– Dlaczego bałeś się podróży na Kubę?
Wyjechałem z Kuby, mając pięć lat. Rodzice rozeszli się, kiedy byłem małym chłopcem. W głowie zostało mi ledwie kilka wspomnień z Kuby. Palące słońce i plaże z drobniutkim białym piaskiem. Niewielkie przedszkole, w którym płakałem z tęsknoty za mamą. Koń na biegunach stojący w rogu mojego pokoju. Pamiętam, że kiedyś wyglądałem przez okno, a ktoś ciągnął go ulicą, krzycząc: „Kabajo, kabajo!”. Mama pobiegła i go odkupiła dla mnie. W niewielu wspomnieniach pojawia się ojciec. Pytasz, dlaczego bałem się tej podróży? Bo z Kuby pamiętam przede wszystkim łzy. Jako małe dziecko nasiąkłem łzami matki. Do tej pory nie potrafię spokojnie patrzeć, jak kobieta płacze. Jako mały chłopiec do wszystkich obcych mężczyzn mówiłem „tato”. Mój własny nie mieszkał ze mną, od czasu do czasu zabierał mnie do siebie na soboty i niedziele. A potem przez lata żyliśmy z mamą sami. Długo patrzyłem na jej ból. Nie robiłem sobie nadziei, że pewnego dnia ojciec pojawi się w naszym życiu. A jednak. I właśnie teraz na Kubie po raz trzeci od tamtej chwili miałem się z nim spotkać. Nie byłem pewien swoich emocji.
– Znasz historię miłości swoich rodziców?
Dziś już tak. On wykształcony, lekarz weterynarii. Jeździł do Francji, do Stanów, doktoryzował się w Polsce. Tak się poznali. Dla mamy to była miłość życia. I mimo że dziadkowie byli przeciwni, sprzedała wszystko, kolekcje książek, pożyczyła od brata pieniądze i wyjechała na Kubę. Tam trwała rewolucja. Ludzie błądzili z głowami w chmurach. Dla nich wtedy Bóg, rodzina – to wszystko nie było ważne. Chcieli zbawiać świat. Kiedy okazało się, że mama spodziewa się dziecka, ojciec wsadził ją na statek, który dwa miesiące płynął do Polski, by tu mnie urodziła. A potem jak prawdziwy Latynos napisał jej list, by już nie wracała. Nie przyznała się rodzinie, postanowiła walczyć. I nawet gdy na Kubie okazało się, że ojciec ma już inną kobietę, nie poddawała się jeszcze przez cztery lata. W końcu zrozumiała, że ta miłość nie ma szans. Została bardzo zraniona. Wróciliśmy. Polska, do jakiej przyjechałem, była szara. Mama w samolocie nauczyła mnie, jak się mówi „dzień dobry” i wymawiać imię dziadka. Wszedłem do małego, ciasnego mieszkanka na warszawskim Żoliborzu. I tam spędziłem całą młodość.
– Ojciec zniknął z Twojego życia, zapomniałeś go?
Pamiętam, że kiedy byłem mały, jeszcze wracał w moich i matki wspomnieniach. Stawiała mi go za wzór. Mówiła: „On w tej sytuacji zrobiłby właśnie tak”. A potem zniknął. Z rozmów i z myśli. Rozumiem ją. Chciała się odciąć od przeszłości i za nic w świecie nie wracać do tamtych czasów. Pozwoliła mi zapomnieć język hiszpański, choć sama jest tłumaczem. I nigdy już nie ułożyła sobie życia z innym mężczyzną. Chciałem, by kogoś sobie znalazła. Nie potrafiła zaufać.
– A jednak dziś rozmawiacie o ojcu. Spotykasz się z nim. Kto tego chciał? Kto do kogo pierwszy wyciągnął rękę?
To było pięć lat temu. Mama, wyjeżdżając na dwa tygodnie do Zakopanego, poprosiła: „Synu, podlewaj kwiatki”. Przypomniałem sobie o tym niedługo przed jej powrotem. Cały dzień zwlekałem. Dopiero późnym wieczorem wsiadłem w samochód. Stałem przed domem matki, szukając kluczy, kiedy podjechała taksówka. Wysiadł z niej mężczyzna, starszy człowiek. Miał coś znajomego w twarzy. Usłyszałem ciche: „Buenos dias. Yo soy to padre” (Dzień dobry. Jestem twoim ojcem). Dramatyczne przeżycie. Od naszego rozstania minęło 30 lat, zdążyłem pogodzić się z tym, że go nie ma. Przywyknąć. I nagle zupełnie niespodziewanie my dwaj patrzymy sobie w oczy. To było jak krótkie spięcie, wstrząs. Poczułem totalne wewnętrzne rozedrganie. „Dlaczego nie wysłałeś telegramu, żebyśmy mogli się przygotować?”, pytałem. Bał się, jak zareaguję. Jestem jego jedynym synem, jedynym dzieckiem. Chciał mnie jeszcze choć raz zobaczyć przed śmiercią. Został dwa tygodnie. Mieszkał ze mną. Wpatrywałem się w niego, próbując zobaczyć cząstkę siebie. Ale nie czułem żadnych emocji. W tamtej chwili był dla mnie obcym człowiekiem. A jednak po raz pierwszy trzy lata temu postanowiłem pojechać na Kubę.
– Odkryłeś nieznane?
Zrozumiałem, dlaczego jestem, jaki jestem. Skąd mam taką barwę głosu. Dlaczego muzyka latino tak bardzo mi się podoba. Ciało, ruch, okazywanie seksualności w tańcu – to przecież takie kubańskie. Połączyły się dwie cząstki mojej duszy. W Polsce byłem Markiem, a w Hawanie znalazłem Agustina. Zrozumiałem, dlaczego kiedyś zacząłem tańczyć.
– Przez te lata czułeś się rozdarty?
Widziałem, że w szkole nauczyciele, rówieśnicy traktowali mnie inaczej. Między innymi dlatego używałem drugiego imienia, by się do nich upodobnić. Nie udawało się. Mam ciemniejszą karnację i obco brzmiące nazwisko. Tu wszyscy uważają mnie za Kubańczyka. Chciałem udowodnić, że mogę robić coś w życiu naprawdę dobrze, że jestem coś wart. Uprawiałem sport, szukałem, czemu mógłbym oddać się bez reszty. Byłem nerwowym, niepewnym siebie dzieckiem. W szkole nie zawsze dobrze mi szło. W klasie maturalnej zastanawiałem się nawet nad pójściem do seminarium. Chodziłem na pielgrzymki do Częstochowy, byłem ministrantem. Dziadkowie marzyli, bym został księdzem. Babcia modliła się o to każdego wieczoru. A jednak zdałem na AWF. I na pierwszym roku studiów okazało się, że mam jakiś talent. Na praktykach robotniczych pomagaliśmy budować przedszkole. Kolega pokazał mi kroki cha-chy. Powiedział, że jest nabór do klubu Park. Zapisałem się. Zacząłem tańczyć, odkryłem swoją pasję.
– Mówisz, że taniec był wyrazem buntu. Odmienił Cię?
Taniec angażuje emocje. Pomógł mi się otworzyć, nabrać pewności. Pierwsze pięć lat bardzo ciężko ćwiczyłem. Zewsząd słyszałem: „Twój pociąg już odjechał”. Nie pozwalałem sobie na wolną niedzielę czy święto. Musiałem gonić. Wszyscy byli ode mnie młodsi. Ale czułem, że się uda. Zostałem akademickim mistrzem Polski, mistrzem Polski amatorów, potem zawodowców. Wyjechałem do Londynu kształcić się u najlepszych. Jak kiedyś mama dla swojej miłości ja też sprzedałem wszystko. Deskę windsurfingową, magnetowid i żółtego malucha. Przez lata w moim życiu ważny był tylko taniec. Teraz jestem jurorem w programie „You can dance”. W tych młodych ludziach walczących o zwycięstwo widzę samego siebie. Piątego marca rusza druga edycja. Za nami castingi. Nie przypuszczałem, że będzie to tak trudne doświadczenie. Patrząc prosto w oczy, powiedzieć komuś, kto daje z siebie wszystko, że odpada. Często widzę, jak w ciągu tych kilku sekund coś w ich oczach gaśnie. Myślę o nich potem, nie zapominam, wiem, co to wielkie marzenia.
– Złapałeś swój pociąg. Udowodniłeś już swoją klasę jako tancerz i wspaniały choreograf. Nie czas na postój?
Do dziś nie założyłem rodziny. Poważnie podchodzę do związków. Nie jestem macho, który miał w życiu wiele kobiet. Moje związki trwały lata. I nawet jak było mi źle, trwałem, aż to ona mówiła: „odchodzę”. Nie umiem zostawić kobiety. To mój emocjonalny spadek.
– A gdyby kobieta Cię zdradzała?
Tak też bywało. Nie umiem pierwszy odejść. Teraz na Kubie oglądaliśmy z ojcem rodzinne albumy. Było tam mnóstwo ślubnych zdjęć. Nie jednej, ale czterech kobiet. Powiedziałem wtedy do niego: „Miałeś cztery żony, a dziś jesteś sam. Czy żadna z tych kobiet cię nie kochała?”. Odpowiedział: „Jestem pewien, że kochały mnie wszystkie”. Patrzyłem na ojca i myślałem o matce. To była jego zabawa, poznał Polkę, poderwał ją i przywiózł na Kubę pochwalić się. Wydaje mi się to takie puste, szczeniackie. Można się w życiu bawić, ale nie wszystkie kobiety chcą się bawić. Rozmawiałem z ojcem o książkach Hemingwaya, badaniach genetycznych, którymi się zajmował, o miłości nie potrafiłem. Mój stosunek do kobiet kształtowała matka. Wiem, że wyidealizowany.
– Znalazłeś swoją miłość?
Moja dziewczyna jest tancerką. I gdy tańczy, jest szczęśliwa. Ciężko jej przez nasz związek. To ogromne obciążenie w środowisku tanecznym. Nie jest Niną, ale tą tancerką Egurroli.
– Myślisz czasem o dziecku?
Myślę o dziecku coraz częściej. Ostatnie dwa lata intensywnej pracy sprawiły, że czasem zatrzymuję się i spoglądam na ten szczyt, na który się wdrapuję.
– Nie wydaje Ci się, że na nim jesteś?
Wciąż myślę, że jestem bardzo daleko, ale zastanawiam się, czy naprawdę muszę tam wejść? Bo widzę już tak wiele z mojej perspektywy. Również to, że są ważniejsze sprawy w życiu. Kiedy tańczyłem, puchary nie mieściły się w mieszkaniu mojej matki. Wyglądało jak hurtownia trofeów sportowych. A ja wciąż startowałem w kolejnych zawodach. Aż zadałem sobie pytanie: „Ile jeszcze muszę ich mieć, by udowodnić innym, że jestem najlepszy?”. Dziś mógłbym przygotować jeszcze lepszą choreografię, otworzyć jeszcze większą szkołę tańca. I zawsze znajdę kogoś, komu będę mógł coś udowodnić. Zrozumiałem: to jest chore. A moi znajomi założyli rodziny. Patrzę w ich oczy, słucham, jak się śmieją. I widzę, że są szczęśliwi. Brakuje mi tego. Czekam na chwilę, kiedy to nie ja będę najważniejszy, tylko ktoś inny, moje dziecko. Mógłbym już zwolnić i iść przez życie, a nie wciąż biec. Nie znoszę urodzin i sylwestra. Wciąż walczę z czasem. Źle śpię, budzę się o czwartej nad ranem, jakby moje ciało pytało: zdążę czy nie? Najdziwniejsze, że to od ojca usłyszałem: „Jesteś niewolnikiem swojego sukcesu”. Ma rację. Egurrola znaczy dom na górze. Mam nadzieję, że kiedyś jakiś dom na jakiejś górze założę.
– Pokażesz Kubę swoim dzieciom?
Czekam na to. Nasza rodzina ma jeszcze szansę dopisać nowy rozdział swojej historii. Na Kubę chcą kiedyś wrócić siostry mojego ojca, które uciekły do Stanów na początku rewolucji. Jeden z moich braci ciotecznych jest lekarzem, drugi prowadzi restaurację. Przyjechali do mnie, do Polski, dowiedzieć się, co dzieje się z moim ojcem. Przez lata nie mieli od niego wiadomości.
– Drzwi Twojego domu będą otwarte dla ojca?
Właśnie teraz na Kubie zdarzyło się, że nie wpuszczono go do hotelu, gdzie mieszkałem, bo jest Kubańczykiem, a nie cudzoziemcem. Patrzyłem na jego twarz, która w tamtej chwili była tak bardzo smutna. Kiedyś pracował z Fidelem. Pokłócili się. Castro odsunął go od siebie. Dziś ojciec dostaje niecałe 20 dolarów emerytury. Warunki, w jakich żyje, są straszne. Chcę zaprosić go na dwa miesiące do siebie. Jestem dorosłym mężczyzną, już nie tylko skrzywdzonym chłopcem, a on starszym panem. To ostatnia chwila, żebyśmy poszukali ze sobą kontaktu. Jeszcze możemy porozmawiać. Mamy o czym. Widzisz, bałem się wyjazdu na Kubę, ale to jednak była niezwykła podróż, do samego siebie.
Rozmawiała Monika Kotowska
Zdjęcia Bartek Pogoda / www.bartpogoda.com
Stylizacja i makijaż Anna Męczyńska/METALUNA
Produkcja Tomasz Czmuda