Przerwana kariera
Na jej punkcie Polska oszalała po raz pierwszy 11 lat temu. Zespół Brathanki, którego Halina była wokalistką, świetnie wyczuł modę na muzykę folkową i błyskawicznie wdarł się do grona najpopularniejszych kapel w Polsce. Piosenka „Czerwone korale” stała się jednym z największych hitów dekady, a zespół dawał tyle koncertów, że przez trzy lata nie miał ani jednego wolnego weekendu. I nagle w 2003 roku wszystkich zaskoczyła wiadomość, że Halina rozstaje się z Brathankami. Ona sama pytana o powód nie kryła żalu: „Nie odeszłam z własnej woli. Dotarły do mnie informacje, że Brathanki planują wydanie najnowszej płyty z nową wokalistką. Byłam w szoku, przecież ja już nagrałam z nimi te piosenki. A oni chcą mnie wykasować!”, zwierzyła się w jednym z wywiadów. Choć nie mówiła tego wprost, nie było tajemnicą, że zespół zrezygnował z niej, bo zaszła w ciążę. I choć tuż po rozstaniu z Brathankami Mlynkowa zapowiedziała, że chce szybko nagrać solową płytę, to jej kariera muzyczna utknęła w miejscu. Wciąż pojawiała się w mediach, ale już w innym kontekście – jako żona aktora Łukasza Nowickiego.
Ich miłość wybuchła nagle. Małżeństwem zostali po zaledwie dziewięciu miesiącach znajomości. Wkrótce urodził im się syn. „Tak mało się znaliśmy, mogło nam się nie udać. Ale mieliśmy przekonanie, że chcemy ze sobą być”, mówiła w jednym z wywiadów Halina. Ich wspólną pasją była muzyka i egzotyczne podróże. Łukasz, który zajmował się w życiu różnymi rzeczami – był aktorem, reżyserem, autorem tekstów piosenek – odnalazł w Halinie pokrewną duszę.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
„Kocham, jak śpiewa. Jestem w luksusowej sytuacji. Wracam do domu, a tu moja prywatna Céline Dion, Diana Krall siedzi przy fortepianie i śpiewa dla mnie kołysankę”, mówił. Gdy Halina była u szczytu sławy, on był niemal nieznany. Potem role się odwróciły – ona zniknęła, a Łukasz coraz więcej grał w teatrze, a dwa lata temu znalazł swoje miejsce w telewizji. Prowadzi „Pytanie na śniadanie”, a od niedawna także „Postaw na milion”. Dziś oboje są na fali.
Przeboje do szuflady
Kiedy Halina robiła sobie przerwę, nie sądziła, że czas będzie płynął tak szybko. Najpierw musiała odłożyć plany solowej kariery, bo urodził się Piotruś. Po roku weszła wreszcie do studia nagrań, ale... wszystko, co nagrała, nie podobało jej się. Mijały kolejne lata, a ona wciąż szukała pomysłu na siebie. Cały czas pracowała. Codziennie wychodziła do studia. Sama siebie dyscyplinowała. Dwa lata temu przyznała się nawet: „Mam w domu dziesiątki nagranych piosenek, których nie wydałam. Łukasz mi często powtarza, że jak się nie wezmę w garść, to bez mojej zgody wszystko wyda sam”. Aż wreszcie na jej drodze pojawił się Robert Amirian, kompozytor, producent, autor dawnych przebojów Kasi Kowalskiej i Anny Marii Jopek. W maju ukaże się pierwszy singiel nowej Haliny „Kobieta z moich snów”. – Robert nie próbował mnie wtłoczyć na siłę w repertuar, jakiego nie czuję, ale słuchał, co mówię. Spośród wszystkich osób, z którymi współpracowałam, on poczuł, o co mi chodzi. Drugą taką osobą jest Jacek Królik, z którym kiedyś byliśmy razem w Brathankach – mówi „Party” Halina. Czy jej nowa płyta będzie w folkowym klimacie jak dawne Brathanki? – Troszeczkę. Sięgam po brzmienia instrumentów z Afryki i Indii. Jestem zafascynowana tymi kierunkami świata. Będzie to jednak fuzja brzmień etnicznych z nowoczesnymi – tłumaczy.
Sukcesy, jakie odnosi w „Bitwie na głosy”, sprawiły, że nabrała wiatru w żagle. Poza występem w programie intensywnie pracuje nad swoim albumem. Premiera tuż po wakacjach. Halina czuje, że znów jest gotowa na sukces. A jaka jest kobieta z jej snów, o której śpiewa na nowym singlu? – To kobieta, która obudziła się z letargu. Uwolniła się od oczekiwań innych ludzi wobec niej i walczy o to, kim chce być naprawdę. To wspaniałe, że kobiety prą dziś tak bardzo do przodu, ale nie wszystkie musimy to robić. Pozwólmy sobie czasem na pomylenie prawej strony z lewą. To żaden obciach wybrać siedzenie w domu z dziećmi, a nie karierę – mówi Halina. I wie, co mówi, bo sama była już i gwiazdą, i gospodynią domową na przedłużającym się urlopie macierzyńskim. Gdy przed dwoma laty po raz pierwszy zaproponowano jej udział w „Bitwie na głosy”, była gotowa w nim wystąpić. Nie tylko dlatego, że podobał jej się sam pomysł show. Jej synek skończył wtedy już pięć lat i wiedziała, że może już bez wyrzutów sumienia przyjąć tę propozycję i wrócić do pracy. – Dzięki temu, że byłam z Piotrusiem tyle lat w domu, on czuje się bezpieczny. Nie rozpacza, gdy teraz tak często wyjeżdżam – przyznaje Halina.
Coraz bliżej finału
Trzy dni w Cieszynie, cztery w Warszawie. Szalone tempo. I ogromna satysfakcja. Halina wpadła w „kocioł”, jaki pamięta z najlepszych czasów Brathanków. I jest szczęśliwa. – Robię to, co kocham – wyznaje „Party”. Jej chór w „Bitwie na głosy” był cztery razy z rzędu na pierwszym miejscu. W czym tkwi tajemnica ich sukcesu? – Żadnych półśrodków, tylko ciężka praca – odpowiada Halina. Ale to nie wszystko. Widać, że cieszynianie autentycznie się polubili, a ona troszczy się o swoich podopiecznych jak o własne dzieci. Nikt z nich się nie wywyższa, nie gra na siebie. To ich zgranie przekłada się na jakość występów i widzowie to doceniają. – Oni za każdym razem mówią mi: „Ty naprawdę jesteś z nami”, widzą, że to ich chcę pokazać – przyznaje Halina. Osoby z produkcji show potwierdzają, że ten chór jest jednym z najbardziej zgranych. Wszyscy uczestnicy „Bitwy na głosy” walczą o swoją szansę. Już wygrali popularność. Ci, którzy zwyciężą w finale, otrzymają nagrodę pieniężną, którą zgodnie z ideą programu przeznaczą na cel charytatywny. Halina w trakcie programu dowiedziała się, że jedna z osób w jej chórze jest chora na stwardnienie rozsiane. Nie wahała się ani sekundy. Jeśli to jej zespół wygra w finale 100 tysięcy złotych, będą chcieli pomóc chorym na SM. – Do udziału w programie przekonało mnie właśnie to, że w przypadku wygranej możemy komuś pomóc – mówi Halina. Piosenkarka od lat angażuje się w akcje społeczne i charytatywne. Śpiewała piosenki dla Fundacji „Nie jesteś sam” i Fundacji Polsat, brała udział w koncertach Fundacji Anny Dymnej „Mimo wszystko”, od trzech lat jest ambasadorką programu „Zdążyć przed rakiem szyjki macicy”, pomagała też spełniać dziecięce marzenia podopiecznych Fundacji „Nasze dzieci” Ewy Gorzelak.
Podwójny sukces
Teraz w programie „Bitwa na głosy” Halina odkryła w sobie kolejne powołanie – pedagogiczne. – Moja mama mówiła, że już jako dziecko miałam talent do dyrygowania innymi. Zawsze wymyślałam dzieciom zabawy i dbałam, abyśmy na podwórku byli zgranym zespołem. Czeskich sąsiadów uczyłam polskich wierszyków – śmieje się Halina. Pytana o to, czy patrząc na talenty, które sama wybrała do programu, nie obawia się, że wychowuje sobie konkurencję, stanowczo zaprzecza. – Nie patrzę na nich w tych kategoriach. Na scenie jest dużo miejsca dla nas wszystkich. Poza tym talent to tylko 10 procent sukcesu. Cała reszta to ciężka praca – mówi.
Ona sama będzie jej teraz miała sporo. Bo udział w telewizyjnym show, dzięki któremu po bardzo długiej przerwie wróciła na estradę, to dla niej dopiero rozgrzewka. Po premierze swojej solowej płyty chce rozkręcić się na dobre! Tym razem nie zamierza czekać kolejnych siedmiu lat na nową szansę.
Sylwia Borowska / Party