Każde szło własną drogą, lecz na tyle blisko, by w razie czego chwycić to drugie za rękę…
– W domu to byliśmy Magusia, Gucieniek i Jasiulek. Taka wesoła trójka – opowiada Magdalena Zawadzka, przywołując wspomnienia lat wspólnie przeżytych ze swoim ukochanym mężem Gustawem Holoubkiem.
Znali się blisko 40 lat. Małżeństwem byli 35
Nierozłączni, zakochani… Od 13 lat jest inaczej. Gustaw Holoubek zmarł 6 marca 2008 r. Jego żona tęskni, ale nie jest samotna, nie jest nawet sama. Bo jej mąż przecież istnieje, jest w jej sercu i pamięci.
– I pozostanie tam na zawsze – zapewnia.
Dobrali się idealnie, nadawali i odbierali na tych samych falach. To samo ich smuciło, śmieszyło i bawiło. Tak różni wiekiem i temperamentem, a – paradoksalnie – tak bardzo do siebie podobni, pasujący jak dwie połówki jabłka. Zanim w pani Magdalenie zakochał się Gustaw Holoubek, kochała ją cała Polska jako buńczuczną Baśkę z „Pana Wołodyjowskiego”. A zanim ona zakochała się w nim – cała Polska już uwielbiała aktora, który jako Gustaw-Konrad w „Dziadach” wymknął się spod kontroli cenzury, co wznieciło studenckie rozruchy i rozpoczęło Marzec’68. Stanisław Dygat powiedział, że gdyby Holubek krzyknął wówczas: „Na Belweder”!, wybuchłoby powstanie. Taką miał charyzmę.
Poznali się w 1962 r. w Sandomierzu, na planie filmu „Spotkanie w Bajce”, kiedy ona była jeszcze nastolatką, natomiast Holoubek z Łapickim brylowali już na ekranach kin. Gdy zaprosili ją po zdjęciach na kawę, odmówiła i spłoszona złą opinią o wszystkich filmowcach oddaliła się gwałtownie – wprost na szklane drzwi.
Incydent z rozbitą szybą zapamiętał Gustaw Holoubek
Zaproszenie na kawę ponowił, kiedy spotkali się po raz drugi, grając razem w spektaklu „Życie jest snem” Calderona. Ona miała 24 lata i była najmłodsza w zespole warszawskiego Teatru Dramatycznego. On miał lat 45 i był wtedy gigantem sceny i ekranu. Każde z nich żyło już własnym, poukładanym życiem. Pani Magda była partnerką operatora Wiesława Rutowicza, o którym nie powie nigdy złego słowa. Pan Gustaw miał za sobą dwa małżeństwa i w dorobku dwie córki. Lecz wbrew rozsądkowi dopadła ich miłość tak wielka, gwałtowna i niespodziewana, że już nie walczyli z przeznaczeniem. Chcieli być razem.
Wielki aktor pięknie adorował młodziutką Magdę – szarmancko i młodzieńczo zarazem
Czarował słowem i… sobą.
– Pisał listy, przysyłał mi kwiaty do garderoby, zapraszał do kawiarni. Nie ukrywał, że się o mnie stara. Trudno było się mu oprzeć. I jeszcze te niesamowite, ogromne niebieskie oczy, których spojrzenie magnetyzowało nawet mężczyzn – wspomina aktorka.
„Nie jest piękny. Ale oczy ma piękne” – zachwycał się Holoubkiem krytyk Jan Kott. Tymczasem aktor dystansował się wobec swoich zalet, dowcipnie punktując swoje wady. Opowiadał: „Przed wojną pewna żeńska klasa pominęła mnie w zaproszeniu na bal, gdyż dziewczęta bały się przydeptać mi uszy”.
– Ależ mnie się nawet te jego uszy podobały – zapewnia pani Magdalena.
Najbardziej jednak, jak wspomina, przyszły mąż ujął ją swoją fantazją, romantyzmem, cierpliwością oraz upartym staraniem się o jej względy. Gdy wyjechała do Zakopanego, Gustaw zjawił się tam prosto z filmowego planu. Kiedy miała jechać do Sztokholmu, Gustaw oznajmił, że konkretnego dnia, w samo południe, poczeka na nią pod filharmonią. Bo bez wątpienia w Sztokholmie „jest przecież jakaś filharmonia” – dedukował. I zjawiał się, choć czas nie sprzyjał przekraczaniu żelaznej kurtyny.
Aż wynajął kawalerkę, dokładnie naprzeciwko bloku Magdy. Bez mebli, bez prądu
Z braku światła palił świeczki, co znaczyło, że jest i na nią czeka. Gdy kupił koc i futrzak, a ona starą komodę, postanowili, że oto wkraczają we wspólne życie na własny, całkiem nowy rachunek. Zostawiają za sobą wszystko, rozwodzą się i w 1973 r. biorą ślub. Nikt nie wierzył, że to się uda. Znajomi pytali pana Gustawa, kiedy kolejny mariaż, przekonani, że pani Magda wkrótce go rzuci.
Nikt nie wróżył temu związkowi tego, co udało się im znakomicie: szczęśliwych 40 wspólnych lat, bez żadnych skandali. Gustaw Holoubek ze swoim legendarnym wprost poczuciem humoru opowiadał o swojej mamie:
– Nie lubiła, jak się żeniłem, w ogóle nie przyjmowała tego do wiadomości. O moich żonach mówiła „one”. „A czy ona daje ci jeść?” – pytała. Albo mówiła: „Kiedykolwiek ci powie, że źle się czuje, to jej nie wierz. Ona zawsze będzie źle się czuła, a ty i tak umrzesz wcześniej”.
Magda Zawadzka nigdy nie spotkała swojej teściowej Eugenii Holoubkowej
Kiedyś szczerze przyznała: „Wynikało to z samego życia. Gustaw był w wieku moich rodziców, a więc jego mama była już mocno starszą panią, gdy pojawiłam się w życiu jej syna. Nasze sprawy życiowe były początkowo nieuregulowane i mój przyszły mąż nie chciał starszej już mamy kłopotać nowymi zmianami w swoim życiu”.
Podobno jednak mama aktora bardzo lubiła filmowe wcielenia swojej synowej, szczególnie Baśkę Wołodyjowską. Polubiłaby też zapewne życiową rolę Magdy Zawadzkiej – żony, powierniczki i najlepszej przyjaciółki swojego syna. Magda stworzyła mu przecież dom, który kochał, który był mu azylem i przystanią, gdzie wychował się ich syn Jasiek. Dała poczucie bezpieczeństwa, oparcie, pewność, że go nie opuści aż do śmierci. A gdy go zabrakło, napisała książkę o nim i ich wspólnym życiu: „Gustaw i ja”. Na spotkaniach autorskich ludzie pytali o fenomen ich związku, o receptę na tak udane małżeństwo.
Magda Zawadzka mówiła wtedy, że ważne jest poczucie bezpieczeństwa, pewność, że druga osoba pomoże i nie zawiedzie. Ważna jest przyjaźń i wolność, bez zaborczego wchodzenia w zakamarki duszy. Ważne są rozmowy, ale i wspólne milczenie, które znaczy więcej niż zbędne gadulstwo. I ważne jest nierozliczanie z czasu, który spędza się osobno.
– Szliśmy swoimi drogami, ale na tyle blisko, by w każdej chwili móc złapać się za rękę i być razem. Zaufanie w połączeniu z daniem sobie wolności i z umiejętnością kompromisu – to chyba jest w życiu najważniejsze – podkreśla.
Ich życie było tak samo proste i normalne jak innych ludzi. Wspierali się duchowo, czerpali z siebie, wymieniali energią. To oczywiste, że byli bardzo udaną parą, wygrywali nawet plebiscyty na najlepiej dobrane małżeństwa.
– Dla niego wciąż byłam młoda – mówi pani Magda. – Dzieliło nas pokolenie, mogłabym być jego córką i dlatego w jego oczach nie starzałam się. On dla mnie też pozostał młody i żywy. Bo pamięć jest przedłużeniem życia. Miłość też nie umiera. Śmierć nie jest końcem miłości.
Jest szczęśliwa, kiedy ludzie pytają ją o Gustawa.
– Opowiadając o nim, przedłużam mu życie – zauważa. – Dla mnie Gustaw nie odszedł. Pozostał we mnie i w naszym synu. Na zawsze.
Czytaj także:
Jako nastolatka Charlize Theron przeżyła głód i biedę
Wydaje się, że ma wszystko. Wszystko... poza miłością. Smutne życie J. Lo
On sam nie nadąża za wszystkimi swoimi podbojami. Historia Micka Jaggera