Właśnie wystąpiłeś w „Wideotece dorosłego człowieka”. Przeglądasz stare zdjęcia? Lubisz powracać do wspomnień?
Każdy lubi. Wspomnienia są integralną częścią rzeczywistości. O przyszłości nic nie wiemy, a o przeszłości możemy dużo powiedzieć.
Wchodzimy w okres festiwalowy. To dla muzyka chyba najgorętszy czas?
To zależy. Zimą bardzo intensywnie pracuję. Nagrywam, tworzę płyty, pracuję z Wilkami nad nowym programem. Właściwie można byłoby powiedzieć, że wiosna i lato to spijanie śmietanki z tego, co wypracowaliśmy zimą. Dlatego bieżący czas nie jest dla mnie męczący. Lubię koncertować. Nigdy jednak nie koncertowaliśmy strasznie dużo. Uważam, że trzy weekendy w tygodniu to wystarczająca ilość. Staramy się mieć jeden weekend spędzony z rodziną.
Tymczasem dopadła Cię choroba. Co zrobisz, gdy boli gardło, a trzeba wyjść na scenę?
Jutro gram koncert w Warszawie. Jestem mocno osłabiony i zażywam antybiotyki. Dopiero wyszedłem z łóżka. Takie koncerty trzeba po prostu przetrwać. Czasami wychodzę zmordowany chorobą albo niedosypianiem, a na scenie całkowicie o tym zapominam. Padam dopiero po koncercie. Jest kolacja, wypijam dwa, trzy kieliszki wódki. I muszę natychmiast iść do łóżka bo czuję, że lecę z nóg. I odpływam. Tak czasami kończy się mój dzień...
Deklarujesz, że jesteś wiernym kibicem. Spędzisz dużo czasu przez telewizorem w czasie Euro?
Jasne. Wiesz, takie zawody jak Euro budzą ogromne emocje. Z tych emocji powstała piosenka Wilków „Idziemy na mecz”. Mam nadzieję, że wpadnie w ucho fanom. Na co dzień oglądam też ligę angielską i hiszpańską.
W domu jest kłótnia o pilot?
Mamy dwa telewizory. Monika przechodzi do sypialni, a ja oglądam mecze. Ale bez przesady. Jeśli jest ciekawe kino to chętnie obejrzę. Mecz można przecież zobaczyć w powtórce.
A pamiętasz kiedy ostatnio zabrałeś żonę do parku na warszawskim Grochowie?
Dość dawno. Co prawda mieszkamy w Radości, a to daleki Grochów.
Czy rzeczywiście – tak jak śpiewasz - dziewczyny tam kiedyś tańczyły boso?
Ja tego nie pamiętam. Ale wyobraźnia mi podpowiada, że tak.
Nie dusisz się w miejskiej aglomeracji?
Dusiliśmy się, dlatego uciekliśmy do Radości, bardzo peryferyjnej dzielnicy. Mieszkamy teraz w lesie.
Chciałbyś, żeby Twoje dzieci, Emanuel i Beniamin poszły w Twoje ślady i też zostały muzykami?
Trudno powiedzieć. To ciężka i niewdzięczna praca. Oczywiście dająca satysfakcję, ale i wiele problemów. O wielu z nich zwykle nie rozmawia się w wywiadach, nie mówi się w telewizji. Moje dzieci same wybiorą, nie będę się wtrącał.
Ale pewnie masz jakieś plany na przyszłość?
Chciałbym, żeby dzieciaki zrobiły międzynarodową maturę. Jest w naszych planach, że wtedy wyprowadzimy się do Grecji.
Na stałe?
Zostawimy sobie mieszkanie w Warszawie. Ale będziemy na pewno spędzali całe lato w Grecji.
Skąd ten pomysł?
Na pewno dzięki ludziom, którzy tam mieszkają. Grecy są wspaniali. Oprócz tego piękno tego kraju, pełno antycznych ruin, których w Polsce nie uświadczysz. A najważniejszy powód to przede wszystkim ciepły klimat.
A może masz po prostu dosyć Polski?
Nie, nie. Jeśli już to w Polsce mam dosyć zimy. Być może zrobimy tak, że będziemy mieszkać pół roku tutaj, pół roku tam.
Pogodzisz mieszkanie w Grecji z koncertowaniem w Polsce?
Tak. Robienie muzyki jest w tym wypadku wspaniałe, bo człowiek nie jest uwiązany do jednego miejsca. Samolotem to jest trzy godziny drogi. Czyli mniej więcej jak samochodem z Warszawy do Gdańska. Tak się robi. Z resztą inni muzycy też mieszkają w różnych zakątkach świata, tworząc tam muzykę dla swojego kraju lub różnych krajów.
A gdzie podział się Twój bunt?
Na pewno nie będzie go na solowej płycie. Jestem pewny, że potem tyle rzeczy mnie wkurzy w polityce i w innych dziedzinach życia w Polsce, że odrobina buntu znajdzie się na następnej płycie Wilków.
Rozmawiał Tomasz Piekarski / MWMEDIA