Tak. Ilość godzin przepracowanych w zawodzie - zero. Ilość godzin przespanych na praktyce podczas studiów – dużo (śmiech). Biblioteka bardzo mnie usypia.
Gdyby nie była pani jurorką i nauczycielką tańca, to…
Mam taka pasję, która mnie zawsze interesowała. Jest nią projektowanie i szycie strojów tanecznych. Swojego czasu miałam nawet swoją pracownię krawiecką. Szyłam piękne stroje do tańca. Kiedyś chciałam też jechać do Włoch i się podszkolić. Ale nie można mieć wszystkiego. Przyznaję, że ekonomia wzięła górę. Zarabiałam lepsze pieniądze ucząc tańca.
Potrafi pani szyć ubrania?
Tak! Umiem sama uszyć sukienkę, spodnie i bluzkę. Z płaszczem byłoby gorzej.
Czyli nie ma pani swoich stylistów?
Jeszcze nie. Absolutnie sama staram się szukać rzeczy prostych i niepowtarzalnych.
Lubi pani określenie „czarna mamba”?
Bardzo lubię. Jest bardzo charakterystyczne i w pewien sposób mnie odzwierciedla. Ale nie jestem tak straszna jak prawdziwa czarna mamba…
Ale uchodzi pani za czarny charakter w jury…
Tak wyszło. Staram się nie być najbardziej sroga. W miarę możliwości chcę być obiektywna. W programie jest dużo dobra, uśmiechu i wszystkiego co piękne. Gdy padają słowa krytyczne i kontrowersyjne, stają się one po prostu mało przyjemne.
I uczestnicy czasem źle to odbierają…
Gwiazdy chyba zdają sobie sprawę z tego, że w ciągu miesiąca nie mogą się nauczyć tego, czego pary taneczne uczyły się dziesięć lat. Lubię powtarzać, że nie wystarczy nauczyć się tekstu, żeby zostać aktorem. Nie wystarczy umieć słowa piosenki, by być piosenkarzem. Tak jak w tańcu same kroki to za mało.
Jak znajomi z branży komentują udział w show?
Poklepują mnie po plecach. Środowisko taneczne jest ze mnie dumne, że godnie je reprezentuję. Że staram się oceniać według prawideł tańca towarzyskiego. Osoby, które są zazdrosne, nic nie mówią.
Tak czy siak pani też stała się gwiazdą…
Absolutnie się tego nie spodziewałam. Poszłam na casting po to, żeby być w tym programie. Nikt sobie nie zdawał sprawy z tego, że Taniec z gwiazdami będzie się cieszył taką popularnością. A teraz? Nawet małe dzieci potrafią wymienić moje imię i nazwisko!
Która z par była dotychczas najlepsza?
Myślę, że Kasia Cichopek i Marcin Hakiel. A w ostatniej edycji Krzysztof Tyniec i Kamila Kajak. Krzysztof mnie po prostu oczarował. Do tej pory go podejrzewam o jakieś tańce towarzyskie.
Przecież tańczył w kabarecie…
Ale nie, nie. Taniec towarzyski ma takie specyficznie reguły. On te szczegóły wykonywał.
Marcin Hakiel otworzył własną szkołę tańca, a to dla pani konkurencja?
To nie tak. Szkół tańca w Polsce jest tak dużo, że każda szkoła jest konkurencją. Dobrze, że jest konkurencja, bo powoduje, że nie zasypiamy i staramy się być lepsi, wzbogacać swoją ofertę.
Program dał popularność szkołom tańca, prawda?
Rzeczywiście. Uprawiałam taniec odkąd pamiętam, ale byłam w undergroundzie. Byłam znana, ale tylko we własnym kręgu. Przyznaję, że wcześniej patrzono na mnie z uśmieszkiem. Jak zaczęłam tłumaczyć, nikt nawet nie wiedział o co chodzi w sambie, cha-chy. A teraz? Na pewno wzrósł prestiż nauczyciela tańca.
A gdy program się skończy, szkoły nie upadną?
Myślę, że tak, ale te słabe. Upadną szkoły, które nie będą się opierały na profesjonalizmie. Jesteśmy mądrym narodem i nie damy się tak oczarować. Jednak solidne szkoły będą miały rację bytu.
Znajduje pani w ogóle czas dla siebie i najbliższych?
Przyznaję, że ostatnio nastąpiły u mnie duże zmiany i połączyć wszystko nie jest łatwo. Ostatni rok był dla mnie trudny. To był rok przeprowadzek i żałoby rodzinnej. Posypało mi się sporo. Zawsze jednak powtarzam, że jestem sprawna organizacyjnie. I nawet się sobie dziwię, ale znajduję czas dla rodziny.
Sposób na relaks? W wodzie czuje się pani jak ryba?
Lubię pływać. Nie zawsze mam tak dużo czasu, żeby robić to co lubię. Zawsze gdy jest basen, korzystam z przyjemności. Czasami potajemnie uciekam na rower. Ale muszę zakładać okulary i czapkę.
Lubi pani gotować?
Do gotowania mam dwie lewe ręce. Robię tylko jedną przepyszną jajecznicę z szynką, pieczarkami i żółtym serem. To moja specjalność. Ostatnio zrobiłam też kilka zapiekanek. I na tym się chyba kończy (uśmiech).
Buszuje pani w internecie?
Nie. Niestety nie jestem jeszcze internautą, ponieważ nie mam internetu w domu. Mam go w szkole, ale tam jest używany jedynie do celów zawodowych. Natomiast stronę prowadzi Sławek Szymański, mój bratanek. Co jakiś czas albo się spotykamy i on mi zadaje wszystkie pytania, albo do siebie dzwonimy.
Kolorowa prasa donosi, że wprowadziła się pani do nowego domu.
Już bywamy tam. Ale jest jeszcze trochę do zrobienia.
I pewnie szczególne miejsce w domu będą zajmować puchary?
Nie. Wszystkie taneczne trofea mam w szkole. A dom jest bardzo prywatny.
Od pewnego czasu spadł na panią ciężar wychowania chłopców…
To nie ciężar. Ale obowiązek na pewno. Wojtek ma trójkę wspaniałych chłopaków. To jest dość trudny wiek dla młodzieńców. Przestrzegano mnie, że co ja teraz będę miała? Naprawdę są wspaniali. Czuję od nich dużą dawkę szacunku i sympatię. To był rok naszego poznawania się. Poznają mnie, jaka jestem. Dużo rozmawiamy ze sobą. Im jesteśmy dłużej, tym jest lepiej. Chłopcy są fajni! Bardzo wysportowani, uwielbiają piłkę, koszykówkę…
Odradziłaby im pani taniec?
Nie muszę im odradzać, bo nie lubią tańca! Starałam się ich namówić na taniec, ale nie udało mi się. Wiadomo, że nie będę ich zmuszać. Zdecydowanie idą w stronę sportu.
Czego można pani życzyć?
Żebym zawsze była sobą.
Rozmawiał Tomasz Piekarski
źródło: MWmedia
źródło: MWmedia