– Jesteś jednym z faworytów „Tańca z Gwiazdami”. Chcesz wygrać?
Kacper Kuszewski: Nie mam „napinki”, żeby wygrać. Chciałbym po prostu dobrze zatańczyć każdy kolejny taniec. Lubię mieć poczucie, że wykonuję swoją pracę najlepiej, jak mogę. Ale nauczenie się tańca w tak krótkim czasie jest bardzo trudne, prawie niewykonalne.
– Żartujesz? Gdy ogląda się twoje wyczyny, można odnieść wrażenie, że jesteś zawodowym tancerzem.
Kacper Kuszewski: Zbieram bardzo dużo komplementów od ludzi, którzy w dziedzinie tańca są ekspertami. A przecież nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tańcem towarzyskim. Oczywiście lubię czasami potańczyć, ale zawsze odbywało się to w klubie czy na imprezie. A tu proszę! Odkryłem w sobie talent, o którym nie miałem zielonego pojęcia. Ale to, że od samego początku wystartowałem z dość wysokiego pułapu, ma też swoje złe strony. Inni uczestnicy zbierają pochwały za to, że robią znaczące postępy. Natomiast po mnie wszyscy spodziewają się fajerwerków, a niestety, czasami już nie da się wskoczyć na wyższy poziom. Nasze choreografie rodzą się w bólach przez parę dni, często powstaje kilka wersji, zanim wreszcie jesteśmy zadowoleni. A potem zostaje strasznie mało czasu, żeby to wyćwiczyć, mam przecież jeszcze inne zawodowe obowiązki. Często trenuję więc sam w przerwach na planie serialu, a wieczorem nie mogę zasnąć, bo cały czas słyszę w głowie muzykę i liczę kroki.
– A jak ci się pracuje z Anią Głogowską? Wyglądacie na zgrany duet.
Kacper Kuszewski: Rzeczywiście chyba pasujemy do siebie. Mamy podobne temperamenty i podobną wrażliwość. Ania jest świetną tancerką i trenerką, a oprócz tego jest cudownym, serdecznym człowiekiem. Praca z nią to czysta przyjemność, choć zdarzają nam się też trudne momenty.
– Kłócicie się?
Kacper Kuszewski: Wkładamy w naszą pracę całe serca i dusze, ale oboje jesteśmy trochę niecierpliwi. Ja, gdy coś mi nie wychodzi, tracę humor i złoszczę się na siebie. A wtedy Ania się denerwuje, że to pewnie jej wina, co jest bzdurą. Jesteśmy przemęczeni, pracujemy pod presją i czasem ogarnia nas frustracja, ale nigdy nie dochodzi między nami do konfliktów, kłótni czy trzaskania drzwiami. Za to podczas występu rozumiemy się idealnie. Anka jest niezwykłą tancerką, gdy wchodzi na parkiet, zaczyna od razu błyszczeć i ta energia jest zaraźliwa. Ma też ogromne zdolności aktorskie, więc w tańcu oboje wchodzimy w swoje role, zarówno w zwariowanym jivie, jak i w kipiącej zmysłowością sambie. Dla nas obojga w tańcu najważniejsze są emocje, więc choć na treningach Ania jest dla mnie bezlitosna, to po występie wybacza mi wszystkie błędy techniczne i już tylko mnie chwali.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
– Skoro odkryłeś, że masz talent, to czy po zakończeniu show zapiszesz się na kurs tańca, żeby szlifować umiejętności?
Kacper Kuszewski: Nie sądzę (śmiech). Musiałbym trenować przez kolejnych 10 lat, żeby tańczyć naprawdę dobrze. A poza tym wydaje mi się, że zawodowy taniec towarzyski ma sprawiać przyjemność przede wszystkim widzom, a dla tancerzy oznacza głównie ciężką pracę.
– A może jest odwrotnie, może masz dość i czekasz na koniec programu?
Kacper Kuszewski: Jest we mnie mieszanina sprzecznych uczuć. Czuję stres i ogromne zmęczenie, czasem wydaje mi się, że nie dam już rady. Z drugiej strony to jest fantastyczna, choć dość ekstremalna przygoda. Doświadczam zupełnie nowych sytuacji i emocji. Poza tym jestem zafascynowany tancerzami, których poznałem. Blanka Winiarska zachwyciła mnie wdziękiem i kobiecością, Paulina Biernat jest urocza i zawsze promienna, a Janja Lesar ma cudowne ironiczne poczucie humoru. Panowie, którzy na ekranie sprawiają czasem wrażenie pewnych siebie kolesi, przy bliższym poznaniu okazują się wrażliwymi artystami i wspaniałymi ludźmi. Wszyscy kochają taniec i zawsze pomagają sobie nawzajem. Nie mamy niestety czasu, aby się bardziej zaprzyjaźnić, ale z zachwytem patrzę, jak pracują.
– Powiedziałeś kiedyś, że praca w serialu bardzo cię stresuje. Występy w „TzG” też tak przeżywasz?
Kacper Kuszewski: Nieporównanie bardziej. Jeszcze nigdy nie miałem takiej tremy, jak w tym programie. Może tego po mnie nie widać, ale jestem bardzo emocjonalny i muszę emocje trzymać na wodzy, bo inaczej by mnie zjadły. W dodatku ten program polega na rywalizacji, a ja bardzo nie lubię się ścigać z innymi.
– A długo producenci „TzG” musieli cię namawiać do udziału w show?
Kacper Kuszewski: Dokładnie od momentu, gdy Kasia Cichopek i bracia Mroczkowie odnieśli sukces w tym programie. Zawsze jednak musiałem odmawiać, bo miałem masę innych zajęć. Przede wszystkim w Teatrze Pieśń Kozła, w którego działalność bardzo się zaangażowałem. To teatr ambitny, niszowy. Tu rozwijam się jako aktor i kocham to miejsce. Myślę, że gdybym mógł pracować tylko tam i utrzymać się z tego, rzuciłbym wszystko inne. Teraz nie mamy akurat prób ani spektakli, bo prowadzimy podyplomowe studia aktorskie Master of Arts in Acting dla Uniwersytetu w Manchesterze. Jako członek zespołu jestem też wykładowcą, więc raz w tygodniu jeżdżę do Wrocławia i prowadzę zajęcia ze studentami.
– A czego uczysz?
Kacper Kuszewski: Śpiewu zespołowego. Przez 12 lat uczyłem się w szkole muzycznej, więc mam gruntowne wykształcenie w tej dziedzinie. Na zajęciach pracujemy na tradycyjnych pieśniach z różnych stron świata. Często przyjeżdżają do nas osoby, które nie miały wcześniej kontaktu ze śpiewem na głosy. Moja rola polega na pomocy w przygotowaniu materiału muzycznego i nauczeniu ich śpiewania w zespole.
– Twój tata jest reżyserem, mama aktorką. Wybór zawodu był dla ciebie oczywisty czy może chciałeś robić coś innego niż rodzice?
Kacper Kuszewski: Ostatnio się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że chyba nie mógłbym robić nic innego. Dorastałem w teatrze i zacząłem grać, gdy miałem zaledwie 6 lat. Zawód aktora jest dziwny, ma dużo negatywnych stron. Jeżeli jednak ma się dużo pracy i poczucie stabilizacji, tak jak ja w tej chwili, to aktorstwo jest wspaniałe. W moim życiu jest balans. Jedną nogą jestem w show-biznesie, drugą w ambitnej sztuce. Ale wiem, że za rok może się to zmienić diametralnie i nie będę mieć pracy.
– A marzysz o jakiejś roli?
Kacper Kuszewski: Najważniejsze jest dla mnie, by pracować z wyjątkowymi ludźmi. Chciałbym też pokazać moje możliwości aktorskie, które do tej pory nie były widoczne. Chętnie zagrałbym w komedii, podobno mam talent komika. Marzę też o roli w filmie kostiumowym.
– To role kompletnie różne od tej, którą grasz w „M jak Miłość”. Masz poczucie, że włożono cię do szuflady z etykietką „Marek Mostowiak”?
Kacper Kuszewski: Obawiam się, że tak właśnie jest.
– Udział w „Tańcu z Gwiazdami” to próba wyrwania się z tej szuflady?
Kacper Kuszewski: Powody były różne. Bardziej lub mniej pragmatyczne (śmiech).
– A konkretnie jakie?
Kacper Kuszewski: Aktor to człowiek do wynajęcia, a na rynku pracy trudno się przebić. Nie jestem zasypywany propozycjami grania w filmach czy telewizji. Dostałem za to propozycję z show, w którym trzeba tańczyć i ją przyjąłem. Przy okazji mogę zdobyć nowe umiejętności, co na pewno przyda mi się w pracy. Każdy odcinek traktuję jak nowe zadanie aktorskie, mogę więc zaprezentować się w kilkunastu rolach, całkiem innych od tej, którą gram w serialu. Sprawia mi to wielką frajdę. W zawodzie aktora zawsze interesowało mnie podejmowanie różnych wyzwań: praca w dubbingu, teatrze, radiu, telewizji, serialu, filmie, na estradzie. Mam apetyt na różnorodność!
– W zawód aktora wpisana jest też popularność. Jak reagujesz, gdy ludzie rozpoznają cię na ulicy?
Kacper Kuszewski: Jeżeli się uśmiechają, jest to miłe. Ale gdy zaczynają głośno mnie oceniać tuż za moimi plecami, mam ochotę podejść i powiedzieć: „Halo! Słyszę was!”. Wiele osób ma poczucie, że mnie zna, bo pojawiam się w ich domach prawie codziennie od 11 lat. Traktują mnie niemal jak członka rodziny, bo znają historię mojego serialowego małżeństwa, dzieci i rodziców. To jest schizofreniczna sytuacja, często ludzie patrzą na mnie, ale widzą Marka Mostowiaka, czyli fikcyjną postać. Tym bardziej jestem wdzięczny tym, którzy spotykając mnie, rozmawiają ze mną normalnie i wiedzą, jak się naprawdę nazywam.
– A może ludzie widzą w tobie tylko Mostowiaka, bo nie pozwoliłeś im poznać Kacpra Kuszewskiego. Słyniesz z tego, że o swoim życiu prywatnym nie mówisz nic.
Kacper Kuszewski: Bo życie prywatne polega właśnie na tym, że się je ma tylko dla siebie. Nie chcę zapraszać do mojego życia tysięcy nieznanych mi osób, nie chcę też być medialną gwiazdą. Podjąłem tę decyzję wiele lat temu, gdy oglądalność „M jak Miłość” gwałtownie wzrosła. Byłem wówczas młodym aktorem i widziałem, co dzieje się z niektórymi moimi znajomymi. Dali mediom palec, a one całkiem ich wchłonęły i przemieliły. Dochodziło do dramatycznych sytuacji. Jedna z moich przyjaciółek zaczęła spotykać się z chłopakiem, byli zakochani. Gdy odkryli to dziennikarze i paparazzi, nie odstępowali ich na krok. W ten sposób rodzące się uczucie zostało zniszczone. Bycie celebrytą to ryzykowna gra, choć oczywiście pomaga budować wizerunek i pozycję. Ale ja wolę to robić w inny sposób. Chcę budzić zainteresowanie swoimi osiągnięciami, a nie skandalami i plotkami. Zresztą popularność mnie peszy i onieśmiela.
– Powiedz chociaż, jak spędzasz wolny czas? Jesteś samotnikiem czy lgniesz do ludzi?
Kacper Kuszewski: Jestem ulepiony z dwóch różnych połówek. Moja jedna strona to samotnik, domator, który często potrzebuje uciec od otoczenia. Dawniej uwielbiałem chodzić sam po górach. Pakowałem plecak, namiot i wyjeżdżałem daleko na 10 dni. Był to dla mnie szczególny rodzaj medytacji. Z kolei ta druga część mnie kocha przebywać z ludźmi, zwłaszcza przy wspólnej pracy. Mam też grupę przyjaciół, których uwielbiam zapraszać do domu, gotować dla nich kolacje i rozmawiać do późna w nocy.
– Jesteś z kimś w związku?
Kacper Kuszewski: Mam poukładane życie osobiste i jestem bardzo szczęśliwy. Nie jestem do wzięcia! I mam też psa, cudownego labradora! (śmiech)
– Wierzysz, że to miłość na zawsze?
Kacper Kuszewski: Na to wygląda. Ale to nie jest kwestia wiary. Miłość trzeba pielęgnować. Wszystko jest więc w moich rękach.
Rozmawiał: Wiktor Krajewski / Party