Ewa Chodakowska w sukni ślubnej w "Vivie!". Ewa Chodakowska w Vivie

Ewa Chodakowska w sukni ślubnej w "Vivie!". Ewa Chodakowska w Vivie
Jak wyglądały zaręczyny najpopularniejszej polskiej trenerki?
/ 26.09.2013 09:57
Ewa Chodakowska w sukni ślubnej w "Vivie!". Ewa Chodakowska w Vivie

Nie, nigdy jako mała dziewczynka nie wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądać mój ślub. Nie reżyserowałam w głowie obrazków: idealnej sukni, ceremonii, przyjęcia ani nawet pana młodego. Nie rozumiem hucznych wesel i zapraszania ludzi, których zna się jedynie z opowiadań rodziny, bo tak wypada. Ten dzień powinien być spędzony z tymi, którzy szczerze cieszą się naszym szczęściem. Często, patrząc na młode pary, odnoszę wrażenie, że w pogoni za tym jedynym dniem w życiu zatracają gdzieś jego całą magię. Przecież tutaj chodzi przede wszystkim o dwoje ludzi, którzy decydują się rozpocząć wspólną drogę.

W jakich okolicznościach zaręczyliśmy się z Lefterisem? To było kilka miesięcy temu, kiedy polecieliśmy do Aten złapać trochę oddechu. Zakładaliśmy, że przez następnych kilka dni nic nie będziemy robić. Jednak w pierwszą noc Lefteris oświadczył mi się i tak nasze krótkie wakacje przeobraziły się w huczne świętowanie zaręczyn z rodziną i przyjaciółmi. Po powrocie, w kwietniu, umówiłam się na spotkanie z organizatorką wesel, licząc na to, że pomoże nam przygotować to „wielkie” wydarzenie. Nie miałam jasno sprecyzowanych oczekiwań, a pytając narzeczonego o zdanie, usłyszałam: „Kochanie, ufam ci”. Wstępnie wyznaczyłam termin na wrzesień.

Po spotkaniu dostałam od organizatorki maila zawierającego dziesiątki pytań. Nie potrafiłam odpowiedzieć na wiele z nich, więc zamknęłam laptopa i pomyślałam: To zajmie mi wieki. Ten dzień powinien być magiczny, ale nie dam się mu zwariować. Przekładam ślub na przyszły rok. Z perspektywy czasu widzę teraz, że trzeba uważać na własne życzenia, bo mogą się spełnić. Pierwotny plan zakładał ślub we wrześniu. I oto proszę, jest wrzesień, a ja jestem już po ślubie.
 

Zobacz także:




Prezent dla Beaty

Skąd ten nieoczekiwany zwrot wydarzeń? W maju dostałam wstrząsającą wiadomość. Na Beatę Jałochę, fizjoterapeutkę, którą poznałam na jednym ze swoich warsztatów, spadł samobójca, połamał ją całą i przerwał jej rdzeń kręgowy. Dziewczyna od tego momentu znalazła się na miejscu swoich pacjentów. Narzeczony Beaty zgłosił się do mnie z prośbą o pomoc i zaproponował założenie fundacji mojego imienia na rzecz Beaty. Zareagowałam natychmiast. Udostępniłam na moim profilu na Facebooku tragiczną historię Beaty, licząc na wsparcie ludzi. W ciągu kilku dni znaleźliśmy fundację, która zgodziła się założyć dla niej subkonto. Podałam ten numer i, patrząc na zaangażowanie ludzi, uwierzyłam, że z takim wsparciem Beata stanie na nogi. Łańcuszek „podaj dalej” zadziałał szybko. Liczba osób, które przyłączały się, rosła z każdym dniem. Następnym krokiem było założenie fundacji mojego imienia.

Wykluczyłam jednak siebie jako członka zarządu, bo to wymaga wysiłku i zobowiązań, których w obecnej chwili nie mogę się podjąć. Jeśli jednak wykorzystanie mojego imienia miałoby pomóc Beacie, to ze szczerego serca oddaję je fundacji na własność. W lipcu otrzymałam od Joasi Przetakiewicz propozycję: „Czy nie chciałabyś ogłosić otwarcia swojej fundacji na pokazie La Manii? Możemy zlicytować wszystkie suknie i przeznaczyć pieniądze dla Beaty. Chciałabym, żebyś wzięła w nim udział i założyła suknię panny młodej”. Pomyślałam, że to może być piękna inicjatywa, ale sprawdzi się tylko wtedy, gdy będzie prawdziwa. Kiedy spojrzałam na swojego jeszcze wtedy narzeczonego, zobaczyłam uśmiech w jego oczach. I tak postanowiliśmy wziąć ślub natychmiast! W ramach prezentu poprosiłam wszystkich o przeznaczenie symbolicznej złotówki na rzecz Beaty.

Cały tekst na temat kościelnego ślubu Ewy Chodakowskiej przeczytacie w najnowszej "Vivie!" (20/2013).
 

Zobacz także:

 

Redakcja poleca

REKLAMA