powitanie, a ona odwróciła głowę w drugą stronę. Nerwowo ściskała kieliszek z koniakiem.
– Usiądź, proszę. Powiem od razu, co mam do powiedzenia. Nie ma sensu tego przedłużać. Musimy się rozstać. Nie jestem z tobą szczęśliwa. Nie kocham cię – wyrzuciła z siebie jednym ciągiem, patrząc w obrus.

Słyszałem, co mówi, ale nie wierzyłem

To nie mogła być prawda. Nie można przecież tak nagle przestać kogoś kochać. A nie wierzyłem, że przez cały czas udawała... Zmusiłem, ją żeby na mnie spojrzała i poprosiłem:
– Powiedz to jeszcze raz.
Powtórzyła. Oczy miała pełne łez, ale jestem pewien, że mówiły co innego niż jej usta.

Błagałem, żeby powiedziała, co się stało.
– Ktoś ci nagadał jakichś bzdur? – dopytywałem. – Cokolwiek to było, nie wierz w to. Gdy będę wiedział, o co naprawdę chodzi, razem rozwiążemy ten problem – nalegałem.
– Przestań. Powiedziałam, co miałam do powiedzenia. To koniec. Za koniak zapłaciłam. Do widzenia – Iwona zerwała się od stolika i wybiegła z restauracji.

Nie miałem pojęcia, co się stało, ale czułem, że Iwona nie mówiła prawdy. Wtedy jednak dała o sobie znać urażona męska ambicja. Parę razy już miałem wybrany numer Iwony, ale nie zadzwoniłem. Napisałem dziesiątki esemesów – żadnego nie wysłałem...

Wyznanie Kingi było jak grom z jasnego nieba

Przyznałem się Ryszardowi, że Iwona mnie rzuciła. Komuś musiałem. Pewnie wyglądałem naprawdę żałośnie, bo darował sobie złośliwości. Doradził mi oczywiście to, co chciałem usłyszeć:
– Schowaj dumę do kieszeni, zadzwoń do niej, zaproponuj spotkanie i spróbuj dowiedzieć, co się stało. Bo to rzeczywiście mało prawdopodobne, żeby zakochana kobieta tak nagle przestała być zainteresowana znajomością.

Przełamałem się i zadzwoniłem, Iwona jednak nie odebrała. Wtedy się poddałem. Nie przestałem o niej myśleć, ale uznałem, że widocznie naprawdę nie chce mnie znać.

Minęło pół roku. Myślenie o Iwonie ciągle boli, ale już trochę mniej. Dlatego, gdy wczoraj w autobusie zobaczyłem Kingę, nie wiedziałem, co zrobić. Podejść czy udać, że jej nie poznaję? W końcu skinąłem głową na przywitanie, ale udała, że mnie nie widzi. W milczeniu przejechaliśmy kilka przystanków. W końcu sytuacja wydała mi się tak niezręczna, że zagadałem:
– Co słychać? U mamy wszystko dobrze?
Kinga spojrzała na mnie z wściekłością.
– Miałam pana zignorować. Miałam się nie odezwać. Ale pan, oczywiście, musiał mnie zagadnąć. Taki dżentelmen. Chce pan wiedzieć? Naprawdę? To proszę: mama od tygodnia już nie chodzi. Miała gwałtowny rzut choroby. To na pewno przez pana. Do widzenia.

W tym momencie autobus zatrzymał się na przystanku i Kinga wysiadła. Ledwo zdążyłem za nią wyskoczyć.

Kinga, zaczekaj, o czym ty mówisz? Jaka choroba?! – biegłem za nią po trawniku i krzyczałem. Dziewczyna w końcu stanęła.
– To pan nic nie wie? – spytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
– Twoja mama powiedziała, że mnie nie kocha. Myślałem, że może poznała kogoś innego... Nic nie mówiła o chorobie. Naprawdę.

Kinga zaczęła płakać.
– Mama ma stwardnienie rozsiane. Powiedziała mi, że to nie dlatego się rozstaliście, ale jej nie uwierzyłam. Byłam pewna, że nie chciał pan mieć nic wspólnego z chorą kobietą. Ona była z panem taka szczęśliwa. Przepraszam.

Kinga odeszła, a ja stałem na środku trawnika jak sparaliżowany. Przez głowę przelatywały mi dziesiątki myśli... Miałem rację, że coś ukrywa. Wiedziałem, że nie mogła się tak po prostu odkochać. Oszukała mnie. Złamała mi serce. Myślała, że tak będzie lepiej? Dla kogo? Dla mnie? Dla niej? Nie chciała, żebym patrzył, jak cierpi. Bała się, że nie będzie wiedzieć, czy jestem z nią z miłości, czy z litości. Dlaczego mi nie zaufała? Dlaczego uznała, że sobie z taką wiadomością nie poradzę? Dlaczego nie dała mi wyboru? Bała się, że ją rzucę czy że zostanę?

Myślałem całą noc. Jest ranek, a ja wcale nie czuję się mądrzejszy. Nie wiem, co powinienem zrobić. Nie wiem, co zrobię...

Czytaj także:„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”„Moja żona zmarła przy porodzie. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i po prostu oddałem córkę do adopcji”„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat i bardzo długo to ukrywałam. Bałam się reakcji rodziców”

Redakcja poleca

REKLAMA