Małgorzata Kożuchowska - My też rodzimy się na nowo

Małgorzata Kożuchowska fot. AKPA
Przyzwyczajona do życia na wysokich obrotach. Kiedy (kończymy naszą rozmowę, ma w telefonie szesnaście (nieodebranych połączeń! Na szczęście wkrótce święta, czas, gdy na pewno liczyć się będą dla niej tylko najbliżsi...
/ 23.12.2011 06:30
Małgorzata Kożuchowska fot. AKPA
- Powiedziała pani kiedyś, że lubi się pani przygotować do świąt, żeby nie wpadać w nie w biegu. Wciąż się to pani udaje?
Małgorzata Kożuchowska:
Oczywiście, choć nie zawsze jest idealnie. Wszystko zależy od nastawienia, od tego jak chcemy święta przeżyć i co one tak naprawdę dla nas znaczą. Staram się w natłoku przygotowań nie zapomnieć, co jest w nich najważniejsze, czego są symbolem. Gdy byłam dzieckiem, robiłyśmy z siostrami adwentowe lampiony i chodziłyśmy na roraty. Było zimno, trzeba było wstać wcześnie, jeszcze przed lekcjami... Nie było łatwo. Później zrozumiałam, jaki ten wysiłek miał głęboki sens i jaki smak miały święta, do których tak sumiennie się przygotowywało. Bo przecież świętujemy Boże Narodzenie, to znaczy, że Chrystus ma się narodzić (w naszym życiu na nowo.

- To podejście przeważnie wynosi się z domu. (I chyba najfajniejsze wspomnienia...
Małgorzata Kożuchowska:
To prawda. Dotąd pamiętam uczucia, atmosferę Bożego Narodzenia w moim domu w Toruniu, gdzie spędzaliśmy każde święta mojego dzieciństwa. To był czas z bliskimi – z rodzicami, siostrami i naszą nianią, którą traktowałyśmy tak, jakby była naszą babcią. Pamiętam rytuały, elementy, które tworzyły klimat świąt w naszym domu. Znakiem ich rozpoczęcia była zawsze wyprawa autobusem po nianię w wigilię. To był dla mnie symboliczny moment, tak jak dla innych jest ubieranie choinki w wigilijny poranek.

- Pomagała pani w ich przygotowaniu?
Małgorzata Kożuchowska:
Każdy miał swoje obowiązki. Tata zawsze ucierał mak, bo do tego potrzeba jest dużo siły. Przygotowywał również ryby. Ja z siostrami pomagałam mamie przy pieczeniu ciast czy lepieniu uszek. Wszystkiego doglądała mama, starając się, by potrawy świąteczne przygotowane były tak jak w jej rodzinnym domu. Ponieważ pochodzi ze Śląska, na naszym wigilijnym stole zawsze było wiele przysmaków z tego regionu. Miedzy innymi makówki, które stały się moją specjalnością. Masą z maku, mleka, miodu, masła (i bakalii przekłada się kilka warstw bardzo cieniutko pokrojonej pszennej bułki. To nasz tradycyjny świąteczny deser. 

- Teraz, gdy ma pani już swój dom, również?
Małgorzata Kożuchowska:
Teraz przygotowanie rodzinnych świąt jest dużo trudniejsze. Mieszkamy daleko od siebie, mamy swoje rodziny, wiec musimy dużo wcześniej wszystko zaplanować, zorganizować. Staramy się spędzać czas zarówno z moją rodziną, jak i z rodziną męża. W każdym domu celebrowane są inne rytuały, wspominane inne chwile, na stole pojawiają się inne potrawy. I tak w czasie świat (w domu rodzinnym mojego męża pierwszy raz jadłam np. kapustę z grochem.

- Śpiewacie kolędy?
Małgorzata Kożuchowska:
  Wieczorem w Wigilię. Później wszyscy razem wybieramy się na pasterkę. Bardzo lubię tę u dominikanów na warszawskim Starym Mieście. Księża proszą, by każdy przyniósł dzwoneczek. Tuż przed dwunastą (w ciemnym jeszcze kościele rozlega się dźwięk dzwoneczków i pierwsze takty kolęd „Wśród nocnej ciszy” albo „Gdy się Chrystus rodzi”. Wszyscy są poruszeni, panuje świąteczna atmosfera... Dobrze, gdy się na tym poruszeniu nie kończy, gdy wrażliwość na drugiego człowieka, na potrzeby tych, którzy są dookoła, zostaje w nas na dłużej. Na cały kolejny rok.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


- W pani zostaje, bo od kilku lat m.in. jest pani ambasadorem  fundacji Mam Marzenie. Co panią do tego skłoniło?
Małgorzata Kożuchowska:
Jestem aktorką, mam wyjątkową możliwość wykorzystania popularności, by mówić innym, że warto pomagać. O tym, jakimi jesteśmy ludźmi, świadczy to, ile potrafimy dać z siebie innym. I jak ogromną satysfakcję daje spełnianie marzeń. Wcześniej brałam udział w wielu akcjach charytatywnych, i do dziś wielu pomagam, ale najwięcej czasu i uwagi poświęcam  fundacji Mam Marzenie, bo uważam, że taka pomoc jest skuteczniejsza.

- Spotyka się pani ze śmiertelnie chorymi dziećmi. To bardzo trudne...
Małgorzata Kożuchowska:
Pamiętam, że kiedy pierwszy raz miałam odwiedzić oddział onkologiczny, byłam zdezorientowana, wydawało mi się, że sama moja obecność nic dzieciom nie da, że powinnam coś przynieść, kupić słodycze, zabawki... Usłyszałam, że wystarczy, że przyjdę. I jeśli chcę naprawdę im pomóc, sprawić, by choć na moment zapomniały o chorobie, to muszę przyjść z energią i uśmiechem od ucha do ucha, i po prostu z nimi rozmawiać, pośmiać się, być cała dla nich. Po tej wizycie trudno mi się było pozbierać, bo ciężko zrozumieć dlaczego dzieci są skazane na takie cierpienie. Nigdy nie zapomnę śmiertelnie chorej dziewczynki, która marzyła o tym, by się spotkać z Piotrem Kupichą z zespołu Feel. Złapali niesamowity kontakt. Kiedy się żegnali, Piotr, bardzo wzruszony mówił, by się trzymała i nie poddawała. Spojrzała na niego z uśmiechem i powiedziała: To ty się trzymaj... Dzieci często mają w sobie wrażliwość i dojrzałość, która nas, dorosłych, zawstydza.

- Opowiada pani o tym w taki sposób, że wydaje się, że to pani dostaje coś od tych dzieci...
Małgorzata Kożuchowska:
Bo tak jest. Często przejmujemy się drobiazgami, tym co ktoś o nas powiedział, co przykrego spotkało nas w ciągu dnia. Kontakt z chorymi dziećmi, praca wolontariusza zwracają uwagę na prawdziwą hierarchię wartości, pokazują, co tak naprawdę jest (w życiu istotne.

- Ważna też jest praca. Pani właśnie zamknęła pewien etap w swoim zawodowym życiu, pożegnała się z rolą Hanki w „M jak miłość”. Spodziewała się pani, że wywoła tym taką medialną burzę?
Małgorzata Kożuchowska:
Na pewno zaskoczyła mnie skala tej burzy. Ale to dla aktora szalenie miłe. Grałam Hankę przez jedenaście lat. To bardzo długo. Teraz okazało się, że wpisała się w życie wielu ludzi. Jestem dumna, że udało mi się stworzyć tak wiarygodną i lubianą postać.

- Czego więc życzyłaby pani sobie z okazji tych świąt?
Małgorzata Kożuchowska:
Życzyłabym sobie nowych, ciekawych zawodowych wyzwań. Harmonii w życiu osobistym. Miłości – by trwała i się rozwijała, była coraz piękniejsza i silniejsza. Zdrowia dla moich bliskich i wszystkich podopiecznych fundacji Mam Marzenie, (a wszystkim Czytelniczkom „Przyjaciółki” – pięknych świąt w gronie kochających, życzliwych ludzi.

Teresa Zuń / Przyjaciółka

Redakcja poleca

REKLAMA