Elżbieta Zapendowska: Do głaskania się nie nadaję

Elżbieta Zapendowska fot. AKPA
Nauczycielka od emisji głosu, która wyszkoliła wiele gwiazd. Dziś… sama jest gwiazdą. Jej ciętych uwag możemy słuchać w programie „Must be the music”.
/ 01.02.2012 06:32
Elżbieta Zapendowska fot. AKPA
- Robi pani postanowienia noworoczne?
Elżbieta Zapendowska:
Na ogół nie. Cieszę się, że zaczyna się nowy rok, jeszcze bez błędów
i potknięć, czysta karta, ale to tyle.

- A marzenia? Nie wypowiada ich pani w sylwestrową noc?
Elżbieta Zapendowska:
Moje wielkie marzenie się spełniło: kupiłam dom na wsi, cieszę się nim jak dziecko. Uwielbiam do niego wracać, grzebać w ziemi, wyrywać chwasty.

- Zna się pani na tym?
Elżbieta Zapendowska:
W życiu nie zajmowałam się ogrodem, dopiero uczę się odróżniać rośliny od chwastów (śmiech). Zdarza mi się wyrywać rośliny, a chwasty hodować. I zwykle mi to nie przeszkadza. Poprzednia właścicielka, która ten piękny ogród stworzyła, czasem mnie odwiedza
i załamuje ręce: „Boże, coś ty tu znowu zrobiła!”  

- Zna pani sąsiadów?
Elżbieta Zapendowska:
Najbliższych. Choć to maleńka wieś, 40 kilometrów od Warszawy, zaledwie 20 chałup, sklepu nawet nie ma. Mam hektar ziemi, ale jej nie uprawiam pasą się tam krowy sąsiadów. Cisza, spokój, tu krowa zamuczy, tam rano kogut zapieje. Wieczorem lubię napalić w kominku, ciepło, cicho, dobrze.

- Jak nie pędzi pani do Warszawy, to co pani robi?
Elżbieta Zapendowska:
Wstaję, robię obchód razem z moimi dzikimi kotami, które chodzą za mną krok w krok. Jeden to Krzysiek, bo jest podobny do mojego brata, drugi – Spółdzielnia. Kiedy wracamy, daję im jeść, a potem dopiero robię sobie śniadanie i siadam do komputera. Muszę sprawdzić pocztę, dowiedzieć się, co się wydarzyło na świecie. Z komputera korzystam zresztą także w nocy. Uwielbiam grać w brydża z internautami.

- A co na to pani partner?
Elżbieta Zapendowska:
Taki sam jest. Razem siedzimy do rana. Tylko ja robię co innego, a Andrzej co innego. Czasem wspólnie jedziemy na ryby. Kiedyś lubiłam łowić sama, ale dziś mam coraz słabszy wzrok i zwyczajnie potrzebuję kogoś, kto mi powie, że ryba na spławik się złapała (śmiech).

- Jesteście razem kawał czasu. To już dwadzieścia osiem lat. Andrzej jest chyba 20 lat od pani młodszy. Jak się wam udało stworzyć tak fajny związek?
Elżbieta Zapendowska:
Nie wiem, na to chyba nie ma sposobu. Po prostu, on jest świrnięty, ja jestem świrnięta.

- Dzielicie się obowiązkami?
Elżbieta Zapendowska:
Ja nie sprzątam, przez mój słaby wzrok, w ogóle mi bałagan nie przeszkadza. Ale za to lubię gotować, pogrzebać w ogródku.

- Jest pani dość wybredna w przyjmowaniu propozycji zawodowych. A jednak na „Must be the music” się pani zgodziła.
Elżbieta Zapendowska:
Bo to jest bardzo dobry, mądry program. Do nas zgłaszają się nie tylko odtwórcy, ale i twórcy. Uczestnicy mogą zaśpiewać własne utwory i to jest siła tego programu, bo oprócz warsztatu, można pokazać kreatywność. Kariery nie da się zrobić na coverach. Poza tym w jury „Must be the music” są tylko ludzie związani z muzyką.

- Co jest ważne w ocenie?
Elżbieta Zapendowska:
Wszystko. Ocena zależy od tego, jak wokalista się zachowuje, jak wygląda, co gada, jak śpiewa, jaki jest tekst i muzyka.

- Jak pani trafiła do telewizji?
Elżbieta Zapendowska:
Przez wiele lat prowadziłam w Opolu szkołę piosenkarską –Studio Piosenki. Przewinęło się przez nią wiele znanych dziś osób, jak choćby Edyta Górniak, czy dawny skład Budki Suflera. Pewnego dnia producent „Metra” Wiktor Kubiak zapytał, czy nie chciałabym z nim pracować. Miałam wtedy czterdzieści parę lat, niby nie czas na życiowe zmiany, ale „Metro” było wydarzeniem na skalę europejską. W tydzień spakowałam manele i przyleciałam do Warszawy. Byłam już wtedy po rozwodzie, tylko z córką. Dziś uważam, że to było najlepsze posunięcie w życiu.

Czy Elżbieta Zapendowska zawsze mówi to, co naprawdę myśli? Czytaj dalej...


- Myślała pani, że kiedyś wyrwie się z opolskiego domu kultury i zrobi taką karierę?
Elżbieta Zapendowska:
W domu kultury dali mi trochę do wiwatu. Byłam obiektem żartów, śmiali się ze mnie, że powinnam do swego pokoju wstawić łóżko, bo i tak stamtąd prawie nie wychodzę. A ja tylko miałam pomysły, chciałam coś fajnego zrobić. Dziś, kiedy przyjeżdżam, inaczej mnie traktują. „O, udało ci się! Zrobiłaś karierę!” – powiedziała pewnego razu dawna koleżanka z pracy. „A tak, głupia pindo! Gdybyś pracowała tak jak ja i nie śmiała się ze mnie, to może też by ci się udało” – pomyślałam.

- Później Polsat zaproponował pani jurorowanie w „Idolu”…
Elżbieta Zapendowska:
To nie była łatwa decyzja. Polsat był wtedy słabą telewizją, którą kojarzyłam wyłącznie z disco polo. Choć były i takie perełki jak talk show Mariusza Szczygła. Dopiero gdy zobaczyłam odcinki londyńskiej emisji „Idola” pomyślałam, że to program dla mnie. Bo tam trzeba było biczykiem, a ja taka jestem,. Do głaskania  się nie nadaję.

- No właśnie, zawsze mówi pani szczerze to, co myśli?
Elżbieta Zapendowska:
Nie w każdej sytuacji szczerość popłaca, ale ja inaczej nie potrafię. To mój sposób na życie.

- Rodzice nie mieli z panią lekko?
Elżbieta Zapendowska:
Mama nachodziła się do szkoły, wciąż była wzywana.

- Czym zajmowali się zawodowo?
Elżbieta Zapendowska:
Ojciec był prawnikiem, a matka miała małą maturę przedwojenną i była „przy mężu”. Zajmowała się domem, nami. Gdy wracałam ze szkoły, zawsze gorący obiad czekał na stole. Dobry, bezpieczny, szczęśliwy dom, w którym ojciec cieszył się wielkim autorytetem.

- Czego panią nauczył?
Elżbieta Zapendowska: Był bardzo sprawny intelektualnie. Miał wiele pasji. Choć był prawnikiem, interesował się matematyką, fizyką, chemią. Opowiadał fantastyczne rzeczy o świecie. Kochaliśmy go za te mądrości. Nauczył mnie uczciwości. Sam był przesadnie uczciwy. Pamiętam, jak na ulicy znalazł 50 złotych. Chodził i pytał wszystkich, czy nie zgubili. Ustawił mi hierarchię wartości, która obowiązuje do dzisiaj: solidność, uczciwość, prawda, sprawiedliwość.

- Oprócz  Edyty Górniak uczyły się u pani  takie gwiazdy jak np. Doda. Czy można powiedzieć, że zawdzięczają pani karierę?
Elżbieta Zapendowska:
Zawsze protestuję, gdy słyszę, że ułatwiłam komuś karierę. Nie, byłam tylko malutkim elemencikiem w jego życiu. Uważam, że to obowiązek nauczyciela pomagać uczniowi. Nie czuję się matką niczyjego sukcesu. Ani ojcem.

Ewa Gonczar / Pani domu

Redakcja poleca

REKLAMA