Upiorna noc, cz. 2

Skoro czytacie ten artykuł, oznacza to, że za nic macie igranie ze światem sił nadprzyrodzonych i w dalszym ciągu jesteście żądni wrażeń. Chcecie przelać hektolitry niewinnej krwi? Czy ucieczka przed niebezpiecznymi, psychopatycznymi maniakami dostarczy Wam więcej adrenaliny? Jeśli tak, witajcie w piekle...
/ 01.11.2010 10:30

Skoro czytacie ten artykuł, oznacza to, że za nic macie igranie ze światem sił nadprzyrodzonych i w dalszym ciągu jesteście żądni wrażeń. Chcecie przelać hektolitry niewinnej krwi? Czy ucieczka przed niebezpiecznymi, psychopatycznymi maniakami dostarczy Wam więcej adrenaliny? Jeśli tak, witajcie w piekle...

Zacznijmy może od czegoś przyjemnego. Wyobraźcie sobie, że wybraliście się ze znajomymi do ośrodka letniskowego nad jeziorem. Dni mijają leniwie. Korzystacie z uroków tego cichego, spokojnego, przepięknego miejsca. Pływacie w jeziorze, biegacie po lesie, a wieczorem imprezujecie. Pewnego ranka ku Waszemu zdumieniu odkrywacie, że brakuje kogoś z ekipy. Rozpoczynacie gorączkowe poszukiwania. Po wielu godzinach przeczesywania ośrodka odnajdujecie tę osobę, a raczej jej zmasakrowane zwłoki. Kim jest zabójca? Czy był to jednorazowy przypadek, czy może początek serii makabrycznych mordów? "Piątek trzynastego" (1980) Seana C. Cunninghama to dzieło, które wpisuje się w gatunek horrorów typu slasher, w których na pierwszy plan wysuwają się morderca i jego ofiary. Nie znamy kolejności ich śmierci. Wiemy tylko, że prędzej czy później wszyscy bądź prawie wszyscy zginą. A krew w żyłach mrożą nam ujęcia widziane oczami mordercy, brutalne sceny zabójstw i ta charakterystyczna, przyprawiająca o dreszcze muzyka, która wzmaga uczucie niepewności.

Jason Voorhees to niejedyny psychopata, uwielbiający zabawy w kotka i myszkę. Z dziką satysfakcją wtóruje mu Michael Myers – największy sadysta, któremu dane było przyjść na świat. Uwaga! Podaję jego cechy charakterystyczne: wysoka i silna postura, biała, przerażająca maska i olbrzymi kuchenny nóż trzymany w prawej dłoni. Potrafi też szybko i bezszelestnie przemieszczać się w terenie, a na łowy wyrusza co roku... w "Halloween" (1978). Zaryglujcie drzwi, pozamykajcie okna, a za ewentualną śmierć swoich przyjaciół obwiniajcie Johna Carpentera, który jest odpowiedzialny za stworzenie tego potwora. Michaela próbowano zabić już z tysiąc razy, na setki sposobów, jednakże on zawsze wraca. Nie wierzycie? Zapytajcie Jamie Lee Curtis, która ledwo uszła z życiem po kolejnym spotkaniu z Myersem w Halloween, w 20 lat po pierwszej, nieudanej próbie morderstwa tej niesamowitej aktorki! Raz na zawsze zapamiętajcie zatem – ucieczka przed nim nie wchodzi w rachubę, ponieważ swoim stoickim, zdecydowanym krokiem w końcu Was wyśledzi, gdziekolwiek byście nie byli, a kiedy już to zrobi ... no cóż, nie chciałabym się znaleźć w Waszej skórze...

W przypadku gdybyście nie chcieli poddać się bez walki, posłuchajcie rad jednego z najpopularniejszych twórców kina grozy – Wesa Cravena. Choć są one trochę ironiczne, to jednak doskonale określają reguły filmowego horroru. Przede wszystkim zaniechaj "Krzyku" (1996), bo przecież i tak jest nikła szansa na to, że ktoś Cię usłyszy, a tak szybciej się zmęczysz, morderca łatwiej Cię zlokalizuje, dopadnie no i zabije. W obliczu zagrożenia nie wpadajcie więc w panikę i nie zachowywujcie się jak Drew Barrymore – pierwsza ofiara seryjnego zabójcy w halloweenowym stroju, który na cel wziął sobie mieszkańców miasteczka Woodsboro. Kolejna cenna lekcja – nigdy nie rozmawiaj z nieznajomym przez telefon. Podczas gdy próbujesz po głosie zidentyfikować żartownisia, nie zdajesz sobie nawet sprawy, że czai się on gdzieś w pobliżu i chyha na twoje życie. Nie próbuj się też ukryć, bo on i tak zawsze Cię znajdzie! A na koniec – zanim się oddalisz, nigdy nie mów Zaraz wracam, ponieważ wiadomo, że tego nie zrobisz...

Czujecie się już bezpieczni, a zarazem trochę zmęczeni? W końcu ile można uciekać przed nieuleczalnymi psychopatami. Skoro tak, proponuję małą drzemkę. Zanim jednak położycie się wygodnie do łóżek i oddacie się w objęcia Morfeusza, zastanówcie się, czy zagrożenie rzeczywiście minęło. Nigdy nie wiadomo, czy doczekacie pierwszych promieni słońca... Nie wiecie o co mi chodzi? Może mała podpowiedź:

Raz Dwa – Idzie Freddie cicho sza
Trzy Cztery – Zamknij drzwi na spusty cztery
Pięć Sześć – Krucyfiks do ręki weź
Siedem Osiem – Późno spać położysz się
Dziewięć Dziesięć – Dziś ze snem pożegnasz się

W 1984 roku po ulicy Wiązów w pewnym amerykańskim miasteczku zaczęła grasować tajemnicza postać, przemieniająca sny swoich ofiar w istne koszmary. Do życia powołał ją Wes Craven. "Koszmar z ulicy Wiązów" (1984) posiada bardzo ciekawą i oryginalną fabułę. Oto pewna grupka nastolatków dręczona jest we śnie przez psychopatycznego mordercę Freddy’ego Krügera. Ubrany w ciemny kapelusz, bluzkę w czerwono-zielone pasy oraz uzbrojony w rękawicę z nożami poddaje się swojej ulubionej rozrywce, czyli zabijaniu. Sen miesza się z jawą. Bohaterowie panicznie boją się zasnąć, a gdy już padają z wycieńczenia, nie dane im jest odpocząć, ponieważ koszmar wcale się nie kończy, wręcz przeciwnie – dopiero się zaczyna. W filmie tym krew leje się strumieniami. Być może jest jej nawet więcej niż w niejednym filmie z udziałem wampirów. A sceny, w których Johnny’ego Deppa „zjada” łóżko, a Heather Langenkamp zostaje zaatakowana w wannie przez Krügera, określane są jako kultowe. Wielkie brawa dla reżysera za genialny pomysł i jeszcze lepszą realizację tego projektu oraz dla Roberta Englunda, który jako Freddy Krüger nieustannie straszy nas we wszystkich częściach tego koszmarnego cyklu!

Tegoroczne Halloween jest już za nami. Przez kolejne 365 dni możecie więc spać spokojnie. Choć z drugiej strony, tak na wszelki wypadek sprawdźcie, czy macie dobrze zamknięte drzwi. Nigdy nie wiadomo, co się za nimi czai...

Redakcja poleca

REKLAMA