Pracuje Pan obecnie nad nowym materiałem?
Tak, niebawem wyjdzie nowa płyta Psychodancing. Będzie na niej więcej premier, bo na poprzedniej była tylko jedna. Teraz postarałem się o napisanie kilku nowych piosenek. A połowę płyty będą oczywiście stanowiły standardy (m.in. Ludmiły Jakubczak, Bohdana Łazuki)
Dotychczas był Pan liderem wielu grup, w ilu zespołach gra Pan obecnie?
W tej chwili tylko w jednym. Zawiesiłem zespół Homo Twist, bo nie ma dużego odbioru, nie chce mi się konkurować z Behemoth’em . Trzymam się zatem Psychodancing, który gra swing. Wystarczy dodać trochę jazzu i można to sprzedać.
Wszystko wystawia Pan na sprzedaż?
Wszystko trzeba wypośrodkować. Właśnie dlatego „dancing” jest „psycho”.
„Psycho”, czyli?
Psycho to określenie lekkiej szajby, tego, co nie do końca należy do popu – elektronicznych soundów (dźwięków – red.) i improwizacji. Pop jest w jakimś sensie zrównoważony.
Jakiś czas temu przeprowadził się Pan na wieś, dlaczego?
Zatęskniłem za tym, żeby wyjechać z miasta i bardzo dobrze mi to zrobiło. Nawet nie sądziłem, że tak w tę wieś wrosnę. Już trzeci rok tam mieszkam, umiem chodzić w gumiakach, potrafię nawet kosę naostrzyć! Robię to pilnikiem...
To teraz przybyło Panu pracy...
E tam! W porównaniu do tego jak oni (mieszkańcy – red.) tam pracują, to ja się obijam.
Co jest fajnego we wsi?
Ci ludzie są szczerzy, prości, mają sporo dobrego humoru, są witalni, prostolinijni. Bardzo mi się podoba, że są też dyskretni i nie wp… się.
Co pana najbardziej denerwowało w Krakowie?
Właśnie to, że ludzie się wtrącali w nie swoje sprawy, nie mogłem nawet spokojnie przejść po ulicy...
Myślałem, że to właśnie we wsi będzie Pan wzbudzał furorę...
Nie, na szczęście ludzie potrafią tam zajmować się sobą.
To musi być wyjątkowa wieś…
Jest naprawdę świetnie. Większość domostw nie ma nawet płotów. Każdy do każdego może śmiało wchodzić...
A stadninę koni już Pan wybudował?
Nie i nie sądzę, że będę ją miał. Na razie obok domu mam tylko huśtawki dla dzieci.
W ostatnim przeboju śpiewa Pan „tyle marzeń do spełnienia”. O czym Pan marzy?
Nie zdradzę. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby w ogóle mieć marzenia. To znaczy, że człowiek w ogóle żyje. Starość zaczyna się wtedy, gdy kończą się marzenia.
Tyle kwiatów do wręczenia...
Wiesz, nie lubię tłumaczyć tekstów piosenek, niech ludzie je tłumaczą. A sam sobie nie mogę wytłumaczyć, dlaczego w radio grają piosenkę Ani Wyszkoni, zamiast moich. To mnie dziwi, bo przecież wygrałem festiwal w Opolu...
...po którym rozpętała się burza wokół Pana. Opowie Pan o zdarzeniu z policją?
Mogę tylko powiedzieć, że nie będę tolerował krzywdy wobec drugiego człowieka.
Twierdzi Pan, że nie chcą puszczać pańskich piosenek w radiu. W którym konkretnie?
Ogólnie w stacjach radiowych rzadko siebie słyszę...
Dlaczego tak jest?
Dlatego, że nie odpalamy im działy. Mam na myśli tak zwane legalne łapówy. Radio zgadza się na emitowanie twoich piosenek, pod warunkiem, że ma zyski ze sprzedaży, na co się nie zgadzam. Ludzie i tak kupują płytę, może dlatego, że nie mają jej przepiłowanej w radio...
To prawda, że koncertowanie się już Panu nudzi?
Jeżdżę na koncerty trzydzieści lat i przyznam szczerze, że rozglądam się za jakimś innym zajęciem. Może zostanę kelnerem? To moje marzenie...
Naprawdę? A może barmanem...
Nie. Zostanę kelnerem, takim co przychodzi i zbiera różne zamówienia. Być może nauczy mnie to trochę pokory.
Rozmawiał Tomasz Piekarski
źródło: mwmedia
źródło: mwmedia