Magdalena Schejbal - Chłopczyca w szpilkach

Magdalena Szejbal fot. MW MEDIA
Na dwa lata zniknęła. Teraz Magda Schejbal wraca, i to w jakim stylu! Serial „Szpilki na Giewoncie”, w którym gra główną rolę, od razu stał się hitem. Na jego plan zabiera synka, by nie tęsknić.
/ 26.10.2010 08:44
Magdalena Szejbal fot. MW MEDIA
To już pewne! Era Magdy M. właśnie się skończyła. Teraz wyobraźnią polskich dziewczyn rządzi... Magda S. A dokładnie grana przez Magdalenę Schejbal (30) bohaterka Ewa Drawska z nowego serialu Polsatu „Szpilki na Giewoncie”. Co czwartek perypetie szefowej biura reklamy, która z Warszawy została przeniesiona do Zakopanego, ogląda prawie trzy miliony widzów. Sukces nie dziwi, bo już w serialu „Kryminalni”, który TVN emitowało jeszcze dwa lata temu, bohaterka Magdy, podkomisarz Basia Starosz, zyskała wielką popularność. Tam aktorka przyzwyczaiła widzów do sportowego emploi. Upięte włosy, wytarte dżinsy i pistolet to był jej wizerunek. Dziś wraca odmieniona. Obcasy, kobiece kreacje i miłosne rozterki to jej nowy serialowy image.

– Byłam przekonana, że prywatnie bliżej ci do serialowej Basi niż Ewy. A widzę przed sobą dziewczynę w makijażu, sukience i modnych kaloszach. Życiowa rewolucja?
Magdalena Schejbal:
Kiedy kręciliśmy „Kryminalnych”, byłam na planie po 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Przez cztery lata nie miałam własnego mieszkania, bo do Warszawy przeniosłam się praktycznie z dnia na dzień. Nie musiałam kupować sobie ubrań, bo rano wskakiwałam w dres i wieźli mnie na plan. Czułam się nieatrakcyjną dziewczyną, która po cichu przemyka w kapturze. Ale kiedy serial się skończył, wyzwoliłam się z tego tygla. Dziś czuję się i wyglądam inaczej. Myślę, że to jest taka świadoma, odkryta kobiecość.

– Czy ta przemiana to efekt trzydziestki na karku, czy może zasługa macierzyństwa?
Magdalena Schejbal:
Ani jedno, ani drugie. W głębi duszy pozostałam chłopczycą, choć koleżanki straszą, że już powinnam używać kremów na zmarszczki (śmiech). Nadal, kiedy szukam ubranek dla Ignaca, rzucam okiem na półki dla dziewczynek...

– ...bo nie wszyscy wiedzą, że ubierałaś się w sklepach dla dzieci.
Magdalena Schejbal:
A spróbuj coś znaleźć w rozmiarze 34! Po ciąży byłam przecież jeszcze chudsza. A mówiąc serio, to już tam nie kupuję (śmiech). Zmiany w moim życiu przyszły razem z przerwą w pracy. To był dla mnie duży oddech. Nareszcie powoli mogłam sobie ułożyć życie.

– Ale przyznaj, że przerwa była też trochę wymuszona. Telefon po prostu przestał dzwonić...
Magdalena Schejbal:
Wtedy dopiero zrozumiałam, co mieli na myśli ci, którzy ostrzegali mnie, że po roli Basi w „Kryminalnych” będzie mi trudno wyskoczyć z „szufladki”. Kiedy okazało się, że nie uda mi się szybko trafić do filmu czy serialu, postawiłam na teatr. Oszalałam ze szczęścia, bo dostałam angaż w Teatrze Ateneum. W trakcie przygotowań do spektaklu okazało się jednak, że jestem w ciąży. Musiałam oddać rolę, bo grałam wdowę po żołnierzu, który zginął dwa lata temu, więc raczej to nie z nim byłabym w ciąży (śmiech). I przyznaję, na chwilę wpadłam w czarną dziurę. Ale chyba to, że byłam w ciąży i buzowały hormony, paradoksalnie mi pomogło. Przez ostatnie lata nie miałam czasu odpocząć, więc postanowiłam, że teraz zrobię coś dla siebie. Ciąża i dziecko dały mi spokój.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


– I tak minęły błogie dwa lata. Co zdecydowało o tym, że wróciłaś? Nie wszyscy wróżyli ci sukces...
Magdalena Schejbal:
Spotkałam koleżankę, która myślała o zmianach w swoim życiu, a ja też powoli dorastałam do myśli, że urlop macierzyński nie może trwać wiecznie. Magda została więc moją agentką i razem zastanowiłyśmy się, do czego się teraz zawodowo nadaję, a czego powinnam unikać. Trafiłam na casting do serialu „Klub Szalonych Dziewic”, ale – jak widać – nie był mi pisany. Natomiast reżyser Robert Wichrowski, kiedy dostał nowy projekt, pamiętał o mnie.

– Zaskoczył Cię sukces „Szpilek...”?
Magdalena Schejbal:
Nie chcę nikogo obrazić, ale Polacy są mało skomplikowanym narodem, najbardziej lubimy proste historie. Dlatego trudno było mi uwierzyć, że ludzie, którzy oglądają „M jak miłość”, wciągną się w dość abstrakcyjny, bajkowy serial, jakim są „Szpilki…”. W dodatku moja bohaterka to nie jest dobra wróżka, a raczej okropna baba. Pomyślałam sobie: „Matko, ja tak nie umiem! Jestem trochę dziwolągiem, ale nie takim żołnierzem z marszrutą”. Ale po pierwszych odcinkach stres minął.

– Nie pomyślałaś sobie, że wracając do pracy, powtórzysz scenariusz z własnego dzieciństwa? W wywiadach mówiłaś, że rodziców – znanych wrocławskich aktorów – ciągle nie było w domu. O to samo może mieć pretensje Ignacy...
Magdalena Schejbal:
Nasz dom rzeczywiście różnił się od innych. Wśród moich rówieśników wszystkie dzieci miały tzw. normalne rodziny. Ich rodzice wychodzili rano do pracy, wracali o 16, a nasi... właśnie zaczynali próby w teatrze. Wszyscy na nas dziwnie patrzyli, bo wiecznie łaziłyśmy z siostrą z kluczami na szyi, lekko puszczone samopas. Byłam zła na rodziców. Chciałam spędzać czas z kolegami na podwórku, a nie mogłam, bo musiałam zajmować się pięć lat młodszą Kaśką. Wtedy nie traktowałam zawodu aktora jak błogosławieństwa. Ale dziś są inne czasy. Nie trzeba być artystą, by wracać późno do domu, mieć nienormowany czas pracy. Mam nadzieję, że Ignacy zrozumie, przyzwyczai się. Na razie nie narzeka, kiedy jeździ ze mną raz do Wrocławia, Warszawy czy w Tatry. Jesteśmy taką rodziną na walizkach.

– Jaki jest Twój syn?
Magdalena Schejbal:
Waży 15 kilogramów, a ma dopiero półtora roku! Jest więc potężnym mężczyzną, ma to po swoim tacie. Nie pomylisz go w piaskownicy z dziewczynką, bo widać, że to kawał chłopa. A co ma ze mnie? Na pewno poczucie humoru, jest dowcipnisiem.

– Co Cię w macierzyństwie najbardziej zaskoczyło?
Magdalena Schejbal:
Wciąż jestem w szoku (śmiech)! Najpierw nie wierzyłam, że można urodzić. Potem dziwiłam się, że można karmić, a jak się do tego przyzwyczaiłam, to byłam zaskoczona, że dziecko już nie chce być karmione piersią. Gwarantuję ci, jest coraz ciekawiej... Poza tym kiedy byłam w ciąży, wydawało mi się, że urodzę dziewczynkę. Więc jak się okazało, że to jednak siusiak w brzuchu, pomyślałam: „Ratunku, jak mam go obsługiwać?”. Przecież ja go nie nauczę sikać (śmiech)! Ostatnio zachwyca mnie też ta magiczna więź między matką a dzieckiem. Wszyscy, którzy mnie znają, mówili przed narodzinami Ignacego: „Ty matką? Schejbal, gdzie ty się nadajesz…”. A jednak udowodniłam, że się nadaję. Sama się zaskakuję, że ja ze swoim charakterem daję radę. Choć jestem cholerykiem, to przy Ignacym stałam się bardzo cierpliwą mamą. Zwłaszcza kiedy nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc. Jestem w stanie być z nim przez 24 godziny i nie dostaję szału. Bo mój syn, tu muszę się pochwalić, potrafi przez dwie godziny wyć, a ja to wytrzymuję i nie rzucam talerzami.


– Często, gdy siedzi się w domu z dzieckiem, znajomości się rozluźniają. Ale Twoja przyjaźń z Karoliną Korwin-Piotrowską nadal trwa.
Magdalena Schejbal:
Karolina jest jedną z nielicznych osób z show-biznesu, z którymi się przyjaźnię. Poznałyśmy się podczas wywiadu, który ze mną przeprowadziła dziesięć lat temu. Przyjechałam wtedy specjalnie do Warszawy i siedziałyśmy w knajpie cały wieczór, gadałyśmy z pięć godzin. Wymieniłyśmy się telefonami i tak już zostało. Każda z nas jest inna, choć obie mamy charaktery samotnicze. Nie dzwonimy do siebie codziennie, spotykamy się raczej raz na pół roku. Ale jak już się widzimy, mamy sobie mnóstwo do opowiadania. Karolina jest moim dobrym duchem mentalnym, zawodowym. Gdy mam wątpliwości albo nie umiem podjąć decyzji, dzwonię do niej i się jej radzę.

– A kto doradza Ci w sprawach sercowych?
Magdalena Schejbal:
Najlepszą przyjaciółką i moim powiernikiem jest mama. Zawsze do niej dzwonię, jak coś się złego dzieje. A to mi się związek rozpada, a to mam doła... Więc teraz mama jest szczęśliwa, bo dzwonię rzadko. A to oznacza, że jest dobrze. To naprawdę niezwykłe, że po tylu zakrętach życiowych i zawieruchach sercowych w końcu udało mi się znaleźć kogoś, kto mnie bierze taką, jaka jestem. Przez ostatnich pięć lat zmieniałam facetów jak rękawiczki, ale nie dlatego, że jestem jakąś zołzą, ale dlatego, że ciągle było coś nie tak. A teraz w końcu jestem naprawdę szczęśliwa. Ale proszę, nie pytaj o szczegóły...

– To może czas włożyć białą suknię?
Magdalena Schejbal:
Nie myślę o tym. Mam specyficzny stosunek do wiary i Kościoła, a ślub w urzędzie mnie nie kręci. Te łańcuchy, urzędnik, wszystko odarte jest z magii. Cieszę się na razie z tego, co mam. A jeśli kiedyś będziemy chcieli, to może i na białą suknię przyjdzie czas.

– Myślisz o kolejnym dziecku?
Magdalena Schejbal:
Chciałabym bardzo mieć więcej dzieci, ale jeszcze nie tęsknię do pieluch (śmiech). Nie chcę, by Ignac był jedynakiem. Marzą mi się święta, podczas których jest nas dużo, rodzinnie. Ale gdzie będzie mój dom? Tego jeszcze nie wiem. Marzy mi się życie na wsi. Widzę się w gumiakach, jak chodzę wokół obejścia. Jeśli więc zapytasz mnie, czy w swoim życiu wybiorę szpilki, czy Giewont, odpowiem bez wahania: Tatry, moją nową miłość!

Marta Tabiś-Szymanek / Party

Redakcja poleca

REKLAMA