Król Midas
„Atakuje mnie republika cnót”, kpi włoski premier. „Sędziowie i prokuratorzy chcą dokonać zamachu stanu w imię moralności”. Jego wojna z włoskim wymiarem sprawiedliwości jest już legendarna. Od początku jego politycznej kariery prokuratorzy próbują wsadzić go za kratki. Za oszustwa podatkowe, korupcję, romans z mafią. Bezskutecznie. Zostaje uniewinniony. Albo zarzuty ulegają przedawnieniu. Silvio Berlusconi, sterując parlamentem, zmienia prawo. Wciąż pozostaje bezkarny.
Czy tym razem znów się wywinie? Sędzia śledcza Cristina Di Censo wyznacza mu datę stawienia się w sądzie na 6 kwietnia. Prokuratorzy, którzy od lat chcą go dopaść, wytoczyli obyczajowe działa. Odkryli, że Ruby „Złodziejka Serc”, dziewczyna o kształtach Wenus – jego ulubienica – miała 17 lat, gdy zaczynała bunga bunga. Płatny seks z niepełnoletnią tancerką. Za to grożą trzy lata więzienia. Jeszcze więcej za nadużycie władzy. W maju zeszłego roku jednym telefonem wyciągnął Ruby z aresztu. Trafiła tam, bo podobno ukradła koleżance trzy tysiące euro. Taka historia mogła wydarzyć się tylko we Włoszech. Silvio Berlusconi w Paryżu rzuca unijną politykę i wydzwania na posterunek policji w Mediolanie. „Dziewczyna jest krewną prezydenta Egiptu, Hosniego Mubaraka”, ostrzega komisarza. „Jej aresztowanie może się skończyć międzynarodowym skandalem”. Ruby wychodzi wolna. Co z tego, że premier mija się z prawdą? Jego rodacy powtarzają, że Pinokiowi od kłamstwa rósł nos. A Berlusconiemu – portfel. I taka jest prawda o najbogatszym premierze świata. Czego się dotknie, zamienia w złoto. Jak król Midas. Jego majątek ocenia się na dziesięć miliardów dolarów. Domów i pałaców we Włoszech ma tyle, że sam nie pamięta ich liczby.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Jego Nadawczość
Syn urzędnika bankowego. Na świat przychodzi w 1936 roku. Już w szkole ma dryg do interesów. Rozwiązuje za kolegów zadania z matematyki. Za cukierki i 50 lirów. Na prawniczych studiach... dorabia jako śpiewak. Na włoskiej Riwierze – lata 50. – zabawia gości, przygrywając sobie na fortepianie. Potem wyciąga na parkiet co ładniejsze turystki. Jeżeli coś kocha równie mocno jak złoto – to na pewno kobiety. Oprócz oszustw podatkowych to one właśnie ściągną na jego głowę największe kłopoty. W latach 60. buduje pierwsze domy. Podobno ma tak mało pieniędzy, że sam, pomagając sobie podręcznikiem, projektuje kanalizację. Szybko staje się krezusem nieruchomości. W 1974 roku pod Mediolanem stawia całe miasteczko Milano 2. Skąd ubogi śpiewak i sprzedawca odkurzaczy wziął na to pieniądze? Jedni mówią: „geniusz inwestycji”. Inni szepczą: „mafia”. Podobno w tym przedsięwzięciu wyprał fortunę brudnych pieniędzy. Miasteczko okazuje się wielkim sukcesem. Jego budowniczy zaczyna piąć się w górę. W ciągu następnych lat stawia tysiące luksusowych domów. I zakłada telewizję kablową Telemilano. Wsiada do rakiety, która wyniesie go na olimp. Przepisy kulinarne, praktyczny serwis informacyjny, wieczorne kino. Przed nim włoska telewizja jest poważna i nudna. On robi z niej erotyczny cyrk. Półnagie dziewczyny – „veliny”, asystują prowadzącym. Do tego quizy i sport. W latach 80. nadaje już na cały kraj. Gdy stanie się właścicielem trzech najważniejszych prywatnych kanałów: Canale 5, Italia 1 i Rete 4, los Włoch jest przesądzony.
Umberto Eco nie ma złudzeń na temat Berlusconiego: „Pierwszy zrozumiał, że tradycyjne wartości upadły i postanowił zastąpić je mass mediami”. Uzyskuje przydomek „Sua Emittenza” – Jego Nadawczość. Cesarz telewizji sięga po realną władzę. W 1994 roku po raz pierwszy zostaje premierem. Od tamtej pory powtarza to trzy razy. Ostatnio w 2008 roku.Włosi nawet nie zauważyli, kiedy swoimi elektronicznymi sztuczkami wychował ich na idealnych wyborców. Wyobraźmy sobie, że w Polsce premier Donald Tusk jest właścicielem TVN, Polsatu, a w dodatku rządzi telewizją publiczną. Koszmar? A to właśnie przypadek Włoch. Prawdziwej cywilizacji obrazkowej.
Synek mamusi
Bartosz Węglarczyk z „Gazety Wyborczej” wyjaśnia tajemnicę, dlaczego w kraju, gdzie rządy upadały co kwartał, Berlusconi już dziesiąty rok jest premierem: „Doskonale dostosował się do włoskiej kultury »maczyzmu«. Mężczyzna musi mieć pieniądze, władzę i kobiety. On to ma. Dlatego jest idolem. Spełnia marzenia przeciętnego Włocha. Jego wiek bardzo mu w tym pomaga. Jakby mówił: »Patrzcie. Mam wszystko. Nawet nieśmiertelność«”. Lubi opowiadać historię o tym, jak jego organizm sam dał sobie radę z rakiem. Tworzy mit herosa. „Mam już dość bycia tylko Silviem Berlusconim. Chcę heroicznego życia. Na swój skromny sposób będę cesarzem Justynianem albo Napoleonem”. Jego ego ma wielkość kamienicy. Na oficjalnym spotkaniu z Nicolasem Sarkozym nachyla się do niego: „Ja ci dałem twoją kobietę!” – chodzi mu o to, że Carla Bruni jest Włoszką. Prezydent Francji krzywi się. Na tego Włocha nie ma sposobu. Jego rodacy go ubóstwiają.
A co z Włoszkami? Czy też dają się nabrać na słodkie marzenia o pięknoduchu? Ale to właśnie kobiety w średnim wieku pasjami oglądają jego telewizję. Matki Włoszki patrzą na Silvia i szepczą w duchu: „Ach, żeby mój syn był taki”. Kobiety też potrafił kupić. „My, Polacy, pasjonujemy się polityką”, tłumaczy Bartosz Węglarczyk. „Włochów to nie obchodzi. Oni chcą oper mydlanych”. Berlusconi jest dla nich celebrytą. Bohaterem filmowym. Jego przygody oglądają na swych ekranach jak doskonały serial. Ile emocji! A on chętnie dostarcza im wrażeń. Cztery lata temu na rozdaniu nagród Telegatti szepcze do deputowanej swojej partii Mary Carfagny (która wcześniej była prezenterką w jego telewizji): „Gdybym nie był żonaty, od razu bym cię poślubił”. Choć jego małżeństwo od lat jest tylko pozorem, żona, Veronica Lario, nie wytrzymuje. Publicznie opowiada o jego zdradach. Dziennik „La Repubblica” na pierwszej stronie drukuje jej list, w którym żąda przeprosin od męża premiera. Silvio Berlusconi jak rasowy amant podnosi rękawicę. Kaja się. Oświadcza: „Potraktuj to publiczne świadectwo mojej dumy, która ulega twojej złości, jako akt miłości”. Małżonkowie się godzą. A potem rozwodzą. Cyrk trwa. Czyż można wyobrazić sobie lepszą pożywkę dla telewizji? Włosi są zachwyceni.
Tylko Internet
Ale nie wszyscy. „Premier traktuje Włochów jak idiotów i idiotki. Zrobił z Italii burdel”, woła dzisiaj Francesca Comencini, która organizuje demonstrację przeciwko upokarzaniu kobiet. Po aferze Rubygate na ulice włoskich miast wychodzi ponad milion przeciwników premiera. Kobiety na głowy wciągają stringi. Mężczyźni przyczepiają sobie nosy Pinokia. Padają obelgi: „Faszysta, oszust, ojciec chrzestny”. Największe dzienniki piszą, że premier, który nie potrafi oddzielić sfery publicznej od prywatnej szkodzi wizerunkowi Włoch za granicą. Ale przecież nie tylko on. To konserwatywny kraj. We Włoszech jedynie dwa procent kobiet zajmuje wysokie, menedżerskie stanowiska. „The New York Times” pisze, że Włoszki cierpią, ponieważ tkwią w pułapce dwóch wizerunków – szczęśliwej gospodyni i telewizyjnej, półnagiej hostessy. Media nie pokazują nic innego. Dlatego w wyobraźni młodych dziewczyn najszybszą drogą kariery jest agencja towarzyska. Tam mogą poznać bogatych i wpływowych mężczyzn. „To prawdziwy upadek moralny”, grzmi Candida Morvillo, naczelna „Novella 2000”, która przeprowadziła wywiady z kilkoma tysiącami włoskich dziewcząt. W sytuacji, gdy telewizyjne media opanowane są przez Berlusconiego i jego imperium zła, ratunkiem może być Internet. „Mam nadzieję, że osobowość i dążenia młodszych Włoszek będą w większym stopniu kształtowane przez wirtualną sieć”, mówi pisarka Loredano Lipperini. I nie tylko o mentalność chodzi. Zwiększenie liczby pracujących zawodowo kobiet (obecnie 46 procent) może dźwignąć na nogi gospodarkę Włoch. Na razie ledwo dyszące imperium chwieje się pod długami. Toczy się w stronę Grecji. Ale przecież premier nie ma do tego głowy. Dla niego liczy się oglądalność. I nocne bunga bunga.
Tato, nie pędź!
Ten milion, który wyszedł na ulice włoskich miast, to elektorat lewicy. Niestety, zbyt mało, by obalić Berlusconiego. Wciąż ma 30-procentowe poparcie. Wystarczy, aby rządzić. Stoją za nim murem miliony drobnych i średnich przedsiębiorców. Im właśnie obiecał, że obniży podatki. Dotrzymał słowa. Tym ludziom nie przeszkadza, że premier dawał łapówki. Doskonale wiedzą, że we Włoszech nie można inaczej prowadzić interesów. Śmieją się, gdy prokuratorzy oskarżają premiera o oszustwa podatkowe. Przecież każdy z nich wystawia fiskusa do wiatru. Inaczej nie zarobiliby na rodziny. Umberto Eco kpi z naiwności rodaków: „Im się wydaje, że bogaty premier nie będzie kradł”. Nie ma dla niego alternatywy. „Zmieść go może tylko moralne oburzenie”, prorokuje Bartosz Węglarczyk. „A na to się nie zanosi”. W kraju, w którym rocznie z usług prostytutek korzysta blisko 10 milionów klientów, jego ostatnie wyczyny dodadzą mu tylko splendoru. Nawet wielka siła, jaką w katolickich Włoszech jest Watykan, również zachowuje powściągliwe milczenie. „Rani i poraża myśl, że mąż stanu kojarzony jest z tego rodzaju przestępstwami”, napisał oględnie Marco Tarquinio, redaktor naczelny dziennika biskupów „Avvenire”. Rozwiązły mąż stanu stawia Kościół w bardzo niezręcznej sytuacji. Z jednej strony zasługuje na potępienie. Ale z drugiej jest niezbędnym sprzymierzeńcem. To właśnie on i jego centroprawica stoją na drodze „złego” ducha. Bronią Włochy przed eutanazją, małżeństwami gejowskimi czy zakazem finansowania przez państwo licznych tam szkół katolickich. On to wie. W katolickich Włoszech jest bóstwem. „Niech Bóg zmiłuje się nad tymi, którzy nie rozumieją mojej wielkości”, stwierdza z właściwą sobie skromnością. A w prywatnym samochodzie, którym sam kieruje, wozi podobno obrazek z Jezusem. Na obrazku napis: „Tato, nie pędź!”.
Czerwone togi
Najzajadlej jego klęski pragną włoscy prokuratorzy. Mają swoje ambicje polityczne. Od lat próbują go dopaść. Już w 1994 roku prokurator Antonio Di Pietro, słynny „kat” na korupcję, który uwięził wielu polityków, grzmiał: „Między mną i Berlusconim toczy się wojna na śmierć i życie. Tylko jeden z nas wyjdzie z niej żywy. Ja go zniszczę”. Silvio Berlusconi nazywa swoich wrogów „czerwonymi togami”. Woła, że to spisek komunistów. Teraz zwęszyli swoją szansę. Choć nieletnia Ruby zeznała, że premier nawet jej nie dotknął, wszczęli tajne śledztwo. Pół minionego roku i miliony euro poświęcili na podglądanie i podsłuchiwanie premiera. Oraz blisko setki innych osób. Nagrania przedostają się do mediów. „Baw się z nim. Zabierz ze sobą lekarski kitel i ciśnieniomierz. A pod kitlem naturalnie nic...”, radzą sobie uczestniczki prywatnych orgii. Kłopot z tym, że wbrew swej woli zostały rozpoznane. Ciąży na nich odium prostytutek. Prokuratorzy zachowują się jak paparazzi. Aby zszargać wizerunek premiera, poświęcają prywatność niewinnych osób. Czy wysiłki zajadłych stróżów prawa zakończą się zwycięstwem? Czy Silvio Berlusconi znów z nich zakpi? Cokolwiek się wydarzy, jednego możemy być pewni. Telewizja to pokaże...
Roman Praszyński / Viva!