Bo przeszłość ma długą - zdecydowanie dłuższą niż nasz dumny wynalazek dwuosobowego małżeństwa, które coraz częściej ląduje w sądzie rodzinnym dzieląc samochody i klejnoty po babci. I nie wszyscy na świecie myślą, że to jest faktycznie takie wspaniałe rozwiązanie.
Najnowsze nowinki prosto z gazeta.pl - kanadyjscy mormoni głośno domagają się legalizacji poligamii, jako podstawy swojej religii. No i racja - czemu cywilne prawo miałoby zabraniać wierzącym praktykowania swojej uznanej na świecie religii? Mormonowi Bóg każe mieć co najmniej trzy żony, żeby pójść do raju, tak jak nam zabrania kraść i zabijać. Biskup ma ich na przykład dziewiętnaście - wszystkie ponoć szczęśliwe jak ptaszki na wiosnę.
Malezyjski Klub Poligamistów myśli podobnie - to wspaniała sprawa jak cały obowiązek wychowania dzieci i utrzymania domu nie spada na biedną, samotną kobietę, ale na pięć szczęśliwych kochających się żon. Mąż jest też zadowolony, bo ma cztery kobiety do wyboru, bez cudzołożenia i zdradzania, a na osłodę starości trzydzieścioro dzieci. Malezyjscy poligamiści są też prospołeczni - swatają wdowy, prostytutki, bezrobotne - coś jak pomoc socjalna z seksem i małżeństwem w pakiecie.
Poligamiczne małżeństwa są też w Turcji, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji - to nieprzymuszani przez religię muzułmanie wykorzystują swoje prawo do czterech żon. Wszystko odbywa się nielegalnie, pod groźbą kary, ale się odbywa, ponoć mężczyznom i kobietom na zdrowie.
Przeciwnicy wielożeństwa zasłaniają się nie tylko krzyżem i Biblią, ale też faktami mającymi wskazywać na dyskryminację kobiet. Faktycznie, zwłaszcza wśród mormonów nie brakuje historii o nastoletnich dziewczynkach sprzedawanych mężczyznom i zachodzących od razu w ciążę. O bezkarności i poniżaniu, które kłócą się z naszą wersją cywilizowanego świata równouprawnienia.
Zostawiając na boku te kryminalne prawie przypadki warto zapytać o ideę poligamii dojrzałej - gdy trójka czy czwórka dorosłych ludzi dochodzi do wniosku, że chcą faktycznie żyć razem, dzielić dom, sypialnię, dzieci, męża czy żonę? Oni argumentują, że natura ludzka jest poligamiczna i jest to argument nie do zbicia - jaki procent z nas chciałby z własnej woli mieć jednego partnera na całe życie? Dlaczego zdradzamy, rozwodzimy się i żenimy ponownie, korzystamy z prostytutek? Nie ma sensu przekonywać się, że to lepszy sposób na życie, bo to kategoria wyborów „religijny czy ateista”, „rodzic czy bezdzietny” - dla każdego wedle uznania. Czy ludziom nie powinno się więc pozwolić żyć tak jak chcą, jeśli nikomu nie dzieje się przy tym krzywda?