Monika Pyrek: Jeszcze powalczę

Monika Pyrek, Krzysztof Hulboj
Udział w „Tańcu z Gwiazdami” pomógł Monice Pyrek wyjść z depresji po nieudanym sezonie sportowym i pokonać nieśmiałość. Tyczkarka odzyskała formę i… wiarę w siebie. Teraz ma nowy cel – wyjść za mąż i zdobyć olimpijskie złoto.
/ 26.11.2010 07:21
Monika Pyrek, Krzysztof Hulboj
Do niedawna nazwisko Moniki Pyrek (30) było znane wyłącznie zagorzałym fanom lekkoatletyki. Dziś jury „Tańca z Gwiazdami” obsypuje jej występy „dziesiątkami”, a dzięki sympatii telewidzów tyczkarka prowadzi w głosowaniu SMS-owym. Tylko „Party” sportsmenka zdradza, jak program zmienił jej życie i kiedy powie „tak” ukochanemu Norbertowi Rokicie.

– Co Cię skusiło, żeby wziąć udział w „Tańcu z Gwiazdami”?
Monika Pyrek:
Pierwszą propozycję udziału w show dostałam od TVN-u zaraz po igrzyskach olimpijskich w Pekinie, ale wtedy nie mogłam z niej skorzystać. Ostatnio miałam za sobą nieudany sezon sportowy, przybiła mnie kontuzja stopy. Byłam w bardzo złej kondycji psychicznej i nie mogłam już patrzeć na tyczkę. Poza tym chciałam spróbować czegoś nowego, odreagować...

– I udało się?
Monika Pyrek:
Taniec okazał się lekarstwem dla mojej duszy! Odżyłam, mam więcej energii. Czuję, że jestem gotowa wrócić na bieżnię i walczyć o medale! Mój trener Wiaczesław Kaliniczenko przyjeżdża mi kibicować prawie w każdym programie. Ostatnio powiedział: „Monia, tańcz, bo to znakomicie na ciebie wpływa”. Dzięki treningom mam więcej siły, jestem bardziej gibka, a to na pewno przełoży się na moje wyniki w sporcie.

– Podobno na początku programu Twoje relacje z tanecznym partnerem Robertem Rowińskim nie były najlepsze?
Monika Pyrek:
Gdy wchodzę w nowe środowisko, nie jestem zbyt wylewna, potrzebuję czasu, żeby się oswoić. Na początku Robert wciąż gadał i instruował mnie. Ja byłam skupiona na nauce i nie odzywałam się za dużo, więc Robert nazywał mnie Niemą Moniką (śmiech).

– Kilka gwiazd w „TzG” odnalazło swoją kobiecość? A Ty?
Monika Pyrek:
Na pewno zaczęłam się odważniej ubierać. Rzuciłam w kąt sportowe ciuchy i mam ochotę się stroić (śmiech). Gdy wychodzimy ze znajomymi, zakładam buty na obcasach i... czuję się sexy.

– Narzeczony nie jest zazdrosny?
Monika Pyrek:
Na początku Norbert był trochę zazdrosny o Roberta, bo nagle zaczęłam spędzać całe dnie z innym facetem. Poza tym taniec to bliski kontakt. Ale jesteśmy z Norbertem od ośmiu lat razem i ufamy sobie bezgranicznie. Półtora roku temu zaręczyliśmy się, poważnie myślimy o ślubie i dzieciach.

– A jak Ci się oświadczył?
Monika Pyrek:
To było 30 czerwca 2009 roku.  Kiedy spałam, Norbert tradycyjnie poszedł po świeże pieczywo i gazety dla siebie. Wrócił nie tylko z zakupami, ale i z bukietem słoneczników – moich ulubionych kwiatów – oraz pierścionkiem zaręczynowym w dłoni. Był tak przejęty, że kiedy wchodził do sypialni, potknął się na progu i... wpadł prosto na moje łóżko. Byłam wzruszona, ale cała sytuacja była tak zabawna, że śmiałam się do łez.

– Norbert jest nie tylko Twoim narzeczonym, lecz także menedżerem. Ciężko się żyje i pracuje razem?
Monika Pyrek:
Czasem bywa trudno. Ale żeby nie mnożyć napięć, rozgraniczyliśmy pewne sprawy. Norbert zajmuje się promocją, dba o sprawy wizerunkowe. Mam jednak drugiego menedżera, który organizuje mi starty. I to się sprawdza.

– Myślicie już o dacie ślubu?
Monika Pyrek:
Śmieję się, że mam już trójkę z przodu, więc coraz poważniej myślę o rodzinie i dzieciach. Rok temu mieliśmy już zarezerwowaną datę – 16 października – w USC, zamówioną restaurację na Zamku Książąt Pomorskich i ustalone weselne menu. Niestety, z powodu moich planów zawodowych musieliśmy wszystko odwołać. Ale co się odwlecze... 

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>



– Masz już projekt sukienki?
Monika Pyrek:
Przeglądałam już różne katalogi. Choć weźmiemy tylko ślub cywilny, chcę być w białej sukience. Najchętniej skromnej, na ramiączkach, odcinanej pod biustem. Włosy pewnie gładko zaczeszę w kok, w który wepnę welon.

– Kiedyś powiedziałaś, że rodzinę założysz dopiero na sportowej emeryturze.
Monika Pyrek:
I tak się pewnie stanie. Bez względu na to, ile jeszcze będę czasu w „Tańcu z Gwiazdami”, w grudniu wracam do treningów. Od marca będę trenowała we Włoszech do mistrzostw świata w Daegu. Muszę się sprawdzić, żeby móc walczyć o medal na igrzyskach olimpijskich w Londynie.

– Potem odstawisz tyczkę?
Monika Pyrek:
Chciałabym zakończyć karierę sportową z medalem, bijąc swój własny rekord. To moje największe marzenie. Ale jeśli się nie uda, nie załamię się. Przez tyle lat nauczyłam się znosić porażki.

– Co wtedy będziesz robić?
Monika Pyrek:
Wychowywać nasze dzieci (śmiech). Wciąż będę związana ze sportem. Niedawno zostałam przewodniczącą w komisji zawodniczej, pracuję w zarządzie Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Reprezentuję interesy zawodników, organizuję panele dyskusyjne, współpracuję z mediami. Myślałam też o fundacji wspierającej młodych sportowców.

– Co zrobisz, jeśli Twoje dzieci wybiorą karierę sportową?
Monika Pyrek:
Jeśli same o tym zdecydują, proszę bardzo, ale ja nie będę ich zachęcać, bo wiem, jaka to ciężka praca. Sport kształtuje charakter, uczy wytrwałości i obowiązkowości. Ale przede wszystkim pokory.

– A skąd u Ciebie pasja do tyczki?
Monika Pyrek:
Wszystko przez mojego brata, który w dzieciństwie był dla mnie Bogiem (śmiech). Robiłam wszystko to co on. Robert grał w koszykówkę, więc ja też musiałam być w reprezentacji szkoły. Kiedyś nasz trener zachorował i zaopiekowała się nami pani od lekkoatletyki... Tak to się zaczęło. Gdy zaczęłam odnosić sukcesy, rodzice postawili warunek – muszę wciąż być wzorową uczennicą. I byłam. To mi zostało do dziś.

– Jesteś grzeczną dziewczynką?
Monika Pyrek:
Tak, ale w dzieciństwie byłam niezłym ziółkiem! Z Robertem toczyliśmy w domu regularne bitwy. Kiedyś, gdy brat mnie zezłościł, rzuciłam w niego butem, który trafił w szybę w drzwiach. Zrobiło się na niej pęknięcie, które zakleiliśmy plakatami z gazet. Mama odkryła to dopiero po pół roku...

– Wychowywałaś się w Gdyni. Ty swoją rodzinę chcesz założyć w Szczecinie.
Monika Pyrek:
Niedawno kupiliśmy tam piękne mieszkanie w stuletniej kamiennicy. Teraz trwa w nim generalny remont, ale za miesiąc będziemy mogli się wprowadzić.

– Sami je urządzaliście?
Monika Pyrek:
Pomysły były nasze, ale pomogła nam pani architekt. Kuchnię zaprojektowałam ja – choć prawie nie gotuję. To Norbert eksperymentuje w kuchni. Dekoracyjne drobiazgi – lampy, obrazy – wybierał Norbert. Wreszcie będziemy mieć wymarzony pokój kąpielowy oddzielony od sypialni mleczną szybą i... wielką kanapę.

– Idealną do leniuchowania?
Monika Pyrek:
Do tej pory kłóciliśmy się, kto będzie leżał na kanapie, a kto siedział na fotelu (śmiech). Dlatego w naszym nowym domu stanie olbrzymia kanapa, na której zmieścimy się we dwoje.                 

Magdalena Jabłońska-Borowik / Party

Redakcja poleca

REKLAMA