Nasi czytelnicy zakochują się i cierpią, i piszą na forum o swoich problemach - niektóre mogą dać nam wszystkim do myślenia.
Niedawno pewien młody mężczyzna napisał nam o swoim świeżym związku - z fajną dziewczyną, która wydawała się być ponad przeciętną, z którą wszystko zapowiadało się jak najlepiej. Było im dobrze, kochali się płomiennie, jedynym problemem była odległość, która stawiała znak zapytania nad sensem takiego związku. Postanowili dać sobie trochę czasu, żeby na pytanie odpowiedzieć, ale pech chciał, że dziewczyna zdążyła upić się na jakiejś imprezie i wpaść w obce sidła. Ponoć nic nie pamięta, upojenie alkoholowe zdecydowało za nią, przeprasza, kaja się, jest pełna poczucia winy…
Czy wybaczyć? Czy machnąć ręką i zapomnieć, bo to nie było świadome, zwykły ludzki błąd? Czy też może nie ma tak prostych wytłumaczeń? Bo przecież alkohol nie może być usprawiedliwieniem wszystkiego - pijany odpowiada za wypadek na drodze, za pobicie, czemu nie ma odpowiadać za skrzywdzenie partnera?
Zdrada na alkoholu, zwłaszcza tym wyraźnie przesadzonym ilościowo, jest prawdopodobnie najczęstszym sposobem na niewierność i najłatwiej tłumaczonym. To nie ja, to wódka. Faktycznie, nie jest wcale tak trudno być wiernym na trzeźwo, nawet jeśli kusiciel ocieka seksem i obiecuje wzrokiem orgazm jakiego jeszcze nie miałeś, bo kochający naprawdę człowiek ma zwykle priorytety, szacunek i umie szybko wyobrazić sobie, czego głupi seks może go pozbawić. Procenty jednak mają to do siebie, że zaginają mocno linie rzeczywistości - kobiety są ładniejsze, piersi większe, problemy w związku bardziej irytujące, świadomość krzywdy zneutralizowana. Czyż jest choć jeden człowiek, który jest w stanie na 100% stwierdzić, ża nawet w upojeniu alkoholowym nie ulegnie, gdy pojawi się przed nim postać z nocnych fantazji? Wątpię.
Można więc niby działać zapobiegawczo, czyli się nie upijać. Jesteś w związku? Ogranicz picie, bo inaczej możesz wpaść do cudzej pościeli. Pewnie to nawet działa, ale ile zabiera z radosnego życia?
Wracając do drugiej strony, czyli pokrzywdzonego pijanym wyuzdaniem partnera, rozpatrywanie niewierności pod wpływem w kategoriach sprzeniewierzenia, zdeptania miłości i zniszczenia zaufania jest chyba jednak przesadą. Boli - to zrozumiałe, odpycha - naturalne, chłodzi uczucie - jak najbardziej uzasadnione, ale chyba nie można przekreślać dobrego związku przez zgubną butelkę wódki?
Nasz skrzywdzony czytelnik zastanawia się nad rewanżem - wybaczy, ale pod warunkiem, że on też będzie mógł raz zdradzić. Czy to załatwia problem zaufania? Czy wydaje się Wam, że takie wygrywanie sobie grzeszków może ustabilizować związek po zdradzie? Ja mam wątpliwości. Osobiście, jestem pewna, że bym skok w bok na procentach wybaczyła. Jemu. Sobie byłoby chyba trudniej, bo mimo wszystko jakoś chce się wierzyć, że miłość jest ciągle silna nawet, gdy język się plącze, a nogi miękną.