Nie ma drugiej kobiety, która by tak świadomie i zdecydowanie wyciągnęła rękę po swoje marzenia – prowokując, manipulując, szokując, zachwycając zdobyła serca milionów, szacunek prawie wszystkich.
Urodzona 51 lat temu w Michigan, Madonna Louise Veronica Ciccone nie dostała niczego na tacy. Jako jedno z pięciorga dzieci w rodzinie włoskich imigrantów, wcześnie straciła matkę w tragicznym wypadku samochodowym i szybko musiała stać się dorosła. Opuściła college i uciekła do Nowego Jorku, aby zostać tancerką. Faktycznie, zanim zaczęła śpiewać była modelką, tańczyła, grała nawet na bębnach. W końcu jednak jej głos przedarł się na dyskotekowe parkiety i w 1982 r. zabrzmiał utrwalony na pierwszym singlu „Everybody”. Od tamtego momentu wszystko potoczyło się lawiną – listy przebojów przeładowane Madonną, każdy rok upamiętniony nowym, coraz bardziej kontrowersyjnym aktem artystycznym. Można mieć wrażenie, że w tej całej popularności nie chodziło nawet tak bardzo o zdolności wokalne, nie do podważenia oczywiście, ale o image – odważny, skandalizujący, gorszący. Jako pierwsza kobieta w popkulturze Madonna stworzyła wizerunek swojej seksualności w pełnych erotyki teledyskach, nagich fotkach, kontrowersyjnych tekstach.
Kolejne albumy: „Like a Virgin” (1984), „True Blue” (1986), Who's That Girl (1987)… wreszcie monumentalne “Like a Prayer” (1989) umacniały sławę artystki jako zjawiska nie do zatrzymania, nie do przewidzenia. Ten ostatni oburzył nie tylko Kościół, ale i Pepsi, która wycofała się ze sponsoringu. Gwiazda nie daję się jednak stłamsić. Po trzech latach Madonna stawia kropkę na „i” wydając „Eroticę” – dzieło, którego kampania reklamowa zbiega się w czasie z promocją książki „Sex”. Gwiazda umieszcza w niej lekko pornograficzne zdjęcia słynnych celebrities, siebie oczywiście uwzględniając, oraz wybór ostrzejszej prozy. Krytycy ostrzą noże, ale płyta się sprzedaje jak świeże bułeczki. Ludzie uwielbiają ekshibicjonizm blondynki o zmysłowym głosie, której wyjątkowo do twarzy w czarnym lateksie.
Potem nadchodzi spoważnienie, dojrzałość – Madonna w snujących się balladach („Something to remember”, 1995) oraz w roli argentyńskiej matki stanu („Selections from Evita”, 1997). Ostatnie dziesięć lat to nieustanne eksperymenty muzyczne, taneczne, wizerunkowe. Cokolwiek robi Madonna, świat patrzy z zapartym oddechem, a ludzie kupują, słuchają, tańczą. Okazuje się, że artystka w wieku pięćdziesięciu lat wciąż rządzi wyobraźnią i gustami.
Na dużym ekranie Madonnie zawsze szło gorzej, choć próbowała sił w wielu różnych obrazach. Ale też to właśnie kino przyniosło jej obu mężów – Seana Penna, z którym ma córkę Lourdes oraz reżysera Guy’a Richiego, z którym ma syna Rocco. Madonna jako matka?! Dziś już prawie czwórki, bo sąd właśnie przyznał jej prawo do adopcji drugiego dziecka z Malawi, choć jej ostatnie małżeństwo z Richim rozpadło się w zeszłym roku. Paradoksalnie, skandalistka z biczem przeobraziła się naturalnie w kochającą mamę, pisarkę książek dla dzieci, ambasadora akcji charytatywnych. A może to właśnie żaden paradoks, bo prawdziwa kobieta nie boi się pokazywać wielu twarzy?
Znamy ją jako zapaloną joginkę, wielbicielkę mody, kabalistkę, miłośniczkę aerobiku… Udowodniła, że można mieć czas na zawrotną karierę, pisanie książek, granie w filmach, bycie rodzicem, spełnioną duchowo i fizycznie kobietą. A w wieku 51 lat wciąż zdobywać milionowe kontrakty reklamowe – właśnie stała się twarzą nowej kampanii jesiennej kolekcji Louis Vuitton.
Zakończyć ten tekst trzeba jednak samą Madonną. Tak oto Neil Strauss, reporter legendarnego magazynu “Rolling Stones”, wspomina swój “moment” z Madonną:
„Ładne buty – to pierwsze słowa, które wypowiedziała przy naszym spotkaniu – „Aprobuję” – dała mi znać, że jesteśmy w jej świecie, gdzie istnieje precyzyjny kodeks standardów. Madonna jest na swój sposób zabawna i przyjacielska. Dwie godziny później pojawia się ponownie, gotowa do wejścia na wizję. Na nogach ma srebrne kozaczki do kolan. Przechodzi obok mnie i z zadziornie zadartym nosem pyta: I kto ma teraz lepsze buty?”.