Rząd każe się nam rozmnażać

Miłościwie panujący nam rząd reformuje system emerytalny, stale podkreślając, że najlepszym sposobem na wysokie przyszłe emerytury jest jednak wzrost demograficzny. Róbcie sobie dzieci – powtarzają kolejni politycy, mówiąc, że nic nie zapracuje tak dobrze na nasze pieniądze, niż kolejni, robieni najlepiej hurtem przyszli podatnicy.
/ 08.02.2011 06:45

Miłościwie panujący nam rząd reformuje system emerytalny, stale podkreślając, że najlepszym sposobem na wysokie przyszłe emerytury jest jednak wzrost demograficzny. Róbcie sobie dzieci – powtarzają kolejni politycy, mówiąc, że nic nie zapracuje tak dobrze na nasze pieniądze, niż kolejni, robieni najlepiej hurtem przyszli podatnicy.

Szkoda tylko, że żaden polityk nie myśli jednocześnie, aby zrobić cokolwiek, aby ułatwić życie przyszłym i obecnym rodzicom. Bo czy jakikolwiek wybrany poseł pomaga nam to dziecko wychowywać?

Na drodze rodzicielstwa, bez wątpienia niepowtarzalnej i pamiętnej, oprócz radości wychowania małego człowieka, są jeszcze te przyziemne sprawy. Te znacznie bardziej materialne, często spędzające sen z powiek. Te prawdziwe, codzienne, wymagające od nas, rodziców często nadludzkich wysiłków, aby dziecko miało niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju dzieciństwo. Przecież drugiego już nie będzie. A lista problemów bywa długa.

Punkt pierwszy, czyli lokum przyjazne dziecku. Większość młodych ludzi na swoim, cieszy się własnym lokum wyłącznie dzięki pozornej dobroczynności banków, które dają pieniądze na kupno mieszkania, w rzeczywistości jednak uwiązują nas do siebie na wiele dekad. Statystyczna rata kredytu to 1000 – 2000 złotych. Statystyczny czas spłaty – 2 dekady. Statystyczny dochód na rodzinę w mieście - 3500 do 4000 tysięcy złotych. Statystyczne potrzeby – jakoś niestety rosną.

Punkt drugi, czyli spokojna ciąża. Czy któregoś z panów posłów obchodzi, że aby dostać miejsce w wymarzonym/ jakimkolwiek szpitalu, niemalże każda kobieta godzi się na prywatne, słono płatne wizyty u lekarza prowadzącego? Czy ktoś zainteresuje się, że termin państwowego USG często wypada już po rozwiązaniu ciąży? Czy ministerstwo zdrowia poczyniło jakiekolwiek realne kroki, aby zakazać (i ten zakaz wyegzekwować) pobierania opłat za znieczulenie kobiety przy porodzie, poród rodzinny czy wszelkie inne, teoretycznie niepłatne świadczenia? Czy ktoś naprawdę realnie dba o to, abyśmy rodząc dziecko mogły cieszyć się z tego wydarzenia, zamiast czuć się upokorzonym obrzydliwym traktowaniem przez personel szpitala?

Punkt trzeci, czyli dziecko małe. Czy jest jeszcze ktoś, kto dzisiaj korzysta z refundowanych przez państwo szczepień? Czy tak jak wszyscy, karnie płacicie, kiedy lekarka w przychodni tłumaczy wam korzyści wynikające z trybu płatnego? Dwie stówki tutaj, dwie stówki tam… - który przecież rodzic ma nadmiar pieniędzy zawsze gotowy. Zwłaszcza kiedy przyjdzie zapłacić za pediatrę, gotowego przyjechać do chorego dziecka do naszego domu o każdej porze dnia i nocy. Za stówkę oczywiście. Nie więcej niż dwie.

Punkt czwarty, czyli przedszkole i żłobek. Kilkudniowe kolejki do zapisów do obu placówek nie powstają bez powodu. Mimo niżu demograficznego, dalej rodzi się znacznie więcej dzieci niż jest miejsc w żłobkach czy przedszkolach. Państwowych oczywiście, bo te prywatne powstają jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Cena: nigdy niższa niż tysiąc. Rzadko schodzi poniżej 1500. Niania w mieście nigdy taniej.

Punkt piąty czyli zajęcia dodatkowe. Języki, kółka zainteresowań, wycieczki fakultatywne. Radość dziecka – bezcenna. Rachunek dla rodziców – wymierny.

Punkt szósty czyli matka pracująca. Mało która nie boi się wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim. Pracodawcy niczego nie ułatwiają, dalej konsekwentnie lansując wizerunek matki jako mniej efektywnego, gorszego pracownika. Dostać pracę nie jest dzisiaj łatwo. Stracić, można zawsze. A rachunki rosną. Ostatnio w zastraszającym tempie.

Suma summarum: niech lepiej politycy nie opowiadają głupot. Jak zrozumieć mają nas ludzie, którzy – oprócz kilkunastotysięcznej pensji – mają wszystko, albo za darmo albo za grosze? Poseł nie jest w stanie zrozumieć problemów zwyczajnych ludzi, zwłaszcza taki poseł, który zasiada już w kuluarach sejmu od wielu kadencji. Ten odrealnił się już całkowicie. Dopóki nie poprawią się warunki życia i nie będziemy bezpiecznie myśleć o naszej przyszłości, dopóty nie będziemy mieć wielu dzieci. Jedno, dwa to maksimum. Kto wie, może chcemy więcej. Ale czy możemy?

Redakcja poleca

REKLAMA