Niepokorna Monika Brodka

Monika Brodka fot. MAGDA WUNSCHE & SAMSEL/SONY MUSIC
Dziś ma 23 lata, nagrała nową płytę i w końcu wie, czego chce. Czyli jak niegrzeczna dziewczynka polskiego show-biznesu stała się gwiazdą!
/ 05.10.2010 09:01
Monika Brodka fot. MAGDA WUNSCHE & SAMSEL/SONY MUSIC
Ostatnio nie było jej w telewizji i w prasie. Unikała dziennikarzy, budząc domysły. Podejrzewano depresję po wygranej w „Idolu” i krótkiej, ale efektownej karierze, popartej dwiema płytami. Stany lękowe – zawsze bała się samotności. Albo zawody miłosne – w każdy związek wchodziła z ufnością dziecka, zakochiwała się łatwo, choć najczęściej to partnerzy od niej odchodzili. Dorzucano brak talentu: „Jak nie umie śpiewać, niech wraca na swoją wieś”. Po trzech latach milczenia przemówiła, ucinając złośliwe plotki. Jej najnowsza płyta „Granda” – niesamowita mieszanka różnych stylów, podszyta rockową energią – jeszcze zanim się pojawiła, zebrała świetne recenzje: „Brodka uprawia  wokalną ekwilibrystykę. Czasem brzmi jak dziewczynka, czasem jak zmysłowa kobieta. I zabiera nas w podróż muzyczną po kontynentach niczym szalony Fileas Fogg z powieści Verne’a „W 80 dni dookoła świata”.  Odwiedzamy Francję (śpiewa też po francusku), Australię, Indie, Wietnamczyków na warszawskim Stadionie, którzy robią świetne zupy pho. To megaeksperyment, jak mówi Brodka. Nikt nie wiedział, czy coś z tego wyjdzie: „Chciałam, żeby to był album czarno-biały, żeby punkowe utwory dawały energię, a balladowe wyciskały łzy”. Nie tylko śpiewa, ale próbuje czarować: „A mnie się wciąż voodoo śni/Wstążki czaszki proszki”. Brzęczy koralami, szumi wstążkami, szeleści spódnicą. Ten album to zwrot w jej karierze. Rodzi się nowa gwiazda. Nowa Brodka – oceniają w branży. „Monika jest przykładem prowincjonalnej dziewczyny z marzeniami, która uparcie szukała własnej drogi i w końcu ją znalazła. Bardzo szybko z niepokornej dziewczynki przemieniła się w dojrzałą kobietę. Do tego w dość ładną”, śmieje się Maciek Łuczkowski, jej znajomy, jak mówi o sobie: zawodowy pochlebca.

Góralka z Twardorzeczki

Dla wielu Monika Brodka to fenomen. „Silna, trochę leniwa i kąśliwa, co na scenie wydaje się niezbędne”, ocenia Maciek Macuk, ojciec chrzestny płyty. „Ale dopiero jak staje przed mikrofonem, widać, że to artystka, która ma osobowość. Że to góralka”, dodaje Bartek Dziedzic, producent.

Na płycie słychać skrzypce, mandolinę, dudy, trombitę, na których gra Jan Brodka, ojciec Moniki, żywiecki multiinstrumentalista. Odrywam go od próby z zespołem Ziemia Żywiecka w Miejskim Centrum Kultury. „Powiem szczerze, ja tu najmniej mam do gadania, mój udział w płycie jest znikomy”, ocenia. „Monika często wracała myślami do swoich korzeni, co cenię. Dlatego postanowiłem jej pomóc”.

Podczas nagrań największe wrażenie robiła trombita, o której Jan opowiada niemal z miłością. Archaiczny instrument (cztery metry długości) używany był przez górali przy wypasie owiec. Ale Monika od małego upatrzyła sobie skrzypce. „Przywiozłem jej te skrzypce gdzieś ze świata”, przypomina sobie ojciec. „Mogła swobodnie tworzyć. W milczeniu słuchałem tego, co robi.

I tak było aż do »Idola«. Nikt jej nie namawiał, sama tam poszła”.

Na skrzypcach gra też mama Brodki, Krystyna, nauczycielka polskiego. I starszy brat Przemek, znakomity kontrabasista. „Pobrał trochę nauki gry na tym instrumencie, a resztę ciężką, rzetelną pracą uzyskał, zresztą tak jak córka”, dodaje Jan Brodka. „Dzieci po mnie mają upór i wolę walki. Monika jest bardzo konkretna, zdecydowana”.

I najwyraźniej pogodziła się z ojcem, któremu nie mogła wybaczyć, że porzucił ich dom i matkę, by związać się z kimś innym.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


Kocham cię, Monia!
„Brodka ma czupurność, odwagę, niezależność, bunt, czego większości wykonawcom brakuje.  I niebywałą wręcz muzykalność”, mówi Elżbieta Zapendowska pamiętająca 16-letnią Monikę z „Idola”. „Jak zobaczyliśmy ją z Maleńczukiem pierwszy raz, powiedzieliśmy: »No to mamy zwycięzcę«. Uwielbiam, jak młodzi piosenkarze mają wyrazisty charakter. Monia nie podlizywała się jurorom, jej zachowanie było nawet na granicy bezczelności, ale dla mnie to pozytywna cecha”.

Brodka z Twardorzeczki przyjechała z nauczycielką śpiewu i stówą w kieszeni od mamy. Nie spała całą noc, bo wkuwała słowa do tekstu piosenki Kory, który następnego dnia z tremy i tak zapomniała. Miała na sobie obciachowe pasiaste spodnie, ale wydawało jej się, że są strasznie odlotowe. Po ogłoszeniu wygranej rzuciła z niedowierzaniem: „O, k...”. Na szczęście niezbyt głośno, bo była na wizji.

W ciągu kilku miesięcy jej życie wywróciło się do góry nogami – zmieniła szkołę, adres i zmagała się z sukcesem. Imprezowała, romansowała z o wiele starszymi od niej mężczyznami. Najpierw był Jan Wieczorkowski, aktor z „Klanu”, potem Marek Straszewski, uznany fotograf. Po każdym rozstaniu cierpiała. I pisała kolejną piosenkę. „Miał być ślub”: „Nikt nie widział mych łez, gdy mówiłeś, że/nie pokochasz mnie na dobre i na złe/Kto z miłości nie umarł, nie potrafi żyć/Moje serce kiedyś złamane, mocniej kocha dziś”.

„Ostra góralka, ale wrażliwa”, komentowali znajomi, nie bardzo wiedząc, czy młodziutka dziewczyna z Twardorzeczki poradzi sobie w wielkim mieście. Swoje góry w Beskidach zamieniła na góry wieżowców, a przestronny dom, gdzie mama zawsze, nawet teraz, czeka na nią z talerzem pierogów, zamieniła na obskurny pokój na szemranej Pradze należący do wytwórni płytowej. Samotność w obcym mieście.

Elżbieta Zapendowska: „Kiedyś przyjechała do mnie zatroskana po »Idolu«. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Chciała zdawać do szkoły muzycznej na Bednarskiej, ale jej to odradziłam. Kiepsko stała finansowo. Kilka lat później opiniowałam jej pierwszą płytę ze standardami muzyki bluesowej, zachwyciła mnie. Ostatnio Monika zrobiła sobie kilkuletnią przerwę, ale dojrzała do czegoś. To już artystka. Nie idzie najłatwiejszą drogą, jest prawdziwa, niezależna. Za to ją kocham, choć nawet o tym nie wie”.

Kiedy odkryje, kim jest naprawdę?
„W pierwszym momencie sprawia wrażenie zdystansowanej. Ten pewny tembr głosu! Ale to mechanizm obronny”, uważa dziennikarka, która zrobiła z nią wywiad. Przy bliższym poznaniu jest wrażliwa, ciepła. „Mówią, że głupiutka. Nieprawda. Ma swój plan i się go trzyma, chociaż dostała mocno po dupie. Była dzieckiem rzuconym na głęboką wodę, co niektórzy chcieli wykorzystać”. W branży ma jednak opinię cwanej: „Dwa razy tych wszystkich speców z wytwórni kupi i dwa razy sprzeda. Jest kobietą z jajami. Gdyby więcej takich było, nasz show-biznes wyglądałby o wiele lepiej”.


W 2004 roku, po zakończeniu trzeciej edycji „Idola”, do BMG Poland przyszła z rodzicami, by omówić warunki wydania debiutanckiej płyty. „Miała wtedy z 16 lat, ani cycków, ani tyłka, i chciała wydać płytę w Sissy, które było częścią BMG wydającą Ściankę, Futro i Smolika. Roześmiałem się i powiedziałem, że jako zwycięzca »Idola« może zapomnieć o Sissy”, wspomina Paweł Jóźwicki, ówczesny szef Sissy Records i A&R BMG. „Zapytałem, co właściwie chce śpiewać, a ona, że neo-soul jak Erykah Badu. Zaproponowałem, żeby wyjrzała przez okno: »Widzisz na ulicy jakichś Murzynów, którzy kupią twoją płytę?«”. Ostatecznie wydali składankę „czarnych” coverów w odważnych interpretacjach i kilka premierowych piosenek. „Album”, jak i druga płyta „Moje piosenki”, pokrył się złotem. Jaka jest nowa? Jóźwicki uważa, że bardzo dobra, ale to jeszcze nie jest Brodka w stu procentach. „Trochę brakuje jej własnego pierwiastka, żeby było zajebiście. Kiedy odkryje, kim jest naprawdę, to nagra płytę, którą wykosi wszystkich. Ludzie, ona ma dopiero 23 lata i jest już ikoną popkultury. Jak stuknie jej trzydziestka, to prawdopodobnie zostanie prezydentem!”.

Ma już na koncie kilka spektakularnych sukcesów – oprócz wygranej w trzeciej edycji „Idola”, nominacje do Paszportu Polityki i Fryderyków, nagrodę Eska Music Awards 2005 w kategorii debiut roku i w tym samym roku zwycięstwo w konkursie premier w Opolu. Mogłaby odcinać kupony od sławy, ale nie chce. „Było sporo propozycji od »Tańca z gwiazdami«, ale tyle razy odmawiała, że w końcu telefon przestał dzwonić”, mówią jej znajomi.

Ostatnio zaszyła się w nowym mieszkaniu kupionym na kredyt. Przytulne dwa pokoje i ładny widok z okna przypominający ten beskidzki. Choć kiedy zaprasza gości, śmieje się, że jest jak w kaplicy. Na ścianach beton, wszędzie dużo lamp i starych żyrandoli. Sama zaprojektowała wnętrza. Ale ze wszystkich domowych sprzętów najważniejsza jest wieża i płyty, bo bez muzyki nie wyobraża sobie życia. I bez miłości. Znów jest szczęśliwa i zakochana. Nie imprezuje jak kiedyś.

Mikołaj Komar, naczelny „K Mag”, często widuje ją na śniadaniu w knajpce z jej partnerem. Związek trwa od roku. Monika ceni sobie życie prywatne i wąskie grono przyjaciół. To introwertyczka unikająca tłumów, dętych imprez. Ale spotyka ją na wszystkich festiwalach i koncertach, na których sam bywa. Była na paru Open’erach. Tam jest anonimowa. Wkłada czapkę, kaptur, ciemne okulary – nikt jej nie poznaje. „Monika połyka dobrą muzykę na kilogramy. Zna się na niej, co jako recenzent muzyczny z 11-letnim stażem mogę potwierdzić. Te ostatnie trzy lata ciszy to nie było plażowanie. To był czas zbierania inspiracji, doświadczeń, dojrzewania, co słychać na jej nowej płycie. »Granda« jest niesamowita. Tylko pozazdrościć”.


Boso, ale w ostrogach
Lubi zaskakiwać. Nie tylko potrafi zmienić styl śpiewania, lecz także image. W 2009 roku według „Newsweeka” była najlepiej ubraną Polką: „Świetna fryzura, makijaż i – jak mawiają Anglicy – attitude. Widać inspiracje zarówno Kate Moss, jak i Edith Piaf. Ma wiele dystansu i wdzięku, co nawet u najlepiej ubranych ludzi jest rzadko spotykane”. Sama Monika przyznaje, że lubi dobrze wyglądać. Większość rzeczy, w których się pojawia, pochodzi z przepastnej szafy mamy: „Na co dzień wkładam dres. Nie mam ani jednej markowej rzeczy. No, może okulary od Gucciego. Ale nie wydam na buty lub sukienkę 1500 złotych”. „Lubi eksperymentować”, uważa jej przyjaciółka Vasina, stylistka. Śledzi trendy, nie jest jednak ofiarą mody. „Świetnie nam się pracuje. To nie jest typ pretensjonalnej artystki, wokół której wszyscy skaczą”. Vasinę zastanawia dojrzałość Brodki. Nie sądziła, mając 30 lat, że zaprzyjaźni się z kimś, kto ma 16. Poznały się przy pierwszej sesji okładkowej Moniki. „Zaskoczyło mnie, że mimo bardzo młodego wieku wie, czego chce”. Brodka zaimponowała też Vasinie w kuchni. Na kolacjach z przyjaciółmi potrafi wymyślić egzotyczne dania, bawić się smakami. Nie umie ukryć emocji. Jak jest szczęśliwa, to widać. Nie umie też nałożyć maski zadowolonego człowieka, gdy cierpi. To nie jest typowa 20-latka. Kim więc jest – twardzielką z gór? Według Piotra Metza, naczelnego „Machiny”, Brodka najlepiej ze wszystkich „Idolowców” obroniła się przed miałkością show--biznesu. Wydała dwie fajne popowe płyty, zrobiła niezłą karierę. Od początku poradziła sobie ze swoim wizerunkiem, zostając ikoną dobrego stylu w modzie: „Jest uroczo upierdliwa. Na sesje zdjęciowe do »Machiny« zawsze przychodziła z gotowym pomysłem. Ale to nie było wymyślanie jakichś cudów na kijku, to miało sens”.

Przed Orange Warsaw Festival Brodka zaproponowała, że zaśpiewa kilka utworów ze swojej nowej płyty. „Nieznane piosenki to zawsze duże ryzyko na takiej imprezie”, uważa Metz. W branży muzycznej powątpiewali: „Przecież Brodki od dawna nie ma!”. Wystąpiła boso, w pasiastej sukience, tworząc widowisko. To było mocne, oryginalne. Ludziom opadły szczęki. Ci sami, którzy wcześniej tak wątpili, przysłali SMS-y: „Zwracam honor”.

Tekst Elżbieta Pawełek
Współpraca Roman Praszyński

Redakcja poleca

REKLAMA