Co wiedziała o Tobie Nina Terentiew ściągając Cię do swojej stacji?
Tak naprawdę niewiele. Zostałam zaproszona przez producenta programu Się kręci, który widział jakieś nagrania ze mną. Najpierw zaproponował mi felietony. Pamiętam, pierwszy wywiad przeprowadzałam z Kasią Cichopek. Bardzo mnie to ucieszyło, bo znamy się prywatnie, nie mniej sytuacja była napięta. Od tego zależało, co będę robiła dalej. Zaproponowano mi stałą współpracę. Zaczęłam jeździć na zdjęcia tak samo jak chłopcy i dość szybko, nawet nie wiem kiedy, dostałam wiadomość że jestem współprowadzącą programu i wchodzę do czołówki. Później przyszły niespodziewanie propozycje ze strony pani Niny Terentiew.
Co gwarantuje bycie człowiekiem Niny?
Nagle okazało się, że zaczęłam prowadzić duże imprezy. Przyszedł sylwester, gala 15-lecia telewizji Polsat, festiwal Top Trendy i inne koncerty. De facto byłam rzucona na głęboką wodę. Wszystkiego uczyłam się na planie. Nie przeszłam przez poradnik w telewizji newsowej, czy konkursy audiotele, ale miałam dobrych nauczycieli.
Zaliczyłaś spektakularne wpadki?
Nie miałam sytuacji, żebym zeszła z wizji, przewróciła się, albo powiedziała coś, co się za mną ciągnie do tej pory. Po prostu były lepsze i gorsze prowadzenia. Szczęśliwie jestem trzeci rok w stacji. Cały czas coś się dzieje. I mam nadzieję, że są jeszcze przede mną jakieś wyzwania.
Czujesz się już zwierzęciem telewizyjnym?
Nie i powiem szczerze: lubię telewizję, ale zwłaszcza teraz traktuję tę pracę z dużym dystansem, bo wiem, jakie są jego blaski i cienie. Kiedy przyszłam do telewizji wszyscy byli cudowni i wspaniali. Chłonęłam atmosferę, a telewizja wydawała mi się najwspanialszym miejscem na ziemi. I to jest fajne miejsce pracy, nie zaprzeczam, daje wiele możliwości, wolności, ale stawia też wiele ograniczeń.
Jakich?
Nie jestem chociażby dysponentem swojego czasu. Jestem trochę na telefon. Często kończę pracę późno w nocy. Są ograniczenia, ale w ogólnym rozrachunku jest więcej plusów. Jako nastolatka chciałam pracować w telewizji, ale wszyscy którym o tym mówiłam, nie spodziewali się, że dojdę do tego.
Przez chwilę wokół ciebie powstał negatywny PR, złośliwi twierdzili, że wjechałaś do show-biznesu na plecach Marcina Mroczka. Wiele osób uważało, że sobie nie poradzisz...
Moja odpowiedź jest krótka- przestałam się tłumaczyć z tego, że tak nie było. Znam swoją historię. Mam nadzieję, że tym, co zrobiłam później udowodniłam, że nie znalazłam się w tym miejscu przypadkiem. Gdyby tak było, zniknęłabym po miesiącu, dwóch. To są prywatne sprawy, do których nie wracam. Nie komentuję tego. Komentarz rodzi kolejny komentarz, i kolejną plotkę, i kolejne pytania.
Ile w Twojej karierze jest przypadku, a ile zamierzonych działań?
Wiele przypadku. Jeśli się zrobi jedną rzecz, za chwilę robi się następną, a za chwilę jeszcze kolejną.
Ale ten efekt domina od czegoś trzeba zacząć...
W moim przypadku było tak, że tu mnie ktoś zaprosił na casting, tam zrobiłam jakąś sesję, czy wystąpiłam w reklamie. Jako nastoletnia dziewczyna pracowałam jako fotomodelka. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od wygranej w Konkursie „Matka i Córka”. Po konkursie pojawiły się poważniejsze propozycje.
Myślisz, że kobiety Ci zazdroszczą?
Mówiąc pół żartem, kobiety to gatunek zazdrosny i rywalizujący. A tak na serio, mamy problem z zazdrością. W Polsce panuje stereotyp, że jeśli ktoś pracuje w telewizji, jest kimś wyjątkowym. Ja do tego podchodzę inaczej, traktuję to normalnie, tak samo szanuję osobę pracująca w telewizji jak i kogoś kto wykonuje zupełnie inny zawód. Nie mniej jest coś takiego, że u nas zwraca się uwagę na osoby medialne. Ale czy to jest uwaga związana z zazdrością...
Nie, to jest uwaga związana z rozpoznawalnością.
Być może. Praca w telewizji wiążę się z tym, że jesteśmy obecni w domach u wielu ludzi, a więc znają nasze twarze. Nie przypisywałbym temu szczególnych wartości. Zależy mi na tym, aby być rozpoznawalną, ale ocenianą przez pryzmat mojej pracy, a nie tylko obecność w mediach.
Jak na osobę, która funkcjonuje w show-biznesie, jesteś skromna.
To dla mnie największy komplement, kiedy słyszę, że się nie zmieniłam i jestem skromna.
Jest dobrze.
Gdy rozpoczęłam moją przygodę z mediami, jak każdy młody człowiek, byłam pod wrażeniem. Spadły na mnie interesujące propozycje, pojawiła się niezależność finansowa, przyszłość jawiła się w różowych kolorach. I naprawdę to wielka sztuka, żeby zostać takim, jakim się było. Nie żyję w świecie gazet, ja w tym uczestniczę. Rodzice, z którymi mam codzienny niemal kontakt, są barometrem moich zachowań i to mi pomaga zachować zdrowy dystans. Rodzina to najważniejsze, co może być. Nie wyobrażam sobie życia w pojedynkę, życia singla ani sytuacji, że skupiam się na karierze kosztem swojego domu i dzieci. Dom i dzieci muszą być. To największa wartość.
Planujesz już?
Takie plany i dzielenie się nimi zostawiam w moim prywatnym świecie, który staram się jak najbardziej chronić. Mogę tylko podkreślić, że rola jaką przyszło mi pełnić w telewizji jest dla mnie bardzo ważna, ale są też inne, które mam nadzieje, przyjdzie mi pełnić poza szklanym ekranem.
Masz za sobą ciężką lekcja życia?
Chyba jeszcze nie. Lekcją było przejście od prywatności do medialnego rozgłosu. Był moment, że mocno dostałam po głowie. Czytałam nieprawdę na swój temat. Nie czułam się z tym dobrze.
Na przykład?
Trochę tego było, a to że jestem w ciąży, a to że mam za małe buty. Prasa pudelkowa rozwija się bardzo. Irytują mnie takie newsy, ale też komentarze na forach. Kilka razy przeczytałam i zrezygnowałam. To jest właśnie ten zdrowy dystans, potrzebny, żeby nie zwariować.
źródło: mwmedia