Jarosław Kret

Co się naprawdę stało? Wydawało się, że są dla siebie stworzeni. Agata Młynarska i Jarosław Kret, jedna z najpiękniejszych par telewizji. Byli razem trzy lata. Jesienią Jarek wyprowadził się. Teraz przerywa milczenie.
/ 02.04.2008 15:05
Tylko nam mówi o związku z Agatą i rozstaniu. Ale dodaje: „Miłość nie kończy się z dnia na dzień. Brak mi jej...”

– To jednak się rozstaliście?

Rozstaliśmy.

– Dlaczego więc jeszcze trzy miesiące temu mówiłeś mi, że o rozstaniu nie ma mowy?
Wtedy sądziłem, że to tylko chwilowe załamanie. Nie miałem świadomości, co się dzieje. Bo ja długo dojrzewam do decyzji. Ale minęło pół roku, odkąd nagle wyszedłem z domu Agaty i… nie wróciłem już.

– Tak po prostu spakowałeś walizki?

Nic nie wziąłem. Moje rzeczy wciąż jeszcze tam są.

– To może wszystko da się naprawić?
Powiem tak: wszedłem w życie Agaty, w którym już istniały pewne zasadnicze elementy. Jednym jest praca, praca, praca. Ja to akceptowałem. Kto ją tak naprawdę wspierał, kiedy odchodziła z Dwójki do Polsatu? Próbowałem ją zrozumieć nawet wtedy, gdy codziennie przynosiła pracę do domu. Tylko że w pewnym momencie, gdy telefon dzwonił bez przerwy, zaczęło mi to przeszkadzać.

– Czasy są takie, że od pracy się nie ucieknie, zwłaszcza dziennikarz.
Tak, ale nie za wszelką cenę. Drugim jednak elementem składowym życia Agaty są jej dzieci. Dwóch dorosłych synów, którym poświęca tak wiele czasu i uwagi, jakby byli zupełnie mali. A ja… nie chciałem być dla niej ułamkiem. Chciałem mieć swoje miejsce. Pewne sytuacje były więc dla mnie nie do zniesienia.

– Przecież to normalne, że matka kocha swoje dzieci. Może zwyczajnie w Waszym związku zabrakło miłości?
Nie wiem, o to trzeba by spytać Agatę. Z mojej strony… Ja mam Agatę w sercu, bardzo głęboko.

– Kochasz ją jeszcze?
Ja nigdy nie mówię „kocham”, zwłaszcza publicznie. Ale wiesz chyba, że miłość nie kończy się z dnia na dzień. Brak mi jej…

– Mówiłeś, że to kobieta, jakiej szukałeś. Że jedyna, która Cię rozumie.
Tak było. Ogromna inteligencja, ogromne zrozumienie. Mamy podobne korzenie, co nas bardzo zbliżyło. Jak ona mówi: „zakopiański piórnik”, to ja od razu czuję jego zapach. I ona ten zapach też zna.

– A może oboje jesteście samotnikami, którzy muszą mieć swoje nieprzekraczalne terytorium?
Pewnie tak. Ja chyba jej to terytorium dawałem. Uczyłem się tego dawania. Ona też mi dawała. Tylko za mało. Powiedziałem jej: Nie chcę stawać w szranki z twoimi synami. Ja nie mogę wciskać się w jakieś miejsce raz tu, raz tam. Muszę mieć coś stałego. Tylko dla mnie.


– Wina nigdy nie leży po jednej stronie. Myślisz, że jesteś łatwym partnerem? Pisano, że wynająłeś mieszkanie. Która kobieta to lubi?
Wiem, że nie jestem łatwy, że też mam swoje przywary i priorytety. A mieszkanie w Warszawie miałem zawsze – kawalerkę. Agata miała do niego klucz. Muszę mieć swój azyl.

– I zamykasz się w nim, kiedy Ci źle? Nie przychodzisz na program, nie otwierasz nikomu drzwi?
Mówisz o tej sytuacji, gdy wyrznąłem w lód podczas treningu gwiazd na lodzie? Potem, podczas zapowiadania pogody, zakręciło mi się tak w głowie, że lekarz wziął mnie na obserwację, nastawiał kręgi szyjne. Do domu odwieźli mnie karetką. Zasnąłem i obudziłem się o 23. następnego dnia. Nie poszedłem na „Pytanie na śniadanie”, bo spałem po kontuzji. Mam pancerne drzwi, walili w nie, ale nic nie słyszałem. Wreszcie mój brat przyszedł wieczorem. „Cała Warszawa cię szuka!”, krzyczał. Nakarmił mnie i znowu zasnąłem. To się zdarza po stresie.

– A media doszukiwały się u Ciebie narkotyków?
Nie biorę narkotyków, nie piję alkoholu, nie palę papierosów.

– To co Ci daje adrenalinę?
Moja praca, wyzwania zawodowe, podróże. Fotografia. Mnie wystarczy powiedzieć: „Bhutan” i jadę do Bhutanu. Lubię nieznane miejsca. Taniec na lodzie też był dla mnie taką terra incognita.

– No widzisz, a zarzucasz Agacie pracoholizm. Nie uważasz, że praca coś ci z życia zabiera?
Mnie nie, bo ona też jest moim życiem. Dlatego mieliśmy z Agatą takie porozumienie. Nie zarzucam jej pracoholizmu, ale wszystko ma swoje granice.

– Niektórzy twierdzą, że jak człowiek tyle pracuje, to nie ma…
...rodziny, dzieci, domu. Ale ja mam jeszcze na to czas. Jestem niewiele po czterdziestce. Muszę poradzić sobie sam ze sobą, dopiero potem będę radził sobie z dziećmi. Ja w ogóle jestem inny. Nie znoszę stereotypów. Świąt na przykład, uroczystości rodzinnych. Nie robię nic na siłę tylko dlatego, że akurat „tak wypada”. Na groby chodzę w marcu, a nie w listopadzie. A święta… dla mnie skończyły się, gdy w domu tam, gdzie stała choinka, pojawił się kolorowy telewizor.

– Ale prezenty zostały?
Nienawidzę ani dawać, ani brać prezentów tylko z tego powodu, że jest taki obyczaj. Lubię dostawać prezenty od serca, spontanicznie i sam też tak obdarowuję.

– To w sumie drobiazgi, które można sobie od razu wyjaśnić. Nie pragniesz stabilizacji?
Ależ ja się bardzo ustabilizowałem. Od Agaty nauczyłem się bardziej dorosłego podejścia do wielu spraw. Nie jestem już tak w gorącej wodzie kąpany. Dawniej byłem strasznym sowizdrzałem.


– Przeprowadziłeś z nią taką szczerą rozmowę?
Próbowałem raz, drugi, trzeci…

– Doznałeś zawodu?
Może? Ale ja nie rozpamiętuję przeszłości. Muszę iść do przodu. Żyć pełnią życia, cieszyć się, tworzyć, pracować, poznawać ludzi.

– Może między Wami nie układało się w sferze erotycznej?
Jesteśmy dwojgiem normalnych, zdrowych ludzi. To nie w tym był problem. Agata musi sobie i całemu światu ciągle coś udowadniać. Wyniosła to z dzieciństwa. A przecież wiadomo od dawna, jakim jest wartościowym człowiekiem. Nie musi tego ciągle obwieszczać. Pokazywać. To jej piętno…

– Pamiętam, że chciałeś ją zabrać na wycieczkę do Egiptu, w listopadzie chyba, i tam ogłosić rozejm.
Tak. Lecz ona pojechała do Egiptu z koleżankami. Zabolało mnie to i wtedy właśnie nastąpił koniec.

– Wybacz, ale to dziecinne gry?
U mnie – nie. Przelała się czara goryczy. Próbowałem dawać Agacie wolność, przestrzeń, ale bycie ze sobą nie polega tylko na wolności.

– Kobieta potrzebuje adoracji, a Ty umiesz adorować?
Adoruję kobiety z wykluczeniem dawania kwiatów. To jedno z moich zboczeń – ciętych kwiatów nie daję, bo one umierają. Nienawidzę tego. I nienawidzę całować w dłoń.

– A po stopach?
Po stopach tak (śmiech). Jeżeli się to robi z głęboką motywacją.

– To jak Ty żyjesz w tym świecie imienin, ślubów, rocznic, sylwestrów?
Rezygnuję ze sztuczności. Dlatego nie byłem na przykład na ślubie siostry Agaty. Zresztą pojechałem wtedy do Brukseli. Ja jestem dzieckiem natury, żyję tak, jak mi podpowiada moje wnętrze, intuicja.

– I nie lubisz zapachu zupy pomidorowej?
Uwielbiam prawdziwy dom, tylko że chcę mieć swój własny. Dlatego nie mogłem już mieszkać z mamą. Bo to jej dom i panują tam jej reguły. Wprowadziłem się do niej po śmierci ojca, by podtrzymać ją na duchu. Ale za swój dom uważam to malutkie mieszkanko w Warszawie. Powiem teraz coś bardzo istotnego. Jak wiesz, mam brata bliźniaka. W pewnym momencie zaczęliśmy osiągać autonomiczne pozycje, Jacek – szybciej niż ja. On w ogóle dominował w naszym bliźniaczym związku. A ja uciekałem przed tą dominacją w mój świat intelektualny. Nie chcę być klasyfikowany jako jeden z dwóch. Buduję swój los sam i dla siebie.

– Twój brat ma rodzinę?
Ma żonę, ma dwóch synów z poprzedniego związku i córkę. Kiedyś się na mnie obraził i nie zaprosił na 10-lecie swojej firmy. W ramach mojego niepodporządkowania się. Tak jest u wielu bliźniaków.


– Ty ten rodzaj wojny przenosisz na związek z kobietą?
Nie. Agata mi pomogła w zrozumieniu niektórych mechanizmów. Dzięki niej głębiej analizuję życie. – Nie szkoda tej Waszej miłości?
Nigdy nie jest szkoda. W Indiach przeżyłem bardzo sentymentalną historię. Robiłem kiedyś dla „National Geographic” reportaż o maharadży, który w czasie II wojny światowej adoptował tysiąc polskich dzieci, ciągnących za armią Andersa. Poznałem jego syna, zwiedzałem ich pałace. Na jednym z nich widnieje łacińska sentencja: Nil desperandum. Pomyślałem, że wykuł ją dla mnie. Nil desperandum oznacza: „nie ma sensu rozpaczać”. Cała tajemnica tego maharadży polegała na tym, że nie żałował niczego. Rozdał połowę swojego majątku, dawał ludziom fortepiany, biżuterię, obrazy, za które całe rodziny mogły żyć 100 lat. A sam siedział gdzieś i medytował. Dlaczego? Bo nabrał dystansu. I ja wtedy zacząłem inaczej patrzeć na wiele spraw. Dlatego niczego mi nie żal, bo wszystko ma swój cel. Widać tak musiało być. A może w przyszłości coś się z tego narodzi?

– Mówiłeś mi niedawno, że chcesz wybudować własny dom w pięknym miejscu i że tam zabierzesz Agatę. Nadal masz ten pomysł?
Jasne, że tak. O ile ona będzie chciała. A jeśli nie ona, to ktoś może zechce. Ja poczekam i doczekam się. Momentami czuję się źle, będąc samotny. To takie błędne koło, bo samotność daje złe samopoczucie, a złe samopoczucie wpływa na chęć zaszycia się gdzieś samemu. Nie rozpaczam, że coś mi się w życiu zawaliło, tylko biorę książkę i czytam. Ja tam nie mam nawet telewizora, tylko stare radio.

– To mi do Ciebie nie pasuje. A gdzie te wyzwania, o jakich mówiłeś?
Działam poza tym bardzo intensywnie, mam mnóstwo pomysłów, żyję przyszłością. Tego się nauczyłem po moich związkach.

– Szybko wejdziesz w następny?
Chyba nie. Nie należę do tego rodzaju mężczyzn, którzy łatwo wchodzą w przelotne przygody. Nauczyłem się cierpliwości. Czekam więc cierpliwie, co przyniesie mi czas. Utrzymuję kontakty z ludźmi. Muszę rozmawiać z kimś bliskim, wymieniać poglądy. Z kimś mądrym.

– A niekoniecznie pięknym?
Wiesz, przestałem w ten sposób oceniać i klasyfikować. Tego też nauczyłem się, będąc z Agatą. W tej chwili są osoby, które akceptuję, albo takie, których nigdy nie zaakceptuję. Nie bawię się w rozdrabnianie. Że ktoś ma krzywy paznokieć, więc to go u mnie przekreśla.

– Agata jest ludziom życzliwa.
I otwarta. Nauczyłem się przy niej nie pracować nad zmienianiem kogoś. A jeśli uda mi się zmienić stosunek tego człowieka do mnie, to wszystko jest w porządku. Ja mogę być tylko katalizatorem.

– Nie jesteś już gdzieś w środku małym chłopcem?
Nie jestem chłopcem, który się obraża. Może tylko niezbyt wyraźnie dawałem sygnały, że coś jest nie tak, a może ginęły one w natłoku różnych spraw. Wszedłem w życie Agaty, nie wiedząc, że niektórych rzeczy nie mam prawa zmieniać. Dowiedziałem się. Wyszedłem więc…

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Krzysztof Opaliński
Stylizacja Jola Czaja
Produkcja Elżbieta Czaja

Podziękowania dla HOTELU RIALTO, www.hotelrialto.pl za pomoc w realizacji sesji.

Redakcja poleca

REKLAMA