Katarzyna Zielińska: Przegapiłam.
– Co z sezonem na śluby? Zdążysz?
Katarzyna Zielińska: „Uczestniczę” w tym sezonie, w tym wariactwie bez mojej wiedzy i zgody. Dlatego zrobiłam sobie takie zdjęcia, jak te obok, bo czara pod tytułem „Zielińska wychodzi za mąż!” już się przelała. Pomyślałam, że trochę poironizuję – też chcę mieć z tego jakąś zabawę.
– A nie lepiej po prostu wziąć ślub i mieć to z głowy? Media czekają…
Katarzyna Zielińska: Tę chwilę chciałabym zatrzymać tylko dla siebie. Jestem osobą, która te wszystkie sezony na śluby, ciąże, rozstania kwituje uśmiechem. Bo wydaje mi się, że jestem z trochę innego świata, taka bardziej oldschoolowa. I czasem trudno mi się odnaleźć w tutejszym…
– Nie przesadzaj. Odnalazłaś się bez trudu na okładkach wielu pism…
Katarzyna Zielińska: O większości z nich dowiedziałam się na stacji benzynowej ze stosika z gazetami. Piszą, co chcą. Póki mnie i moich bliskich nie obrażają – nie reaguję. Choć ostatnio te plotki o moich zaręczynach, ślubach zaczęły mnie po prostu męczyć.
– Z partnerem otwieracie rano kolejną gazetę i czytacie, że bierzecie ślub. Śmiejecie się czy raczej…
Katarzyna Zielińska: Zastanawiam się, czy moja dalsza rodzina się nie obrazi, że nie zaprosiłam ich na swój kolejny ślub (śmiech). Jak mówię – mnie to już męczy. Bardzo chciałabym poszanowania i choć trochę prywatności…
– Jakim miałoby to się stać cudem?!
Katarzyna Zielińska: Takim, że jestem osobą bardzo otwartą na media, prowadzę blog, uczestniczę w wywiadach promocyjnych. Gram w dwóch teatrach, w serialu, niedawno promowałam film kinowy, udzielam się w wielu akcjach charytatywnych – choćby najnowsza akcja walcząca z rakiem szyjki macicy – „Piękna, bo zdrowa”, ostatnio zostałam jurorką konkursu dla młodych projektantów Fashion Designer Awards. Jest o czym ze mną rozmawiać.
– Adzia badzia. Media oczekują, że wpuścisz je do sypialni!
Katarzyna Zielińska: No nie! Ustawki, pokazywanie domu, życia prywatnego i uczestniczenie w sesjach zdjęciowych z partnerem odpada. Pokazuję tyle, ile chcę pokazać, bo muszę sama z sobą żyć w zgodzie. Nie chcę budzić się w nocy i mieć koszmary w rodzaju: „Boże! Po co ja ich wpuściłam?!” i widzieć kolejne obite kanty w domu. Raz wpuściłam telewizję do domu i to był koniec.
– Obili kanty?
Katarzyna Zielińska: Między innymi, więc stop.
– A Twój management nie namawia Cię: „No odpuść trochę, daj im coś na żer”?
Katarzyna Zielińska: Nie namawia, jesteśmy po długich rozmowach na ten temat. Naprawdę jestem taką prostą dziewczyną…
– Naprawdę?!
Katarzyna Zielińska: Tak, prostą dziewczyną, która z domu wyniosła parasol ochronny z napisem: „Wszyscy ludzie są dobrzy, ze wszystkimi można się dogadać”.
– Nawet wśród prostych ludzi są źli i dobrzy.
Katarzyna Zielińska: Tata zawsze mnie uczył, że trzeba dostrzegać tych dobrych ludzi wokół siebie, a złych starać się nie zauważać i nie oddawać im tego przysłowiowego kopniaka. Teraz mam z tym problem, chcę wziąć cały bagaż tego medialnego świata na siebie, chcę ochronić mojego partnera, moją rodzinę i sama czuć się z tym dobrze.
Gdzie Katarzyna Zielińska chce wyjechać? Czytaj dalej...
– A jeśli to niemożliwe, zrezygnujesz z medialnego świata?
Katarzyna Zielińska: Nie wykluczam tego. A na pewno zrobię coś, żeby od niego odpocząć. Ale nie wyemigruję – przecież wiesz, że kocham Polskę (śmiech).
– Na przykład co zrobisz?
Katarzyna Zielińska: Może wyjadę do jakiegoś innego miasta. Singapur, Tel Awiw, Nowy Jork, Sydney, Tokio, Rio de Janeiro – jest tyle pięknych miejsc, do których mogłabym się na jakiś czas wynieść. Rozmawialiśmy o tym ostatnio z moimi najbliższymi. Doszliśmy do wniosku, że pewnie bym się tam odnalazła.
– Jak?
Katarzyna Zielińska: Poznawałabym miasto i kraj, poszłabym na jakieś kursy – może historii sztuki, origami albo bym się uczyła języków.
– Najpierw musiałabyś wyjść za mąż – jednak – za jakiegoś bogatego faceta.
Katarzyna Zielińska: Mnie wystarczy mój Wojtuś.
– No to on musiałby to finansować. To nie jest taki prawdziwy pomysł na inne życie. Nie mogłabyś z tego żyć.
Katarzyna Zielińska: Pewnie nie, ja teraz po prostu trochę teoretyzuję. Natomiast wiem, że aktorstwo nie jest dla mnie na całe życie. Tu i teraz czuję się dobrze w swoim zawodzie. Mam teatr, z którym jeżdżę po Polsce, przygotowuję z Kacprem Kuszewskim nasz własny spektakl muzyczny, gram w serialu, od czasu do czasu w jakimś filmie. Ale też wiem, że pewnie gdzieś, kiedyś, na jakiś czas wyjadę, choć nie teraz. Nic nie muszę! I jak ktoś rano nie zadzwoni do mnie z propozycją, to świat mi się nie zawali.
– Nie masz kredytów, które trzeba spłacać raz w miesiącu?
Katarzyna Zielińska: Mam dwa kredyty.
– No to lepiej, żeby dzwonili.
Katarzyna Zielińska: Miałam na te telefony „parcie” przez parę lat. Zaraz po szkole teatralnej. Chciałam dużo pracować w zawodzie, liczyła się tylko praca, praca, praca. Im więcej, tym lepiej. Ale w pewnym momencie poczułam, że zabrakło mi celu i zabrakło mi najbliższych. Wiele w sobie wtedy przewartościowałam. Najważniejsze najpierw. A dla mnie zawsze najważniejsza jest rodzina. I jak tak się przyglądam moim rodzicom, którzy wiodą sobie spokojne życie…
– Ile mają lat?
Katarzyna Zielińska: Tata 68, a mama 65. Są szczęśliwi. I jak ich widzę, to podświadomie walczę z tym, by nie zakochać się w tym warszawskim pędzie.
– A to są tacy rodzice, którzy siedzą w domu i gapią się w telewizor?
Katarzyna Zielińska: Nie, wręcz przeciwnie. Są bardzo aktywni, kochają świat, książki, ludzi. To po nich mam takie zamiłowanie do celebrowania chwil z najbliższymi, choćby wspólnych posiłków.
– A umiesz gotować?
Katarzyna Zielińska: Umiem, ale jak zobaczyłam, że mój Wojtek lepiej gotuje, to stałam się raczej bierną kucharką.
– A co tak głównie u Was w Starym Sączu się je?
Katarzyna Zielińska: Dobry kotlet z kością, dobra kwaśnica, jajecznica z lubczykiem. Jest jeszcze bundz z miętą. Nie ma nic lepszego jak prawdziwy bundz, jestem w stanie wykryć każdą podróbę.
– No to czym się powinien charakteryzować prawdziwy bundz?
Katarzyna Zielińska: To trzeba sprawdzić organoleptycznie (śmiech). Nie umiem ci tego opisać, ale ja po prostu czuję podrabianego bundza i koniec.
Kiedy Katarzyna Zielińska jest sobą, a kiedy tylko gra? Czytaj dalej...
– To, co Ty robisz, to jest jeszcze aktorstwo? Teatr, film, serial, „Kocham Cię, Polsko!”, „Taniec z gwiazdami”… Może to już jest jakiś nowy zawód wynikający z potrzeb mediów?
Katarzyna Zielińska: Aktorką jestem przede wszystkim, ale to programy z show dają popularność i rozpoznawalność.
– W „Kocham Cię, Polsko!” albo w „Tańcu z gwiazdami” byłaś aktorką czy Kasią Zielińską?
Katarzyna Zielińska: Kiedyś mi pewien reżyser powiedział, że jeśli trafi się na mojej drodze propozycja tańca, żebym ją przyjęła, bo mam troszeczkę problem ze świadomością własnego ciała. Sama to wiem, bo kiedy grałam recitale, zawsze prosiłam o tak zwany mikrofon ze statywem, a nigdy bez, bałam się ruszyć poza „teren” mikrofonu. Jeszcze kiedyś przeczytałam, co potem mi się sprawdziło, że jak się w tańcu oddawać z całą miłością i kocha się taniec, i chce się go poznać…
– Nie partnera, tylko taniec?
Katarzyna Zielińska: Taniec, taniec! To wyłącza się samokontrola i ciałem zaczyna rządzić serce. I tego mi wcześniej brakowało, ta samokontrola cały czas mi towarzyszyła, a taniec trochę mi ją pozwolił wyłączyć.
– Pięknie. Czyli w „Tańcu z gwiazdami” byłaś aktorką czy tancerką?
Katarzyna Zielińska: Aktorką. Nie wiem, czy oglądałeś którykolwiek z naszych występów, ale wszystkie nasze tańce z Rafałem Maserakiem to były od początku do końca wymyślone i zagrane tańcem historie. Czasem wkładaliśmy w nie tyle emocji, że – jak to Józefowicz mówił – w ogóle tańca nie było widać.
– Przegadane…
Katarzyna Zielińska: Przegadane. Byłam też ciekawa, czy jestem w stanie nauczyć się tańca w pół roku. I powiem tak: jestem, ale muszę tańczyć z tym samym partnerem. Ale chciałabym tańczyć i najbliższe mi zawsze były tango i walc.
– Czemu tango?
Katarzyna Zielińska: Bo to taki bardzo aktorski taniec.
– A walc? Walc to jest taka wirująca, niespełniona obietnica.
Katarzyna Zielińska: Faktycznie, kobiety tak się oddają w tym tańcu…
– I równocześnie się nie oddają, bo nie dochodzi właściwie do takiego pełniejszego zbliżenia z partnerem.
Katarzyna Zielińska: Tak, trzeba mieć dużą samokontrolę w tych wszystkich przegięciach ramion (śmiech).
– A w „Kocham Cię, Polsko!”, jesteś aktorką czy…
Katarzyna Zielińska: Jestem sobą. To jest rzecz „przy okazji”. Mam swoje aktorskie zajęcia, więc jeśli dobrze się czuję w tego typu programach i spędzam czas z fantastyczną ekipą, nie widzę powodu, by z tego rezygnować. Tak samo jest z serialem. Jak ktoś mnie pyta: „Dlaczego grasz w serialu?”, mówię: „Bo to też jest praca dla aktora”. W serialach gra naprawdę wielu świetnych aktorów! Poza tym ja cały czas pamiętam, że wieczorem pójdę do teatru, spotkam się w garderobie z moją panią garderobianą, Czesią czy Majką…
– To jakby nie było teatru, nie grałabyś w serialu?
Katarzyna Zielińska: Byłoby mi pewnie trudniej.
– Bo?
Katarzyna Zielińska: Bo skończyłam szkołę teatralną i zawsze chciałam grać w teatrze. Jakoś podprogowo nam wpajano, że prawdziwy aktor powinien grać na scenie. Poza tym zauważyłam, że widzowie chętniej przychodzą do teatru, jeśli wiedzą, że mogą tam spotkać aktorów ze swoich ukochanych seriali. Te dziedziny się wzajemnie napędzają. Dlatego robię różne projekty i szczęśliwie nie muszę się ich wstydzić. Przy „Kocham Cię, Polsko!” zastanawiałyśmy się z Marzeną Rogalską, czy się zdecydować. Ale kiedy już w to weszłyśmy, okazało się, że to jest bardzo fajny dodatek do naszej codziennej pracy.
Czy Katarzyna zielińska jest celebrytanką? Czytaj dalej...
– Co w tym jest fajnego?
Katarzyna Zielińska: Chociażby to, że dzięki niemu poznałam mnóstwo ludzi z różnych światów. Nie tylko aktorów i piosenkarzy, ale też muzyków, sportowców, polityków. Poza tym ta adrenalina, ten dreszcz niepewności, dużo emocji. Ja po prostu kocham ten program!
– Naprawdę się emocjonujecie?!
Katarzyna Zielińska: Naprawdę, my nie znamy scenariusza! Czasem nas pytają, dlaczego tak się denerwujemy, głupio śmiejemy.
– Chichoczecie nawet…
Katarzyna Zielińska: Bo my naprawdę rywalizujemy! Te nerwy nie są udawane! Teraz czeka nas siódmy sezon i ja już się denerwuję!
– W bufetach teatralnych nie śmieją się trochę z Ciebie i z tego kochania się z Polską?
Katarzyna Zielińska: Może podśmiewali się na początku. Ale jest sporo osób, które najpierw się śmiały, a potem… lądowały u nas w programie. I bawiły się – i oczywiście denerwowały – razem z nami. Ja generalnie staram się nie oglądać na innych, nie przejmować i robić swoje. Wiem, że nigdy nie zadowolę wszystkich i różnie będę postrzegana. Ostatnio słyszałam, że „na premierę filmu przyszli aktorzy i celebryci” i oczywiście byłam zaliczona do grona celebrytów. Proszę bardzo, skoro „pan dziennikarz” zna mnie tylko z telewizji, to jego sprawa.
– Dlatego mówię, że to jest trochę nowy zawód, który Ty uprawiasz. Równocześnie grasz w teatrze, w kinie, w serialach, wstępujesz, współprowadzisz programy, to już nie jest tylko aktorstwo.
Katarzyna Zielińska: Może tak…
– Może jesteś, nazwijmy to, celebrytanką?
Katarzyna Zielińska: Celebrytanką? Genialne! Piękne słowo i anektuję je dla siebie (śmiech).
– Brzmi bojowo.
Katarzyna Zielińska: Na pewno nie pudelkowo.
– A jesteś wybitną aktorką?
Katarzyna Zielińska: O, Boże, jakie to pytanie?
– Proste.
Katarzyna Zielińska: Robię to, co kocham, ale aktorów z moim emploi nie uważa się za wybitnych. Przynajmniej za życia (śmiech). Nie jestem stworzona do ról dramatycznych. Na piątkę, a nawet szóstkę jestem w stanie przygotować się do roli charakterystycznej. Przychodzi mi to łatwiej, pewnie dlatego też, że działałam trochę w kabarecie. Nie sprawdziłam się jeszcze w takim dramatycznym, klasycznym repertuarze. Ale może wszystko przede mną? Choć oczywiście w szkole teatralnej, na zajęciach z Jerzym Trelą, grywałam Szekspira. Na piątkę. A u Krystiana Lupy uczyłam się cierpliwości.
– Cierpliwości wobec czego?
Katarzyna Zielińska: Cierpliwości na scenie, opanowania takiego „rozlatania myśli”. Człowiek pędzi na próbę, a czasem próby są o godzinie 22. do 2. w nocy i jest mi trudno się skoncentrować. Wtedy sobie zawsze przypominam Krystiana Lupę i egzaminy, na których milczałam na scenie przez godzinę.
– Na tym polegał egzamin?
Katarzyna Zielińska: Tak.
– Udało się?
Katarzyna Zielińska: Udało, ale nie jestem do tego stworzona (śmiech).
– Coś z człowiekiem robi, kiedy się wychowuje z widokiem na góry?
Katarzyna Zielińska: Ci ludzie, którzy się wychowują z widokiem na góry, są osobami, które potrafią krzyknąć i tupnąć nogą. Krzyczysz na siebie, krzyczysz, jak kogoś chcesz zawołać, możesz wykrzyczeć radość, ale też smutek czy złość. Tam żyje się według innego rytmu, tam spędza się czas z drugim człowiekiem, rozmawia, spaceruje. Ale czasem człowiek chce się stamtąd wyrwać, przejechać góry i wyjechać do teatru. Pamiętam, że wycieczki do Krakowa były dla mnie, dziewczynki ze Starego Sącza, gdzie życie kończy się o 21. i wszyscy idą spać, ogromnym przeżyciem. Bo ludzie z takich miejsc z widokiem na góry to ludzie, którzy chcą tak bardzo pochłaniać świat i są „bardzo”, jak czegoś chcą…
Co musi się zdarzyć, żeby Kayarzyna Zielińska się popłakała? Czytaj dalej...
– Taką mają zawziętość.
Katarzyna Zielińska: W rodzinnym domu otwierałam okno i zawsze sobie myślałam, że te moje marzenia się spełnią. Czasem mi brakuje tego okna z widokiem na Prehybę.
– A Prehyba to co?
Katarzyna Zielińska: To jedna z większych gór u nas. Życie mieszkańców Starego Sącza jest trochę od niej uzależnione, ponieważ jest tam sporo różnych urządzeń i przekaźników. W dzieciństwie, jak wyłączali prąd, to wszyscy psioczyli na Prehybę. A ja zawsze bałam się ciemności, więc otwierałam okno i się modliłam.
– Do Prehyby?
Katarzyna Zielińska: Tak, żeby na tej Prehybie wszystko było dobrze i żeby nie zgasło światło. Takie małe koszmary małej dziewczynki.
– Jestem z nizin, teraz w Warszawie. Czasem obcuję z wieżowcami, staję pod nimi i ten ogrom mnie przytłacza. Jak sobie dzieci dają radę z ogromem gór?
Katarzyna Zielińska: To czasem przeraża, a z drugiej strony przyzwyczaja do twardego życia, bo w górach życie nie jest łatwe. Często o dziewczynach z gór mówią, że jesteśmy takimi twardzielkami. I ja też mocno stąpam po ziemi.
– To co musi się zdarzyć, żebyś się popłakała?
Katarzyna Zielińska: Tak łatwo nikt mnie nie zmusi do płaczu. Ja to przełknę, przyjdę do domu i wtedy sobie pozwalam na płacz. Należę do ludzi, w dobrym tego słowa znaczeniu, gruboskórnych. Tacy jak ja potrafią też tupnąć nogą, powiedzieć coś bardzo szczerze, wykrzyczeć drugiemu człowiekowi, ale to jest dużo zdrowsze niż tłamszenie emocji w sobie. Czasem mówią, że miewam humory, a ja po prostu potrafię powiedzieć, co mi leży na wątrobie, i to bez owijania w bawełnę.
– Współczujesz cienkoskórnym?
Katarzyna Zielińska: Współczuję, wiem, że tacy obok mnie są i bardzo ich szanuję, tylko mają…
– Przechlapane…
Katarzyna Zielińska: Mają. Ale wszystkiego można się w życiu nauczyć i często potem, wśród tych warszawskich gór wieżowców, ci cienkoskórni stają się naprawdę gruboskórnymi.
– Góralami?
Katarzyna Zielińska: Takie życie.
– No, w końcu niektóre warszawskie ulice to ogromne wąwozy, jak tak spojrzeć. Góralko naturalna, a gdzie Twoje rumiane policzki i mocna, przysadzista figura?
Katarzyna Zielińska: Jak przyjechałam do Warszawy, to był i rumieniec, i sadełko, czyli klasyka. A potem Warszawa mi to wyssała.
Rozmawiał Piotr Najsztub
Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
Stylizacja Jolanta Czaja
Makijaż Eryka Sokólska
Fryzury Marylka Duda/Duda hair Design
Scenografia Anna Tyślerowicz
Produkcja Piotr Wojtasik
Współpraca Ula Szczepaniak