– Jesteś stuprocentowym góralem?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Czystej krwi.
– Ale po góralsku nie zaciągasz.
Stanisław Karpiel-Bułecka: Zaciągam, zaciągam, ale jak chcę, mogę mówić czystą polszczyzną, wtedy trudno się nawet zorientować, że jestem z Zakopanego.
– To z których jesteś Karpielów?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Jestem i z Karpielów, i z Bachledów. Moją mamą jest Anna Bachleda-Curuś, tatą Jan Karpiel-Bułecka.
– Bachledowie i Karpiele, Curusie i Bułecki... Są jeszcze inne góralskie nazwiska? A w ogóle to z tych samych Curusiów co hollywoodzka Alicja?
Stanisław Karpiel-Bułecka: To dalsza rodzina mojej mamy, ale się nie widujemy, nie mamy kontaktu. Jak ostatnio popatrzyłem w książkę telefoniczną, Karpiele w Zakopanem występują w ilościach przemysłowych. Dlatego mamy przydomki, żeby łatwiej było rozpoznać, kto jest z których Karpieli. Jak ktoś przyjeżdża do Zakopanego i pyta o mojego tatę Karpiela, to dopytują, czy chodzi o Bułeckę.
– Więc być góralem to…
Stanisław Karpiel-Bułecka: ...mieć charakter i temperament. Kochać góry, góralską muzykę i tradycję – to wszystko jest w nas, góralach, bardzo silnie zakorzenione.
– Jesteś muzykiem z pasji czy z wykształcenia?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Z wykształcenia jestem technikiem budowlanym. Muzykiem z zamiłowania.
– Czy wy wszyscy, górale, budujecie i śpiewacie? Twój wuj Sebastian Karpiel-Bułecka z Zakopowera jest architektem z wykształcenia...
Stanisław Karpiel-Bułecka: Nie, nie każdy w Zakopanem projektuje domy, chociaż faktycznie u nas w rodzinie jest kilku architektów. Tata ma swoje biuro projektowe Buduj a Woloj, które od wielu lat cieszy się bardzo szerokim poważaniem i uznaniem. Mój starszy brat Jan poszedł w ślady taty i razem ze swoim przyjacielem założyli swoją pracownię architektoniczną Karpiel & Steindel.
– Twój tata to ten Jan, co grał góralski jazz ze Zbigniewem Namysłowskim i występował w zespole Krywań?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Tata jest wybitnym muzykiem, grał w zespole Krywań (najpopularniejszym ich kawałkiem było swego czasu „Hej, szalała, szalała”). Współpracował z równie wybitnymi jak on sam muzykami, między innymi ze Zbyszkiem Namysłowskim. Udało im się stworzyć coś, czego wcześniej nie było – góralski jazz. Prowadzi i zasiada w jury poważnych festiwali, a to Ziem Górskich, Żywieckich, dostał Nagrodę imienia Oskara Kolberga. Góralska muzyka jest specyficzna, nie sposób jest wyuczyć się tego oryginalnego stylu grania. Jest on czymś nieuchwytnym, trzeba się tam urodzić, żeby nim przesiąknąć. Od niedawna wraz z DJ-em Mattem Kowalskim i Szymkiem Chycem-Magdzinem tworzymy coś jeszcze innego. W zespole Future Folk połączyliśmy góralską, rdzenną muzykę z nowoczesnością dubstepu i muzyką klubową. Singiel „Janko” można usłyszeć na razie w Radiu PiN, jest też dostępny w sieci na YouTube i na facebookowej stronie Future Folk. „Janko” jest energetyczny, słowa do niego stworzyliśmy, bazując na oryginalnych tekstach. Jest w tym kawałku fajne przesłanie, parę dni temu nakręciliśmy do niego klip. Mam nadzieję, że się spodoba. My mieliśmy dużo radości z tego tworzenia – efekty wkrótce, póki co, znów odsyłam
na facebookową stronę.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
– Tak się w rodzinie umówiliście, żeby synowie byli na „S”: Sebastian, Stanisław, Szczepan?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Pielęgnujemy tradycję, że pierworodny syn otrzymuje imię po ojcu, więc najstarszy brat ma na imię Jan, czyli już tu upada teoria „S”-imion:). Najmłodszy Szczepan ma 22 lata i jest sportowcem. Mało tego, trzeci raz z rzędu jest mistrzem Polski w narciarstwie freestyle’owym. Jest bardzo dobry w tym, co robi.
– Ty też szalałeś na nartach?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Szalałem... Salta, obroty, plątanie nóg, nart, cuda-wianki. Ja zacząłem, Szczepan przejął pałeczkę i teraz on jest najlepszy. Jak dobrze pójdzie, będzie w ekipie narodowej na olimpiadę w 2014 roku w Soczi.
– A co z Twoją karierą olimpijską?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Dla mnie już chyba za późno. Dzisiaj zawodnicy rozwojowi mają 15–16 lat. Gdy zaczynaliśmy z kuzynem jazdę freestyle’ową, patrzyli na nas jak na wariatów. Najbardziej mnie śmieszyło, jak widząc nasze krótkie narty, mówili: „Aaa, to taki sprzęt dla początkujących”. Ale freestyle to był strzał w dziesiątkę. Był chyba 1997 rok, jak ktoś z firmy produkującej narty zobaczył mnie na lodowcu w Austrii, gdzie sobie luźno trenowałem. Moja jazda spodobała się na tyle, że zaproszono mnie do teamu z najlepszymi na świecie narciarzami. Jako pierwszy zawodnik w Polsce przez pięć lat jeździłem w międzynarodowym teamie Völkl na wszystkie europejskie zawody. U nas zainteresują się freestyle’em, gdy taki narciarski Małysz albo Kubica odniesie za granicą jakiś spektakularny sukces. Ja mam siły, ale szkoda mi zdrowia, żeby komuś udowadniać, co potrafię. Może też już bardziej dojrzale myślę, bo wiadomo, młodzi wyobraźnią nie grzeszą...
– Młody jesteś, a gadasz jak matuzalem.
Stanisław Karpiel-Bułecka: Gadam jak stary hipochondryk. Narty zakładam już tylko dla przyjemności, a nie ukrywam, że dają jej wiele.
– Szczęściarzu, masz tyle talentów, a inni ani jednego.
Stanisław Karpiel-Bułecka: Niektórzy mówią, że jak dużo, to niedobrze, taki człowiek orkiestra. A w życiu często jedno szczęśliwe wydarzenie sprzyja drugiemu. Mam wrażenie, że jestem w czepku urodzony. Najpierw był sport, cieszące sukcesy i trofea, teraz jest muzyka i ogromna z niej radość oraz satysfakcja, kiedyś może…
– …mistrz tańca. Od kilku tygodni trenujesz do „Tańca z gwiazdami”. Po co Ci to?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Chcę, żeby mi to pomogło w promocji muzyki i naszego zespołu Future Folk. Dziś świat jest taki, że bez mediów ani rusz. Łączę przyjemne z pożytecznym, bo nauczę się tańczyć i przeżyję przygodę podobną do tej z programem „Wymiatacze” w TVN, gdzie na torze przeszkód walczyło kilka międzynarodowych teamów. Ja byłem w polskim, tam też poznałem fajnych ludzi.
– Na pewno, jak ma się muzyczne ucho, taniec przychodzi łatwo.
Stanisław Karpiel-Bułecka: Oj, tak. I poczucie rytmu; fizycznie też nie mam problemu, jako sportowiec. Pot się ze mnie leje, ale to fajna przygoda. Gdy oglądałem wcześniejsze edycje, wydawało mi się, że to tylko zabawa, żadna praca. Teraz widzę, że jednak nie jest to takie łatwe.
– Schudłeś?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Na pewno, zakwasy zaczęły się dopiero po dwóch tygodniach, jak okazało się, że pracują mięśnie, o których nie wiedziałem, że je mam. Ale sypiam dobrze. Uczy mnie Magdalena Soszyńska. Cierpliwa, mądra dziewczyna. Uczyła Gołotę i Pudzianowskiego, sportowców, teraz jej się trafił najszczuplejszy w serii. Widać, że wie, jak to robić, lubi uczyć. Patrzę na jej pracę jak trener, bo ja też uczę młodzież jazdy na nartach, w szkółkach, na obozach i wiem, ile można do kogoś gadać. Ty swoje, ktoś swoje. Ona dyskutuje ze mną non stop, usta jej się nie zamykają. Dziwię się jej, mnie by już dawno diabli wzięli.
– Nie wierzę, byś Ty, muzyk z poczuciem rytmu, był tępym uczniem.
Stanisław Karpiel-Bułecka: Nawet nie o to chodzi. Nasz pierwszy taniec to cza-cza, trudny taniec. Magda stawia na technikę, co mi się bardzo podoba. Dba o szczegół, detal, żeby się później nie skończyło na dyskusji jury: „ile jest cza-czy w cza-czy”. Wiem, że jak pierwszy raz wychodzi się na parkiet, by zatańczyć na żywo, brzuch boli jak przed wywiadówką. Ale dam z siebie wszystko.
– Członkowie zespołu doceniają Twoje poświęcenie?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Myślę, że tak, choć zobaczymy, co mi się uda zwojować.
– Na pewno zawojowałeś serca polskich dziewczyn. Pokochały Cię już po „Wymiataczach”, a po „Tańcu z gwiazdami” będziesz miał fankluby w całej Polsce.
Stanisław Karpiel-Bułecka: Tak pani myśli?
– Nie zależy Ci na dziewczynach?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Mam już dziewczynę, na której mi zależy.
– Ale dzieli Was na co dzień kilkaset kilometrów, bo ona mieszka w Warszawie.
Stanisław Karpiel-Bułecka: W Warszawie jestem częściej niż rzadziej, Hania też kiedy tylko może, przyjeżdża do Zakopanego. Wiadomo, że dużo więcej za sobą tęsknimy, ale też dzięki temu bardziej doceniamy swoją obecność.
– Skoro już się przyznałeś do dziewczyny o imieniu…
Stanisław Karpiel-Bułecka: Anna, ale dla mnie Hania, na Podhalu na Annę mówimy Hanka. Moja mama też jest Ania, ale tata i wszyscy wokół zawsze mówili do niej Hania.
– Ciekawe, dlaczego?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Może dlatego, że łatwiej się wydrzeć na hali: Hankaaaaa… A tak serio, to lubię do niej mówić: Hanuś. Ładnie. Pasuje jej.
– Imię charakterne.
Stanisław Karpiel-Bułecka: Dobrze powiedziane.
– To czy Hanna nie boi się Twojej nadchodzącej popularności i inwazji konkurentek?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Staram się nie dawać powodów, żeby miała się bać albo martwić. Stoimy za sobą murem i za dobrze nam razem, żeby cokolwiek w tym zmieniać. Swój rozum mam. W świecie tylu portali internetowych łatwo o powód do plotek czy komentarzy. Ale dopóki się ma do siebie zaufanie – jest dobrze.
– Górale są wierni?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Bardzo są wierni. Jak już coś postanowią, to… postanowią.
– Ale Ty masz 28 lat i…
Stanisław Karpiel-Bułecka: …wiele projektów do zrealizowania, wiele pomysłów, wyzwań i marzeń. Wiem jedno: na pewno nie będę w tym wszystkim sam. We dwójkę łatwiej żyć. A potem poradzić sobie z całym tym życiowym przybytkiem. By było komu co zostawić, jak się w końcu człowiek czegoś dorobi (śmiech).
– A Ty już się dorobiłeś?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Dorabiam. Będę budował pensjonat. Z restauracją na rodzinnej działce. Chwała, że przodkowie ojcowizny nie sprzedali, ziemia przechodziła z pokolenia na pokolenie. Jak będzie gotowy, serdecznie zapraszam. Ojciec go zaprojektował, zachował góralski styl, taki jak w naszym 120-letnim rodzinnym domu, bo do tradycji przywiązuje wielką wagę, starszy brat dołożył trochę nowoczesności. Duże okna, duże werandy. Wszystko ze smakiem.
– Czyli zostajesz w Zakopanem. Nie wkurzają Cię korki na Zakopiance, kolejki na kolejkę i zero szans na światowe imprezy?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Mnie, rodowitemu zakopiańczykowi, wstyd za Krupówki. Już tam nawet nie chodzę, bo to małpi gaj z lunaparkiem, dyliżansem, kina 7D, gadżety z Adamem Małyszem, flagi, trąbki, wuwuzele. Można sobie zrobić zdjęcie ze Shrekiem, reniferem, sobowtórem Marka Perepeczki, sam go tam widziałem. Wszystkiego narąbane jak na odpuście. I reklama za reklamą. Kolega ze Szwecji, jak przyjechał na zawody do Zakopanego, natrzaskał sobie zdjęć z reklamami przy drodze, bo nie wierzył własnym oczom. Kto je widzi, jak jedna drugą zasłania, bez ładu i składu, psuje wizerunek i krajobraz? Zakopane, jak mówi mój ojciec, ładnie wygląda w zimie, jak wszystko zasypie śnieg, i zyskuje jednolity kolor. Oj, jako burmistrz miasta Zakopane, różne rzeczy bym pozmieniał. Zakopianka byłaby do Nowego Targu, a potem niechby się rozjeżdżała od Białego Dunajca, Bukowiny. Ale i tak z ojcem będziemy walczyć o architekturę w Zakopanem. Jest o co, deweloperzy wyrywają każdy skrawek ziemi. Ojca to drażni i męczy. Mówi, że powinno być jak w Alpach, gdzie na określoną liczbę mieszkańców jest określona ilość pensjonatów i hoteli, i ani jednego więcej. Bo po co? On ma rację. Mówi, że jak się nic nie zrobi, wkrótce w Zakopanem będzie się pokazywało górala w klatce, a na niej kartka: „Prosimy nie dokarmiać”.
– Dużo mówisz o ojcu, a mama? Miała czterech facetów w domu. Rozpuszczała Was czy Wy ją?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Miała czterech Janosików w domu, na pewno nie miała z nami lekko. I jeszcze dwa psy (śmiech). Ciężko. Jak jedna kobieta mogła to wytrzymać? Dzięki jej za to. U jej dwóch sióstr też same chłopy się urodziły. Mama wiele nam zawsze pomagała i wiem, że mogę na nią liczyć. Dużo nas nauczyła i głównie dzięki niej właśnie nie mamy lewych rąk. Tylko Szczepan jest rozpuszczony, ale tak chyba jest zawsze z najmłodszymi. Rodzice stawiali na naszą samodzielność i chwała im za to. Gotuję dzięki mamie, nie tak dobrze jak ona, bo ona gotuje naprawdę wspaniale. Moja Hania też jest wielkim fanem talentu kulinarnego mamy i często zapuszcza żurawia do kuchni, kiedy mama coś przyrządza. Dopytuje, radzi się. Tata też potrafi gotować, bo co to za chłop, co nie umie gotować?
– Masz jakieś wady góralskie? Szybko łapiesz za ciupagę?
Stanisław Karpiel-Bułecka: Nie biegam z ciupagą, więc chyba nie jest źle. Górale ze względu na to, że są charakterni, często załatwiają sprawy po góralsku, czyli ostro i natychmiast, ale umieją też zachowywać się bardziej dyplomatycznie. Dzięki temu, co wyniosłem z domu, nie wydaje mi się, bym był źle wychowany. Rodzice wychowywali nas na dobrych ludzi, ale nie rygorystycznie. Niczego mi nie wpajano na siłę, niczego nie nakazywano. A przy okazji, wie pani, jestem jedynym góralem, który nie był na Giewoncie. To wstyd czy nie?
– Z przekory?
Stanisław Karpiel-Bułecka: W ogóle mnie tam nie ciągnie. Może będę jedynym takim góralem na Podhalu? Giewont mam na widoku przed domem. Wystarczy, że biegam po górach, po Kasprowym Wierchu.
– Jak tyle czasu spędzasz teraz w Warszawie, pewnie widzisz, czym się różnią ludzie gór i nizin?
Stanisław Karpiel-Bułecka: O, to na pewna inna mentalność. Warszawa jest piękna w wielu miejscach, ale wyścig szczurów trwa. Ludzie wstają i spieszą do roboty. Pięknie, ale coś się mało uśmiechają. Tam u siebie w górach, jak tylko obudzę się, wyglądam przez okno i uśmiecham się jak głupi do sera. Od samego widoku Tatr, bo nie ma na świecie drugich takich gór.
Rozmawiała Liliana Śnieg-Czaplewska
Zdjęcia Jacek Poremba
Asystent fotografa Tomek Kordek
Makijaż i fryzury Paula Zajdecka-Śliwa/Metaluna
Stylizacja Marta Siniło/Fashion Departament
Produkcja sesji Piotr Wojtasik
Za pomoc w realizacji sesji oraz gościnność dziękujemy www.mietowagorka.pl, Czerwienne 310 b