Roszczeniowa Trzydziestka - Moja (nie)przyjaciółka, kobieta - felieton

Roszczeniowa Trzydziestka fot. Roszczeniowa Trzydziestka
Kim więc jest przyjaciółka? Prawdziwa przyjaciółka jako pierwsza z towarzystwa powie ci, że paradujesz z plamą na nosie. Tylko kiedy reszta będzie chichotała po cichu, ona wyśmieje cię prosto w twarz. Przyjaciółka nie musi widzieć cię w makijażu. Przy prawdziwej przyjaciółce możesz sobie być gruba i brzydka. Jej to powiewa.
Roszczeniowa Trzydziestka / 07.03.2017 09:12
Roszczeniowa Trzydziestka fot. Roszczeniowa Trzydziestka

Kobiety nie umieją się przyjaźnić? Zagotowałam się. O dziwo nie wtedy, kiedy pan Mikke dał kolejny popis zdolności oratorskich, ale w momencie, kiedy właśnie na Polkach znajduję artykuł o tym, jakie to te kobiety straszne.

Jestem z tych, które czytają teksty do końca, więc autorkę rozgrzeszam – napisała, że to jej subiektywny ogląd, a nie generalizacja. I spoko. Jeśli przez czyjeś życie przetoczył się korowód fałszywych bab – a można mieć takiego pecha, to jestem w stanie zrozumieć, że koniec końców chce się wylać tę frustrację. O ile nie mówi się „wszystkie kobiety są złe, bo ja tak mówię” wszystko gra. I tu właśnie wszystko gra. Do czasu. Jest pewien fragment tego tekstu, z którym będę polemizować, bo #niewyczymie. Dla porządku przytoczę w całości:

Kobieca przyjaźń nigdy nie dorówna przyjaźni mężczyzn. Przykład: dziewczyny przyjaźnią się ze sobą od lat. Jedna z nich schudła i wygląda po prostu zniewalająco. Co myśli druga? Zwykle odczuwa zazdrość. Mówi, że super, że wygląda świetnie, ale w głębi duszy zżera ją poczucie niesprawiedliwości. W kobiecych przyjaźniach bardzo często widoczne są elementy rywalizacji. Niestety :(

Nie twierdzę, że takie sytuacje się nie zdarzają. Ale cytując klasyka „nie nazywajmy szamba perfumerią”. To, co opisano powyżej, nawet koło przyjaźni nie leżało.

Jeśli zołza ma jakieś problemy z twoimi sukcesami, to nazwij ją dowolnie, kieruj się kreatywnością, albo sięgaj do słowniczka wyrazów nieparlamentarnych – skolko ugodno. Ale na pewno nie nazywaj jej przyjaciółką. To tylko koleżanka, z którą dzielisz aktualnie przestrzeń biura, akademika, szkoły, osiedla – niepotrzebne skreślić. Przeminie razem z danym etapem twojego życia, a jeśli się mimo wszystko nadal plącze, to bez problemu możesz zerwać znajomość. Są takie straty, na których tylko zyskasz.

Kim więc jest przyjaciółka, czy może inaczej: czym jest przyjaźń?
Filozofowie od tysięcy lat próbowali odpowiadać na to pytanie i naiwnie byłoby sądzić, że można to uczynić jednym felietonem. Nawet jeśli też jestem filozofem i mam na to papiery!

„Wy bezdzietne singielki też nie jesteście święte”. Co jeszcze mówią o nas młode mamy - zdradza Roszczeniowa Trzydziestka

Niemniej spróbujmy chociaż dotknąć tematu.

P jak miłość

W dużym uproszczeniu spokojnie mogę przyjąć, że przyjaźń ma w sobie sporo z miłości. Tylko że bez seksów. W anglojęzycznych filmach do znudzenia mielą frazę „I love you, my friend”. Jednak, ani love, ani friend, nie musi znaczyć tego samego, co u nas. Może właśnie stąd pomyłki – bo z jednej strony jakoś nam dziwnie wykrzykiwać o miłości, z drugiej – idąc za językiem angielskim, który potrafi wszystko uprościć, „friendsami” nazywamy nawet takie zołzy, jak opisana w scence wyżej.

Tymczasem mówiąc o miłości, o niebo lepiej byłoby sięgnąć do języków starożytnych i zamiast eros/amor (czyli uczucie na przykład do #TegoKolesia) mówić filia/amicitia. To miłość bezinteresowna, platoniczna, ale cholernie silna. A jaka jest miłość wie każdy, kto czuł: nie ma w niej miejsca na cieszenie się z cudzych porażek, ani załamkę przy okazji cudzych zwycięstw. Przeciwnie – jeśli przyjaciółka się odchudza, ty jej kibicujesz. Jeśli schudnie – komplementujesz. I nie widzę najmniejszej różnicy między płciami w tym aspekcie. Chyba, że jestem ukrytym kolesiem i po prostu przyjaźnię się lepiej, bo po męsku?

Prawdą między oczy

Różnice między płciami mogą się kryć natomiast w środkach wyrazu. Gdybam, że w sytuacji schudnięcia, laska wypowie znacznie więcej i bardziej ekspresyjnych słów, podczas gdy koleś może ograniczyć się do jakiegoś pełnego wsparcia mruknięcia. Albo po prostu zaprzestanie hejtów. To tez bardzo piękny dowód uznania.

Przede wszystkim jednak przyjaciółka powie ci, jak jest. Jeśli schudniesz za bardzo, to usłyszysz nieprzyjemną prawdę. Nie będzie w niej zazdrości, będzie troska. Przyjaciółka to właśnie ta osoba, której możesz, a nawet musisz dać prawo walenia prawdą między oczy. I nie musi być ta ę ą, bułkę przez bibułkę. Koniec końców, przyjaźń widziana z boku może być spokojnie mylona z nienawiścią.

Prawdziwa przyjaciółka jako pierwsza z całego towarzystwa powie ci, że paradujesz z plamą na nosie. Tylko kiedy reszta będzie chichotała po cichu, ona wyśmieje cię prosto w twarz ;) Bo tak się składa, że mówienia prawdy, w wielu przypadkach najlepiej komponuje się ze śmiechem a nie atmosferą herbatki u królowej.

Na lajcie

No właśnie. W przyjaźni nie musi być napinki i konwenansów (chyba, że taka właśnie jest wasza prawdziwa natura, wtedy luzik). Przyjaciółka nie musi widzieć cię w makijażu, nie musisz dla niej trefić włosów. Nie warto także studiować zawczasu poradników „jak ubrać się na fajfokloka z przyjaciółką”, bo jeśli sięgasz po coś takiego, to albo czekasz w kolejce do dentysty i przeczytasz absolutnie wszystko, albo coś nie tak z waszą przyjaźnią. Przy prawdziwej przyjaciółce możesz sobie być gruba i brzydka. Możesz być nadobna i smukła. Jej to powiewa. Wiem, bo byłam już i taka, i taka. Są dwie sytuacje, w których będzie cię męczyć – kiedy widzi, że wygląd ci przeszkadza, albo kiedy ją o to „męczenie” poprosisz.

Moja przyjaciółka została poinformowana, że mam dość swoich obłych kształtów, chcę wrócić do dawnej sylwetki. Od tego czasu zamieniła się w tyrana i to najgorszego sortu – bo tyrana, który mnie zna na wylot. Jeśli na pytanie, „czy znów żarłaś ciastka i popijałaś winkiem?”, odpowiesz takiej hardo i kłamliwie: „nie, no coś ty”, to ta straszna baba ci na to rzuci: „Przecież czuję!!!”. Chociaż rozmowa będzie prowadzona na Messengerze. Takie właśnie są te laski, niech je szlag.

Z kolei, jeśli wie, że teraz masz doła ogólnego, którego musisz powoli przepracować, a ostatnim, czego ci trzeba, to porady urodowe, nie będzie cisnąć. Krótko mówiąc – jest po twojej stronie. Jaki więc, do cholery, miałaby interes w tym, żeby ci zazdrościć i strzelać fochy, kiedy ogłaszasz jej sukces w odchudzaniu? No chyba, że faktycznie z tobą rywalizuje. Co wtedy?

Walka (jednej) płci

Wtedy odpowiedz sobie na pytanie, czy to nie tak, że po prostu równacie do siebie, bo się nawzajem podziwiacie. Jeśli kogoś bardzo kochasz, to nie ma nic nagannego w chęci naśladowania go/jej, tak jak naśladujemy idoli. Moja przyjaciółka dała radę schudnąć – no i cool, mam motywację, mam kogo podglądać i mam do kogo równać.

Nie znaczy to oczywiście, że przyjaźń jest taka pomnikowa i słodkopierdząca, nie. Czy się podziwiamy? Tak. Naśladujemy? Tak. Wspieramy? Tak. Wkurzamy nawzajem tak, że miota nami jak szatan? Bywa. Dużo rzadziej niż w miłości romantycznej, ale bywa. Natomiast niech tylko ktoś spróbuje obrazić twoją przyjaciółkę tak jak ty to robisz – już po nim. Jest coś w tym, że przyjaciele to rodzina, którą wybiera się samemu. I trzeba wyjść poza chwilowe, ludzkie słabości, patrząc na całokształt.

Na tym to według mnie polega i zapewniam, że taka relacja istnieje także między kobietami. Tak jak autorka tekstu, z którym polemizuję, odnoszę się do własnych doświadczeń. A w nich znajduję całą masę dowodów, że prawdziwa przyjaźń kobiet to nie mit.

I właściwie nawet nie wiem skąd stereotyp, że laski to się nie przyjaźnią prawdziwie, a faceci owszem. Nie byłam nigdy facetem, ale całe życie byłam kobietą i przyjaźniłam się z innymi kobietami. Właśnie na takich zasadach jak wyżej.

Nie było docinków, zazdrości, dwulicowości, niezdrowej rywalizacji. Była za to kupa śmiechu (także z siebie nawzajem) i pełna autentyczność. Nie było durnego popiskiwania i chłopocentryzmu, były głębokie rozmowy o pryncypiach i płytkie hejtowanie wspólnych wrogów (rozrywka nad rozrywkami i przepiękne spoiwo przyjaźni). Nie odwracałyśmy się od siebie w szczęściu i nie zostawiałyśmy w nieszczęściu.

Może właśnie przez te przyjaźnie ostatnio trochę dostało mi się za artykuł o mamach pisany tak, żeby żadnej nie obrazić. Nie, nie tchnę miłością do wszystkich mam, kobiet, ludzi. Przeciwnie, ludzkość jako gatunek jest wyjątkowo męcząca. Ale wśród matek są moje przyjaciółki – nie umiałabym napisać czegoś o nich, nie ważąc słów. I również dlatego, że przyjaźnię się z kilkoma laskami tak szczerze i mocno, łatwiej mi się solidaryzować z kobietami ogółem.

Jeśli więc ósmego marca ruszę na międzynarodowy strajk kobiet, to nie dla tłumu, z którym więcej mnie w sumie pewnie dzieli niż łączy. Dla konkretnych dziewczyn. To wystarczy.

ps. Jeszcze jedna kwestia. Wierzę nie tylko w przyjaźń damsko-damską, ale także męsko-męską i last but not least damsko-męską. Na tę ostatnią mam wieloletnie dowody i nie dam się przekonać, że to mit. Ale o tym może innym razem.

Przeczytaj więcej komentarzy naszych autorów na Polki.pl!

Redakcja poleca

REKLAMA