Jako mąż i nie mąż...
To, jaki naprawdę jest najlepszy aktor w plebiscycie „Party”, wiedzą tylko jego najbliżsi. Gdy gasną światła reflektorów, Paweł Małaszyński przestaje być gwiazdą ekranu. Po godzinach spędzonych na planie wreszcie ma czas na najważniejszą życiową rolę: kochającego męża i ojca. Żona Joanna Chitruszko, pedagog tańca współczesnego i choreograf, oraz syn Jeremiasz to dwie najważniejsze osoby w życiu Pawła. Cała trójka mieszka na warszawskiej Ochocie, ale w wolnych chwilach, by odpocząć od zgiełku stolicy, jeździ na Podlasie. – Nauczyłem się życia w Warszawie, bo tu pracuję, ale chyba każdy z nas woli spędzać czas w miejscu, w którym się wychował i zapuścił korzenie. Gdy tylko mogę, wracam do Białegostoku. Mieszkałem tam od piątego roku życia i zostawiłem wszystko to, co kocham – mówi Paweł. – Gdybym w moim rodzinnym mieście miał takie możliwości rozwoju, jakie daje mi stolica, z pewnością nigdy bym go nie opuścił – dodaje.
Białostockie osiedle Słoneczny Stok to azyl Małaszyńskiego. Tam mieszkają jego rodzice, znajomi i przyjaciele z zespołu Cochise, którego Paweł jest wokalistą. Chłopaków z grupy poznał jeszcze jako nastolatek. Połączyła ich miłość do muzyki metalowej i grunge, wspólne idee i podobny sposób wyrażania emocji. Choć w kalendarzu gwiazdy serialu „Twarzą w twarz” od roku brakuje wolnych terminów, Małaszyński znajduje czas na próby zespołu. – Teraz staramy się częściej spotykać. Cochise wkrótce zagra koncert, który jest bardzo ważnym wydarzeniem dla całego zespołu. Będziemy promować materiał, nad którym pracowaliśmy od dwóch lat – zdradza „Party” przystojny aktor.
Rockandrollowa dusza
Mieszkańców Białegostoku nie dziwi widok Pawła spacerującego z żoną czy bawiącego się z synem w piaskownicy. Wszyscy tu go znają. Uśmiechem witają go także barmani w Czarcim Pubie – miejscu, gdzie Małaszyński najczęściej spotyka się z przyjaciółmi – czy kucharki z popularnego baru Podlasie, serwujące jego ulubione placuszki – serniczki ze śmietaną.
Opowiadając o rodzinnym mieście, aktor zdradza przy okazji kilka sekretów z przeszłości: – Pamiętam, że w połowie lat 90. najchętniej odwiedzałem klub Herkulesy. Przyznam, że czasami zdarzało mi się wchodzić na podrobione legitymacje (śmiech). W piątki odbywały się tam czad potańcówki, czyli imprezy, na których grano wyłącznie ciężką deathmetalową muzykę. Z długimi włosami, ubrany w skórę byłem królem pogo – śmieje się Paweł. – Dziś, niestety, to już nie te klimaty. Świat rządzi się swoimi prawami, a młode pokolenie jest zupełnie inne. Ale ja to szanuję – dodaje.
Z miłości do kindziuka
Rodzinny dom kojarzy się Pawłowi m.in. z wyśmienitą kuchnią pełną smakołyków, których brakuje mu teraz w Warszawie. – Jestem fanem kiszki ziemniaczanej, którą oprócz mieszkańców Podlasia mało kto zna. Aromatyczny kindziuk to jest to! Polecam! – zachwala w rozmowie z „Party”. Nie przepada za słodyczami i fast foodami. Robi wyjątek tylko podczas męskich wyjść z Jeremiaszem. Dla syna Paweł zawsze ma czas. Jeśli tylko jest w domu, kąpie go i kładzie spać. Szczęście najbliższych jest dla niego najważniejsze, dlatego stara się chronić rodzinę przed węszącymi za sensacją paparazzimi i „bagienkiem” show-biznesu. – Liczę się z tym, że jeszcze nieraz dostanę kopniaka i jestem na to przygotowany. Wiem jednak, że nigdy nie przyprowadzę na casting własnego syna. I nie zrobię sobie sesji z rodziną na kanapie, opowiadając, jacy jesteśmy szczęśliwi. Jestem przeciwny takim praktykom, bo siedzę w tym środowisku od kilku lat i znam je od środka. Wolałbym tego zaoszczędzić Joannie i Jeremiaszowi. Gdy mały dorośnie, będzie świadomy tego, co robi, nie będę wchodził mu w drogę, to będzie jego życie. Jeśli zechce mnie posłuchać, udzielę mu nawet kilku ojcowskich rad – mówi Małaszyński „Party”.
Jak się okazuje, bycie tatą pomaga mu także w pracy. Na planie serialu „Twarzą w twarz” wraz z Magdą Walach mają świetny kontakt z Mikołajem Jasińskim, odtwórcą roli Tomka – serialowego dziecka Wiktora i Marty Waszaków. – Cieszę się, że poprosiliśmy z Magdą producentów, aby pozwolili nam uczestniczyć w castingu, podczas którego wybierano naszego syna. Mikołaj urzekł nas tym, że podczas jednej ze scen zaczął naśladować moje miny. Jak miał być zły, to mrużył oko i marszczył czoło. Połowa ekipy śmiała się, że rzeczywiście jest do mnie podobny. Zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać – śmieje się Paweł.
Tykające ADHD
Posępny, zdystansowany i niedostępny facet bez poczucia humoru – tak Pawła postrzegają media. Słysząc taką opinię, aktor wybucha śmiechem. Jego koledzy po fachu wtórują mu. – Małaszyński to tykająca bomba. Tak naprawdę ma większe ADHD niż ja i głowę pełną szalonych pomysłów – przekonuje „Party” Szymon Majewski. – Mamy z Szymonem podobne poczucie humoru. Owocem naszych spotkań jest miniserial „Figo Fago”, w którym z Janem Peszkiem gramy policjantów – dodaje Małaszyński. To właśnie rolą Ryszarda Gaja – zniewieściałego detektywa, wielbiciela różowego koloru, puchowych kajdanek i satynowej pościeli – Paweł udowodnił, że ma dystans do siebie i swojego zawodu. Zagrać geja kręcącego pośladkami, wybuchającego co chwila histerycznym śmiechem to dla twardziela, za jakiego uważany jest Paweł, prawdziwe wyzwanie. – Lubię kombinować i dodawać coś od siebie do scenariusza. Wiem, że nie znam się na tym tak dobrze jak inni, ale próbuję. Dlaczego nie? Może mój pomysł też okaże się fajny? Kocham pracować i robić to, co naprawdę mnie kręci – mówi aktor.
Długie godziny spędzane na planach filmowych i rozłąkę z rodziną rekompensują mu nagrody. Gwiazdor ma na swoim koncie m.in. Super Telekamerę 2008 i zwycięstwo w plebiscycie „Viva! Najpiękniejsi”. Teraz dołączy do nich wyróżnienie przyznane przez czytelników „Party”. – Głos publiczności jest dla mnie najważniejszy, dlatego cieszy mnie ta nagroda. To dowód na to, że to, co robię, ma sens – przyznaje Paweł.
Magda Jabłońska, RT / Party