Zawód: serialowa mama - Rozmowa z Teresą Lipowską

Rozmowa z Teresą Lipowską, odtwórczynią roli Barbary Mostowiak z serialu "M jak Miłość"
/ 22.05.2008 00:01
Rozmowa z Teresą Lipowską, odtwórczynią roli Barbary Mostowiak z serialu "M jak Miłość".

- Barbara oraz jej serialowy mąż, Lucjan, cieszą się olbrzymią popularnością wśród widzów.Zawód: serialowa mama - Rozmowa z Teresą Liptowską Dlaczego?
- To dziwne, bo te nasze postacie zaczynają się chować w cień, do przodu wychodzą młodzi. Ale czyż stare wino nie jest lepsze niż młode? Może tak to jest oceniane. A poważnie: myślę, że nasza postawa rodziców, którzy chcą wokół siebie zgromadzić rodzinę, scementować ją, dbają o tę rodzinę, interesują się sprawami dzieci, to jest ideał, za którym wszyscy tęsknią. Dzieci, które czasami nie mają czasu dla rodziców chciałyby, żeby ci rodzice w jakiś sposób się nimi interesowali. Barbara i Lucjan starają się nie włazić z butami do życia dzieci (choć Barbara, jak każda kobieta, chce trochę więcej wiedzieć niż mąż), statecznie reagują na problemy dzieci, ale jednocześnie w każdej chwili są gotowi im pomóc.
Myślę, wiele dwudziesto, trzydziestolatków chciałoby mieć takich rodziców. Mam 31-letniego syna, który jest bardzo zajęty i wydawałoby się, że nie potrzebuje pomocy. Ale każda moja propozycja pomocy spotyka się z akceptacją. Nie mówię tego, żeby się tym chwalić, bo dla mnie czas spędzony z wnukiem jest przyjemnością. Wiele babć w całej Polsce robi tak samo. Ale zdarza się też, że nie mogą zajmować się wnukiem, bo młodzi mieszkają daleko. I myślę że wielu młodych, choć nie zawsze się do tego przyznaje, chcieliby mieć gdzieś w pobliżu taką Barbarę i Lucjana.

- Prasa kolorowa nadała pani miano idealnej matki także w życiu prywatnym...
- Nie ma ideałów i tak proszę mnie nie kreować. Staram się być na tyle dobrą matką, żeby dzieci mnie akceptowały. Staram się być jak najlepsza, ale o to, jak mi to wychodzi, trzeba byłoby zapytać mojego syna. Ale uważam, że stosunki pomiędzy mną, moim synem i synową są bardzo dobre. Mieszkamy osobno i to jest bardzo ważne. Spotykamy się tak często, jak chcemy i możemy, ale nie za często. Staram się nie ingerować w ich sprawy.

- Jaka jest pani recepta na bycie jak najlepszą matką?
- Przede wszystkim bardzo, bardzo kochać, być w miarę wyrozumiałym, być tolerancyjnym choć to bardzo trudne. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że łatwo to powiedzieć, gdy mój syn jest już dorosły, ma własną rodzinę. Trudniej było być tolerancyjnym, jak miał 15 lat. Wtedy na wiele rzeczy trudno było mi się zgodzić, a przecież musiałam dostosować swoje wyobrażenie o pewnych sprawach do jego wyobrażenia. Bywało trudno, ale udało nam się. Jestem "starą" matką, miałam 36 lat, gdy urodziłam syna, mój wnuś ma dopiero dwa latka. Dzięki temu łatwiej jest mi zachowywać się z większą mądrością życiową, dystansem do wielu spraw. Czterdziestoletnim babciom jest z pewnością trudniej.

- W swoim dorobku artystycznym ma pani wiele ról filmowych i teatralnych. Czy do którejś z nich ma Pani sentyment? Jak je Pani ocenia z perspektywy czasu? Jakie miejsce zajmuje wśród nich Barbara Mostowiak?
- Zagrałam w około siedemdziesięciu filmach. Trudno jest mi wybrać z nich kilka najbardziej znaczących, bo we wszystkie wkładałam dużo serca i pracy. Miałam wiele fantastycznych, ciepłych ról, w większości z dziećmi. I te właśnie role najlepiej pamiętam: na przykład role w takich serialach, jak "Rodzina Połanieckich", gdzie miałam sześcioro dzieci, film "Przystań", gdzie miałam ośmioro dzieci. Wszędzie tam, gdzie było dużo dzieci, było bardzo fajnie. Bardzo mile wspominam, aczkolwiek byłam tam straszną zgagą, film "Tato" Ślesickiego. Byłam tam złą teściową, ale walczącą o swoją córkę.Uczucia macierzyńskie i rodzinne stale przewijają się w moich filmach, oprócz "Rzeczpospolitej babskiej",kiedy byłam jeszcze młoda i piękna, i nie miałam tak dużej rodziny...
Rola Barbary Mostowiak pozwala na zebranie doświadczeń ze wszystkich moich poprzednich ról. Jest to rola bardzo mi bliska, czuję do niej wielki sentyment. Ja tu naprawdę niewiele muszę grać, w 99 proc. wychodzę na plan i po prostu jestem sobą. Oczywiście są sytuacje, które są narzucane przez scenariusz i muszę się do nich dostosować. Gdybym to ja miała decydować, to bo być może nie byłabym aż taka wyrozumiała, tolerancyjna, ciepła i taka święta. Ale generalnie jestem na planie sobą. Bardzo lubię grać tę postać i lubię grać z aktorami, z którymi tu właśnie spotykam się na planie. Stworzyliśmy niemal prawdziwą rodzinę.

-Które z serialowych dzieci lubi pani najbardziej?
- Wszystkie dzieci kocham tak samo. A im które ma więcej kłopotów, tym bardziej je kocham. Nie ma wybranego.

- Czy lubi pani popularność, którą przyniósł serial "M jak Miłość"?
- Zagrałam w tylu filmach, że już wcześniej byłam dość znana. Ale faktycznie dzięki roli Barbary wszyscy na ulicy się do mnie uśmiechają, dziękują za te rolę. I to nie tylko w Warszawie, ale praktycznie wszędzie, gdzie pojadę.
Na targu dostaję lepsze mięso, pomidory, jajeczka, niektórzy mówią do mnie "pani Basiu". Idę na przykład do radia na dubbing, nagle pewna pani podchodzi do mnie pani i wręczami bukiet chabrów, które uwielbiam i mówi: "To nie tyle dla pani, co dla pani Basi". To są takie przepiękne gesty.

- Czy występuje Pani obecnie w innych filmach czy teatrze?
- Często robię dubbingi do filmów dla dzieci: i tych z aktorami, i tych animowanych, występuję też w radiu. Generalnie jestem osobą dość zajętą, choć jak byłam młodsza, pracowałam wiecej. Zdarzało się, że w ciągu miesiąca grałam po trzydzieści przedstawień.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Jolanta Żabińska
mwmedia

Redakcja poleca

REKLAMA