Weronika Marczuk-Pazura: „Zostawiam tylko dobre wspomnienia”

Weronika Marczuk fot. AKPA
To już półtora roku, odkąd rozstała się z Cezarym. Kim dzisiaj jest? „Tą samą osobą, bogatszą o nowe doświadczenia”, mówi.
/ 09.04.2014 14:41
Weronika Marczuk fot. AKPA
Nie pielęgnuje w sobie żalu i pretensji. Właśnie znalazła nową miłość i wierzy, że będzie szczęśliwa. Jak udało się jej zostawić przeszłość za sobą, Weronika Marczuk-Pazura opowiada Krystynie Pytlakowskiej.

Minęło półtora roku od rozstania z Cezarym. Kim dzisiaj jesteś?
Weronika Marczuk-Pazura:
Tą samą osobą, bogatszą o nowe doświadczenia.

– Coś jednak musiało się w Tobie zmienić?
Weronika Marczuk-Pazura:
Zmieniła się na pewno moja hierarchia wartości. Kiedyś „ja” było dla mnie po prostu ostatnią literą w alfabecie (przyp. red. alfabet rosyjski zaczyna się od „a”, kończy na „ja”). Wszyscy byli dla mnie ważni, tylko nie ja sama. Bardzo intensywnie pracowałam. Dziś wiem, że wszystko w życiu ma swój czas, pośpiech i gonitwa na niewiele się zdają. Staram się być cierpliwa i dobra również dla siebie.

– Wszystko jest lekcją?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nauczyłam się każde doświadczenie traktować jako lekcję. Co nie oznacza, że jakoś szczególnie je analizuję. Jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia. Rozpamiętywanie błędów i porażek nie ma sensu.

 – Uwolniłaś się od przeszłości?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie, a dlaczego miałabym to zrobić? Moja przeszłość jest częścią mnie. Ważną częścią. Wzięłam z niej to, co najlepsze. Nie pielęgnuję w sobie żalu, pretensji, złości. Cieszę się tym, co przeżywam teraz. Niewiele planuję.

– Dostajemy od losu to, na co sobie zasłużyliśmy?
Weronika Marczuk-Pazura:
Dostajemy to, co sami sobie wymyśliliśmy. Sami prowokujemy różne sytuacje. Podejściem do życia przyciągamy określonych ludzi i zdarzenia. Jeśli uznajemy, że nie zasługujemy na to, co zostało nam dane, wszystko wokół układa się tak, żeby utwierdzać nas w tym przekonaniu. Sami piszemy swoje życiowe scenariusze.

– Trudno pozbierać się po tylu latach wspólnego życia? Z Cezarym byliście razem 13 lat.
Weronika Marczuk-Pazura:
Nielekko. Pierwsze zadanie, jakie przed sobą postawiłam, to nie działać pod wpływem emocji i nie panikować. To mi się udało.

– Kiedy było najtrudniej?
Weronika Marczuk-Pazura:
Z pewnością najtrudniejszy był pierwszy rok – dopiero po tym czasie mogłam spokojnie ocenić, jakie ślady zostawia rozstanie. Jak w żałobie – trzeba dać sobie czas na cierpienie i ból. Potem boli coraz mniej i nabiera się dystansu. Coraz więcej się rozumie, aż w końcu w pamięci pozostają tylko te dobre wspomnienia.

– Ale po rozwodzie choć przez chwilę pomyślałaś, że chcesz wrócić na Ukrainę?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie myślałam o tym. Mam tu wszystko, co budowałam przez wiele lat – pracę, przyjaźnie. Już prawie połowę życia jestem w Polsce.

– To znaczy, że Polska jest teraz Twoim światem?
Weronika Marczuk-Pazura:
Polska jest moją drugą ojczyzną. Lubię używać porównania, że dla mnie Polska i Ukraina są jak ojciec i matka – każdego kocha się równie silnie, choć trochę inaczej. Wszystko, co najważniejsze w moim dorosłym życiu, wydarzyło się w Polsce. Tu wyszłam za mąż. Tu skończyłam studia. Kulturowe zwyczaje Polaków są mi dzisiaj bliższe niż ukraińskie. Tam dopiero w zasadzie się kształtują, lata zależności od ZSRR zrobiły swoje. Czasem zastanawiam się, jakim cudem Ukraina zachowała własny język i niektóre obrzędy.


– Masz polskie obywatelstwo?
Weronika Marczuk-Pazura:
Na Ukrainie nie można mieć podwójnego obywatelstwa, musiałam więc z niego zrezygnować

– Nauczyłaś się polskiego tak perfekcyjnie, że nawet akcent udało Ci się opanować.
Weronika Marczuk-Pazura:
Pamiętam, jak na początku ukrywałam się ze swoją ukraińskością. W sklepie bardzo starałam się nie zdradzić wschodniego akcentu i typowego dla naszego języka budowania zdań. Powtarzałam sobie: Weronika, pamiętaj – nie „po ile te bluzeczki” tylko „po ile są te bluzeczki”, choć słowo „są” było dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Kojarzyło mi się z angielskim „so” i nikt nie umiał mi wyjaśnić, do czego w zasadzie jest potrzebne.

– Teraz już wiesz, co znaczy „są”?
Weronika Marczuk-Pazura:
Mało, że wiem. Ten czasownik jest dla mnie bardzo logiczny. A nawet myślę, że mniej zrozumiałe jest nasze „oni jest” (śmiech).

– Mówisz: „nasze”, więc identyfikujesz się jednak z Ukrainą?
Weronika Marczuk-Pazura:
Kiedy mówię, że dziś bliższa jest mi Polska, nie znaczy to, że zapomniałam o swoich korzeniach. Przeciwnie. Nigdzie nie czuję się tak wspaniale jak w rodzinnych stronach. Kiedy stoję nad Dnieprem, rozpiera mnie radość!

– Podobno masz tam ziemię?
Weronika Marczuk-Pazura:
Tak, to jest takie moje dziedzictwo i bardzo ważne miejsce dla całej rodziny. A poza tym dobrze ją mieć na wszelki wypadek, gdyby świat dotknął jakiś kataklizm (uśmiech). Na wsi zawsze się przeżyje, nawet bez prądu i gazu.

– A kiedy ostatni raz byłaś na Ukrainie?
Weronika Marczuk-Pazura:
W czerwcu. Nagrywaliśmy program dla „Dzień dobry TVN”. Dzięki pracy w telewizji mam szansę bardzo często bywać na Ukrainie, wracać w stare strony i obserwować, jak się zmieniły.

– Jak tam teraz jest? Masz tam znajomych, przyjaciół, rodziców?
Weronika Marczuk-Pazura:
Mam dużo przyjaciół z czasów dzieciństwa, ze szkoły. Byliśmy bardzo zgraną klasą i do tej pory się trzymamy razem. Mam dużą rodzinę – w Kijowie, we Lwowie, w Dniepropietrowsku, na wsi. Ale rodzice już od kilku lat praktycznie stale mieszkają w Polsce. Mają jedno dziecko, więc chcą być blisko. A dla mnie są ogromnym wsparciem.

– Czy na Ukrainie poszłaś odwiedzić dom, w którym mieszkałaś? Szkołę? Nauczycielki?
Weronika Marczuk-Pazura:
W domu bywam regularnie. Z nauczycielami też mam kontakt. A w szkole będzie spotkanie na wiosnę. Już się na nie cieszę.

– Pewnie byłaś prymuską? Dlatego tak Cię pamiętają?
Weronika Marczuk-Pazura:
Uczyłam się bardzo dobrze. Udzielałam się też społecznie. Byłam gospodynią klasy i szkoły. Organizowałam różne imprezy.

– Czy Twoi ukraińscy znajomi wiedzą, że w Polsce jesteś wielką gwiazdą?
Weronika Marczuk-Pazura:
Wiedzą, że robię ciekawe rzeczy. Nie wiedzą, że jestem gwiazdą, bo nią nie jestem. Poza tym w naszych relacjach to najmniej istotne.

– Lecz to, że stałaś się osobą publiczną, musiało zaważyć na Twoim życiu?
Weronika Marczuk-Pazura:
Mam teraz mniej prywatności, ale za to coraz więcej obcych ludzi się do mnie uśmiecha. To miłe.


– Pani producent, prawnik, menedżerka kończąca MBA. Kim czujesz się najbardziej?
Weronika Marczuk-Pazura:
Kobietą! Kształcenie się jest dla mnie przede wszystkim ogromną przyjemnością. A w pracy producenta przydatna jest zarówno wiedza prawnicza, jak i menedżerska.

– Dlaczego właściwie poszłaś na prawo, skoro masz uzdolnienia artystyczne, co widać w programie „You Can Dance”, a wcześniej w serialu „Plebania”?
Weronika Marczuk-Pazura:
Chciałam panować nad rzeczywistością, która mnie otacza, a może zaważyło na mojej decyzji to, że mój ojciec marzył, bym została prawnikiem, prokuratorem. Mówił: „To dobry zawód i żaden facet ci nie podskoczy, nikt nie będzie śmiał na ciebie głosu podnieść. Z pracy przywiezie cię czarna wołga, a twój mąż zbiegnie z góry, otworzy drzwi wołając: kochanie, jak dobrze, że już jesteś”. Takie było jego wyobrażenie o zawodzie prawnika. Wybrałam rolę adwokata, bo lepiej czuję się w obronie niż w ataku.

– Mimo że nie wożą Cię „czarną wołgą”, a Twój mężczyzna nie wypatruje Cię z balkonu?
Weronika Marczuk-Pazura:
Może na szczęście. Czasy się zmieniły. Poza tym zupełnie inne walory mężczyzn mają dla mnie znaczenie. Odkryłam na przykład nie tak dawno, że panowie potrafią gotować o wiele lepiej od nas. Dlatego nie warto stereotypowo dzielić obowiązków.

– Podział ról się zaciera?
Weronika Marczuk-Pazura:
Może bardziej z czasem zostały obalone niektóre stereotypy. Lepiej zadbać, by uszanować terytorium partnera i swoje, nie zmuszać kogoś do robienia tego, co mu nie odpowiada.

– Kiedyś zmuszałaś?
Weronika Marczuk-Pazura:
Ciekawe, dlaczego zadałaś akurat to pytanie, a nie na przykład: Kto cię zmuszał? (śmiech) Jeśli zmuszałam, to nieświadomie. Czułam się odpowiedzialna za wszystkich i chciałam im jak najlepiej zorganizować życie. Uważałam na przykład, że moja mama powinna nauczyć się perfekcyjnie polskiego. A jej to wcale nie było do szczęścia potrzebne. Albo wymyśliłam, że powinna chodzić na ćwiczenia, by zwiększyć sprawność fizyczną. Skończyło się to urazem kręgosłupa…

– Z życiem więc jest tak jak z tymi ćwiczeniami?
Weronika Marczuk-Pazura:
Tak, nie uszczęśliwimy nikogo według swojego obrazu świata. Moim zdaniem ważne jest, by dążyć do złotego środka. Najlepiej z niczym nie przesadzić. Dostałam nauczkę i wyciągnęłam wnioski.

– Kiedy rozmawiałyśmy siedem miesięcy temu, powiedziałaś, że nie wiesz, czy się jeszcze z kimś zwiążesz. Kiedy po jednym związku jest się gotowym na następny?
Weronika Marczuk-Pazura:
Chyba zwyczajnie wtedy, gdy spotyka się odpowiednią osobę. Wydaje ci się, że nadal jesteś zamknięta przed światem, a potem nagle kogoś widzisz i czujesz, że ci serce drgnęło.

– I myślisz: A jednak to możliwe?
Weronika Marczuk-Pazura:
I że może być fajnie, inaczej, ciekawie. Że można coś zbudować. Wiara powraca.

– Rażenie piorunem?
Weronika Marczuk-Pazura:
Może nie aż tak, bo jednak w środku jest się zranionym. Ma się wątpliwości. W końcu już przynajmniej raz się nie udało. Na pewno zachowuje się większą ostrożność. I to jest normalne. Ale w końcu uchylasz drzwi i wpuszczasz nowe uczucie. Powolutku.

– Jaki klucz znalazł do Ciebie Maciej?
Weronika Marczuk-Pazura:
Bardzo oryginalny klucz (śmiech). Nie chciałabym jednak opowiadać o nas. Powiem tylko, że Maciej wyróżnia się dużym szacunkiem do ludzi. Nieudawaną szczerością. Ma swoje zasady, przywiązuje wagę do szczegółów. Jest bardzo dojrzały.

– Nie boisz się, że jest za młody?
Weronika Marczuk-Pazura:
Myślę, że mężczyzna mający 32 lata dokładnie wie, co chciałby w życiu osiągnąć, a czego uniknąć.

– Sama masz też zasady. Czy to nie nudne?
Weronika Marczuk-Pazura:
Zasady nie oznaczają nudy. Każdy pragnie odrobiny szaleństwa, spontaniczności. Chodzi mi jednak o takie zasady, które pozwalają razem przejść przez życie. O poważny stosunek do świata, ludzi, relacji. Szanuję bardzo tych, którzy jak Maciej zaryzykowali, podporządkowując swoje życie pasji i przez cały czas w tym trwają.

– A Ty? Co jest w Tobie niezmienne?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nieustannie chcę zasypiać z poczuciem dobrze przeżytego dnia.


– W krótkim czasie kompletnie wszystko przemeblowałaś – zawodowo i prywatnie. Twój organizm się zbuntował? Dlatego znalazłaś się w szpitalu?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie było powodu do niepokoju. To były powikłania po przeziębieniu. Nie zawsze jeszcze potrafię odpocząć, poleżeć sobie, odłożyć pracę i nie biegać po mieście, biorąc antybiotyk.

– A nie bierzesz znowu za wiele na siebie? Teraz uruchamiasz Centrum Polsko-Ukraińskie?
Weronika Marczuk-Pazura:
Szczęśliwie na pewno biorę na siebie coraz mniej. Centrum ma być miejscem spotkań Polaków i Ukraińców. Mamy już lokal na placu Hallera w Warszawie. Jesteśmy na etapie szukania inwestorów. Ogromne przedsięwzięcie, z restauracją serwującą dania ukraińskie, bardzo smaczne. Chociażby słynne pierogi z wiśniami – pyszności!

– Bije od Ciebie radość  życia. Pięknie wyglądasz.
Weronika Marczuk-Pazura:
Cóż mogę powiedzieć poza dziękuję?

– Myślę, że jesteś bardzo silną kobietą, która miała odwagę, by wziąć swoje życie we własne ręce.
Weronika Marczuk-Pazura:
Cieszę się, że tak to widzisz. To trudne, bo mimo wszystko przeważa zazwyczaj poczucie odpowiedzialności.

– Jak teraz wygląda Twój dzień?
Weronika Marczuk-Pazura:
Prowadzę zupełnie normalne życie. Rano spacer z psem, zakupy, potem praca, zwyczajne domowe obowiązki, ale i przyjemności – spacer, wyjście do kina, dobra książka, joga. Tyle tylko, że teraz sporo podróżuję i pracuję często również w weekendy. Aby to zrekompensować, czasami pozwalam sobie na błogie lenistwo w środku tygodnia.

– Czy Anastazja, córka Cezarego, nadal traktuje Cię jak mamę, dzwoni do Ciebie, spotykacie się?
Weronika Marczuk-Pazura:
Anastazja jest już dorosłą dziewczyną. Ma 19 lat i rozpoczyna własne życie. Jestem z niej dumna. Między nami wszystko jest tak samo, może oprócz tego, że teraz bardziej czuję w niej przyjaciółkę niż córkę.

– Ale lubi wiedzieć, że ma w Tobie oparcie?
Weronika Marczuk-Pazura:
Lubi. Kiedy niedawno byłam z nią, gdy coś załatwiała, urzędniczka powiedziała, że przecież mama nie musi już jej pilnować. Nastka uśmiechnęła się, mówiąc: „Bardzo chcę, żeby była obok”. Zrobiło mi się ciepło na sercu.

– Zaczęłaś od nowa. Na jakim jesteś etapie?
Weronika Marczuk-Pazura:
Budowania normalnej rodziny. Cieszę się, że doświadczam dojrzałej relacji. I czerpię ogromną radość z tego, że czuję się „zaopiekowana”.

– I będziesz mieć dom, dziecko?
Weronika Marczuk-Pazura:
Ufam, że tak się stanie.

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Mateusz Stankiewicz/AF Photo
Stylizacja Jola Czaja
Asystent stylisty Piotr Czaja
Makijaż Gosia Urbańska
Fryzury Jaga Hupało&Thomas Wolf Hair Design
Produkcja Ela Czaja, Ania Wierzbicka

Sesja zdjęciowa została zrealizowana na torze wyścigowym TEST & TRAINING SAFETY CENTRE,  Bednary 17 pod Poznaniem.
Za pomoc w realizacji sesji dziękujemy:
Agencji modelek GAGA z Poznania - www.gaga.pl
YAMAHA MOTOR POLSKA (oficjalnego przedstawiciela na Polskę) - www.yamaha-motor.pl
LUKAS MOTOSPORT, www.robertlukas.pl
oraz dla Pana Jarosława Śliwki - General Manager PORSCHE

Redakcja poleca

REKLAMA