Rafał Olbrychski - Cisza po burzy

Rafał Olbrychski fot. STUDIO 69
Kilka miesięcy temu miał same kłopoty: bunt dorastającego syna, konflikt z rodzicami, rozstanie z żoną. Dziś Rafał Olbrychski układa sobie życie od nowa i dlatego jest… szczęśliwy.
/ 10.09.2009 12:49
Rafał Olbrychski fot. STUDIO 69
Rafał Olbrychski jest samoukiem. Próbował być już muzykiem, aktorem, dziennikarzem, a nawet restauratorem. W każdym z tych wcieleń miał szansę odnieść sukces, nawet go odnosił, ale zaraz szybko zmieniał zdanie i chciał być kimś innym. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że tak dalej się nie da. Kiedy postanowił wrócić do swojej pierwszej miłości – muzyki – i przy okazji uporządkować życie prywatne, przygniótł go konflikt z własnymi rodzicami. Obarczali go winą za problemy jego syna, a ich wnuka Jakuba. Daniel Olbrychski chciał odbierać Rafałowi prawa rodzicielskie. Kiedy przed sądem zrobił z Rafała potwora, ten nie pozostał mu dłużny. Syn znanego aktora zapłacił za to wysoką cenę. Bo najpierw został wrogiem rodziców, a zaraz potem – obiektem nagonki opinii publicznej. I zamiast promować swoją płytę „Tatango”, Rafał Olbrychski powrót na scenę muzyczną zaczął od skandalu.

– Osiągnąłeś to, o czym marzy każdy artysta – rozgłos.
Rafał Olbrychski:
Mylisz się. Przykro mi, bo wszystko poszło nie tak, jak chciałem. Zarzucono mi, że robię teatr z mojego życia prywatnego, aby wypromować płytę. Żadne gorsze oskarżenie nie mogło mnie spotkać. Cała ta afera wpłynęła negatywnie na promocję „Tatango”. Na stronie internetowej czytam wpisy: „Nie lubię tego kolesia, ale jego piosenka jest OK”. Ludzie nie kupią płyty kogoś, kogo nie lubią. To nie jest droga do sukcesu. Kiedy przyjeżdżałem na koncerty zaraz po tej aferze, publiczność traktowała mnie nieufnie. Czuję, że muszę ludzi cały czas do siebie przekonywać i odkręcać kampanię czarnego PR-u, którą tabloidy mi zafundowały, po tym jak raz, podkreślam tylko raz, powiedziałem, co mi leży na sercu.

– Żałujesz tego, że publicznie tak bardzo się obnażyłeś?
Rafał Olbrychski:
Tak. Nie przewidziałem, że moja wypowiedź może być tak przekręcana i zmieniana przez różne media. Udzieliłem jednego wywiadu, który wszyscy potem cytowali na różne sposoby, dopisywali bzdury i sprzedawali jako kolejny wywiad. Procesuję się dzisiaj o to z kilkoma tytułami. Ludzie ekscytują się czyimś niepowodzeniem. Im gorzej komuś, tym im lepiej. Zderzyłem się z pędzącym pociągiem, ale… jakoś przeżyłem. To mnie wzmocniło. Ostatecznie zyskałem o wiele więcej: mam pewność, że w każdej sytuacji w życiu poradzę sobie.

– Groziłeś rodzicom, że ujawnisz takie fakty z ich życia, że zapadną się pod ziemię. Nie byli wściekli?
Rafał Olbrychski:
Byli. Nie postąpiłbym w ten sposób, gdybym nie poczuł się całkowicie zdradzony. I to w momencie, kiedy chciałem ratować swoje dziecko. W związku z tym poszedłem niechętnie na wojnę. Od lat, wychowując sam synów, jestem ojco-matką i poczułem się jak lwica, która musi bronić swojego stada. Skończyły się wtedy konwenanse i niuanse. Całe szczęście, że po obu stronach zwyciężył rozsądek. Teraz dla dobra Kuby możemy i chcemy się dogadać.

– Czyli porozumienie?
Rafał Olbrychski:
Tak. Konflikt z rodzicami zaczął się wtedy, kiedy zamiast mi pomóc, stanęli po przeciwnej stronie. Skomplikowali sytuację, wnosząc sprawę o odebranie mi praw rodzicielskich. Zmarnowaliśmy dużo czasu, który można było Kubie poświęcić. Mam nadzieję, że teraz wspólnymi siłami uda nam się mu pomóc.


– Masz sobie coś do zarzucenia?
Rafał Olbrychski:
Nie uchwyciłem momentu, kiedy moi synowie zaczęli dorastać. Kiedy byli mali, byłem tatą kumplem, ale oni są już starsi i to już się nie sprawdza. Coś nam po drodze uciekło. Nie pływaliśmy razem kajakami. Nie mieliśmy wspólnego hobby. Oni zaczęli zamykać się w sobie, a ja nie potrafiłem do nich dotrzeć. Zaczęliśmy tracić kontakt. Gdyby był dzisiaj bliższy, pewnie łatwiej byłoby nam się porozumieć. Boli mnie to, ponieważ kilkanaście lat temu w pełni świadomie podjąłem decyzję o ich samotnym wychowaniu. To była najważniejsza decyzja. Zaważyła na całym życiu.

– Czujesz, że poniosłeś porażkę?
Rafał Olbrychski:
Czuję, że nie zawsze spisywałem się na medal w roli ojca. Ale nigdy nie nazwałbym tego porażką. Ze starszym synem przeżywamy trudne momenty, ale obu synów bardzo kocham i ich dobro jest dla mnie ważne.

– A czy starszy nie powtarza przypadkiem Twoich błędów? Pamiętasz siebie, jak miałeś 17 lat?
Rafał Olbrychski:
Często o tym myślę, Kuba jest bardzo do mnie podobny – z tą różnicą, że ja w jego wieku miałem pasję – muzykę. To mnie „pozbierało” i pozwoliło poradzić sobie z problemami dojrzewania. On nie ma punktu zaczepienia, a dobrze byłoby, gdyby go znalazł. Wiem, że ma wiele talentów i może znaleźć siłę, by je rozwijać.

– Ty „walczysz” z ojcem, a Twój syn – z Tobą. Poczekaj, a za chwilę publicznie Cię wychłosta.
Rafał Olbrychski:
Prosta psychologiczna prawda mówi, że powiela się błędy rodziców. Ale czy wszystkie dzieci z dobrze zbudowanych, „zdrowych” rodzin łatwiej budują relacje w swoich rodzinach, a z rozbitych tylko rozbijają rodziny? Nie. Wszyscy jesteśmy kowalami swojego losu. Wbrew temu, co wyrzuciłem z siebie publicznie kilka miesięcy temu, dziś uważam, że nie ma co zwalać winy na rodziców. Moje wieloletnie pretensje do mojego ojca już się skończyły. To zamknięty rozdział.

– Jak walczyłeś z kompleksem Daniela Olbrychskiego?
Rafał Olbrychski:
Próbowałem robić swoje. Pamiętam, jak kiedyś na koncercie Redsów w Stodole do mojego ojca podeszła jakaś 16-latka i zapytała: „To pan jest ojcem tego chłopaka, co śpiewa?”. On był dumny, kiedy to mi opowiadał. Całe życie ludzie wrzucali nas do jednego worka. Taka karma. Ironia losu pchnęła mnie w stronę filmu, ale co ciekawe właśnie wtedy przestano mnie z ojcem porównywać.

– Dlaczego po udanym starcie zarzuciłeś karierę muzyczną?
Rafał Olbrychski:
Reds sprzedawał płyty i grał mnóstwo koncertów, ale wtedy polski rynek muzyczny przechodził kryzys. Mimo sukcesów zarabialiśmy grosze. Zrozumiałem, że nie jest to dobry pomysł na życie dla mężczyzny, który wychowuje dwoje małych dzieci. 

– Są tacy, którzy przetrwali kryzys.
Rafał Olbrychski:
Druga sprawa, że nasz zespół się rozpadł. Miałem po tym doświadczeniu poważną traumę
i odszedłem od muzyki. Potem, kiedy próbowałem w innych składach, zawsze to się kończyło brakiem wyjścia na rynek. Płyta „Tatango” wyszła tylko dlatego, że nie odpuściłem. Pracowałem nad tym aż sześć lat. Konsekwentnie. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. I teraz jest.


– Za rolę w filmie „Rozmowa z człowiekiem z szafy” dostałeś prestiżową Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego dla debiutującego aktora. Ale nie poszedłeś za ciosem.
Rafał Olbrychski:
Zawód aktora głównie polega na tym, że się siedzi i czeka na telefon. Najpierw zagrałem sześć głównych ról w filmach fabularnych, aż potem telefon zamilkł na dobre. Sam się nie pchałem, bo jako dziecko aktorów nie miałem złudzeń co do tego zawodu.

– Kolejne Twoje wcielenie to dziennikarz i osobowość telewizyjna.
Rafał Olbrychski:
No tak, poprowadziłem kilka programów i wreszcie w „Pytaniu na śniadanie”, kiedy zostałem gospodarzem kącika kulinarnego, udało mi się połączyć pracę z pasją, czyli gotowaniem.

– Dlaczego nigdy nie zdecydowałeś się na jeden zawód, z którym byłbyś kojarzony?
Rafał Olbrychski:
Ojciec osiągnął sukces w aktorstwie, a ja chciałem spróbować wielu ról w życiu. Na pewno zgubił mnie brak konsekwencji. Nie pozwolił osiągnąć spektakularnego sukcesu. Ale to, co przeżyłem, jest moje. Większości nie żałuję. Gdybym miał przeżyć życie raz jeszcze, kombinowałbym pewnie podobnie. Ostatnio doszedłem do wniosku, że jednak moją największą pasją jest muzyka i na niej chciałbym się teraz skupić.

– Do innych wniosków też doszedłeś. Zupełnie niespodziewane było Twoje rozstanie z żoną Ewą.
Rafał Olbrychski:
A dlaczego?

– Byliście razem 14 lat, Ewa wzięła na siebie obowiązek wychowania Twoich dzieci.
Rafał Olbrychski:
Ewa jest wspaniałą kobietą. Ale w naszym małżeństwie od dawna się nie układało i w końcu się
wypaliło.

– Zakochałeś się w innej?
Rafał Olbrychski:
Kiedy byliśmy z Ewą od wielu miesięcy w separacji, poznałem Monikę.

– Przy jakiej kobiecie czujesz się spełniony?
Rafał Olbrychski:
Przy Monice, po długim okresie smutku i zmartwień, dostałem skrzydeł, zaraziła mnie swoim ciepłem i pozytywnym myśleniem. Moje życie się zmieniło. Do tego uzupełniamy się świetnie, ja wnoszę do jej życia element szaleństwa, a ona do mojego – wreszcie trochę harmonii.

– A co z chłopcami? Pogodzili się z tak wielką zmianą w życiu?
Rafał Olbrychski:
Kiedy zamieszkaliśmy z Ewą, chłopcy byli mali, zaakceptowali to od razu, ale teraz, kiedy sami są bardziej skomplikowani, jest to trudniejsze. Mam nadzieję, że to się poukłada, kiedy zobaczą, że ojciec jest szczęśliwy. Do tego dążę, dlatego odważyłem się wreszcie na to, aby coś zmienić w swoim życiu. Nadszedł moment, że pomyślałem: „Nie jestem jeszcze tak stary, aby powiedzieć amen i czekać, aż śmierć nadejdzie”.

– A czy jesteś na pewno już dużym chłopcem?
Rafał Olbrychski:
Po tym roku czuję się na pewno bardziej dorosły… choć nie do końca. Jest we mnie gdzieś głęboko ukryte dziecko, które jeszcze chętnie narozrabiałoby. Postanowiłem jednak, że od teraz będę rozrabiał w muzyce, ale nie w życiu.     

Sylwia Borowska / Party

Redakcja poleca

REKLAMA