Teraz Marta Żmuda Trzebiatowska!

5_Zmuda_par_21.jpg fot. REPORTER
Idzie jak burza: nowe role, miłość publiczności i uznanie widzów, nie tylko TVN-u. Marta Żmuda Trzebiatowska ma dopiero 24 lata, a już jest najpopularniejszą aktorką młodego pokolenia. Ale czy w jej życiu liczy się tylko kariera?
/ 17.10.2008 09:09
5_Zmuda_par_21.jpg fot. REPORTER
Drugi odcinek ósmej edycji show „Taniec z Gwiazdami”. Jurorka Beata Tyszkiewicz mówi do młodziutkiej aktorki Marty Żmudy Trzebiatowskiej (24): „Wygrasz ten program, poślubisz swojego króla i zostaniesz królową”. Marta nie kryje dumy, gdy tymczasem publiczność zastanawia się, co właściwie znaczą słowa pierwszej damy polskiego kina? Z jednej strony, są niewątpliwie zapowiedzią wielkiej kariery Marty, która już teraz króluje na dużym i małym ekranie. Wygrała też nasz plebiscyt na najlepszą aktorkę (pokonała m.in. Agnieszkę Dygant i Magdalenę Walach). Zdaniem niektórych Tyszkiewicz dostrzegła w niej swoją następczynię. Z drugiej, przecież partner Marty, Adam (jest jej partnerem zarówno na parkiecie w „Tańcu…”, jak i w życiu), ma na nazwisko właśnie Król. Wszystko wskazuje więc na to, że Marta zostanie „Królową” także prywatnie.

Z miłości do...
Są parą już cztery lata, od ponad trzech mieszkają razem. Adam (36) – wybitny choreograf tańców standardowych – jest od Marty o 12 lat starszy. Poznali się w jednym z warszawskich klubów, ale Marta długo broniła się przed tym uczuciem. – Przez rok Adam mnie zdobywał. On od początku wiedział, że jestem miłością jego życia, ja musiałam do tej myśli dojrzeć – mówi Marta w rozmowie z „Party”. Równie długo podejmowała decyzję, by pojawić się w „Tańcu z Gwiazdami”. Dopiero za trzecim razem się zgodziła. – Rozważyłam wszystkie za i przeciw i w końcu pomyślałam przewrotnie: „Teraz albo nigdy!” (tytuł serialu TVN, w którym gra – przyp. red.). Choć proponowano mi też udział w innych programach, w końcu wybrałam taniec, bo uznałam, że jest mi najbliższy – opowiada aktorka.

Mistrz i Marta
Zdecydowała, że wystąpi razem z ukochanym Adamem i dziś uważa, że to była dobra decyzja. – To najlepsze, co mogło mi się przytrafić, jeśli chodzi o taniec. Mogę się od niego dużo nauczyć, a poza tym to jedyny mężczyzna, z którym lubię tańczyć – tajemniczo zawiesza głos aktorka. Marta nie boi się, że wspólny występ w programie zaszkodzi ich związkowi. Wręcz przeciwnie. – Jesteśmy ponad to! Ten występ umacnia nasze uczucia – zapewnia. Jest jeszcze jeden plus wspólnej pracy. Zakochani mają w końcu dla siebie więcej czasu, bo codziennie razem trenują. Kiedy podgląda się ich na próbach, trudno się domyślić, że prywatnie są parą. Zdradzają ich jedynie ukradkowe spojrzenia i czułe słówka. Widać, że taniec sprawia obojgu wiele radości. Mają swoje nazwy na kroki taneczne i nawet zawodowiec nie zrozumiałby, o czym mówią. Adam krzyczy: „Teraz country man”, a Marta odpowiada: „Nie wyszła mi piłka ręczna”. Taniec to zabawa, ale przede wszystkim ciężka praca. Adam jest bardzo wymagający, jednak Marta dotrzymuje mu kroku. Bo taka właśnie jest – zawsze daje z siebie wszystko. I w tańcu, i w życiu.


Uparta kaszubka
Marta o karierze aktorskiej marzyła od dziecka. Pochodzi ze wsi Przechlew, niedaleko Borów Tucholskich. Wychowała się w rodzinie nauczycielskiej (mama uczy geografii, tata jest dziś wójtem Przechlewa). Mieszkała razem z rodzicami i młodszym bratem Mariuszem w starej szkole. W pierwszej klasie podstawówki mama zgłosiła małą Martę do konkursu recytatorskiego. Wygrała i zaczęła startować w innych. Na jednym z takich przeglądów wypatrzył ją instruktor teatralny z miejskiego domu kultury w Człuchowie Adam Gawroński. Dostrzegł w niej talent i zaproponował, by zapisała się na jego warsztaty. Po lekcjach (Marta chodziła do klasy matematyczno-fizycznej) biegła na zajęcia aktorskie. Po maturze tata był pewny, że córka wybierze się na studia na architekturę. Nic bardziej mylnego! Marta zdecydowała, że spróbuje swoich sił w Warszawie na Akademii Teatralnej. Ale nie dostała się. – Zabrakło mi jednej dziesiątej punktu. Zdawałam na inne kierunki: administrację, slawistykę i stosunki międzynarodowe. Kiedy decydowałam, co wybrać, okazało się, że przyjęto mnie jednak do akademii, na miejsce rektorskie – wspomina Marta.

Początki w Warszawie nie były łatwe. Sama w wielkim mieście, w obskurnym wynajmowanym mieszkaniu tęskniła za domem. W szkole chciała udowodnić, że decyzja o przyjęciu jej nie była przypadkowa. Uczyła się więc i ćwiczyła role dniami i nocami. Ten okres wspomina jako jeden z najtrudniejszych w życiu. Ale uparła się i już na drugim roku studiów udowodniła, że będzie aktorką. Koleżanka namówiła ją, żeby zrobiła sobie portfolio i zapisała się do agencji aktorskiej. Poszła na casting i udało się. Zadebiutowała w serialu „Kryminalni”. Potem pojawiła się w kultowej „Magdzie M.”, gdzie zagrała Jagodę – praktykantkę, która zakochuje się w swoim szefie. Z czasem propozycje zawodowe zaczęły sypać się jak z rękawa.

Z dystansem do kariery
Ma już na swoim koncie role u boku najpopularniejszych aktorów. W serialu „Twarzą w twarz” zagrała z Pawłem Małaszyńskim, w filmie „Nie kłam, kochanie” jej partnerem był Piotr Adamczyk, u Krzysztofa Zanussiego zdobyła rolę w najnowszej produkcji „Serce na dłoni”. Jaki jest jej przepis na sukces? – Nie znam na niego recepty. Wiem tylko, że opłaca się marzyć, sięgać po to, co wydaje się nieosiągalne, ciężko pracować. Trzeba być wytrwałym, cierpliwym i mieć w sobie dużo pokory. I nigdy nie zapominać, kim się jest – mówi „Party” Marta. I dodaje, że często nuci sobie słowa piosenki „Nic nie może przecież wiecznie trwać”. – Wiem, że popularność czasem się kończy i może zabraknąć propozycji zawodowych. Jestem na to gotowa i nie boję się tego – tłumaczy. Jak widać, Marta Żmuda Trzebiatowska nie stawia na karierę. W jej życiu najważniejsze jest coś innego...

Dom pełen dzieci
Ma 24 lata, ale śmieje się, że czasem czuje, jakby stuknęła jej trzydziestka. Dużo pracuje, jeszcze więcej od siebie wymaga. Często bywa z siebie niezadowolona, ale tylko zawodowo. Prywatnie jest szczęśliwa.

Warszawa stała się jej miejscem na ziemi. Choć Marta tęskni za rodzinnymi stronami, brakuje jej lasów i jezior, stolica potraktowała ją łaskawie. – Warszawa da się lubić! Mam tu już swoje ulubione miejsca, znalazłam wspaniałych przyjaciół – mówi.

Czego w takim razie brakuje jej do pełni szczęścia? – Marzę, by w przyszłości założyć rodzinę. Chciałabym mieć dużo dzieci. Sama pochodzę z licznej rodziny i wiem, jakie to szczęście mieć ciepły i kochający dom. W gruncie rzeczy jestem tradycjonalistką – wyznaje „Party” aktorka. – Rodzinę stawiam zawsze na pierwszym miejscu.

Marta Tabiś / Party

Redakcja poleca

REKLAMA