Rozwodnicy przed 30.

Z badań wynika, że co czwarta osoba, która pobrała się przed trzydziestką, nie potrafi wytrwać w małżeństwie dłużej niż pięć lat. Dlaczego młode małżeństwa się rozpadają?

Z badań wynika, że co czwarta osoba, która pobrała się przed trzydziestką, nie potrafi wytrwać w małżeństwie dłużej niż pięć lat. Dlaczego młode małżeństwa się rozpadają?

Rozwodnicy przed 30.

Fot. Depositphotos

Mimo że śluby bierzemy coraz później, a wiele par wcale nie decyduje się przysięgać do "grobowej deski", rozwodników wciąż przybywa! Z najnowszych badań wynika, że 25 procent polskich młodych małżeństw rozpada się już po pierwszych pięciu latach! Głównymi przyczynami rozstań są: niezgodność charakterów, brak wzajemnego porozumienia lub zdrada jednego z partnerów.

W obecnej sytuacji zmienia się także stanowisko kościoła wobec udzielania sakramentu małżeństwa. Ze względu na dużą liczbę składanych wniosków o unieważnienie ślubu kościelnego (10 tys. osób rocznie), kościół chce wydłużyć okres przygotowania do małżeństwa. Nauki przedmałżeńskie będą trwały pół roku, a śluby udzielane tylko parom znającym się kilka lat. Narzeczeni będą musieli także przejść konsultację psychologiczną, psychiatryczną i lekarską. Chodzi o to, by do sakramentu mogli podejść poważnie, jak najbardziej świadomie, eliminując pochopnie podjęte decyzje.

Pechowa trzy..dziestka?

Zdaniem psychologów zajmujących się terpaią par, obecne pokolenie nie jest dojrzałe do zawierania związków małżeńskich. Mimo że pobiera się z prawdziwej miłości, z wiarą i szczerą chęcią wytrwania „aż do śmierci”, to miejsca, do których trafiają i sytuacje, które towarzyszą im w kolejnych latach, weryfikują to pragnienie bycia ze sobą.

Wiek 20-30 lat to okres bardzo intensywnego rozwoju i licznych zmian. Młodzi kończą szkoły, idą do pracy – jednej, drugiej, trzeciej, zaczynają się dorabiać, mieć jakąś swoją własność, rodzi im się dziecko. Dorastają i zmieniają się, a ich związek ulega nieustannym przemianom pod wpływem czasu, doświadczeń, zmian naturalnych i tych nagłych, niezaplanowanych. Po kilku latach orientują się, że zmienili się sami i zmianie uległy ich priorytety życiowe.

Joanna (35 l.) - rozwiodłam się pięć lat temu, przed swoimi 30 urodzinami. Swojego byłego męża znałam 7 lat. Poznaliśmy się w Polsce, ale szybko wyjechaliśmy do Irlandii, tam podjęliśmy pracę i zamieszkaliśmy. Postawiliśmy na karierę i dość szybko udało nam się rozwinąć skrzydła w biznesie. W trakcie naszego związku przeszliśmy jeden poważny kryzys. Rozstaliśmy się nawet na pół roku (powodem były częste kłótnie), ale potem wróciliśmy do siebie.  Po tej przerwie, nasz związek dojrzał, zmieniliśmy stosunek do siebie. Można powiedzieć, że było idealnie. Zdecydowaliśmy się wziąć ślub w Polsce. Udało nam się załatwić wszystko „na odległość” i mieliśmy piękny ślub kościelny i wesele w górach, tak jak zawsze chciałam. Po powrocie do Irlandii, kariera zeszła na plan dalszy i zaczęliśmy starać się o dziecko. Kilkumiesięczne starania nie przyniosły efektu. Zrobiliśmy bardzo szczegółowe badania i okazało się, że z przyczyn anatomicznych, nigdy nie będę mogła mieć dziecka. On był w 100% zdrowy. Byliśmy załamani. Nie rozmawialiśmy wcześniej o adopcji, on zawsze marzył o własnej „małej kopii siebie”. Po kilku miesiącach od diagnozy odbyliśmy poważną rozmowę i pozwoliłam mu odejść, żeby mógł ułożyć sobie życie z kimś, kto da mu wymarzone dziecko. Na początku zapewniał o swojej wierności, ale kiedy w jego zakładzie pracy pojawiła się dziewczyna (też Polka), na widok której, co drugiemu facetowi miękły kolana, nie zgrywał już rycerza. Widziałam po nim, że jest nią zauroczony. Odeszłam sama. Złożyłam pozew o rozwód i wyjechałam do innego miasta. Kiedy odcierpiałam swoje, poznałam o kilka lat starszego od siebie Szkota. Też był „po przejściach”. Obecnie tworzymy udaną parę, zwiedzamy świat, nie spieszy nam się do „ustatkowania”. Od rodziny byłego męża wiem, że rozstał się z tamtą dziewczyną, ale że też nie żałuje naszego rozstania, życzę mu powodzenia.

Inną przyczyną rozpadu młodych małżeństw jest nieradzenie sobie z obowiązkami, związanymi z pracami domowymi, gospodarowaniem pieniędzmi i opieką nad dzieckiem, a także rezygnacja z części swojej wolności.

 

Brak przygotowania do przyjęcia obowiązków

Rozwodnicy przed 30.

Jak twierdzą psychologowie, młodzi ludzie nie wytrzymują ciężaru, jaki na nich spada i nie radzą sobie z odpowiedzialnością, jaką muszą ponieść za drugą osobę (żonę i dziecko). Okazuje się, że winowajcami są poniekąd rodzice, którzy chcąc ułatwić swoim dzieciom wkroczenie w samodzielne życie, starają się je uchronić przed tym, czego sami zaznali za młodu. Dlatego uposażają je w mieszkania, samochody, finansują studia, wesele, gotują i sprzątają – biorą na siebie odpowiedzialność, która po 20 roku życia powinna być udziałem dzieci. To pozorne „ułatwianie”, wcale życia młodym nie upraszcza. Kiedy więc żenią się i rodzą im się dzieci – nawał obowiązków staje się dla nich na dłuższą metę nie do zniesienia.

Niezgadzanie się na rezygnację z części swojej wolności

Młodzi nie chcą rezygnować z części wolności. Małżeństwo ingeruje w czas i przestrzeń jednostki. Ciężko jest zrezygnować z codziennego uprawiania ulubionego hobby lub ograniczać się w wydawaniu własnych pieniędzy.

Fot. Depositphotos

Karol (29 l.)rozwiodłem się trzy lata temu, zaledwie rok po ślubie. Trudno mi o tym mówić, to była największa porażka mojego życia. Z Kasią związany byłem już od liceum. Po szkole średniej rozpoczęliśmy wspólne studia, wspólny mały biznes. Po 6 latach związku, zdecydowaliśmy się pobrać. Rodzice opłacili nam luksusową salę weselną, hotel, podróż po ślubną. Dołożyli się do nowego mieszkania i samochodu. Nie mieliśmy żadnych problemów, wszystko układało się dobrze. Do czasu. Kilka miesięcy po ślubie, moja żona nawiązała „przyjaźń internetową”. Ze swoim nowym kolegą rozmawiała praktycznie codziennie, co sprytnie udawało jej się przede mną ukryć. Pewnego dnia wyszła z domu i zapomniała wyłączyć laptopa. Kiedy podszedłem do komputera, żeby go wyłączyć, okazało się, że „miga okienko komunikatora”, otworzyłem i przeczytałem rozmowę żony z jakimś facetem z Anglii. Umawiali się na spotkanie. Kiedy wróciła do domu, wprost zapytałem kto to jest. Zrobiła mi awanturę, że integruję w jej prywatność i wyszła z domu. Myślałem, że musi ochłonąć i poszła do przyjaciółki, a ona poczekała aż wyjdę do pracy, spakowała walizkę i poleciała do Anglii. Nie odbierała moich telefonów, nie odpisywała na maile. Wróciła po tygodniu jakby nigdy nic, ale tym razem to ja już nie chciałem rozmawiać. Rozwiedliśmy się za porozumieniem stron. Na sprawie sądowej stwierdziła, że była niedojrzała do małżeństwa i chciała jeszcze poznawać ludzi, bawić się. Obecnie jest żoną innego mężczyzny, Polaka. Ja również szybko ułożyłem sobie życie. Jestem od prawie trzech lat z cudowną kobietą, mamy córeczkę. Na razie nie chcę zapeszać i nie zamierzam brać ślubu. Poza tym już nie mogę wziąć ślubu kościelnego, a ślub cywilny nie ma dla nas szczególnej wartości.

Kolejnym ważnym powodem rozstań jest tzw. brak emocjonalnego związku między małżonkami. Objawia się to chłodem emocjonalnym i brakiem pożycia małżeńskiego, wynikającym z rozczarowania partnerem.

Rozczarowanie – partner nie jest taki jak przed ślubem

Rozwodnicy przed 30.

Po kilku miesiącach życia razem dostrzega się tzw. brak emocjonalnego związku między małżonkami. Brakuje czułości, przytulania, komplementowania. Według psychologów - kobieta przed ślubem widzi mężczyznę takim, jakim chciałaby aby był, a nie takim, jakim jest naprawdę jako człowiek. Chciałaby go zmienić, ale tylko pogarsza sprawę. W młodszym wieku większy nacisk kładzie się też na atrakcyjność seksualną partnera. Ta atrakcyjność po ślubie spada na plan dalszy.

Fot. Dreamstime

Zbyt szybkie „poddawanie się”

Według Steven Cartera, psychoterapeuty i autora książki „Mężczyźni, którzy nie potrafią kochać” - od kiedy uzyskanie rozwodu stało się łatwe, zniknęła presja nakazująca małżeństwom pracę nad swoim związkiem i próby jego uzdrawiania. Jego zdaniem małżeństwo z problemami można porównać do zepsutych rzeczy. Ich się już nie naprawia, tylko wyrzuca i kupuje nowe. Tak samo z małżeństwem – łatwiej jest się rozstać i zacząć coś nowego, niż naprawiać stare.

Katarzyna (30 l.) - moje małżeństwo było wielką pomyłką. Wzięłam ślub w momencie wielkiego zauroczenia, dobrze nie znając swojego wybranka. Marcina poznałam, kiedy skończył się mój poprzedni związek. Byłam zdołowana, potrzebowałam wsparcia. Marcin wydawał się sympatycznym, wesołym, dobrze ułożonym facetem. Był nieco zakompleksiony, dlatego, kiedy zaczęliśmy się spotykać, nie mógł uwierzyć we własne szczęście (miałam zawsze duże powodzenie u mężczyzn). Zakochał się po uszy, a ja miałam wreszcie „dobrego faceta”. Po trzech miesiącach związku zaszłam w ciążę. Oboje byliśmy bardzo szczęśliwi. W dniu kiedy zrobiłam test ciążowy, Marcin oświadczył mi się i pobiegł do urzędu „zaklepać” datę ślubu. Półtora miesiąca później byłam już jego żoną. Nie był to ślub o jakim marzyłam. Skromna ceremonia w USC, a potem obiad w restauracji. Po powrocie z podróży poślubnej, poroniłam. Trafiłam do szpitala. Marcin się załamał, zaczął pić. Kiedy wróciłam do domu, obwiniał mnie, że nie dość dobrze dbałam o siebie, że uparłam się, by „lecieć samolotem” i że to ja „zabiłam nasze dziecko”. Wyrzuciłam go z domu. Na drugi dzień, przyszedł znowu pijany. Pokłóciliśmy się w podczas szarpaniny, uderzył mnie. „Klapki spadły mi z oczu” - wiedziałam, że jeśli ktoś nam nie pomoże, małżeństwo nie przetrwa. Do akcji wkroczyli rodzice i załagodzili sytuację. Marcin był skruszony, bardzo przepraszał. Mimo to pił prawie codziennie i bardzo to bagatelizował. Po trzech miesiącach znowu byłam w ciąży! Nie cieszyłam się, ale chciałam mimo wszystko urodzić to dziecko. Marcin musiał wyjechać na miesiąc na kontrakt za granicę. Nawet mnie to ucieszyło. Kiedy wrócił, nie poznałam go. Cały zapuchnięty, czerwony i do tego bez grosza przy duszy. Wiedziałam, że pił. Pokłóciliśmy się i uderzył mnie po raz drugi. Złożyłam pozew o rozwód. Na tydzień przed sprawą sądową, zaczęłam krwawić. Poroniłam po raz drugi. Byłam tak załamana, że z oddziału ginekologicznego trafiłam na psychiatryczny. Data sprawy sądowej się przesunęła. Marcin błagał, żebym mu wybaczyła, załatwił nam wizyty w poradni rodzinnej, sam zapisał się nawet do AA. Ale ja chciałam to już skończyć. Rozwiodłam się za porozumieniem stron, żeby sprawy nie ciągnąć w nieskończoność. Obecnie jestem sama i nie szukam faceta, a z byłym mężem nie mam kontaktu.

A co po trzydziestce?

Po trzydziestce ma się większą świadomość samego siebie i więcej się od siebie wymaga. Częściej tez wyciąga się „lekcję” z poprzednich związków i nie popełnia się tych samych błędów. Według niektórych psychologów, każdy obecnie powinien mieć na koncie jedno nieudane małżeństwo, zanim pozna „tego jedynego” i tylko nauka na własnych błędach gwarantuje udany związek w przyszłości. Z drugiej strony, znane są przecież młode małżeństwa, które mimo zawarcia w bardzo młodym wieku, trwają do dziś. Na pewno więc dużo zależy też od szczęścia.

A jakie jest wasze zdanie na ten temat?

Redakcja poleca

REKLAMA