Iza Kuna - zaradna Lejdi

Malowała ściany, była pogodynką i sprowadzała zapalniczki. Teraz aktorka Iza Kuna chce zostać reżyserką!
/ 02.04.2008 15:08
Ma opinię upartej i ambitnej aktorki. Prywatnie jest mamą 11-letniej Nadii zakochaną w lekarzu, który pisze sztuki.

Rola Gośki w „Lejdis” była napisana specjalnie dla pani?
– Dostałam tę rolę w wyniku castingu, niestety. Mówię niestety, bo bardzo nie lubię castingów. Zazwyczaj źle na nich wypadam.

Pracowała pani wcześniej z Anną Dereszowską, Magdą Różczką i Edytą Olszówką?
– Z Anią Dereszowską spotkałam się w „Tangu z aniołem”, z Edytą studiowałam w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Nie znałam tylko Magdy, ale bardzo mi się podobała. Przed rozpoczęciem zdjęć do „Lejdis” spotkałyśmy się na castingu.

Grywa pani w ambitnych i trudnych aktorsko filmach debiutantów i teatrach telewizji. Czy komediową rolę Gośki przyjęła pani bez wahania?
– Nie pisze się w tym kraju ciekawych ról dla kobiet, dlatego to imponujące, że w jednym filmie są cztery świetne postaci kobiece.  Na to, że zdecydowałam się zagrać w „Lejdis”, miała też wpływ moja długoletnia znajomość i zaufanie, jakim darzę twórców filmu – Tomka Koneckiego i Andrzeja Saramonowicza.

Czy słuchałyście reżysera na planie? Trudno mu było zapanować nad czterema temperamentnymi kobietami, z których dwie – Anna Dereszowska i Magda Różczka – spodziewają się dziecka?
– Reżyser był bardzo konsekwentny i konkretny. Rzadko któraś z nas próbowała dyskutować, narzucać własne zdanie co do tego, jak zagrać. Poza tym miałyśmy mało wspólnych scen i okazji do wygłupów... Ale muszę przyznać, że i takie się zdarzały.

Patrząc na to, ile grane przez was bohaterki wypijają wina, to nie wątpię. Czy to był prawdziwy alkohol?
– Producenci nie pozwolili mi o tym mówić (śmiech).

Rola w „Lejdis” to pani debiut w komedii?
– To przede wszystkim moja pierwsza główna rola w filmie fabularnym. Do tej pory w kinie pojawiałam się w rolach mniejszych, często wręcz epizodycznych. Z Andrzejem Saramonowiczem i Tomaszem Koneckim pracowałam już m.in. przy filmie „Ciało”.

Widzowie pamięta panią z „Klanu”, w którym grała pani śmiertelnie chorą mamę Macieja, adoptowanego przez serialowe małżeństwo, Grażynkę i Rysia Lubiczów.
– To było 10 lat temu i miałam pojawić się w tym serialu tylko na chwilę. Tymczasem scenarzyści rozwinęli mój wątek. Wtedy właśnie poznałam Ilonę Łepkowską, u której teraz gram w serialu „Barwy szczęścia”.



Twoja ulubiona polska komedia?



Są aktorzy, którzy nawet w krytycznej sytuacji nie wezmą serialowej roli.
– To jest po prostu moja praca, jej kolejny wycinek. Staram się to robić jak najlepiej. Poza tym, to nie jest jedyne zajęcie. Pracuję w czterech warszawskich teatrach. Niemal równolegle z „Lejdis” robiłam film z Małgorzatą Szumowską. Często grywam u debiutantów. Wystąpiłam już chyba niemal w 50 filmach realizowanych w szkole reżyserii Andrzeja Wajdy i łódzkiej Filmówce.

W swoim rodzinnym Tomaszowie Mazowieckim chodziła pani do jednego liceum z Radosławem Pazurą. Razem występowaliście podczas konkursów recytatorskich?
– Skończyliśmy tę samą szkołę. Radek był rok starszy ode mnie. Języka polskiego uczyła nas ta sama nauczycielka, Teresa Głowacka. I to, kim teraz jestem i czym się zajmuję, to też jej zasługa.

Bohaterka, którą pani gra, to kobieta sukcesu: dobrze zarabia, świetnie wygląda i żyje w luksusie. Czy prywatnie jest pani tak zaradna jak Gośka?
– Staram się. Sprzątałam i malowałam ściany w Norwegii, jak byłam studentką. Kiedy byłam już aktorką, a nie miałam pieniędzy, pracowałam dla francuskiej firmy i sprowadzałam na rynek golarki, zapalniczki i kredki. Prowadziłam prognozę pogody w telewizji, przeprowadzałam wywiady z gwiazdami naszego ekranu. Mam nadzieję, że tak jak Gośka, robiłam to luksusowo. Teraz zamiast w 50 metrach kwadratowych mieszkam w 70 metrach kwadratowych. W związku z tym luksusowo zwiększyłam swój kredyt.

Od 15 lat mieszka pani w Warszawie. Pożegnała się pani z Tomaszowem na dobre?
– Nie. Bywam tam często. W Tomaszowie mieszka moja mama i mój bardzo dobry przyjaciel, Przemek Stachurski. Lubię też bywać w Łodzi, gdzie studiowałam.

Napisała pani scenariusz filmu, który zamierza wyreżyserować?
– Bardzo chciałabym stanąć po drugiej stronie kamery. Jako reżyser. Napisałam już dwa scenariusze: jeden – filmu sensacyjnego, wspólnie z moim kolegą – został nawet nagrodzony. Natomiast drugi scenariusz, który chcę realizować, napisałam sama. Mam już aktorów, wymarzonego operatora, scenografa, wiem, jakie będą kostiumy. Niedługo spotykam się na ostateczne rozmowy. Wierzę, że się uda.

Co o tak zapracowanej mamie myśli pani 11-letnia córka Nadia?
– Musi pan ją zapytać. Jestem przede wszystkim jej matką. I nawet przy bardzo dużej ilości pracy, dla niej mam zawsze czas. Bywa, że zabieram ją na próby do teatru, kiedy nie chcę, aby była sama. Ale staram się tego unikać.

Mężczyźni to dranie – mówi w jednej ze scen „Lejdis” do niedoszłego ojca swojego dziecka (w tej roli Piotr Adamczyk – przyp. red.) filmowa Gośka. Czy prywatnie może to pani powtórzyć?
– Nie. A skąd (śmiech)! Choć zdarzało mi się mówić o facetach znacznie gorzej.
           
Maciej Kędziak / Party



Twoja ulubiona polska komedia?


 

Redakcja poleca

REKLAMA