Aktor w zimną kwietniową noc całuje się na Krakowskim Przedmieściu z dwoma dziewczynami tak namiętnie, że w pewnym momencie… lądują na chodniku. Wokół splątanego w uściskach tria ujada pies. Tydzień wcześniej ukazały się inne zdjęcia: Andrzej Chyra siusia w metrze. Od jakiegoś czasu aktor jest na celowniku fotografów. Mało widoczny za dnia, wyraźnie ożywia się po zmroku. Jak donosiła w czerwcu tego roku „Rewia”, aktor zasłabł przed spektaklem teatralnym z powodu przemęczenia organizmu. Podobno po kilkudniowej libacji. Przed wyjściem na scenę podano mu kroplówkę z glukozy i innych mikroelementów. „On po prostu nie trzeźwieje! Kiedy ktoś rzuci mu uwagę, iż mógłby przystopować, ripostuje, że ma taką ideę, żeby zapić się na śmierć”, mówi jeden z jego kolegów. Alkohol często pojawia się przy nazwisku Chyry. Czy miał też wpływ na jego karierę?
Napój dla artysty
Kiedy 10 lat temu zabłysnął w „Długu”, wszyscy zastanawiali się: skąd wziął się ten Chyra? Jako aktor do tej pory nie istniał. Pytany o to, jak wszedł do obsady filmu, wyjaśnił: „Piliśmy z Krzysztofem Krauze (reżyser filmu – przyp. red.) koniak i w desperacji, bo nie miał nikogo innego, zaproponował mi rolę Gerarda”. Za jeden ze swoich najciekawszych w karierze filmów Chyra uważa „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” Marka Koterskiego, w którym zagrał 33-letniego Adasia Miauczyńskiego, polskiego inteligenta, uciekającego przed prozą życia w alkohol.
Andrzej Chyra z wykształcenia jest również reżyserem. Tuż po obronie dyplomu wystawił sztukę „Z dziejów alkoholizmu w Polsce”. W liceum w Lubinie, jako uczeń klasy matematyczno-fizyczno-chemicznej, w ramach eksperymentu zrobił… wino. Na pytanie internautów: „Czy miał Pan problemy z alkoholem?”, Chyra odpowiada: „Nie, same przyjemności”. W jednym z wywiadów przyznał wręcz, że w alkoholu szuka inspiracji. Większość z pomysłów okazuje się jednak potem bezużyteczna, ale jeden na dziesięć się przydaje. Takie wyznanie dobrze wpisuje się w wizerunek wolnego duchem artysty, a nie celebryty. Bo celebrytami Chyra gardzi. Jako aktor od seriali zdecydowanie bardziej woli awangardowy teatr. Jest gwiazdą głośnych spektakli Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego. Aktor w wolnych chwilach słucha muzyki klasycznej i jazzu, czyta filozoficzne książki, a w wywiadach wymownie milczy albo ripostuje, pozując na kpiarza. „Pan czasami bywa szalony?”, pyta Najsztub. „Chyba nie na tyle, żebym się mógł przechwalać…”, odpowiada Chyra. Ktoś taki nie mógłby się zapijać, może się jedynie odurzać.
Ala w kalesonach
Wychował się w przeciętnym domu na Dolnym Śląsku. Andrzej Chyra pierwsze trzy lata spędził u babci, bo rodzice jeszcze studiowali. Babcia była krawcową, a dziadek – stolarzem. „Wizyty w kościele i zapach poziomek to są moje drzwi do świata dzieciństwa”, wspomina aktor. Kiedy rodzice wrócili ze studiów, zamieszkali z małym synem w Złotoryi, gdzie pracowali w kopalni miedzi. Kiedy Andrzej skończył 10 lat, przenieśli się do Polkowic. Już jako mały chłopiec Chyra nie chciał należeć do żadnej podwórkowej bandy. Jest urodzonym outsiderem. W szkole podstawowej miał tylko dwóch kolegów. Dzieci z klasy przezywały go „gruba Ala w kalesonach”. Był wzorowym uczniem, z wyjątkiem ocen ze sprawowania. Ciągle go nosiło. Na przykład w liceum potrafił leżeć na środku jezdni w Polkowicach. Tata chciał, żeby tak jak on został w przyszłości inżynierem. Po maturze Andrzej składał nawet papiery na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Jednak w ostatniej chwili zmienił plany. Tuż przed maturą Chyra przyjechał do Warszawy i po raz pierwszy w życiu poszedł do teatru. Obejrzany wówczas spektakl Jerzego Grzegorzewskiego „Parawany” wywarł na nim tak wielkie wrażenie, że postanowił zostać aktorem.
Jak kameleon
„Stary, masz twarz jak kozia dupa!”, powiedział do niego na studiach Tadeusz Łomnicki. Chyra w szkole teatralnej był ulubieńcem profesora. Za jego namową poszedł potem na reżyserię. Ci, którzy znają Chyrę sprzed lat, mówią, że zanim został znanym aktorem, był człowiekiem skromnym i niesamowicie życzliwym. Zawsze uśmiechnięty, oddany w potrzebie, wiódł spokojne i ustabilizowane życie u boku swojej pierwszej i jak do tej pory jedynej żony Marty Kownackiej. W tym związku ona zarabiała pieniądze jako specjalistka od public relations, on mógł być artystą. Jednak Chyra po studiach mało grywał, a jeśli już, to raczej epizody. Reżyserował za to w telewizji jeden z pierwszych programów typu talk-show „Wieczór z Alicją”. Na swoją szansę musiał czekać aż 12 lat. „Dług”, który w 1999 roku przyniósł mu popularność, wywrócił też do góry nogami jego życie. Aktor zaczął być rozchwytywany przez reżyserów, odkrył uroki życia towarzyskiego i... rozwiódł się. „W pewnym momencie poczułem, że coś mnie uwiera. Być może narastał we mnie coraz większy chaos. Nagle ten niepokój stał się męczący. I starałem się go uspokoić jakimś alkoholem, jakąś trawką”, zwierzał się miesięcznikowi „Pani”.
Poza mnóstwem interesujących propozycji zawodowych stanął w tym samym czasie przed jeszcze większym wyzwaniem: związkiem z femme fatale Magdaleną Cielecką. Poznali się podczas prób w teatrze Rozmaitości. Ta miłość wybuchła gwałtownie. Chyra i Cielecka byli nierozłączni. Razem pracowali, oglądali te same filmy, czytali te same książki, a wieczorami jeździli rowerami po Warszawie. Trzymali się za ręce tak mocno, jakby się bali, że jeśli któreś rozluźni więzy, trudno będzie je ponownie scalić. Duet Cielecka i Chyra był ozdobą wielu przyjęć, premier oraz pokazów mody. Aktor zmienił również krąg znajomych. „Szczerze mówiąc, tęsknię za Andrzejem uważnym, delikatnym, pogodnym i mającym czas”, mówiła Joanna Kos-Krauze, przyjaciółka aktora z czasów, kiedy „nie bał się drugiego szeregu”.
Rok 2006 był rokiem Andrzeja Chyry w polskim kinie. Zagrał wówczas w czterech różnych filmach, w tym główną rolę w „Komorniku” Feliksa Falka obsypanym nagrodami na festiwalu w Gdyni. Z Magdaleną Cielecką wystąpił w ekranizacji kultowej powieści Janusza L.Wiśniewskiego „Samotność w sieci”. Na ekranie płonęli z pożądania, na spotkaniach z prasą byli już bardziej zdystansowani. Ich związek przeżywał kryzys, ale znani z tego, że nigdy nie dzielą się z obcymi swoją prywatnością, mylili tropy. W następnych miesiącach schodzili się i rozstawali jeszcze kilkakrotnie. Od kiedy jednak u boku aktorki na stałe zaczął się pojawiać w zeszłym roku Łukasz Garlicki, nikt już nie miał wątpliwości, że Chyra jest sam.
Mroczny uwodziciel
Z rozpadu tego związku ucieszyły się na pewno wielbicielki Andrzeja Chyry. Polki dostrzegły w tym niskim, lekko łysiejącym blondynie amanta. Co ciekawe, Andrzej Chyra stał się nim za sprawą ról odrażających mężczyzn. Po „Długu” zagrał przecież cynicznego komornika. Chyra pociąga kobiety czymś nieodgadnionym. Milczenie i zagadkowy uśmiech są jego znakiem szczególnym, nie tylko na ekranie. Człowiek widzi w nim przede wszystkim to, co chce zobaczyć. To typ raczej nieuchwytny. Mówi się, że to mogło być powodem definitywnego rozstania z Cielecką. Aktor unikał deklaracji: „Nie jestem kimś, kto by tego wymagał i też generalnie wolę, żeby ode mnie nie wymagano takich ostatecznych…”, mówi w jednym z wywiadów. Trzy lata temu zapewniał, że na założenie rodziny ma jeszcze czas, bo jego dziadkowi pierwsze dziecko urodziło się, gdy miał 48 lat. Andrzej Chyra ma dziś 45 i prawdopodobnie zmierza w niewiadomym kierunku.
Przed nim również kolejny duży sprawdzian aktorski: premiery czterech nowych filmów. Czy Chyrze uda się powtórzyć sukces z 2006 roku? Reżyserzy mówią, że ze swoją charyzmą Chyra zasługuje na Oscara. Sukces na pewno poprawiłby mu nastrój. Jego ostatnie wybryki mają podobno związek z poczuciem pustki, również po rozstaniu z Cielecką. Andrzej Chyra powiedział kiedyś: „Czasem tęsknię za okresem, kiedy żyłem troszkę w cieniu i mogłem pozwalać sobie na różne głupie wybryki i bez strachu, że zostanę przyłapany na czymś jako osoba publiczna, na którą zwraca się uwagę”. Swoją anonimowość utracił wraz z sukcesami. Ale czy ostatnio ich brak nie powoduje przypadkiem, że aktor czuje się jeszcze bardziej zagubiony?
Sylwia Borowska / Party