Mamusia z pomysłem
Justin nigdy nie zostałby gwiazdą, gdyby nie jego mama Pattie Malette. To ona opłaciła mu (z pensji sprzątaczki!) lekcje gry na pianinie, kupiła gitarę, minizestaw perkusyjny oraz trąbkę, a potem wpadła na pomysł, aby filmiki z zapisem wokalnych popisów swojej pociechy umieścić w portalu YouTube. Pierwszy z nich pojawił się w sieci 19 stycznia 2007 roku. Obejrzało go kilka osób, głównie krewnych Bieberów. Kolejne pliki wideo cieszyły się już większą popularnością. Czysty, mocny głos młodego artysty i jego porywające interpretacje piosenek m.in. Michaela Jacksona i Diany Ross sprawiły, że internauci uznali go za „geniusza muzyki”. Jego sława rosła z dnia na dzień! Kiedy Bieber opublikował w sieci swoją wersję przeboju „With You” Chrisa Browna, ten nawet zadzwonił do niego z gratulacjami! Mecenasem Kanadyjczyka stał się jednak nie Brown, ale szef marketingu wytwórni So So Def – Scooter Braun. Jak sam przyznaje, „rzucony na kolana” Bieberowym wykonaniem „Respect” Arethy Franklin, umówił Justina na przesłuchanie u przebywającego w Kanadzie producenta i rapera Ushera. „Przed spotkaniem z Bieberem zajrzałem na YouTube’a i z przerażeniem odkryłem, że amatorskie filmy tego dzieciaka są częściej oglądane niż moje klipy zrobione za tysiące dolarów”, śmieje się Usher. Po tygodniu od ich spotkania mama Justina dostała do podpisu (w imieniu syna) umowę z firmą Universal i zaproszenie do towarzyszenia latorośli w podróży do Stanów. To był nie tylko ich pierwszy wyjazd poza rodzinne miasteczko, ale i początek wielkiej przygody...
Sen się spełnia
Zanim jesienią zeszłego roku Justin wydał płytę „My World”, jego strona w YouTube miała 40 milionów fanów, a teledysk „Baby” ponad ćwierć miliarda (!) odsłon. Równie wielką popularnością cieszyły się wpisy Biebera w innym popularnym portalu – Twitter. Jego obecność w tym miejscu była zresztą częścią strategii marketingowej, która miała udowodnić, że Bieber jest „zwykłym chłopakiem z sąsiedztwa”. W odróżnieniu od niedostępnych gwiazd w stylu Beyonce czy Lady Gagi, Bieber lansowany był na „kumpla” swoich fanów – miał im odpowiadać na e-maile, radzić w sprawach sercowych, wymieniać się z nimi zdjęciami. Kiedy jednak twitterowych fanów Biebera zrobiło się ponad pięć milionów, firma musiała zatrudnić osoby, które dzień w dzień zajmują się „osobistym” kontaktem artysty z wielbicielami (czyli piszą wszystko za niego). Bieberomania osiągnęła takie rozmiary, że opiekunowie gwiazdora musieli, na żądanie policji, odwołać część jego występów w amerykańskich szkołach. Fanki artysty, wychowane na „Zmierzchu” i innych krwawych horrorach, próbowały bowiem zamienić jego występ w jatkę, a wszystko po to, aby być w pierwszym rzędzie, choć raz dotknąć idola, a jak się da, to i urwać sobie na pamiątkę coś z jego garderoby. Chłopak, który trzy lata temu z powodu podartych trampek i niemodnych dżinsów był pośmiewiskiem w szkole, teraz ma trzech ochroniarzy, ogląda świat zza pancernych szyb limuzyny i mieszka w rezydencji strzeżonej prawie tak pilnie jak Biały Dom.
Mutacja i co dalej?
Pozycja Biebera w show-biznesie jest (jak na razie) niezagrożona. Dwie nagrane przez niego płyty rozeszły się w milionowych nakładach i dały mu tytuł najbardziej kasowego debiutanta sezonu, a sam 16-letni Justin przymierza się do wydania... autobiografii! Bieber jest też ulubieńcem kolegów i koleżanek po fachu, a liczba chętnych do nagrania z nim duetu nie ma końca. Zagraża mu jedno – mutacja. Jak bardzo zmieni ona jego głos? I czy „basujący” Bieber będzie równie przekonujący jak ten obdarzony anielskim sopranikiem? Pożyjemy, posłuchamy…
Alek Rogoziński / Party
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>