W katedrze Westminster Abbey tłum. Podobnie jak 60 lat temu, kiedy Elżbieta i książę Filip składali sobie przysięgę małżeńską. Z przodu najbliższa rodzina, dzieci i wnuki królewskiej pary, dalej premierzy brytyjskiego rządu, goście zagraniczni i pary, które brały ślub tego samego dnia. Kiedy szum rozmów cichnie i zaczynają grzmieć organy, główną nawą w stronę ołtarza podchodzą oni – królowa Elżbieta II i książę Filip. Nie trzymają się nawet pod rękę, nie spoglądają „pełnym miłości spojrzeniem”! Powoli i majestatycznie docierają do swoich krzeseł, wygodnie się w nich rozsiadają. Tak, jakby całe to zamieszanie ich nie dotyczyło. Ale czy kogoś jeszcze to dziwi? Królowa grubą kreską oddziela rzeczy prywatne od państwowych. A w chwili, kiedy zasiadła na tronie 2 czerwca 1953 roku, jej małżeństwo zaczęło należeć do tej drugiej kategorii. Obiecała sobie, że ani odrobina jej prywatnego życia nie ma prawa przedostać się do publicznej wiadomości. I tego trzyma się twardo od lat. Nie udziela wywiadów. Nie zdradza politycznych przekonań. Nie komentuje wybryków dzieci i wnuków. I nie mówi o mężu. Nie tylko nie mówi. Nie zachowuje się w sposób, który świadczyłby, że Filip jest mężczyzną jej życia. Publicznie nigdy czule się nie obejmowali. Kiedy kilka lat temu Filip nieoczekiwanie cmoknął żonę w policzek w czasie sylwestra, zdjęcie obiegło świat. To był pierwszy publiczny pocałunek królewskiej pary! W czasie oficjalnych uroczystości królowa na ogół zachowuje stosowną odległość – przynajmniej metr obok albo przed Filipem. I nic nie może tego zmienić.
Mężczyzna mojego życia
A przecież związek Elżbiety i Filipa – następczyni brytyjskiego tronu i zbankrutowanego księcia – nie był małżeństwem z rozsądku. Rodzicom Elżbiety zależało na tym, żeby zniechęcić córkę do młodego oficera. Ale wysoki, szczupły, przystojny mężczyzna w mundurze od razu wpadł w oko dziewczynce, która prawie nie miała wcześniej kontaktu z rówieśnikami (królewskie córki kształciły się w domu, pod okiem guwernantek). Dlatego każde „wyjście do świata” było dla nich wydarzeniem, o którym mogły dyskutować nocami.
Po pierwszym spotkaniu w 1939 roku (ona miała 13, on – 18 lat) Elżbieta i Filip widywali się jeszcze wielokrotnie. Jako daleki kuzyn, pojawiał się na przyjęciach. Kiedy był w pobliżu, dla Elżbiety świat wokół przestawał istnieć. Filip był jej pierwszą sympatią, szybko stał się miłością życia. Ale królowi Jerzemu VI to się nie podobało. Ojciec Filipa, zdetronizowany król Grecji Andrzej, nie cieszył się w arystokratycznych kręgach dobrą opinią. „Playboy i utracjusz”, powtarzano sobie z ust do ust. „Jaki wpływ na dorastającego syna mógł mieć ktoś taki jak on?”, podjudzały matkę Elżbiety przyjaciółki. Ale z Filipem wiązał się jeszcze jeden problem. Jego siostry wyszły za mąż za niemieckich oficerów. W jaki sposób przedstawić Brytyjczykom takiego kandydata do ręki następczyni tronu? Te pytania nie dawały królowi spać po nocach.
Dyskusja z Elżbietą była niemożliwa. Kiedy sprawa dotyczyła Filipa, posłuszna rodzicom księżniczka zamieniała się w uparciucha. Nie docierały do niej prośby i argumenty. Może dlatego, że przy Filipie Elżbieta po raz pierwszy poczuła, że żyje? To z nim chodziła do teatru na musicale, z nim wspólnie śpiewali znane piosenki. Przy nim płoniła się, kiedy nucił „A jeśli to jest miłość?”, lub śmiała się, kiedy opowiadał dowcipy. Dopiero przy nim zrozumiała, że życie nie składa się tylko i wyłącznie z obowiązków. Możliwe, że właśnie dzięki tej znajomości Elżbieta zyskała sobie większą przychylność Brytyjczyków. Okazało się, że młoda księżniczka ma poczucie humoru, lubi frywolne żarty i piosenki na granicy dobrego smaku. Trudno uwierzyć, że na wiele lat przed pojawieniem się Diany to ona była nazywana „królową ludzkich serc” i ulubioną „dziewczyną z sąsiedztwa”.
Miłe złego początki
Rodzice nie chcieli kolejnego skandalu. Kiedy Filip oświadczył się, został przyjęty. Obawy, czy poddani go zaakceptują, okazały się bezpodstawne. Dwa lata po zakończeniu wojny Brytyjczycy tylko czekali na coś, co choć na chwilę odwróci ich uwagę od problemów życia codziennego. Ślub w rodzinie królewskiej okazał się idealną okazją, by podnieść ludzi na duchu. W Filipie kochały się setki dziewcząt. Darły zdjęcia z zaręczyn pary na pół i nosiły przy sobie tylko jego podobiznę. Okazało się, że każda młoda dziewczyna chciałaby go widzieć u swojego boku. Również dlatego 20 listopada 1947 roku pod balkonem pałacu Buckingham zgromadziło się kilka tysięcy Brytyjczyków, którzy czekali wiele godzin, aż młoda para ukaże się w oknie. A Elżbieta i Filip trzy razy wychodzili na balkon, zanim tłum dał się uspokoić. Książę został przyjęty. I to gorąco!
Pierwsze lata małżeństwa obydwojgu wydawały się idyllą. Większość czasu spędzali na Malcie, gdzie stacjonowała jednostka marynarki, w której służył Filip. Mieli sporo czasu dla siebie i sporo wolności. Żyli z dala od mediów, Elżbieta nie miała zbyt wielu oficjalnych obowiązków. W 1948 roku na świat przyszedł ich najstarszy syn Karol, półtora roku później Anna. Beztroska trwała cztery lata. Co potem? Potem wszystko się zmieniło. W 1952 roku zmarł król Wielkiej Brytanii. Stanowczo za wcześnie. Elżbieta i Filip nie zdążyli się sobą nacieszyć, a ich prywatne życie już miało się skończyć. Podobnie jak kariera wojskowa Filipa. Elżbieta miała zostać królową Wielkiej Brytanii, najpotężniejszego mocarstwa na świecie. Do pełnienia tej funkcji przygotowywano ją od najmłodszych lat. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że obowiązki państwowe muszą stać na pierwszym miejscu. Nawet za cenę rodzinnego szczęścia. Tego uczył ją zarówno ojciec, jak i matka.
Królowa nie musi być szczęśliwa
Pierwszy poważny kryzys w związku Elżbiety i Filipa pojawił się zaraz po koronacji. Książę nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co oznacza małżeństwo z królową. Jego wojskowa kariera nagle kompletnie przestała się liczyć. On sam zresztą też przestał się liczyć. W każdym razie dla wszystkich doradców z otoczenia królowej. Musiał podążyć za Elżbietą do Londynu. Ale najtrudniej mu było zaakceptować fakt, że jest tylko i wyłącznie mężem swojej żony, a nie jej pełnoprawnym partnerem. Protokół wymagał, by w czasie oficjalnych wizyt postępował zawsze dwa kroki za królową. Traktowano go trochę jak outsidera, postać zbędną, z której zdaniem nikt się nie liczy. Na początku panowania Elżbiety II nawet ich wspólne dzieci nie mogły nosić jego nazwiska. A on stawał się coraz bardziej zgryźliwy. Zwykł mawiać, że czuje się w tej rodzinie „jak jakaś pieprzona ameba”. Ale, mimo nawału zajęć, Elżbiecie nie było obojętne, jak w nowej sytuacji czuje się jej mąż. W oficjalnych wystąpieniach, zamiast po prostu „my”, królowa mówiła „mój mąż i ja” tylko po to, żeby trochę podbudować jego ego. A w 1960 roku, po narodzinach księcia Andrzeja, postanowiła, że jej kolejne dzieci mają nosić podwójne nazwisko Mountbatten-Windsor. Tylko po to, by trochę wesprzeć męża. Poza tym zawarli cichą umowę – ona rządzi krajem, ale on ma za to decydujące zdanie, jeśli chodzi o rodzinę i dzieci. Elżbiecie brakowało czasu, by doglądać wychowania synów i córki. To Filip wybrał szkołę dla Karola (spartańskie warunki w szkole Gordonstoun w Szkocji), on nalegał, żeby książę Edward wstąpił do wojska (ten okres Edward do tej pory uważa za najtrudniejszy w swoim życiu). To w końcu on popchnął Karola do małżeństwa z Dianą. On, a nie – jak się powszechnie uważa – królowa. To Filip zwrócił uwagę na młodą księżną, bo miała wszystko, czego szukał u kobiet. Wysoka, szczupła, odrobinę nieśmiała blondynka przypadła mu do gustu. Ten typ miał się jeszcze wielokrotnie pojawić w jego życiu.
Filip radzi sobie sam
Oficjalnie na temat zdrad księcia nie mówi się nic. Nieoficjalnie – każdy ma na ten temat własne zdanie. „Był stanowczo zbyt przystojny, żeby nie zwracać na siebie uwagi kobiet”, zgodnie twierdzą biografowie. Większość przepytanych przez nich osobistych asystentek księcia otwarcie przyznało, że jest najseksowniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek poznały. „Świetnie tańczy, potrafi zabawić rozmową. Ma oryginalne poglądy na wiele spraw. Poza tym potrafi sprawić, że każda kobieta czuje się przy nim jak przysłowiowy milion dolarów. I to tylko dlatego, że kiedy książę z nią rozmawia, poświęca jej całą swoją uwagę”, powtarzało się w zeznaniach. Dla królowej skłonność męża do flirtu szybko przestała być tajemnicą. Ponoć nawet w jej obecności potrafił mruczeć z zadowolenia, kiedy piękna kobieta wchodziła do pokoju. Ale w imię wyższych celów (czytaj: trwałości małżeństwa i wyciszenia ewentualnych skandali) Elżbieta była skłonna tę słabość zaakceptować. Czy odwdzięczała mu się tym samym? Na pewno była zbyt dumna, aby urządzać mu sceny zazdrości. Zdawała sobie sprawę, że nie może poświęcać mu tyle czasu, ile rzeczywiście wymaga tego związek, po cichu więc godziła się, by książę dowartościowywał się na swój sposób. Wiedziała, że Filip szuka przede wszystkim uwagi, a w towarzystwie młodszych od siebie kobiet czuje się jak ryba w wodzie. Elżbieta na swój sposób mu ufała. Chciała wierzyć, że jej mąż nie przekracza „granicy przyzwoitości”. Czy tak rzeczywiście było? Filip miał wiele „przyjaciółek”. Lady Romsey, którą poznał na meczu polo i z którą toczył długie telefoniczne dysputy (niektóre z nich zostały nawet nagrane!), lady Jane, hrabina Westemore, Aleksandra, żona Lorda Tollemache’a, aktorka Anna Massey i Merle Oberon. Lauren Bacall twierdziła nawet, że książę wykorzystywał znajomych aktorów do organizowania potajemnych schadzek, podczas których miał być przez nich „kryty”. Prawda to czy nie, jedno jest pewne – książę u wszystkich szukał odrobiny zainteresowania, którego nie okazywała mu żona. On sam wszystkie plotki na temat swoich romansów po prostu wyśmiewał. „Nigdzie nie ruszam się bez policyjnej obstawy. Jak, waszym zdaniem, miałbym pozwolić sobie na romans?”, pytał zgryźliwie. Nie wiadomo jednak dokładnie, czy to po tych doniesieniach królowa zdecydowała się na oddzielne sypialnie, czy stało się to znacznie wcześniej? Oczywiście dwór milczy na ten temat.
Jak pogodzić dwa żywioły
„Książę Filip jest jedynym, który traktuje królową jak człowieka. A ona na pewno to docenia. Za to Elżbieta jest jedynym człowiekiem na ziemi, który może kazać Filipowi się zamknąć”, stwierdził kiedyś lord Charteris, odpowiadając na pytanie, jak to się stało, że to małżeństwo było w stanie przetrwać tyle czasu. I jako przykład opowiedział historię, jak to królewska para jechała kiedyś samochodem, a Elżbieta przez całą drogę narzekała, że Filip za szybko prowadzi. On stwierdził w końcu ze spokojem, że jeśli pozwoli sobie na jeszcze jedną uwagę, zostawi ją na poboczu w środku pola. Elżbieta i Filip są jak ogień i woda. On jest kompletnie nieprzewidywalny, ona wprost przeciwnie – wszystko ma zawsze zaplanowane i poukładane. On bez przerwy popełnia jakieś faux pas – szczególnie w czasie zagranicznych wizyt – jej nie zdarza się to nigdy. Zawsze była zbyt dojrzała jak na swój wiek, pedantyczna i dobrze ułożona. We wszystkim chciała być najlepsza. W byciu królową również. Filip jest za to niecierpliwy i szybko się nudzi. Chociaż na to nie wygląda, jest typem myśliciela. Ma ogromną bibliotekę (około 11 tys. książek), uwielbia czytać Junga, poezje T. S. Elliota, dramaty Szekspira. Królowa woli spędzać resztki wolnego czasu, objeżdżając na koniu swoje wiejskie posiadłości lub bawiąc się ze swoimi ukochanymi psami rasy corgi, co zresztą Filip skwitował kiedyś stwierdzeniem: „Jeśli nie jest się psem lub koniem, małe ma się szanse, żeby wzbudzić zainteresowanie królowej”. Ale konie pasjonują również Filipa. Książę przepada za grą w polo i wyścigami. Królowa zresztą też. Tylko tam można zobaczyć, jak obydwoje zrzucają swoje maski i z zapałem dopingują ulubieńców. Elżbieta jest dużo bardziej religijna od swojego męża, a małżeńska przysięga jest dla niej nienaruszalną świętością. Może właśnie to pozwoliło im przetrwać najtrudniejsze chwile? Może to, a może również fakt, że Elżbieta i Filip po prostu się przyjaźnią? Ci, którzy regularnie pojawiają się na królewskim dworze, wiedzą, że godzinami potrafią toczyć dysputy. Kiedy królowa musi wyjechać gdzieś sama, godzina, w której dzwoni do męża, jest najważniejszym punktem dnia. Zbliżyli się do siebie po śmierci królowej matki i siostry Elżbiety, Małgorzaty, w 2002 roku. Z okazji złotego jubileuszu panowania królowej w ubiegłym roku Filip publicznie przyznał, że Elżbieta jest niezwykle tolerancyjna. Ona odwdzięczyła mu się, twierdząc, że Filip był jej podporą i opoką przez wiele wspólnie spędzonych lat. I może to liczy się bardziej niż czułość, której nie okazują sobie na oczach wszystkich?
Tekst Anna Rączkowska / Viva