Pameli Anderson chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Od lat 90. jej nazwisko jest gorące, a to za sprawą jej... bujnego biustu, który po raz pierwszy pokazała szerszej publiczności w wieku 22 lat na okładce amerykańskiego "Playboy'a". Od tamtej pory były kolejne okładki i oczywiście niezapomniany "Słoneczny Patrol"...
Jednak Pamela to nie tylko seksowna blondynka. Aktorka od lat angażuje się w akcje charytatywne, przede wszystkim na rzecz zwierząt. Wykorzystuje swoją wciąż wielką popularność by zwrócić uwagę na problemy m.in. humanitarnego traktowania zwierząt. Jest aktywną ambasadorką Fundacji PETA i matką dwóch przystojniaków - Dylana Jaggera Lee i Brandona Thomasa Lee.
Przez lata swojej kariery wielokrotnie szokowała. Swoim zachowaniem, kreacjami i oczywiście operacjami plastycznymi. Określenie pustej blondynki przylgnęło do niej jak ulał, ale przecież nie można nikogo szufladkować. Każdy ma w sobie coś więcej niż widzą go inni. Podobnie jest z Anderson.
Aktorka przyznała się ostatnio w wywiadzie dla amerykańskiego magazynu "W", że dopiero teraz rozumie pojęcie piękna. Uważa, że piękno to uczucie szczęścia, które chcąc nie chcąc wiąże się z wyglądem zewnętrznym albo po prostu jego akceptacją. Według niej piękno to połączenie pewności siebie i akceptacji, nie zależnie od makijażu czy jego braku. A zapytana czy żałuje czegoś co zrobiła w imię piękna - Pamela Anderson wskazała na swój już ikoniczny biust.
Jak widać to kolejna gwiazda, która żałuje, że ulepszała swój wygląd operacjami plastycznymi. Niedawno Courtney Cox wyznała, że żałuje operacji plastycznych. Czyżby to jakiś nowy trend? Gwiazdy, które nie mogły dotychczas żyć bez ulepszaczy i oszukiwały naturę przez dekady nareszcie mówią prawdę? A jakie jest wasze zdanie?