Krystyna Pawłowicz nieraz zdążyła już wprawić w osłupienie swoimi teoriami. Wczoraj udzieliła wywiadu dla serwisu Fronda.pl, w którym opowiadała o tym, czym są dla niej strajki i manifestacje w Dzień Kobiet. Mimo że nie jesteśmy jakoś bardzo zaskoczone jej wypowiedziami, to jednak czujemy niesmak.
Co o "Dniu Kobiet" mówi dyrektorka "Wiadomości"?
"Wiedźmy" urządzają happeningi i wygłupy, bo na nic innego ich intelektualnie nie stać. To są często osoby niedoinformowane, również na skutek pewnego słabego jeszcze poziomu edukacji w Polsce, który nie skłania do czytania, do interesowania się bieżącymi wydarzeniami. Młodzież nie interesuje się sprawami publicznymi, zniechęcał ich do tego również przez 8 lat rząd Tuska.
Dalej czytamy, że "te panie Wiedźmy" nie mają nic do powiedzenia, a jeśli już coś powiedzą to można wykazać ich głupotę i infantylizm. Pawłowicz podkreśla, że w Polsce 98% mediów papierowych należy do koncernów niemieckich, które robią młodzieży "wodę z mózgu" pismami typu "Bravo" i "Girl" i trudno się dziwić , że po lekturze tych szmatławców chodzą na manifestacje "Wiedźmy w Warszawie".
Dziś młodzież nie wie, kiedy było Powstanie Warszawskie, nie przeczyta tego przecież w niemieckich kolorowcach, za to doskonale będzie wiedziała, jak malować paznokcie i jak nie zajść w ciążę.
Na pocieszenie (?) dodaje, że nie trzeba uogólniać, bo mamy też "piękną młodzież, która wie np. kim byli Żołnierze Wyklęci i co to było Powstanie Warszawskie" a ta chowana na polskojęzycznych, niemieckich szmatławcach wybiera "strajki kobiet".