Lubią te chwile, kiedy parzą razem herbatę albo gotują. Uwielbiają ze sobą rozmawiać, przebywać ze sobą, wygłupiać się, nawzajem rozśmieszać, a czasem pomilczeć. Nie lubią się rozstawać nawet na chwilę, na przykład gdy Tamara wybiega rano do pracy, na próbę w sztuce teatralnej „Radio Live”. Wróciła z przyjemnością do teatru. Bartka bawią jej opowieści i anegdotki z prób. Łączy ich poczucie humoru, którym umieją rozładować napięcia codzienności.
Droga miecza
Jak było naprawdę, wiedzą tylko oni sami i nie zamierzają o tym opowiadać. Czy ich miłość narodziła się w 2007 roku na planie serialu: „Halo, Hans!”, świetnej parodii „Stawki większej niż życie”? Tak podejrzewały tabloidy, ponieważ główną rolę grał Bartek, a Tamara wcielała się w 12 bohaterek, które uwodził. Ale to „prawda” tabloidów. Reżyser Wojciech Adamczyk mówi, że jest ojcem chrzestnym ich związku, bo zmusił ich na planie do prawdziwego pocałunku. Chodziło mu o prawdę sceniczną. To podstawa ich pracy. Bartek podziwiał jej talent i profesjonalizm na planie, Tamara – jego poczucie humoru i ciepłe podejście do ludzi. Byli zgranymi aktorami, traktowali swój zawód podobnie. Jak zwykle na planie – dowcipkowano o parze głównych amantów. Padało: „Kasprzykowska na plan!”. Śmiali się z tego. Kiedy naprawdę zaczęli być razem, wtórował temu triumf plotkarzy, a oni wybrali milczenie, nie chcąc wchodzić w dialog z brukowcami.
Dzisiaj Tamara i Bartek mają poczucie krzywdy, że osądza się ich tak surowo, że paparazzi na nich polują, że w Internecie i popołudniówkach aż roi się od pomówień. Wybierając drogę milczenia, musieli wybrać też „drogę miecza” – wytoczyć procesy bulwarówkom, odciąć się od wywiadów. Rzadziej wychodzą z domu, a jeśli już, to oglądając się za siebie, czy nie są śledzeni, fotografowani z ukrycia, bojąc się, czy potem nie ukażą się złośliwe komentarze, które będą musieli odchorować. Ta sytuacja rzutuje też na ich pracę, bo przypięto im etykietkę skandalistów. Tak jakby byli jedyną parą, która rozstała się ze swymi poprzednimi partnerami. „Jaki to skandal, że się w sobie zakochali?”, dziwi się Małgorzata Socha, przyjaciółka Tamary i Bartka. „Podziwiam oboje za odwagę bycia sobą i upór w dążeniu do szczęścia”. A że są ze sobą naprawdę szczęśliwi, nie ulega wątpliwości. Bartek umie słuchać jak przyjaciel, który potrafi doradzić, który interesuje się wnikliwie tym, co Tamara czuje, jakie ma przemyślenia, jakie poglądy i plany. Ona jest pełna ciepła i ciekawości ludzi, wierzy w to, co zawsze było bliskie jemu. Imponuje mu umiejętnością przyznawania się do błędów i wybaczenia. Oboje bywają roztrzepani i w szafie nie układają rzeczy w kostkę, lubią to samo jedzenie i potrafią w kółko jeść zupę tajską. Nie mają głowy do papierów, urzędów i rachunków, ciągle gubią klucze i okulary słoneczne. On, grając na konsoli czy komputerze, gra jej na nerwach. Ale jednocześnie mówią to samo w tym samym momencie. Albo kiedy Tamara wraca do domu, Bartek wychodzi po nią do windy – po prostu wie, że jest blisko. Czasem przynoszą do domu ze sklepu dokładnie to samo. Jest między nimi jakaś metafizyka, porozumienie dusz – może właśnie w tym tkwi ich tajemnica? Nie chcą, nie umieją nawet zwierzać się z tego, co ich łączy. Przyjaciele jednak nie mają wątpliwości, że to miłość. „Ona przychodzi, czy jej chcemy, czy nie, i nie pyta nas o zgodę”, dodaje Małgorzata Socha.
Łączy ich jeszcze jedno: są dobrymi ludźmi – oceniają znajomi. W ich środowisku życzy się im jak najlepiej. Tyle przeszkód już pokonali. Ostatnio skupieni są na dzieciach i odnajdują w tym spełnienie i radość. Snują alternatywne plany na życie. Bartek marzy, że na dojrzałe lata otworzy restauracyjkę w ciepłym kraju. Tamarze też się ten pomysł podoba. Teraz jednak chcą jeszcze zrobić coś ważnego w swoim zawodzie, który wybrali, pokochali i który ich połączył. Ich marzeniem na najbliższą przyszłość jest więc miłość bez zakłóceń, praca i spokój. Żeby mogli normalnie żyć, normalnie wyjść razem na ulicę, by na premierze filmu, w którym zagrała Tamara, pytano ją o rolę, a nie o synów czy partnera. Mają nadzieję, że ludzie w końcu przywykną. „Powinni pokazywać się z odkrytą przyłbicą”, mówi Małgorzata Socha. „Bo miłości nie wolno się wstydzić”.
Akcesoria kuchenne - Flaming, CH Galeria Mokotów, ul.Wooska12 oraz sklep Monetti, CH Domoteka, ul. Malborska 41 w Warszawie.
1
z
4
fot. ROBERT WOLAŃSKI
Grażyna Szapołowska i Eryk Stępniewski
Oboje noszą obrączki, ale ślubu nie biorą. Mówią: „Ślub zbyt wiele może popsuć. Ludzie są ze sobą w sercu, a nie na papierku”. A oni chcą ze sobą być. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, nie miał pojęcia, że jest sławną aktorką. Ale bił z niej tak ogromny magnetyzm, że nie mógł od niej oderwać oczu. A ona? Oczarowa ją od pierwszego spotkania. Magia trwa. Niech trwa...
Dobra miłość między nami
Kiedy dopada nas przeznaczenie? Skąd wiadomo, że właśnie ta kobieta i ten mężczyzna są sobie pisani? Sławny antykwariusz z Paryża, Eryk, tamtego sierpniowego dnia pomyślał tylko: kobieta z klasą. Siedział w ogródku sopockiej kawiarni. Z Pawłem Delągiem omawiali jakiś scenariusz. Weszła Grażyna, zostali sobie przedstawieni. „Nic o niej nie wiedziałem. Nie znałem jej filmów. Paweł powiedział mi, że to jedna z najbardziej znanych aktorek”. Teraz, po ośmiu latach, też nie zna jej wszystkich filmów. Obiecuje, że kiedyś je obejrzy. Grażyna liczy się dla niego przede wszystkim jako kobieta, partnerka, a jako aktorka dopiero w dalszej kolejności. Miała na sobie coś jasnego, cała była jasna jak anioł. Ale teraz to on przypisuje sobie anielskie cechy: „Jestem jej aniołem stróżem”, mówi. „Powiedziałam mu: »Ma pan piękne oczy«. Też nic o nim nie wiedziałam. Nie uwodził mnie. Po prostu patrzyliśmy na siebie”. Zauważyła na jego ręku złotą, ręcznie kutą bransoletę. Zapamiętała ją, bo silnie odbijała słońce. Potem powiedział jej, że kiedyś uratowała mu życie. O tej bransolecie napisała opowiadanie. Ile kobiet przyciągnęła do niego? Ile daje mu poczucia bezpieczeństwa? „Eryk kiedyś powiedział mi, że człowiek powinien w każdej chwili być przygotowany, by w ciągu trzech minut zabrać to, co ma najcenniejszego, i wyjść. Może dlatego nigdy się z nią nie rozstaje”.
Ale teraz najcenniejsza jest dla niego Grażyna. „Jestem jej mężem, bratem, ojcem i kochankiem”, ujmuje krótko. I choćby nie wiadomo ile wcześniej uwiódł kobiet, dziś te związki i przygody odeszły w niepamięć. Chociaż Grażyna z zasady nie ufa mężczyznom, przestała już być o niego zazdrosna: wystarczy, że Eryk zrobi taką swoją specjalną minę i ona od razu wie, że przesadza, że nie musi się niczym niepokoić. „To taki piękny, dojrzały związek dwojga ludzi, którzy o życiu wiedzą już wszystko. Wreszcie trafiła na mężczyznę, który się nią opiekuje, adoruje i akceptuje ją bez reszty”, mówi Maria Mamona, przyjaciółka Grażyny ze studiów.
Parę lat temu rozstali się na próbę, jak przyjdzie im żyć bez siebie. Skończyło się powrotem. Od tej pory już nie robią takich prób. Są ze sobą na dobre i złe. Razem przechodzą najtrudniejsze życiowe wyzwania. Śmierć jego matki. Teraz ciężka choroba jej mamy. „Eryk w takich chwilach zachowuje się nadzwyczajnie. Zaskoczył mnie troskliwością, opiekuńczością i empatią”, wyznaje aktorka. W jej ręku migają druty. Robi dla swojego mężczyzny prezent – szalik ze złotą nitką. A jakie on sprawia jej prezenty? Głośno w Warszawie było o futrze z soboli kanadyjskich. O zapałkach mówią tylko nam. „Na początku znajomości, po przedstawieniu »Kurki wodnej« w Narodowym, dał mi na kolacji w La BohŹme... pudełko zapałek, mówiąc: »Pani tak pięknie gra, mam dla pani pudełko zapałek na szczęście«. Pomyślałam z lekką ironią: Boże, jaki romantyczny, jaki cudowny facet. Ale w środku coś zabrzęczało. Otwieram: kolczyki z diamentami. Poczułam się jak przedwojenna gwiazda filmowa, obrzucana biżuterią”.
„Są najpiękniejszą parą na warszawskich salonach”, ocenia Waldemar Dąbrowski. „Piękną nie tylko zewnętrznie i z powodu dokonań zawodowych, ale też w środku mają wielką szlachetność”.
W domu nie żyją po gwiazdorsku. Ona jest jego ukochaną Pupusią. „Pupuńku, kocham cię”. „Ja ciebie też”, odpowiada trochę zła, bo rano jest za wcześnie na wyznania miłosne. Uzupełniają się. „Razem tworzymy komplet”, uśmiecha się Eryk. „Grażyna namówiła mnie, żebym wrócił do roli producenta. Niedługo, bo 5 marca, wejdzie na ekrany mój film w reżyserii Jana Hryniaka – »Trick«. Planujemy już następny – o Wołodii Wysockim, z jego piosenkami”.
„Eryk jest fascynujący także dlatego, że ma mnóstwo zainteresowań. Z nim zwiedziłam część świata. Poznałam Paryż, jakiego nawet się nie domyślałam. A kiedy nie jeździmy i nie pracujemy, gramy w… pokera. Tego też nauczyłam się od Eryka”.
Jako aktorka umie zagrać twarz pokerzysty. Wygrywa nawet z jedną parą.
Materiay - Almi Decor, C.H Zote Tarasy, ul. Zlota 59 i CH Arkadia, Al. Jana Pawla II 82, www.almi-decor.com.
Oboje noszą obrączki, ale ślubu nie biorą. Mówią: „Ślub zbyt wiele może popsuć. Ludzie są ze sobą w sercu, a nie na papierku”. A oni chcą ze sobą być. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, nie miał pojęcia, że jest sławną aktorką. Ale bił z niej tak ogromny magnetyzm, że nie mógł od niej oderwać oczu. A ona? Oczarowa ją od pierwszego spotkania. Magia trwa. Niech trwa...
Dobra miłość między nami
Kiedy dopada nas przeznaczenie? Skąd wiadomo, że właśnie ta kobieta i ten mężczyzna są sobie pisani? Sławny antykwariusz z Paryża, Eryk, tamtego sierpniowego dnia pomyślał tylko: kobieta z klasą. Siedział w ogródku sopockiej kawiarni. Z Pawłem Delągiem omawiali jakiś scenariusz. Weszła Grażyna, zostali sobie przedstawieni. „Nic o niej nie wiedziałem. Nie znałem jej filmów. Paweł powiedział mi, że to jedna z najbardziej znanych aktorek”. Teraz, po ośmiu latach, też nie zna jej wszystkich filmów. Obiecuje, że kiedyś je obejrzy. Grażyna liczy się dla niego przede wszystkim jako kobieta, partnerka, a jako aktorka dopiero w dalszej kolejności. Miała na sobie coś jasnego, cała była jasna jak anioł. Ale teraz to on przypisuje sobie anielskie cechy: „Jestem jej aniołem stróżem”, mówi. „Powiedziałam mu: »Ma pan piękne oczy«. Też nic o nim nie wiedziałam. Nie uwodził mnie. Po prostu patrzyliśmy na siebie”. Zauważyła na jego ręku złotą, ręcznie kutą bransoletę. Zapamiętała ją, bo silnie odbijała słońce. Potem powiedział jej, że kiedyś uratowała mu życie. O tej bransolecie napisała opowiadanie. Ile kobiet przyciągnęła do niego? Ile daje mu poczucia bezpieczeństwa? „Eryk kiedyś powiedział mi, że człowiek powinien w każdej chwili być przygotowany, by w ciągu trzech minut zabrać to, co ma najcenniejszego, i wyjść. Może dlatego nigdy się z nią nie rozstaje”.
Ale teraz najcenniejsza jest dla niego Grażyna. „Jestem jej mężem, bratem, ojcem i kochankiem”, ujmuje krótko. I choćby nie wiadomo ile wcześniej uwiódł kobiet, dziś te związki i przygody odeszły w niepamięć. Chociaż Grażyna z zasady nie ufa mężczyznom, przestała już być o niego zazdrosna: wystarczy, że Eryk zrobi taką swoją specjalną minę i ona od razu wie, że przesadza, że nie musi się niczym niepokoić. „To taki piękny, dojrzały związek dwojga ludzi, którzy o życiu wiedzą już wszystko. Wreszcie trafiła na mężczyznę, który się nią opiekuje, adoruje i akceptuje ją bez reszty”, mówi Maria Mamona, przyjaciółka Grażyny ze studiów.
Parę lat temu rozstali się na próbę, jak przyjdzie im żyć bez siebie. Skończyło się powrotem. Od tej pory już nie robią takich prób. Są ze sobą na dobre i złe. Razem przechodzą najtrudniejsze życiowe wyzwania. Śmierć jego matki. Teraz ciężka choroba jej mamy. „Eryk w takich chwilach zachowuje się nadzwyczajnie. Zaskoczył mnie troskliwością, opiekuńczością i empatią”, wyznaje aktorka. W jej ręku migają druty. Robi dla swojego mężczyzny prezent – szalik ze złotą nitką. A jakie on sprawia jej prezenty? Głośno w Warszawie było o futrze z soboli kanadyjskich. O zapałkach mówią tylko nam. „Na początku znajomości, po przedstawieniu »Kurki wodnej« w Narodowym, dał mi na kolacji w La BohŹme... pudełko zapałek, mówiąc: »Pani tak pięknie gra, mam dla pani pudełko zapałek na szczęście«. Pomyślałam z lekką ironią: Boże, jaki romantyczny, jaki cudowny facet. Ale w środku coś zabrzęczało. Otwieram: kolczyki z diamentami. Poczułam się jak przedwojenna gwiazda filmowa, obrzucana biżuterią”.
„Są najpiękniejszą parą na warszawskich salonach”, ocenia Waldemar Dąbrowski. „Piękną nie tylko zewnętrznie i z powodu dokonań zawodowych, ale też w środku mają wielką szlachetność”.
W domu nie żyją po gwiazdorsku. Ona jest jego ukochaną Pupusią. „Pupuńku, kocham cię”. „Ja ciebie też”, odpowiada trochę zła, bo rano jest za wcześnie na wyznania miłosne. Uzupełniają się. „Razem tworzymy komplet”, uśmiecha się Eryk. „Grażyna namówiła mnie, żebym wrócił do roli producenta. Niedługo, bo 5 marca, wejdzie na ekrany mój film w reżyserii Jana Hryniaka – »Trick«. Planujemy już następny – o Wołodii Wysockim, z jego piosenkami”.
„Eryk jest fascynujący także dlatego, że ma mnóstwo zainteresowań. Z nim zwiedziłam część świata. Poznałam Paryż, jakiego nawet się nie domyślałam. A kiedy nie jeździmy i nie pracujemy, gramy w… pokera. Tego też nauczyłam się od Eryka”.
Jako aktorka umie zagrać twarz pokerzysty. Wygrywa nawet z jedną parą.
Materiay - Almi Decor, C.H Zote Tarasy, ul. Zlota 59 i CH Arkadia, Al. Jana Pawla II 82, www.almi-decor.com.
2
z
4
fot. ROBERT WOLAŃSKI
Katarzyna Cichopek i Marcin Hakiel
To uczucie rodziło się pod okiem kamer i całej Polski. Stawiali razem kroki na parkiecie „Tańca z gwiazdami”. I każdy ich wspólny życiowy krok by komentowany: „Zakochani? Zaręczeni? Poślubieni?”. Ten związek przeszedł najtrudniejszy chyba – medialny chrzest. Odkąd zostali rodzicami, jak nigdy dbają o intymność. Dbają też o miłość. A ona zaskakuje ich samych. Niedawno znów weszli na salę prób: „Zatańczyliśmy i nagle wróciliśmy do tej pasji, namiętności, chemii, które pięć lat temu rodziły się między nami”.
Krok po kroku ku szczęściu
Znów dziś uciekali przed paparazzimi. I jak tu zachować spontaniczność? „Spontaniczność to mo-je drugie imię”, śmieje się Kasia. „U nas wszystko jest kawa na ławę. I co tam leży na sercu”. Ale rękę do zgody pierwszy wyciąga Marcin. „Jestem jak szklanka, do której skapują emocje. Kap, kap… No i prędzej czy później to musi się wylać. Prawda jest taka, że to Marcin zawsze łagodzi konflikty”.
Mówi się, że gdy na świat przychodzi dziecko, to dla każdej pary czas napięć. A oni siedem miesięcy temu zostali rodzicami. Czy siedzą wciąż na wulkanie? Kasia: „W żadnym podręczniku nie piszą, jaki to szok, gdy kobieta zostaje mamą. Bo w ciąży wszystko było piękne i nieskomplikowane. O wielu sprawach nie miałam pojęcia: że zmiany hormonalne tak bardzo działają na psychikę i że tak mocno będę się lękać o moje dziecko”. Marcin: „Przez pierwsze trzy miesiące jest tylko fizyczne zmęczenie pomieszane z olbrzymią radością, że już jest z nami mały człowiek”. Często słyszał: Teraz Kasia przestanie cię tak kochać. Dziecko będzie na pierwszym planie. „No to miałem plan, żeby się nie dać”, śmieje się.
Nie pogubili się. Marcin wiedział, że nie odsunie się w cień nawet na pół kroku. „Wiadomo, pierwszą pieluchę założyłem tył na przód. Jasne, że wstawanie w nocy nie jest miłe. Ale miałem swój sposób, myślałem tylko o przyszłości. Wiedziałem, że jeśli dziś Kasi pomogę, to zapracuję na jej zaufanie. Wspólne przeżycia niesamowicie wiążą”. O tym, że trzeba mieć czas tylko dla siebie, wiedzą. Ale prawda jest taka, że gdyby nie Marcin, Kasia nieprędko zostawiłaby synka samego. „Adaś miał trzy i pół miesiąca, zbliżały się moje urodziny”, opowiada. „Mąż kupił dwa bilety do Romy na »Upiora w operze«. Bałam się, czy babcia poradzi sobie, gdy zostanie sama z małym. Ale wróciłam z podwójną energią i radością, że byłam wśród ludzi”. Marcin wymyślił, że dwa razy w miesiącu będą razem wychodzić: „Jest karnawał, trzeba potańczyć”. Tyle słyszą o sobie. Czytają w gazetach. Dzień w Internecie bez nich? Mrzonka. Oceniany jest każdy gest, każdy strój, każda zmiana. Jak to możliwe, że tak szybko wróciła do formy po urodzeniu dziecka? „W ciąży uważałam na to, co jem, byłam aktywna, do końca ósmego miesiąca ćwiczyłam”. Oboje lubią sportowe życie. Marcin innego nie zna. Starają się być atrakcyjni dla siebie. „Od początku naszego związku byliśmy zgodni, że to, jak się wygląda, to oznaka szacunku dla partnera”, wspomina Kasia. Dlatego, kiedy na świecie pojawił się Adaś i Marcin mówił: „Zajmę się małym, idź poćwiczyć”, nie protestowała. Dziś na galach znów przyciąga spojrzenia nienaganną figurą i błyszczy u boku męża. Marcin jednak najlepiej czuje się z Kasią w naturalnym wydaniu: bez makijażu i superkreacji: „Bo moja Kasia to dziewczyna w kitce na głowie”.
Taką ją poznał. Na sali prób. Niedawno znów wróciły do nich emocje z czasu, gdy krok po kroku zakochiwali się w sobie. Parę dni temu mieli pierwszy od chwili, gdy zostali rodzicami, pokaz taneczny. „Znów latały motyle w brzuchu”, zdradza Kasia. „Wyszliśmy na salę i nagle w tańcu poczuliśmy tę pasję, namiętność, chemię, które pięć lat temu rodziły się między nami.
„Psychologia miłości” – po tę książkę Kasia lubi sięgać. Dokąd zaszli ze swoim uczuciem? „Jak to?”, ona nie ma wątpliwości. „Jesteśmy w związku kompletnym”.
K. Cichopek: halka - LA SENZA, CH Galeria Mokotów, ul. Wooska 12;
M. Hakiel: koszulka - INTIMISSIMI, ul. Chmielna 24 w Warszawie; spodnie - MARIUSZ PRZYBYLSKI, tel. do pracowni 501222819.
To uczucie rodziło się pod okiem kamer i całej Polski. Stawiali razem kroki na parkiecie „Tańca z gwiazdami”. I każdy ich wspólny życiowy krok by komentowany: „Zakochani? Zaręczeni? Poślubieni?”. Ten związek przeszedł najtrudniejszy chyba – medialny chrzest. Odkąd zostali rodzicami, jak nigdy dbają o intymność. Dbają też o miłość. A ona zaskakuje ich samych. Niedawno znów weszli na salę prób: „Zatańczyliśmy i nagle wróciliśmy do tej pasji, namiętności, chemii, które pięć lat temu rodziły się między nami”.
Krok po kroku ku szczęściu
Znów dziś uciekali przed paparazzimi. I jak tu zachować spontaniczność? „Spontaniczność to mo-je drugie imię”, śmieje się Kasia. „U nas wszystko jest kawa na ławę. I co tam leży na sercu”. Ale rękę do zgody pierwszy wyciąga Marcin. „Jestem jak szklanka, do której skapują emocje. Kap, kap… No i prędzej czy później to musi się wylać. Prawda jest taka, że to Marcin zawsze łagodzi konflikty”.
Mówi się, że gdy na świat przychodzi dziecko, to dla każdej pary czas napięć. A oni siedem miesięcy temu zostali rodzicami. Czy siedzą wciąż na wulkanie? Kasia: „W żadnym podręczniku nie piszą, jaki to szok, gdy kobieta zostaje mamą. Bo w ciąży wszystko było piękne i nieskomplikowane. O wielu sprawach nie miałam pojęcia: że zmiany hormonalne tak bardzo działają na psychikę i że tak mocno będę się lękać o moje dziecko”. Marcin: „Przez pierwsze trzy miesiące jest tylko fizyczne zmęczenie pomieszane z olbrzymią radością, że już jest z nami mały człowiek”. Często słyszał: Teraz Kasia przestanie cię tak kochać. Dziecko będzie na pierwszym planie. „No to miałem plan, żeby się nie dać”, śmieje się.
Nie pogubili się. Marcin wiedział, że nie odsunie się w cień nawet na pół kroku. „Wiadomo, pierwszą pieluchę założyłem tył na przód. Jasne, że wstawanie w nocy nie jest miłe. Ale miałem swój sposób, myślałem tylko o przyszłości. Wiedziałem, że jeśli dziś Kasi pomogę, to zapracuję na jej zaufanie. Wspólne przeżycia niesamowicie wiążą”. O tym, że trzeba mieć czas tylko dla siebie, wiedzą. Ale prawda jest taka, że gdyby nie Marcin, Kasia nieprędko zostawiłaby synka samego. „Adaś miał trzy i pół miesiąca, zbliżały się moje urodziny”, opowiada. „Mąż kupił dwa bilety do Romy na »Upiora w operze«. Bałam się, czy babcia poradzi sobie, gdy zostanie sama z małym. Ale wróciłam z podwójną energią i radością, że byłam wśród ludzi”. Marcin wymyślił, że dwa razy w miesiącu będą razem wychodzić: „Jest karnawał, trzeba potańczyć”. Tyle słyszą o sobie. Czytają w gazetach. Dzień w Internecie bez nich? Mrzonka. Oceniany jest każdy gest, każdy strój, każda zmiana. Jak to możliwe, że tak szybko wróciła do formy po urodzeniu dziecka? „W ciąży uważałam na to, co jem, byłam aktywna, do końca ósmego miesiąca ćwiczyłam”. Oboje lubią sportowe życie. Marcin innego nie zna. Starają się być atrakcyjni dla siebie. „Od początku naszego związku byliśmy zgodni, że to, jak się wygląda, to oznaka szacunku dla partnera”, wspomina Kasia. Dlatego, kiedy na świecie pojawił się Adaś i Marcin mówił: „Zajmę się małym, idź poćwiczyć”, nie protestowała. Dziś na galach znów przyciąga spojrzenia nienaganną figurą i błyszczy u boku męża. Marcin jednak najlepiej czuje się z Kasią w naturalnym wydaniu: bez makijażu i superkreacji: „Bo moja Kasia to dziewczyna w kitce na głowie”.
Taką ją poznał. Na sali prób. Niedawno znów wróciły do nich emocje z czasu, gdy krok po kroku zakochiwali się w sobie. Parę dni temu mieli pierwszy od chwili, gdy zostali rodzicami, pokaz taneczny. „Znów latały motyle w brzuchu”, zdradza Kasia. „Wyszliśmy na salę i nagle w tańcu poczuliśmy tę pasję, namiętność, chemię, które pięć lat temu rodziły się między nami.
„Psychologia miłości” – po tę książkę Kasia lubi sięgać. Dokąd zaszli ze swoim uczuciem? „Jak to?”, ona nie ma wątpliwości. „Jesteśmy w związku kompletnym”.
K. Cichopek: halka - LA SENZA, CH Galeria Mokotów, ul. Wooska 12;
M. Hakiel: koszulka - INTIMISSIMI, ul. Chmielna 24 w Warszawie; spodnie - MARIUSZ PRZYBYLSKI, tel. do pracowni 501222819.
3
z
4
fot. ROBERT WOLAŃSKI
Piotr Kraśko i Karolina Ferenstein
On: dziennikarz newsowy. Wciąż szuka w życiu wyzwań. Ona: jedna z najlepszych europejskich amazonek. Poznali się dziesięć lat temu, od pięciu są parą, rok po ślubie. Sztukę ciągłego rozstawania się i odliczania dni do następnego spotkania opanowali do perfekcji. Jej zawody i jego podróże. Dwa domy – na Mazurach i w Warszawie. Rodzice Konstantego i Aleksandra. Dają się ponieść życiowemu szaleństwu. Temperatura tego uczucia nie ma szans, by opaść choć o stopień.
W drodze do siebie
Parę dni temu, dziesiąta wieczór, a tu dzwonek. Karolina usypia Aleksandra, Piotr czyta bajki Konstantemu. Za drzwiami kurier z kwiatami. „Piotr dopiero po kwadransie przyznał, że to od niego”, śmieje się Malina.
Znają się ponad dziesięć lat, ślub wzięli rok temu. Małżeństwo z dwojgiem dzieci. Gdzie tu romantyzm? A oni nie pozwalają, by dopadła ich proza życia. „Najważniejsze to się zaskakiwać”, mówi Malina. „Uwielbiam w Piotrze to, że nigdy nie wiem, czego się mogę za chwilę spodziewać. Ludzie myślą, że on ma taką spokojną naturę. Jest raczej odwrotnie”.
Czasem zastanawia się, czy ten jej mężczyzna zna słowo „zmęczenie”. Bo przejechanie z jednego wybrzeża Ameryki na drugie, a po- tem wyjazd z dziećmi na sanki to dla niego normalne. Ostatnio więcej wieczorów spędzają w domu. Ta zima jest naprawdę mroźna, a dzieci takie małe. W ich ukochanym Gałkowie bywa nocą i mi-nus 30. W Warszawie, gdzie Piotr pracuje – prowadzi „Wiadomości”, właśnie skończyli urządzać mieszkanie. Rzadko wychodzą i dobrze im z tym. „Jest w życiu czas na szaleństwo. I trzeba to przeżyć. Nikt nam tego nie odbierze. Jest też czas, by czytać książki przed snem”. To ta chwila.
Piotr ma swoją teorię: „Dziecko to idealny pretekst dla mężczyzny, by mógł bezkarnie robić to, na co ma zawsze ochotę. Bawić się wyścigówkami, grać w piłkę, oglądać kreskówki. Konstanty ma czasem dosyć, ja nie. To dzieci dodają życiu szaleństwa”.
Malina czasem staje przed lustrem i patrzy na siebie krytycznie. „Aleksander ma trzy miesiące. Trochę brakuje mi do dawnej figury, ale w oczach Piotra tego nie widzę”, mówi i sama się dziwi. „Ale to jest naprawdę cudowne”. „Ależ ona mi się podoba. Tak było przed narodzinami dzieci i tak samo jest teraz”, Piotr nie ma wątpliwości.
Pielęgnują tę miłość. I każde swoje pasje. „Staram się mu ich nie zabierać. Piotr biega w maratonach, kocha motocykle i robi licencję lotniczą”, Malina się zamyśla. „Jedyna szalona rzecz, którą mu odebrałam, to skok ze spadochronem. Chciał skoczyć tuż przed przyjściem na świat Aleksandra. Postawiłam weto!”. Na narodziny Konstantego Piotr nie zdążył. Najbliższy samolot do Polski z Waszyngtonu był dopiero następnego dnia. Dlatego teraz była zdecydowana. Ale to był chyba jedyny raz, kiedy chciała, by czegoś nie robił. „Myślę, że Piotr docenia, że daję mu dużo wolności. Na więcej pozwala się mężczyźnie, który ma dużo uroku. A Piotr, spójrz na niego, przecież on wciąż żartuje”. Ale i Malina to przecież szalona amazonka, ma swoje konie i starty w zawodach. „Uwielbiam to w niej”, wtrąca Piotr. Jest między nimi równowaga. Są piękne związki, w których kobieta żyje życiem swego mężczyzny. „Gdybym wiedział, że Malina poświęca dla mnie wszystko, czułbym straszliwą presję. A tak dopełniamy się i szanujemy nawzajem swoje pasje. Dla mnie to doskonała równowaga”.
On: dziennikarz newsowy. Wciąż szuka w życiu wyzwań. Ona: jedna z najlepszych europejskich amazonek. Poznali się dziesięć lat temu, od pięciu są parą, rok po ślubie. Sztukę ciągłego rozstawania się i odliczania dni do następnego spotkania opanowali do perfekcji. Jej zawody i jego podróże. Dwa domy – na Mazurach i w Warszawie. Rodzice Konstantego i Aleksandra. Dają się ponieść życiowemu szaleństwu. Temperatura tego uczucia nie ma szans, by opaść choć o stopień.
W drodze do siebie
Parę dni temu, dziesiąta wieczór, a tu dzwonek. Karolina usypia Aleksandra, Piotr czyta bajki Konstantemu. Za drzwiami kurier z kwiatami. „Piotr dopiero po kwadransie przyznał, że to od niego”, śmieje się Malina.
Znają się ponad dziesięć lat, ślub wzięli rok temu. Małżeństwo z dwojgiem dzieci. Gdzie tu romantyzm? A oni nie pozwalają, by dopadła ich proza życia. „Najważniejsze to się zaskakiwać”, mówi Malina. „Uwielbiam w Piotrze to, że nigdy nie wiem, czego się mogę za chwilę spodziewać. Ludzie myślą, że on ma taką spokojną naturę. Jest raczej odwrotnie”.
Czasem zastanawia się, czy ten jej mężczyzna zna słowo „zmęczenie”. Bo przejechanie z jednego wybrzeża Ameryki na drugie, a po- tem wyjazd z dziećmi na sanki to dla niego normalne. Ostatnio więcej wieczorów spędzają w domu. Ta zima jest naprawdę mroźna, a dzieci takie małe. W ich ukochanym Gałkowie bywa nocą i mi-nus 30. W Warszawie, gdzie Piotr pracuje – prowadzi „Wiadomości”, właśnie skończyli urządzać mieszkanie. Rzadko wychodzą i dobrze im z tym. „Jest w życiu czas na szaleństwo. I trzeba to przeżyć. Nikt nam tego nie odbierze. Jest też czas, by czytać książki przed snem”. To ta chwila.
Piotr ma swoją teorię: „Dziecko to idealny pretekst dla mężczyzny, by mógł bezkarnie robić to, na co ma zawsze ochotę. Bawić się wyścigówkami, grać w piłkę, oglądać kreskówki. Konstanty ma czasem dosyć, ja nie. To dzieci dodają życiu szaleństwa”.
Malina czasem staje przed lustrem i patrzy na siebie krytycznie. „Aleksander ma trzy miesiące. Trochę brakuje mi do dawnej figury, ale w oczach Piotra tego nie widzę”, mówi i sama się dziwi. „Ale to jest naprawdę cudowne”. „Ależ ona mi się podoba. Tak było przed narodzinami dzieci i tak samo jest teraz”, Piotr nie ma wątpliwości.
Pielęgnują tę miłość. I każde swoje pasje. „Staram się mu ich nie zabierać. Piotr biega w maratonach, kocha motocykle i robi licencję lotniczą”, Malina się zamyśla. „Jedyna szalona rzecz, którą mu odebrałam, to skok ze spadochronem. Chciał skoczyć tuż przed przyjściem na świat Aleksandra. Postawiłam weto!”. Na narodziny Konstantego Piotr nie zdążył. Najbliższy samolot do Polski z Waszyngtonu był dopiero następnego dnia. Dlatego teraz była zdecydowana. Ale to był chyba jedyny raz, kiedy chciała, by czegoś nie robił. „Myślę, że Piotr docenia, że daję mu dużo wolności. Na więcej pozwala się mężczyźnie, który ma dużo uroku. A Piotr, spójrz na niego, przecież on wciąż żartuje”. Ale i Malina to przecież szalona amazonka, ma swoje konie i starty w zawodach. „Uwielbiam to w niej”, wtrąca Piotr. Jest między nimi równowaga. Są piękne związki, w których kobieta żyje życiem swego mężczyzny. „Gdybym wiedział, że Malina poświęca dla mnie wszystko, czułbym straszliwą presję. A tak dopełniamy się i szanujemy nawzajem swoje pasje. Dla mnie to doskonała równowaga”.
4
z
4
fot. ROBERT WOLAŃSKI
Agustin Egurrola i Nina Tyrka
Gdy ją poznał, tancerkę z międzynarodową klasą, zastanawiał się, kogo w nim widzi? Mężczyznę? Może tylko znanego z telewizji choreografa? Ale już za moment oboje nie mieli wątpliwości – to waśnie miłość. Oświadczył się dzień po tym, jak na świat przyszła ich córka. Planują ślub, ale „tak” mówią sobie każdego dnia. „To wspaniałe uczucie wracać do domu”, przyznają. Do domu, gdzie jest uczucie, pasja i ich mały cud – Carmen.
W rytmie trzech serc
To już cztery lata, kiedy po raz pierwszy spojrzał w jej brązowe oczy. I przepadł. Spotkali się na castingu do „Tańca z gwiazdami”. Tancerka i choreograf. Pół roku trzymali uczucie w sekrecie. Przyznają, że na początku była między nimi relacja mistrz – uczennica. Dziś to on uczy się wiele od swojej ukochanej. Mógłby w nieskończoność patrzeć, jak zajmuje się ich skarbem – roczną Carmen. To Nina nauczyła go mówić o uczuciach. „Chyba każdy mężczyzna marzy o kobiecie, która będzie umiała wychować jego dzieci. Cieszę się, że trafiłem na Ninę. Nasza córka na pewno będzie szczęśliwa i mądra”, w jego słowach brzmi duma. Mądra jak mama. „Dziś trzeba być jednocześnie dobrą matką, żoną i kochanką. A ja myślę, że jeżeli uda się to wszystko osiągnąć choć w 50 procentach, to wielki sukces”, mówi Nina. Czyż nie ma racji? „Agustin w 100 procentach mi ufa. Wychowuję małą, gdy on jak szalony pracuje”, opowiada. Choć obiecywał, że zwolni, końca zajęć nie widać. Szkoła tańca, programy telewizyjne, choreografie do prestiżowych imprez. „Życie pędzi. Ten rok minął jak otwarcie drzwi”, Agustin wie to zbyt dobrze. „To wspaniałe uczucie wracać do domu i wiedzieć, że tam jest wszystko w porządku. Ten spokój pozwala mi jakoś normalnie egzystować. Nareszcie wiem, po co tak ciężko pracuję. Że ta gonitwa ma sens. Staram się wieczorem być z dziewczynami. Strasznie tęsknię, gdy nie ma ich koło mnie”.
Wczoraj Carmen przeszła sama trzy kroczki. „Ależ był alarm”, śmieje się Agustin. „Bardzo nie chcę takich ważnych momentów przegapić. Nina zrobi wszystko, żeby tak się nie stało. Wyciągnie mnie spod ziemi. Nie ma za to słów podziękowania. Gdy zbytnio się w swojej pracy rozpędzam, wkracza do akcji i mówi: »Stój, chłopcze!«”. Rozumie jego pasje, po porodzie wróciła do tańca. Prowadzi swoje grupy, wychodzi z domu na parę godzin dziennie. Ale on na parę do tego domu wraca. Gdyby nie Nina i Carmen, być może zamieszkałby w biurze. Nina potrafi walczyć o siebie. Ale przecież on już się zmienił. Kiedyś potrafił latami nie jeździć na wakacje. W tym roku byli dwa razy. We troje. No, może we czworo, bo praca to zazdrosna kochanka. Agustin spuszcza głowę: „Były tam wzloty i upadki. Zrozumie mnie każdy, kto jest uzależniony od pracy. Ale wiem, że te wspólne dni są bardzo ważne. Mogę na Ninę i Carmen patrzeć godzinami. Momentami strasznie zazdroszczę im tej relacji, ale wiem, że mój czas kiedyś nadejdzie”.
A ta mała? Jaka jest? Kim będzie? „Usłyszy muzykę i już biodra w ruch. Jeszcze nie chodzi, a tańczy na kolanach”, śmieją się. Cud ich miłości.
Zdjęcia ROBERT WOLAŃSKI
Asystent fotografa JACEK PIĄTEK
Stylizacja JOLA CZAJA
Aystentka stylistki AGNIESZKA DĘBSKA
Makijaż IZABELA WÓJCIK/METALUNA
oraz GONIA WIELOCHA/ HELENA RUBINSTEIN
i JOANNA PETTIT/D’VISION ART
Fryzury ROBERT KUPISZ/L’ORÉAL PROFESSIONNEL oraz PIOTR WASIŃSKI
Aranżacja wnętrz PIOTR CZAJA
Produkcja sesji ELŻBIETA CZAJA
Współpraca SZYMON MACHNIKOWSKI
Fryzury przygotowano produktami L’Oréal Professionnel: Curl Memory Up Spray – spray dodający lokom energii, Volume Lift – pianka w sprayu, objętość nasad, Sublime Shine – serum przeciw puszeniu się włosów suchych, Crystal Gloss – mgiełka nabłyszczająca w sprayu, Infinium – lakier do mocnego utrwalenia. Produkty i usługi L’Oréal Professionnel dostępne w salonach fryzjerskich.
Gdy ją poznał, tancerkę z międzynarodową klasą, zastanawiał się, kogo w nim widzi? Mężczyznę? Może tylko znanego z telewizji choreografa? Ale już za moment oboje nie mieli wątpliwości – to waśnie miłość. Oświadczył się dzień po tym, jak na świat przyszła ich córka. Planują ślub, ale „tak” mówią sobie każdego dnia. „To wspaniałe uczucie wracać do domu”, przyznają. Do domu, gdzie jest uczucie, pasja i ich mały cud – Carmen.
W rytmie trzech serc
To już cztery lata, kiedy po raz pierwszy spojrzał w jej brązowe oczy. I przepadł. Spotkali się na castingu do „Tańca z gwiazdami”. Tancerka i choreograf. Pół roku trzymali uczucie w sekrecie. Przyznają, że na początku była między nimi relacja mistrz – uczennica. Dziś to on uczy się wiele od swojej ukochanej. Mógłby w nieskończoność patrzeć, jak zajmuje się ich skarbem – roczną Carmen. To Nina nauczyła go mówić o uczuciach. „Chyba każdy mężczyzna marzy o kobiecie, która będzie umiała wychować jego dzieci. Cieszę się, że trafiłem na Ninę. Nasza córka na pewno będzie szczęśliwa i mądra”, w jego słowach brzmi duma. Mądra jak mama. „Dziś trzeba być jednocześnie dobrą matką, żoną i kochanką. A ja myślę, że jeżeli uda się to wszystko osiągnąć choć w 50 procentach, to wielki sukces”, mówi Nina. Czyż nie ma racji? „Agustin w 100 procentach mi ufa. Wychowuję małą, gdy on jak szalony pracuje”, opowiada. Choć obiecywał, że zwolni, końca zajęć nie widać. Szkoła tańca, programy telewizyjne, choreografie do prestiżowych imprez. „Życie pędzi. Ten rok minął jak otwarcie drzwi”, Agustin wie to zbyt dobrze. „To wspaniałe uczucie wracać do domu i wiedzieć, że tam jest wszystko w porządku. Ten spokój pozwala mi jakoś normalnie egzystować. Nareszcie wiem, po co tak ciężko pracuję. Że ta gonitwa ma sens. Staram się wieczorem być z dziewczynami. Strasznie tęsknię, gdy nie ma ich koło mnie”.
Wczoraj Carmen przeszła sama trzy kroczki. „Ależ był alarm”, śmieje się Agustin. „Bardzo nie chcę takich ważnych momentów przegapić. Nina zrobi wszystko, żeby tak się nie stało. Wyciągnie mnie spod ziemi. Nie ma za to słów podziękowania. Gdy zbytnio się w swojej pracy rozpędzam, wkracza do akcji i mówi: »Stój, chłopcze!«”. Rozumie jego pasje, po porodzie wróciła do tańca. Prowadzi swoje grupy, wychodzi z domu na parę godzin dziennie. Ale on na parę do tego domu wraca. Gdyby nie Nina i Carmen, być może zamieszkałby w biurze. Nina potrafi walczyć o siebie. Ale przecież on już się zmienił. Kiedyś potrafił latami nie jeździć na wakacje. W tym roku byli dwa razy. We troje. No, może we czworo, bo praca to zazdrosna kochanka. Agustin spuszcza głowę: „Były tam wzloty i upadki. Zrozumie mnie każdy, kto jest uzależniony od pracy. Ale wiem, że te wspólne dni są bardzo ważne. Mogę na Ninę i Carmen patrzeć godzinami. Momentami strasznie zazdroszczę im tej relacji, ale wiem, że mój czas kiedyś nadejdzie”.
A ta mała? Jaka jest? Kim będzie? „Usłyszy muzykę i już biodra w ruch. Jeszcze nie chodzi, a tańczy na kolanach”, śmieją się. Cud ich miłości.
Zdjęcia ROBERT WOLAŃSKI
Asystent fotografa JACEK PIĄTEK
Stylizacja JOLA CZAJA
Aystentka stylistki AGNIESZKA DĘBSKA
Makijaż IZABELA WÓJCIK/METALUNA
oraz GONIA WIELOCHA/ HELENA RUBINSTEIN
i JOANNA PETTIT/D’VISION ART
Fryzury ROBERT KUPISZ/L’ORÉAL PROFESSIONNEL oraz PIOTR WASIŃSKI
Aranżacja wnętrz PIOTR CZAJA
Produkcja sesji ELŻBIETA CZAJA
Współpraca SZYMON MACHNIKOWSKI
Fryzury przygotowano produktami L’Oréal Professionnel: Curl Memory Up Spray – spray dodający lokom energii, Volume Lift – pianka w sprayu, objętość nasad, Sublime Shine – serum przeciw puszeniu się włosów suchych, Crystal Gloss – mgiełka nabłyszczająca w sprayu, Infinium – lakier do mocnego utrwalenia. Produkty i usługi L’Oréal Professionnel dostępne w salonach fryzjerskich.