„Spotykam się z 2 facetami na raz i żaden nie wie o istnieniu drugiego. Kocham ich obu i z żadnego nie zrezygnuję...”

zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Ulia Koltyrina
„Randki notuję w telefonie, w kalendarzu. Mam prosty kod. Hydraulik, monter, gazownik – to Piotr. Dermatolog, ginekolog, dentysta – to Andrzej. Najzabawniejsze, że moi znajomi uważają mnie za singielkę. Andrzejowi wmawiam, że nie mam przyjaciół, bo lubię samotność. Piotrowi – że są tak nudni, że mógłby zmienić o mnie zdanie, gdyby ich poznał”.
/ 25.10.2022 17:15
zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Ulia Koltyrina

Moja ukochana, świętej pamięci babcia zawsze żartowała, że ze mną to jeden chłop nie wytrzyma. Nie wiem, czy miała na myśli dokładnie to, co wydarzyło się w moim życiu.

To nie jest tak, że to zaplanowałam. Po prostu tak się ułożyło. Długo nie miałam żadnego stałego partnera, a teraz mam ich dwóch. Nie, nie żyjemy w trójkącie. Każdego mam osobno, oczywiście jeden o drugim nie ma pojęcia. Jak się wplątałam w taki układ? Otóż było tak...

Trzy lata temu zmieniłam pracę. Mój nowy szef od razu mnie zauroczył, a po dwóch miesiącach już byłam w nim zakochana. Istniała jednak poważna przeszkoda. Piotr był żonaty, jego związek był szczęśliwy. A gdy poznałam jego żonę Olę – bardzo ją polubiłam.

Wiedziałam, że nie mam szans, ale czasem i tak wyobrażałam sobie nasze wspólne życie. Na dodatek, odkąd poznałam Piotra, żaden inny mężczyzna nie wydawał mi się wystarczająco dobry. Albo był mniej przystojny, albo głupszy, albo nie dość dowcipny… Moje znajomości kończyły się po jednej, dwóch randkach. Przez chwilę zanosiło się na coś więcej z pewnym Adamem, ale wycofałam się w ostatniej chwili. Wystarczyło, że Piotr pochwalił w pracy moją nową fryzurę. „To może jednak jest jakaś nadzieja i wszystko przepadnie, jak zwiążę się z Adamem?”– przemknęło mi przez głowę. I nasza znajomość szybko się skończyła.

Powiedział, że jego żona się wyprowadziła

Półtora roku temu wreszcie oprzytomniałam. Przekonałam samą siebie, że czas zapomnieć o Piotrze. Postanowiłam, że muszę coś zrobić z moim życiem. Zrozumiałam, że dopóki będę szukać facetów podobnych do Piotra, będę wciąż tkwić w miejscu, bo żaden nie będzie równie dobry jak pierwowzór.

Wtedy na horyzoncie pojawił się Andrzej. Cichy, ułożony, odzywał się tylko wtedy, gdy miał coś mądrego do powiedzenia. Zupełne przeciwieństwo Piotra, który jest duszą towarzystwa. Uwielbia niebezpieczne sporty, szalone tańce i wygłupy. Andrzej natomiast lubi długie spacery, romantyczne kolacje, szeptane rozmowy. I ma taki piękny, melancholijny uśmiech.

Po kilku randkach Andrzej nieśmiało zaproponował mi wspólny weekendowy wyjazd na Mazury. Zgodziłam się. Gdy na miejscu okazało się, że zarezerwował dla nas dwa pokoje, byłam pod wrażeniem. I pomyślałam, że takiego dżentelmena w dzisiejszych czasach naprawdę ze świecą trzeba szukać. Drugiej nocy sama zapukałam do jego pokoju.

Czekałem na ciebie – wyszeptał i zarumienił się lekko.

Rozpłynęłam się w zachwycie. Andrzej okazał się czułym kochankiem, delikatnym i uważnym, skoncentrowanym na kobiecie.

Po powrocie do domu spotykaliśmy się codziennie, raz u mnie, raz u niego, i ciągle nie mieliśmy siebie dosyć. Przychodząc do pracy, myślałam już o tym, kiedy znowu się zobaczymy i wylądujemy w łóżku.

Po kilku miesiącach doszliśmy do wniosku, że osobne mieszkania to komplikacja. Zdarzało mi się czekać na Andrzeja u niego, gdy on tymczasem był już u mnie. Gdy któregoś dnia Andrzej zaproponował, że może powinniśmy razem zamieszkać, nie byłam już taka pewna. Co się zmieniło? Wszystko! Otóż Piotr przysiadł się do mnie podczas obiadu w firmowym bufecie i oświadczył, że się rozwodzi.

– Jezu, jak to? Przecież wy jesteście taką wspaniałą parą – wypaliłam.

– Byliśmy. Czas przeszły. Ola wyprowadziła się tydzień temu. To moja wina, zaniedbywałem ją. Wstyd mi przed samym sobą, ale zacząłem się z nią nudzić. Ona jest taka poukładana, przewidywalna…

Robiłam smutną minę, ale nagle odżyły we mnie schowane gdzieś głęboko uczucia. I serce zaczęło mi walić jak wściekłe. Zaczęłam zastanawiać się, co zrobić.

– Wiesz, gotuję dziś kolację dla przyjaciół, może wpadniesz? Nakarmię cię, pogadamy o duperelach. Dobrze ci to zrobi – powiedziałam.

Piotr chyba naprawdę potrzebował towarzystwa i rozrywki, bo zgodził się bez wahania. Umówiliśmy się na godzinę dziewiętnastą. Po południu, zaraz po wyjściu z pracy, zadzwoniłam do Andrzeja.

– Chyba złapałam jakiegoś wirusa, idę do łóżka, zadzwonię jutro – zakomunikowałam mu i zakończyłam szybko rozmowę.

Od tak dawna o tym marzyłam...

Oczywiście nie planowałam żadnej kolacji dla przyjaciół, ale nakryłam stół dla czterech osób. Starałam się, żeby wszystko wyglądało jak najbardziej autentycznie.

– Znajomi zadzwonili przed godziną. Córeczka im zachorowała. Pewnie nie damy rady zjeść wszystkiego, ale może chociaż część się nie zmarnuje – szczebiotałam, gdy tylko otworzyłam drzwi Piotrowi.

Nie mam pojęcia, czy się domyślił, że kłamałam. Nigdy do tego tematu nie wracaliśmy. Bo po co, skoro dzięki tej kolacji wszystko się zaczęło? Rozmawialiśmy do bladego świtu, śmialiśmy się, świetnie się rozumieliśmy. Wychodząc z mojego mieszkania, Piotr mnie pocałował. Jezu, tak długo na to czekałam. I wreszcie się stało, nie tylko w mojej wyobraźni.

Postanowiłam, że muszę zerwać z Andrzejem. Jak najszybciej. Ale gdy pojechałam do niego następnego dnia, był tak przejęty moją chorobą, tak zatroskany, że nie miałam sumienia powiedzieć mu prawdy.

– Masz może ochotę pojeździć konno w najbliższy weekend? – zagadnął w pracy Piotr.

W życiu nie siedziałam na koniu, ale jasne, że miałam ochotę.

– Kochanie, koleżanka, która miała nas reprezentować na konferencji w Krakowie, niestety złamała nogę. Muszę jechać ja. Wiem, mieliśmy plany na weekend, wynagrodzę ci to – powiedziałam Andrzejowi, którego okłamałam po raz drugi w tym samym tygodniu.

Gdy w sobotę przyznałam się Piotrowi, że w życiu nie jeździłam konno, śmiał się kwadrans.

– Okej, to może znajdę nam inną rozrywkę. Zaraz coś wymyślę.

Następne dwie czy trzy godziny spędziliśmy, szalejąc po lesie na quadach. Bawiłam się świetnie. Wieczorem poszliśmy na dyskotekę. Piotr okazał się prawdziwym mistrzem rock’n’rolla.

– Startowałem pięć razy w turnieju Billa Haleya – pochwalił mi się.

Gdy wróciliśmy do pensjonatu, Piotr odprowadził mnie pod drzwi pokoju. I zaczął całować. Oboje byliśmy spoceni, zaproponowałam kąpiel. Pierwszy raz uprawiałam seks pod prysznicem, było cudownie. Gdy Piotr w końcu zasnął, zaczęłam myśleć. Co ja wyczyniam? Co dalej? Doszłam do wniosku, że nie jestem gotowa zrezygnować, ani z Andrzeja, ani z Piotra. Tylko czy to jest w ogóle możliwe?

– Monika, mieliśmy porozmawiać o wspólnym zamieszkaniu – przypomniał mi we wtorek Andrzej. – Musimy zdecydować – przeprowadzamy się do twojego, czy do mojego mieszkania?

Zaczęłam w myślach gorączkowo szukać ratunku.

– Andrzejku, ja nad tym dużo ostatnio myślałam – kłamałam jak z nut. – I wiesz, to nie jest dobry pomysł. Patrzę na moich znajomych, którzy się pobrali albo mieszkają razem i widzę, jak po jakimś czasie ich życie zamienia się w rutynę. Nie chcę tego, wiesz? Zresztą ja muszę mieć własną przestrzeń. Lubię czasem posiedzieć sama z książką. Tak długo byłam niezależna, nie wyobrażam sobie, że mogłabym być z kimś przez cały czas.

Chyba wypadłam przekonująco, bo Andrzej pokiwał głową.

– Jak uważasz, może masz rację.

Postanowiłam kuć żelazo, póki gorące i rozwiązać kolejny problem.

– Tak pomyślałam, że musimy trochę zwolnić. Nie możemy się spotykać codziennie, bo zamienimy się w stare dobre małżeństwo. Musimy dać sobie przestrzeń.

Andrzej cały czas kiwał głową.

– Jak chcesz, kochanie.

Boże, był taki słodki, wspaniałomyślny, wyrozumiały, kochany.

Kłamanie szło mi coraz lepiej

Całą środę rzeczywiście spędziłam w domu na kanapie. Tylko nie z książką. Następnego dnia, gdy jechałam windą, sąsiadka popatrzyła na mnie bardzo dziwnie. Obawiam się, że mogłam wyglądać na bardzo niewyspaną. W czwartek byłam pierwszy raz u Piotra. W mieszkaniu nie było śladu po Oli. Nie pytałam, czy zabrała ich wspólne zdjęcia, czy je pochował albo wyrzucił. Zresztą nie było czasu, bo Piotr prosto od progu zaciągnął mnie do sypialni.

– To zupełnie nowe łóżko – wyszeptał mi do ucha. – Poprzednie wyrzuciłem przez okno. Słowo.

Łóżko było bardzo wygodne.

– Może w weekend znowu pojedziemy na konie? – zaproponował rano Piotr, gdy jedliśmy śniadanie.

Ale tym razem nie mogłam już się wykręcić od weekendu z Andrzejem. Zresztą wcale nie chciałam. Potrzebowałam odpoczynku.

– Nic z tego. Muszę jechać z rodzicami na osiemdziesiąte urodziny wuja. Jeśli się tam nie pojawię, to cała rodzina się na mnie obrazi – wymyśliłam na poczekaniu.

– W porządku, to kiedy indziej – odparł Piotr  i wzruszył ramionami. Bardzo się chyba nie przejął.

Sobotę spędziliśmy z Andrzejem w mieście. Poszliśmy do teatru i na kolację. Na ulicy nerwowo się rozglądałam, choć sama sobie tłumaczyłam, że szanse na spotkanie Piotra są nikłe. Na wszelki wypadek zaproponowałam jednak Andrzejowi, żebyśmy całą niedzielę spędzili po prostu w domu.

– Nie wstawać cały dzień z łóżka, to moje marzenie – rzekłam słodko i posłałam mu zalotny uśmiech.

Pierwszy miesiąc był najtrudniejszy. Ale po jakim czasie zorientowałam się, że kłamanie idzie mi coraz lepiej. Nagle okazało się, że w mojej rodzinie nagromadziło się mnóstwo wydarzeń: śluby, pogrzeby, komunie. Byłam już nawet na tyle bezczelna, że proponowałam Piotrowi, by ze mną pojechał. Nie bałam się, że się zgodzi, bo już go trochę znałam.

– O nie, rodzinne uroczystości to stanowczo nie dla mnie. Wolę pojeździć rowerem. Baw się świetnie.

Z kolei Andrzej byłby zachwycony, gdybym zabrała go na jakieś wesele, ale że żadnego przecież nie było, tłumaczyłam mu:

– Nie ma mowy. Moja rodzina jest straszna! Jak cię dorwą, to zamęczą. I te pytania o nasz ślub, które się pojawią. Nie, wolę, żebyś na razie pozostał moją słodką tajemnicą.

Ta sytuacja bardzo mi odpowiada

Parę razy było naprawdę blisko, by wszystko się wydało.

– Kochanie, czy ja właśnie widziałem twój samochód? Przecież jesteś w Kutnie – zapytał pewnej soboty Andrzej, gdy zobaczył moją toyotę, zaparkowaną pod popularnym klubem sportowym, gdzie Piotr postanowił nauczyć mnie wspinaczki.

– Ja tak, ale mój samochód nie. Pojechałam pociągiem. A samochód zostawiłam Kaśce, koleżance z pracy, bo jej jest w warsztacie.

Raz wszystko pokręciłam. Powiedziałam i Piotrowi, i Andrzejowi, żeby wpadli na noc. Pierwszy zjawił się Andrzej. Wtedy do mnie dotarło, co zrobiłam. Zgasiłam światło.

– Co jest? – zaczął Andrzej, ale zaczęłam go namiętnie całować.

– Nic, robię romantyczny nastrój!

Po ciemku zdjęłam słuchawkę od domofonu, na szczęście dzwonek przy drzwiach od dawna nie działał. Gdy godzinę później wymknęłam się z sypialni do łazienki, w telefonie miałam kilkanaście nieodebranych połączeń i jeszcze więcej wiadomości. Puściłam wodę w wannie i zadzwoniłam do Piotra.

– O Jezu, na śmierć zapomniałam, że się umówiliśmy. Nocuję u przyjaciółki. Rzucił ją facet, muszę ją pocieszać. A telefon został w płaszczu i zupełnie go nie słyszałam. Nie gniewaj się, jutro ci to wynagrodzę.

Od tamtej pory staram się być rozsądniejsza. Randki notuję w telefonie, w specjalnym kalendarzu. Mam prosty kod. Hydraulik, monter, gazownik – to Piotr. Dermatolog, ginekolog, dentysta – to Andrzej. Najzabawniejsze jest to, że moi znajomi uważają mnie za singielkę. Andrzejowi wmawiam, że nie mam przyjaciół, bo w sumie lubię samotność. Piotrowi – że są tak nudni, że mógłby zmienić o mnie dobre zdanie, gdyby ich poznał.

Najtrudniej jest kilka razy w roku, gdy zdarzają się okazje do świętowania. Przed Bożym Narodzeniem wytłumaczyłam obu, że to czas dla rodziny. Każdy z nas ma swoją. Walentynki? Nie uznaję i na znak protestu spędzam je sama w domu. Imieniny i urodziny: wpędzają mnie w depresję, nie mam wtedy ochoty nikogo widzieć.

Kocham ich, każdego inaczej i za coś innego

Pozostał sylwester. Na razie przeżyłam jeden, z Andrzejem w górach. Piotrowi wytłumaczyłam, że to rocznica ślubu rodziców i lecimy całą rodziną na Wyspy Kanaryjskie. Obiecałam mu, że w tym roku na pewno pójdziemy na bal. Jeszcze nie wiem, co powiem Andrzejowi.

Ostatnio poznałam jego rodziców. Nie udało mi się wykręcić. Byli w mieście i Andrzej uparł się, żebyśmy zjedli razem obiad. Starałam się zrobić jak najgorsze wrażenie, żeby takie pomysły nie przychodziły mu do głowy zbyt często. Na szczęście rodzice Piotra są nie tylko rozwiedzeni, ale też skłóceni ze sobą. Jest prościej.

Żyję z dwoma facetami już od ponad roku. Sytuacja jest czasem męcząca i stresująca, ale bardzo mi odpowiada. Kocham ich obu, każdego inaczej i za coś innego. I za nic w świecie, nie chciałabym z nich rezygnować. Nie wiem, co zrobiłabym, gdybym musiała wybierać. Myślę, że do tego nigdy nie dojdzie. Jeżeli ich stracę, to obu jednocześnie. Wiem, że żaden z nich, gdyby się dowiedział o tym drugim, nie wybaczyłby mi zdrady.

Czytaj także:
„Od 20 lat jestem żonaty, ale Kamila sama pchała mi się do łóżka. Miałem nadzieję na upojną noc i dzisiaj się tego wstydzę...”
„W okolicy zaczęły ginąć młode kobiety. Byłam w szoku, gdy do mnie dotarło, że to się dzieje, gdy mój facet idzie biegać”
„Na pracowniczym wyjeździe w góry, chciałem upolować gorącą łanię. Choć konkurencję miałem sporą, do domu wróciłem ze zdobyczą”

Redakcja poleca

REKLAMA