„Mąż omal mnie nie zabił przez swoją chorobliwą zazdrość. Do dziś pamiętam ten dzień...”

Kobieta załamana zazdrością męża fot. Adobe Stock
Mój mąż tak bardzo mnie skrzywdził, że dziś nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zaufam innemu mężczyźnie.
/ 29.01.2021 10:07
Kobieta załamana zazdrością męża fot. Adobe Stock

Na spotkanie z koleżankami biegłam jak na skrzydłach. Raz do roku spotykamy się w kawiarni w centrum miasta. Każda opowiada, co jej się przydarzyło przez ostatnie miesiące. Byłyśmy w komplecie.

Spotkanie po latach

Janka, moja kumpelka ze szkolnej ławy odeszła od męża i wybierała się na rejs po Morzu Śródziemnym. Danka z klasy wyżej zrobiła doktorat. Hance imprezowiczce zdechła ukochana kotka. Singielka Agata poznała nowego faceta. Iga planowała wyprawę w góry. Historie zabawne i smutne, jak w życiu. Śmiejemy się, a czasem popłynie łza.

– Zosiu, co u ciebie? – zapytała Janka.
– Nadal ten sam mąż – roześmiałam się.
– Ten twój zazdrośnik wysysa z ciebie całą radość życia. Wystarczy spojrzeć – Hanka za każdym razem powtarzała te same słowa. – Siedzimy już kwadrans, a on nie dzwoni, nie sprawdza cię? Cud boski, kobieto.

W tej chwili rozległa się charakterystyczna melodyjka mojej komórki. Oczywiście Karol! Wszystkie dziewczyny ryknęły śmiechem, a mnie zrobiło się przykro. Karol zażądał, bym oddała słuchawkę Jance, do której miał nieco zaufania.
– Cześć, Karolu. Mamy klasowy wieczór, same dziewczyny. Nie możesz do nas dołączyć, no chyba że w sukience.

Na początku była sielanka

Karol był moim pierwszym i jedynym mężczyzną, miłością życia. Fantastyczny kompan, przyjaciel i kochanek. Dziewczyny zazdrościły mi przystojnego partnera. Poznaliśmy się na obozie językowym na Mazurach. On, student anglistyki, prowadził indywidualne zajęcia z konwersacji. Ja, uczennica klasy maturalnej od pierwszego wejrzenia zabujałam się w niebieskookim wykładowcy.

Nie tylko ja, również dziewczyny z mojej grupy. Ale to mnie zaprosił na przejażdżkę łódką. Przybił do małej zatoczki. Pływaliśmy w krystalicznie czystej wodzie. Pierwszy pocałunek słodki i podniecający. Byłam absolutnie oczarowana. Ostatniego dnia porwał mnie w ramiona i kochaliśmy się na maleńkiej dzikiej plaży w blasku księżyca. Był moim pierwszym i dotąd jedynym kochankiem.

Pobraliśmy się równo po trzech miesiącach znajomości. Nie wyobrażałam sobie życia bez Karola. Mieliśmy wspólne pasje – żeglarstwo i kino. Towarzyszyłam mężowi na polowaniach, choć nie przepadałam za myślistwem. Wzruszało mnie jego oddanie matce, która ciężko chorowała. W ostatnich dniach jej życia Karol był cały czas przy jej łóżku.

Pomagałam mu potem uporać się z żałobą. Wybraliśmy się w samotny rejs po morzu Śródziemnym. To były najbardziej romantyczne chwile w całym moim życiu. Karol był czarującym towarzyszem. Po roku idylli okazało się, że mój ukochany ma jedną, za to wielką wadę. Był chorobliwie zazdrosny. Z roku na rok stawał się oraz bardziej zaborczy.

Chorobliwa zazdrość zaczęła być problemem

Ostatnie miesiące były po prostu koszmarem. Ciągłe awantury i sceny zazdrości. Przyjaciółki widząc jego zaborczość, radziły zostawić Karola. Nie byłam jednak w stanie tego zrobić. Ograniczyłam spotkania ze swoimi znajomymi, aby nie drażnić męża. Pomogło na krótko. Dziś ledwo wyrwałam się z domu. Przez godzinę tłumaczyłam, że na naszych spotkaniach nie ma mężczyzn, że to babskie pogaduchy. Widziałam w jego oczach niedowierzanie, wreszcie łaskawie zgodził się na mój wypad.
– Tylko pamiętaj o jedenastej masz być w domu – rzucił, gdy otwierałam drzwi. Zamknęłam je głośniej niż zazwyczaj.

Brak niepokojących sygnałów

Przyznaję, że na początku naszej znajomości oznaki zazdrości mile łechtały kobiece ego. Teraz nie mogłam już słuchać jego przykrych komentarzy. Zdaniem Karola wszyscy mężczyźni w zasięgu wzroku byli moimi potencjalnymi kochankami. Koledzy z pracy, listonosz, dozorca… Grzebał w mojej torebce, przeglądał korespondencje, pociął bluzkę ze zbyt dużym jego zdaniem dekoltem.

Ostatnio wydarł się na bogu ducha winnego pasażera autobusu, który ustąpił mi miejsca. Myślałam, że rzuci się na niego z pięściami. Z przerażeniem patrzyłam na wykrzywioną wściekłością twarz męża. Wyskoczyłam na najbliższym przystanku i resztę drogi pokonałam pieszo. Karol biegł za mną, krzycząc:
– Znasz go, znasz?! Odpowiadaj do cholery! Widziałem, jak na ciebie patrzył. Już ja wiem, co wyrabiasz w biurze.

Spojrzałam w jego nieprzytomne z wściekłości oczy i pomyślałam, że to tylko kwestia czasu, kiedy podniesie na mnie rękę. Te ataki były coraz częstsze. Kiedyś urządzał awantury w domu, teraz w miejscach publicznych. Kiedyś przepraszał za swoje ataki furii, teraz nawet nie silił się na zwykłe przepraszam. „Co się kłębi w tej jego chorej głowie?” – myślałam. Kiedyś w przypływie szczerości wyznał, że nie może opanować zazdrości, że to uczucie go wykańcza psychicznie. Z jednej strony wie, że jestem mu wierna, z drugiej – nie może odpędzić myśli o moich domniemanych flirtach i zdradach.

Gdy wspomniałam o terapii u psychologa, obraził się na kilka dni. Już nie zliczę, ile razy zachęcałam go do wizyty u lekarza. Zawsze kończyło się na koszmarnych awanturach, po których miałam ochotę uciekać jak najdalej. Karol dobrze wiedział, jak mnie ugłaskać. Przez kilka następnych dni był słodki i uroczy. Kolacja w ulubionej restauracji, kwiaty, wieczorne czułości… W takim mężczyźnie się kiedyś zakochałam. A potem… Potem jak bumerang powracał mąż zazdrośnik.

Problemy w pracy

W pracy miałam wiele nieprzyjemności z powodu częstych telefonów Karola. Potrafił dzwonić po kilkanaście razy. Magda, moja wyrozumiała szefowa w końcu straciła cierpliwość i kategorycznie zabroniła prywatnych rozmów przez służbowy telefon. Byłam zmuszona kupić komórkę, której celowo dotąd nie miałam. Teraz Karol miał do mnie dostęp o każdej porze.

W południe na ekranie komórki widziałam długą listę nieodebranych połączeń i po kilka SMS-ów z oskarżeniami. W porze obiadu zamykałam się w toalecie i oddzwaniałam. Popsuł mi dzisiejszy wieczór, na który tyle czekałam. Janka wzięła mnie na bok.

– Najwyższy czas zakończyć to małżeństwo – szepnęła. – Jesteś cieniem kobiety. Uważam, że stan Karola się pogorszył i może cię skrzywdzić. Daję ci klucze do mojego mieszkania, żebyś miała azyl, gdy mnie nie będzie. Tak na wszelki wypadek. I uważaj na siebie. Karol ma paranoję na twoim punkcie i kwalifikuje się do psychiatryka. To się może źle skończyć! Gdyby wiedziała, jak niedługo jej słowa miały się sprawdzić...

Incydent, który wszystko zmienił

Nazajutrz w pracy miałam niezły kocioł. Cały dzień razem z szefową pracowałyśmy u klienta i nie mogłam pogadać z mężem. Wiedziałam, że po powrocie zrobi mi piekło. Psychicznie nastawiłam się na awanturę. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Pijany Karol siedział rozparty w fotelu, obok niego na stoliku walały się puszki po piwie. Wyglądał upiornie. W ręku trzymał broń myśliwską, a na podłodze leżały rozsypane naboje.
– Ty dziwko, u kogo byłaś przez cały dzień? I nie kłam. Pojechałem do twojej pracy. Nie zastałem cię. Wszystko się wydało. Gadaj albo cię rozwalę! – krzyknął.

Stanął na chwiejących się nogach i skierował lufę w moją stronę. Huknął strzał. Pocisk przeleciał milimetry od mojej głowy i rykoszetem od ściany uderzył w szybę. Szkło zasypało pokój. Nie wiem, co było dalej. Wybiegłam z mieszkania jak szalona. W życiu nie pędziłam tak szybko jak wtedy. Dotarłam do mieszkania Janki. Ręce mi drżały, nie mogłam wystukać numeru na policję… Pół roku później pierwszy raz od strzelaniny zdobyłam się na pójście do naszego mieszkania. Karol od kilku miesięcy przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Miał tam, wyrokiem sądu, spędzić resztę swojego życia.

W pokoju, gdzie się wszystko rozegrało, panowała niezwykła cisza. Zamiotłam resztki szkła, wyłączyłam lodówkę. Na ułamek sekundy wróciły wspomnienia. Cudowne początki. Karol przenoszący mnie przez próg tuż po ślubie. Baraszkowanie pod prysznicem. Skręcanie meblościanki. Nad ranem poddaliśmy się, zaśmiewając się z własnej nieporadności. Jego niebieskie oczy wpatrzone we mnie z uwielbieniem. Troskliwość, gdy chorowałam. A po 10 latach… czarna lufa wycelowana w moją skroń. Huk, smród prochu. Karol w kajdankach wyprowadzany z mieszkania. Wielogodzinne przesłuchania i proces. Nigdy więcej.

Starannie zamknęłam drzwi. Odcięłam się od tego mieszkania, mebli, wszystkich sprzętów, przeszłości. Nie chciałam nic. Zakończyłam ten etap życia.

Więcej listów do redakcji: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA