Widzowie najpierw docenili ją za rolę w „Barwach szczęścia”, a potem pokochali jako zwariowaną, wiecznie uśmiechniętą panią kapitan jednej z rywalizujących drużyn w popularnym teleturnieju „Kocham Cię, Polsko!”. Ta sympatia publiczności szybko przełożyła się na sukces – przyniosła Kasi tegoroczną Telekamerę dla najlepszej aktorki. Ona sama nie zamierza jednak spocząć na laurach. Wypiękniała, przyjmuje kolejne role, a przede wszystkim wystąpi w „Tańcu z Gwiazdami”. Udział w tym bijącym rekordy popularności show dla wielu gwiazd okazał się przepustką do wielkiej sławy i kariery. Już za chwilę taką przepustkę dostanie Katarzyna Zielińska. Pytanie tylko, czy będzie umiała ją wykorzystać?
Nie spaść z tej karuzeli
Katarzyna Zielińska nie raz pokazała już, że potrafi walczyć o sukces. Choć nie zawsze było jej łatwo. Przyznaje, że długo szukała własnego stylu. Mijały lata, a ona wciąż nie wiedziała, w czym dobrze wygląda, popełniała błędy i zbierała cięgi. Niedawno zdradziła, że otrzeźwiała dopiero, gdy od producenta programu, w którym pracowała, usłyszała kategoryczne: „Zmień sposób ubierania na mniej krzykliwy i zrzuć parę kilo”. Zadziałało jak kubeł zimnej wody. „Już wiem, krótkie włosy, proste rzeczy”, mówiła niedawno w jednym z wywiadów. I rozmiar „XS”. Nie kryje, że odkąd pamięta, miała problemy z utrzymaniem wagi. Jej nowa figura to kolejny sukces. Pół roku żmudnych ćwiczeń i dieta. Ale wyrzeczenia się opłaciły. Nowy wizerunek Kasi jest szeroko komentowany. Jednogłośnie na plus.
Do tej pory wszystko osiągała drobnymi kroczkami. Ale na początku tego roku jej życie gwałtownie przyspieszyło.
– Wróciłam z zimowych wakacji i nagle tysiąc rzeczy spadło mi na głowę – wspomina w rozmowie z „Party”. Z dnia na dzień dostała z TVN propozycję zagrania w „Listach do M” (premiera w listopadzie). Na zdjęcia próbne trafiła z biegu, po drodze do pociągu. To był czysty spontan, ale spodobała się. Ledwie co zeszła z planu serialu w telewizyjnej Dwójce, a tu decyzja, następnego dnia od świtu zaczynamy kręcić. Za oknem zima, wszystko uśpione, a jej przelatywało przez głowę: „Mój świat oszalał!”. Grała serię spektakli, codziennie latała do Krakowa na jakieś zdjęcia. Jak odmówić, kiedy chodzi o specjalny odcinek „Tak to leciało!” przygotowywany z myślą o kobietach walczących z rakiem? A Katarzyna Zielińska znana jest z tego, że chętnie włącza się w akcje charytatywne. Do tego doszły przygotowania do zaplanowanej na koniec stycznia premiery „Och, Karol 2”, którą bardzo przeżywała, bo to jej debiut na wielkim ekranie. W lutym wybuchła kolejna bomba – Katarzyna Zielińska zdobyła Telekamerę dla najlepszej aktorki. – Czułam totalne zmęczenie, ale dostałam nagrodę, z której się tak niesamowicie cieszyłam.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Odnaleziona miłość
Niestety już następnego dnia zaatakowała ją prasa. Nagłówki: „Ta nagroda została kupiona”, bolały. Napisała wtedy na blogu, że nikt jej tego sukcesu nie odbierze i mogą pisać, co chcą. Ale sama wie, ile łez wylała. – To wielkie przeżycie i potem ktoś z dnia na dzień chce mi wszystko odebrać? Byłam w szoku – mówi z żalem Katarzyna Zielińska.
Natłok emocji był straszny, a ona musiała je trzymać na wodzy, bo wtedy jeszcze nagrywała ostatnie odcinki „Kocham Cię, Polsko!”, codziennie po dwa programy. – Dobrze, że miałam pracę, nie mogłam za wiele rozmyślać – mówi. Ale tamte ataki zniosła nie tylko dzięki pracy. Odbierając nagrodę, dziękowała swojemu ukochanemu. Mówiła, że trudno jest być w związku z aktorką. Wojtek Domański z mediami nie ma nic wspólnego. Przy nim, stąpającym twardo po ziemi finansiście, zapominała o wszystkim, co złe, bo Wojtka świat show-biznesu i rządzące nim brutalne reguły nie przestraszył. A w Kasi jest nieprzytomnie zakochany. Są parą od ponad roku. O ich zdjęcia, gdy są objęci, nietrudno, bo okazują sobie czułość na każdym kroku. Nietrudno też o spekulacje. Kiedy na początku stycznia na blogu aktorki pojawiły się zdjęcia z ich wspólnej podróży na Bali, w mediach zawrzało: „Zielińska zaręczona! Wychodzi za mąż!”. Ale ona ucina te plotki. „Jak piszą o 40. oświadczynach i 80. ślubie, to jest dla mnie za dużo”, wyznała ostatnio w jednym z miesięczników. O życiu osobistym najchętniej milczy. To właśnie utrata prywatności przychodzi jej z największym trudem.
Kto jej nie kocha
Znają się od dziecka. Wychowywali w Starym Sączu, chodzili do tej samej szkoły. Tylko na chwilę stracili się z oczu. Wojtek poszedł na słynny Harvard, Kasia o mały włos nie skończyła… ekonomii. Na szczęście egzaminy na krakowską PWST były wcześniej. Dostała się za pierwszym razem. – Pamiętam, jak siedziałam na korytarzu z książkami do ekonomii, grypą żołądkową i w napięciu czekałam na wyniki – śmieje się. A potem zapomniała o bolącym brzuchu i skakała pod sufit ze szczęścia. Ale kto miał zdać, jak nie ona?
Była jeszcze dzieckiem, a już jeździła na wszystkie możliwe konkursy: recytowała wiersze, odgrywała monodramy, śpiewała piosenki. Żartuje, że ze swoim nazwiskiem zawsze była ostatnia na liście w dzienniku, a na konkursach zamiast wymarzonych pierwszych miejsc zdobywała jedynie nagrody publiczności. To prawda, że publiczność ją kocha. – Kasia ma w sobie dużo pozytywnej energii – mówi „Party” scenarzystka Ilona Łepkowska. – Budzi sympatię i potrafi nawiązać kontakt z widzem.
Talent aktorski od najmłodszych lat rozwijał w niej ojciec. – Czasem specjalnie wyrzucaliśmy mamę do ciotek na plotki, żeby mieć czas tylko dla siebie – opowiada nam aktorka. Razem z tatą czytali wierszyki i na przywiezionym z zagranicznej podróży magnetofonie nagrywali we dwoje prawdziwe słuchowiska. Kasia do dziś przechowuje wszystkie kasety i zna na pamięć te swoje pierwsze role.
Ale rodzice zadbali też o to, by miała charakter. Nie stosowali wobec niej taryfy ulgowej. Mieli własną ziemię, na której postawili szklarnie i długi czas zajmowali się uprawą kwiatów, owoców i warzyw. Kasia wcześnie zaczęła im pomagać. Pobudki o świcie, by ruszyć na plan zdjęciowy, to dla niej nic nowego.
W domu pracowała często już od piątej rano. Lubi wracać myślami do tamtych chwil, gdy cały świat spał, a w szklarni cichutko grało radio, mama stawiała przy niej termos z gorącą herbatą, na talerzu górę kanapek i zostawiała wśród roślin. Szybko poznała wartość pieniądza. Gdy dziś czyta, że w „Tańcu z Gwiazdami” jest najlepiej opłacaną gwiazdą, śmieje się i ucina, że o honorarium rozmawiać nie będzie, od tego ma swoich agentów. Liczba mnoga, bo od niedawna o jej karierę dba nie jeden, a dwóch menedżerów. Pod swoje skrzydła wziął ją Filip Mecner. To on stoi za sukcesem Anny Muchy. Teraz i dla Kasi będzie twardo negocjował kontrakty. – To amerykański model, który, mam nadzieję, świetnie sprawdzi się w polskich warunkach – tłumaczy Mecner. – Zajmuję się wyłącznie stroną biznesową, negocjacjami, szukaniem propozycji. Dlaczego chce pracować właśnie z Zielińską? – Bo jest zdolna, piękna i obdarzona góralskim temperamentem! Mam same temperamentne podopieczne i dogaduję się z nimi najlepiej – mówi „Party” Mecner. Z kolei o wizerunek Kasi w mediach dbają dziewczyny z agencji Too PR: Magdalena Borkowska i Małgorzata Matuszewska.
Katarzyna Zielińska gra w trzech teatrach, ale nigdzie nie jest na etacie. Niedawno w jednym z wywiadów przyznała: „Długo bałam się, że jak nie wezmę jakiejś roli, to co będzie za chwilę? A może to rola życia i wspaniale się rozwinie?”. Dawniej nie umiała bez stresu wyjechać na urlop, bała się, że coś ją ominie. Potrafiła zrezygnować z zaplanowanej podróży nawet w dniu wyjazdu. Teraz może odetchnąć. Ma sztab ludzi, którzy o wszystko dbają.
Bez kompleksów
W Krakowie Katarzyna Zielińska mieszkała sześć lat. Ale praca była i jest przede wszystkim w Warszawie. Ciągnęło ją tu, czekała na te dni, kiedy musiała przyjechać do stolicy na kolejne przesłuchanie. Decyzja o przeprowadzce zapadła, kiedy Andrzej Strzelecki spośród tłumu kandydatek wybrał właśnie ją do „Złego Zachowania” w „Rampie” i zdecydował, że próby będą się odbywały każdego dnia w tygodniu. Nie było wyjścia. Pożegnała się z ukochanym krakowskim Kazimierzem, a w warszawskim mieszkaniu powiesiła na ścianie portret Audrey Hepburn. To jej ideał piękna. Sama tak o sobie długo nie potrafiła pomyśleć. „Zawsze czułam się gorsza. Myślałam: są piękniejsze kobiety na świecie”, zwierzała się w wywiadach. Trudno uwierzyć, że parę lat temu była bliska rezygnacji ze studiów przez… własne kompleksy. „Myślałam: mam ładniejsze koleżanki w grupie, do tego zdolniejsze. Jestem z małego miasta, inni są bardziej obyci. Czułam się gorsza. Wciąż z tym walczę”, opowiadała niedawno. Słowo, które ją idealnie określa? – Żywiołowa – mówi „Party” bez zastanowienia. – Rogal, czyli Marzena Rogalska, śmieje się, że ze mnie straszny kaowiec, bo wszystko wokół organizuję. Jestem w tym perfekcyjna i łatwo się nie poddaję.
Ale zwykle uśmiechnięta „Zielina” potrafi też tupnąć nogą. – Ktoś kogoś niesprawiedliwie ocenia, zaprotestuję. Nie dotrzymuje umowy? Będę walczyć. Wypowiedziane słowo jest dla mnie święte. Jeśli sama coś komuś obiecam, nie zmieniam zdania. Bywa, że wybuchnę, ale potrafię przeprosić – mówi. – Czasami poprztykamy się z Rogalską. Kłócimy się całą minutę, a potem natychmiast przepraszamy i żałujemy wybuchu przez cały długi tydzień – śmieje się.
Ale to nie kłótnia z przyjaciółką była ostatnio tematem plotek. Jaki powód do zdenerwowania dał jej Rafał Maserak? Trudno powiedzieć. Przystojny tancerz, który partneruje aktorce w jesiennej edycji „Tańca z Gwiazdami”, zasłużył już na opinię łamacza damskich serc. News o Kasi wybiegającej z sali treningów głośno komentowano. – To prawda, że oboje z Rafałem jesteśmy temperamentni. Całą resztę historii wymyślono – przyznaje w rozmowie z „Party”. Co na to całe zamieszanie jej narzeczony? Musiała obiecać mu jedno – że zanim ruszy show, wyjedzie tylko z nim choćby na koniec świata. Znaleźć tydzień wolnego, gdy grafik pęka w szwach, nie było łatwo. To musi być miłość, bo Kasia, choć ostro ćwiczy, to zamiast stroju do tańca pakuje właśnie do walizki kostium i krem z wysokim filtrem. Walc musi poczekać. Ale kto wie, może z Wojtkiem na plaży zatańczą gorącą sambę. To będzie ostatni swobodny taniec. Następne, na parkiecie „Tańca z Gwiazdami”, będą już grą o przyszłość.
Monika Kotowska / Party