Uwielbia czuć się kobieco. Dlatego na wszystkie oficjalne okazje zakłada szpilki. Tylko one pasują do specjalnych protez, które Aimee przywiozła z Anglii. Pokryte mieszkami włosowymi i pieprzykami, wyglądają jak prawdziwe. Mają nawet ten sam odcień, co jej skóra. Dopiero z bliska widać, że są dziełem protetyka. Albo geniusza. Zresztą każdą z 14 par jej nóg można nazwać wyjątkową. W tych przypominających łapy geparda zdobyła trzy złote medale na paraolimpiadzie w Atlancie. W misternie rzeźbionych drewnianych „kozakach” zrobiła furorę na pokazie Alexandra McQueena. W innych ćwiczy pilates, a jeszcze inne służą jej do codziennego użytku.
Urodziła się bez kości strzałkowych. A zaraz po pierwszych urodzinach lekarze amputowali jej obie nogi poniżej kolan. To jednak nie przeszkodziło Aimee w wyjątkowym życiu. Kiedy wszyscy martwili się, jak taka mała dziewczynka poradzi sobie z nauką chodzenia w protezach, ona po kilku miesiącach wygrywała wyścigi z rówieśnikami. Sukcesy weszły jej w krew. Wystarczy spojrzeć na listę dokonań panny Mullins. Z Departamentu Obrony USA, w którym pracowała w czasie studiów, przeniosła się na lekkoatletyczną bieżnię. Stamtąd, po wielu sukcesach, trafiła na modowe wybiegi. Teraz próbuje sił w aktorstwie i jest Ambasadorką marki L’Oréal Paris.
Spotykamy się w Warszawie, w wynajętym do sesji zdjęciowej apartamencie. Aimee jest zachwycona mieszkaniem w starej kamienicy. A mnie zachwyca gracja, z jaką porusza się po kolejnych pokojach. Smukła, wysoka blondynka, w tych nogach ma ponad 180 centymetrów, naprawdę robi oszałamiające wrażenie. I jeszcze zyskuje przy bliższym poznaniu. Aimee jest pewna siebie i bardzo kobieca. Nie stara się ukrywać swojej odmienności. Wręcz przeciwnie. Siadając, poprawia włosy i zakłada nogę na nogę. Tak, jakby chciała powiedzieć, że protezy to integralna część jej ciała.
Czy kiedykolwiek było Ci przykro z powodu tego, co Cię spotkało?
Nie, ale zdarzały się chwile, w których zastanawiałam się, dlaczego ja. A nie moi bracia albo ktoś zupełnie inny. Czasami było mi naprawdę ciężko, ale starałam się to zaakceptować. I nie myśleć o tym jak o nieszczęściu.
Znalazłaś nawet plusy tej sytuacji.
Mogę na przykład zmieniać swój wzrost. To fajna sprawa. Mam ponad 180 centymetrów wzrostu, a mama jest drobniutką kobietą. Spójrz na kształt moich kostek. Są idealne. Gdyby były prawdziwe, nie wyglądałyby tak świetnie. Mogę chodzić w szpilkach czy odkrytych butach w każdą pogodę i nie martwię się, że zmarzną mi stopy. Ale największą zaletą jest to, że jako nastolatka nauczyłam się, jak radzić sobie z poczuciem niepewności, które czasem dotyka kobiety. Zrozumiałam, że dopóki ja nie polubię siebie, nie dam ludziom możliwości, by oni polubili mnie.
W sieci pojawiają się komentarze, że miałaś łatwiejsze życie niż inne osoby z amputowanymi kończynami, na przykład ofiary wybuchów min w Kambodży. Dlatego, że jesteś ładna, wykształcona i bogata.
Czytałam je i wciąż nie rozumiem, jaki jest ich cel. Ci ludzie myślą, że wszystko, co osiągnęłam, spadło na mnie z nieba? Że nie musiałam na to ciężko pracować? Od najmłodszych lat mnóstwo czytałam, a później pisałam opowiadania. Dzięki temu miałam dobre oceny w szkole. Przykładałam się do nauki. Dostałam stypendium. Moja sytuacja finansowa ustabilizowała się dopiero dwa lata temu. Tylko dlatego, że przez ostatnią dekadę wykonywałam tak wiele różnych zajęć. Pochodzę z rodziny, w której się nie przelewało. Moi rodzice ciężko pracowali, żeby związać koniec z końcem, a ja i moi dwaj bracia sami zarabialiśmy na swoje potrzeby. W wieku ośmiu lat pilnowałam dzieci sąsiadów,
a później rozwoziłam gazety. Pracowałam w wakacje i oszczędzałam te pieniądze. Utrzymywałam się z nich podczas nauki w college’u. Mam wrażenie, że dla ludzi, którzy mówią o mnie takie rzeczy, jestem za mało niepełnosprawna. Oni oczekują, że będę płakać, mówiąc o swoim życiu, że będę wyliczać wyrzeczenia, które ponosiłam. Że podam im na tacy pełnię swojej „tragedii”. Bo dopiero wtedy będą mogli mnie zaakceptować i powiedzieć: „Tak, osiągnęłaś sukces”. Wiesz co? Nie jestem tym zainteresowana. Nie zamierzam się zmieniać, by mnie zaakceptowali.
Bolało Cię, kiedy ludzie mówili, że jesteś niepełnosprawna?
Nigdy tak o sobie nie myślałam. Kiedy dorastałam, nikt mnie tak nie nazywał. Pierwszy raz zobaczyłam to słowo obok swojego nazwiska, gdy miałam 20 lat. W tytule artykułu. Brzmiał on: „Niepełnosprawna Aimee Mullins biega szybciej niż ty”. Byłam w szoku. Ja niepełnosprawna? Jak to? Później zostałam przeproszona przez redaktorkę za tę gafę. Przyznała, że jak tylko zobaczyła ten nagłówek w już wydrukowanej gazecie, wiedziała, że popełnili błąd. Wydaje mi się, że określanie ludzi ze względu na ich cechy szczególne wynika w głównej mierze z lenistwa. Chociaż i tak wiele zmieniło się na lepsze. Coraz rzadziej jesteśmy opisywani przez pryzmat naszej rasy, płci czy orientacji seksualnej. Dziennikarze nie piszą już o czarnoskórych sportowcach. Jeżeli ktoś jest czarny, przecież to widać. Nie ma to wpływu na to, jak szybko biega. Poza tym nieważne, czy przypniemy komuś metkę – czarny, żółty, biały, niepełnosprawny, czy użyjemy jakiegokolwiek innego przymiotnika, zawsze będzie to brzmiało głupio. O tobie na przykład mogłabym powiedzieć, że jesteś niepełnosprawnym dziennikarzem.
Przez okulary?
Dokładnie. Na każdym kroku używamy przedmiotów, które pomagają nam w codziennym życiu. Takimi „protezami” są okulary, telefony komórkowe czy laptopy. A nawet silikonowe piersi.
W Twoim słowniku nie ma słowa „niepełnosprawny”.
Tak się mówi o samochodzie, który stoi zepsuty na poboczu autostrady. Ale nigdy nie użyłabym go, by nazwać tak człowieka. Niepełnosprawne może być środowisko, w którym żyją ludzie. Jeżeli ktoś porusza się na wózku inwalidzkim i nie może skorzystać z podjazdów czy specjalnych wind, bo ich nie ma, nie powinien czuć się kaleką. Kalekie jest otoczenie, a nie on.
Masz dopiero 36 lat i tyle sukcesów na koncie. Znasz swoje granice?
Kiedyś do walki z ograniczeniami fizycznymi używałam pełnej mocy. Karałam ciało, sprawiałam mu ból, żeby osiągać jeszcze lepsze wyniki. Dziś jestem mądrzejsza. Nauczyłam się go słuchać. Zresztą na tym etapie mojego życia zmagam się głównie z barierami psychicznymi. Czy dam radę być otwarta, kiedy będę się bała? Czy dam radę być otwarta, kiedy ktoś mnie urazi lub zrani? Czy poradzę sobie z odrzuceniem? Jako aktorka muszę być na to gotowa każdego dnia. Sztuką jest podnieść się po porażce i spróbować znowu.
Planowałaś swoje życie, żeby uniknąć porażek?
Nie myślę o tym, co będzie. Myślę, że najtrudniejszą rzeczą jest bycie tu i teraz. Nie tworzę długoterminowych planów. Niektórym daje to poczucie bezpieczeństwa, ale mnie drażni. Wolę niespodzianki. Takie jak ta, że teraz jestem Ambasadorką marki L’Oréal Paris. Gdyby ktoś powiedział mi o tym pięć lat temu, pomyślałabym tylko: wow.
Dołączyłaś do grona wybitnych kobiet. Markę reprezentują między innymi Jane Fonda, Jennifer Lopez, Beyoncé czy Julianne Moore.
To dla mnie olbrzymi zaszczyt. Wszystkie są silnymi, niezależnymi i wyjątkowymi kobietami. Prawdziwymi ikonami. W ich działalności nie chodzi tylko o promocję kolejnych kosmetyków, one mają do przekazania coś więcej.
Wszystkie mówicie: „Ponieważ jestem tego warta”. Co ten slogan oznacza dla Ciebie?
W moim przypadku chodziło o zmianę podejścia do życia. Nie angażuję się już we wszystkie projekty. Nauczyłam się mówić „nie”, by mieć więcej czasu dla siebie czy bliskich. Zrozumiałam, że na to zasługuję. Nie było to proste. Po latach dbania o karierę, koncentrowania się na zarabianiu pieniędzy musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie: „Co jest ważniejsze? Ja czy praca?”. Teraz wiem, że dokonałam właściwego wyboru.
W Warszawie wzięłaś udział w spotkaniu zorganizowanym przez L’Oréal Paris z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet. Co chciałabyś przekazać Polkom?
Życzę wam, by każdy dzień był Dniem Kobiet. Byście doceniały same siebie – wasze poświęcenie dla rodziny, pracowitość czy zaangażowanie społeczne. Pamiętajcie, że każdego dnia macie możliwość, by odnaleźć się na nowo. Nie zapominajcie też, że jesteście piękne.
Czym jest piękno dla Ciebie?
Może to zabrzmi banalnie, ale prawdziwe piękno znajduje się we wnętrzu człowieka. Jeżeli jesteś zainteresowany życiem, innymi ludźmi, stajesz się piękny. Ciekawość to bardzo atrakcyjna cecha. Łączy się z pewnością siebie, ponieważ kiedy coś cię fascynuje, nie boisz się pytać. Podejmujesz ryzyko, by poznać nowe rzeczy. Kilka lat temu, podczas przyjęcia, jeden z moich znajomych stwierdził, że mam prześliczne przyjaciółki. Spojrzałam na nie i stwierdziłam, że rzeczywiście ma rację. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi. Dla mnie były piękne, bo starały się przeżyć życie w najbardziej ekscytujący sposób.
Ty również masz bardzo ekscytujące życie, ale nigdy nie chciałaś być postrzegana jako osoba wyjątkowa.
Wciąż nie chcę. Nie chcę być tematem „wyciskacza łez”, materiału, który ma się odwoływać do emocji czytelników czy widzów. Skoro byłam w stanie pokonać większość przeciwników, z którymi startowałam w wyścigach, to dlaczego nie pisano o mnie na stronach sportowych?
Kiedyś mówiłaś też, że nie żyjesz po to, by inspirować innych.
Inspiracja to dosłownie „wdmuchnięcie” komuś życiowej mocy, energii. Coś naprawdę ważnego. Teraz to słowo weszło do powszechnego użycia i straciło na znaczeniu. Ludzie czytają o zaginionym psie, którego szukało całe miasto. I kiedy się okazuje, że on w końcu wraca do swojego domu, mówią: „Cóż za inspirująca historia”. A to nie jest prawda. Taka opowieść nie uruchamia w nas jednak chęci zmiany naszego zachowania.
Ale Twoje wykłady o radzeniu sobie z przeciwnościami losu i pokonywaniu własnych słabości mogły naprawdę odmienić czyjeś życie.
Jeżeli rzeczywiście pomogły komuś, to bardzo się cieszę. To dla mnie zaszczyt. Ale inspirowanie innych nie było moim celem. Nie jestem misiem do przytulania ani jednorożcem. Nie mam też anielskich skrzydeł. Jestem zwykłym człowiekiem i staram się przeżyć swoje życie najlepiej, jak umiem.
Celebrujesz je?
Codziennie rano albo późnym wieczorem, kiedy nie mogę zasnąć, myślę, jak bardzo jestem wdzięczna za wszystko, co mnie spotkało. Za rodzinę, ludzi, których poznałam, pyszne jedzenie czy ekscytujące wyzwania. W takich chwilach wierzę, że ktoś mnie pobłogosławił. Przecież przede mną nie było sportowców z protezami nóg. Myślisz, że Oscar Pistorius podpisałby intratne kontrakty reklamowe, gdybym kilkanaście lat temu nie pobiegła w protezach Gepard? Myślisz, że ludzie zaczęliby się zastanawiać nad znaczeniem słowa „niepełnosprawny”, gdyby nie to, że mój występ na konferencji TED miał jeden z najlepszych wyników oglądalności w historii i brałam udział w pokazach mody obok supermodelek? Wpadałam na szalone pomysły i dzięki pomocy wyjątkowych ludzi mogłam wcielać je w życie. I tak już prawie od 20 lat.