„Syn przedstawił nam koleżankę ze studiów, a co zrobił mój mąż? Wdał się w romans z rówieśnicą syna. Kretyn!”

romans ze studentką fot. Adobe Stock
Rozstawaliśmy się po kawałku i na raty. Zupełnie jakbyśmy zaciągnęli wysoko oprocentowany kredyt, pod hipotekę naszej miłości, a później byliśmy zmuszeni do spłacania go latami. To był gwóźdź do trumny. W zasadzie mąż opłacał teraz studia dwójce dzieci.
/ 31.12.2020 03:02
romans ze studentką fot. Adobe Stock

Teraz, kiedy spłaciliśmy już wszystko, a bank zwany Przeznaczeniem w końcu przesłał wysłać do nas ponaglenia zapłaty, ponieważ oddaliśmy mu wszystko to, co byliśmy winni za te kilka chwil szczęścia, wiem, że było warto.

Spłaciliśmy każdy grosz czułości, każdą złotówkę namiętności i każdą setkę miłości, by wynagrodzić bezdusznym bankowcom, pociągającym w tym banku za sznurki, wszystko, co dostaliśmy od nich dobrego. Nasza miłość była bezcenna, jednak, żeby za nią zapłacić, musieliśmy spłukać się do cna.

Wraz z Jackiem mieliśmy wspaniałe wspomnienia, ale czy to nie wystarczyło. Młoda aplikantka w jego kancelarii, mój asystent w firmie. Studencka znajomość syna, która zakochała się w moim mężu... Tak. Jacek wdał się w romans z rówieśnicą syna! Można by rzec, że to kryzys wieku średniego, ale ogień mojej miłości zgasł niemal do zera. Nie mogłam mu ufać. 

Choć los w końcu rzucił nas w zupełnie przeciwne strony i zrozumieliśmy, że nie zaciąga się pożyczek w podejrzanych bankach. Bo przecież nie wszystko było złe. Były chwile, które bez zawahania możemy nazwać szczęśliwymi i wartymi zachowania w pamięci w szufladce, do której nie raz będziemy sięgać, kiedy dopadnie nas starość i zgorzknienie.

Wspólne podróże, nasze śmiechy połączone w jeden donośny, słyszalny z daleka dźwięk, wieczory przy kieliszku wina i przygaszonym świetle, łzy cieknące jednocześnie po czterech policzkach, dzielony przez nas bunt przeciwko niesprawiedliwości świata, snute wspólnie marzenia i plany, które z góry skazane były na zwieszenie w niebycie, a mimo tego, kiełkowały w naszych umysłach ziarenkiem nadziei, że „może kiedyś”...

Czy da się przekreślić wspólne życie?

Czy to wszystko da się przekreślić, wymazać z zeszytu pamięci gumką-myszką? Czy to może przestać nas obchodzić, jak przysłowiowy zeszłoroczny śnieg? Czy da się to strzepnąć z siebie, podobnie jak otrzepuje się płaszcz z kropel deszczu? Stanąć u progu nowego życia w suchym odświętnym ubraniu, uśmiechnąć się szeroko i powiedzieć sobie z obojętnością w głosie, że „widocznie, tak miało być”?

Celebrować tę decyzję w duchu, a w chwilach zwątpienia w słuszność podjętej decyzji, powtarzać sobie banalne sformułowania, typu „nie ma tego złego...”? Czy jakiekolwiek dobro, które w końcu przecież zawsze nadchodzi, ma demiurgiczną moc naprawczą, która jest jak niezawodna „złota rączka”, mająca remedium na wszelkie usterki i awarie w machinie naszego umysłu? Czy po takiej gruntownej naprawie, działamy tak samo jak wcześniej? Lepiej, bo jesteśmy bogatsi, o znajomość sposobu naprawienia usterki czy gorzej, bo już bez pierwotnego zapału? I skąd mamy wiedzieć, który trybik musi zaskoczyć, że proces renowacji emocjonalnej ruszył?

Skąd wiadomo, że kolejne rozstanie będzie już tym definitywnym i ostatecznym? Czy jest jakaś odgórna pula kryzysów w związku, po przekroczeniu której po prostu trzeba, odpuścić i rozejść się w swoje strony?

Skąd wiadomo, czy w przypadku zwątpienia w budowaną latami, cegła po cegle, miłość, należy kierować się sercem czy rozumem? Bo jeśli rozsądek krzyczy, że to się nie uda, a serce próbuje wyrwać się z piersi w kierunku tej drugiej osoby, to komu należy ulec?

Wewnętrznemu krzykaczowi czy bokserowi, ulokowanemu w klatce piersiowej? Skąd wiadomo, że ta kolejna kłótnia jest krokiem w przepaść, przekroczeniem horyzontu miłości i linią mety w maratonie, w którym biegliśmy krok w krok z ukochaną osobą? Kiedy przestaje się kochać?

Czy wtedy, kiedy zaczynamy kłócić się ze sobą nawet w myślach? Czy dopiero w momencie, kiedy rzucamy pod swoim adresem niewybredne słowa? I w końcu najważniejsze – kiedy kończy się kryzys? Wtedy, kiedy stojąc na rozstaju życia, odwracamy się na pięcie i robimy pierwszy krok w kierunku osobnego życia czy wtedy, gdy robimy krok w tył i cofamy się w stronę niedokończonej miłości?

Więcej prawdziwych historii:
„Moja żona to despotyczna wariatka. Poświęciłem dla niej wszystko, a ona nawet nie chce mieć ze mną dzieci”
„Przez pomyłkę lekarzy myślałam, że umieram. To były najgorsze dni mojego życia, za które nikt nie odpowiedział”
„Zięć wysyłał moją córkę na wojnę, bo zarabiała tam najlepiej. Ja bałam się o jej życie, a on balował za jej pieniądze”
„Zakochałem się w Magdzie, ale przespałem się z jej przyjaciółką. Obie zaplanowały ten test, którego nie zdałem”

Redakcja poleca

REKLAMA