Nie ma nic gorszego niż samotność… w związku. Jeśli śpicie plecami do siebie, ignorujecie się, czujecie obrzydzenie czy wrogość, to pora na konstruktywną krytykę.
Fot. Fotolia
Każdy z nas zna ludzi pozostających zgoła patologicznie w złych związkach. Kobiety, które są bite i poniewierane, mężczyźni, którzy są wykorzystywani i zdradzani, partnerzy, który są traktowani jak służący, podnóżki czy śmiecie - to wszystko drastyczne wersje toksycznych relacji, z których nie chcemy lub nie umiemy wyjść. Są też te mniej drastyczne wersje, których jest na pewno więcej, a które rujnują życia na całym świecie. Niezrozumienie, obcość, brak komunikacji i zainteresowania sobą, wygasła pasja, udawane przywiązanie… Żyjemy niby razem, ale naprawdę oddzielnie i ta samotność w towarzystwie osoby, którą kochaliśmy działa jak trucizna.
Motywy
Na pytanie „to dlaczego wciąż z nim/nią jesteś?” padają zwykle powtarzające się odpowiedzi. Naprawdę nie jesteście oryginalni i wyjątkowi, bo takich toksycznych przypadków są setki tysięcy, może miliony. Pomyśl więc, czy jesteś szczęśliwy z partnerem i zobacz, czym przypadkiem jedno z poniższych nie zatrzymuje cię przed spakowaniem walizek:
- Boję się być sam. Samotność to coś, czego boimy się najbardziej, choć nie uświadamiamy sobie często, że mieszkanie w pojedynkę jest czymś innym niż życiem samym ze sobą. Myślimy, że w tym wieku już nikogo nie znajdziemy, że wszyscy najlepsi zostali już wzięci, że kolejny związek może okazać się jeszcze gorszy. Lepszy wróbel w garści… Realia: bycie samym jest lepsze niż bycie nieszczęśliwym!
- Tyle było dobrego. Sami zakładamy sobie klapki na oczy, próbując wymazywać szybko złe doświadczenia wspomnieniami o dobrych chwilach, nawet jeśli było to ślub przed 10-ciu laty. Nie wyważamy proporcji na dzień dzisiejszy, jesteśmy wdzięczni za coś i czujemy się w obowiązku. Realia: Dobre momenty w życiu miał każdy zbrodniarz, łajdak i egoista; one nie rozgrzeszają z krzywdzenia!
- On się zmieni. Widzimy złe w partnerze, ale wierzymy, że naszą misją od Boga było pomóc mu to zmienić. Bo nikt inny przecież nie będzie go czy jej tak kochał. Wmawiamy sobie, że po latach powtarzalnych zachowań i postaw, wszystko jeszcze może być inaczej. Realia: Ludzie pozostawieni w tych samych warunkach nigdy się zmieniają.
- Nie poradzę sobie. Bo on mnie utrzymuje i dba o dom, bo ona się o mnie troszczy, gotuje, prasuje… Przyzwyczajamy się łatwo do komfortu dzielenia życia i obowiązków i wydaje się nam, że nie poradzimy sobie nigdy samodzielnie. Realia: Człowiek jest istotą niezależną i w trudnych okolicznościach umie o siebie zadbać.
- Mamy dzieci. Nienawidzimy się, kłócimy, robimy sobie na złość, ale przecież nie skrzywdzimy pociech rozwodem czy rozbitym domem. Realia: Dzieci cierpią najbardziej żyjąc z niekochającymi się, zestresowanymi rodzicami.
- Już za późno. Ludziom po 30-tce wydaje się, że już nie znajdą nikogo do założenia rodziny, ludziom po 40-tce, że są już nieatrakcyjni, jeszcze starszym, że już nie ma po co szaleć na stare lata. Zostajemy w duszącym status quo. Realia: Nigdy nie jest za późno - historii miłosnych po 70-tce nie brakuje w żadnym środowisku!
- Przyzwyczailiśmy się do siebie. Mamy wspólne nawyki, rozumiemy swoje przywary, tolerujemy dziwactwa, wiemy czego oczekiwać - nowe niesie zawsze zmiany, dostosowanie, oczekiwania, którym możemy nie sprostać. Realia: To najgorsza strona najlepszego nawet związku - przyzwyczajamy się i nie próbujemy się już zmieniać. Nie ma nic gorszego dla człowieka.
- Co powiedzą ludzie? Rodzina, znajomi, sąsiedzi… Szokujące, ale w XXI wieku nadal żyjemy pod presją innych, bojąc się być obgadywanymi, wytykanymi palcami, uważanymi za przegranych. Lepiej zachować pozory. Realia: Innych ludzi nie interesuje żebyś był szczęśliwy - lepiej walczyć o swoje z piekącymi uszami, niż poddawać się presji.
Skutki
Bez różnicy, dlaczego kładziemy się wciąż do łóżka z tą samą nielubianą czy obcą osobą, następstwa są zwykle podobne. Codzienne starcia i żale tworzą ciągły czynnik stresujący, który wyzwala kortyzol niszczący ciało od wewnątrz. Nagle bolą nas stawy, dokucza serce, spada odporność, głowa boli, żołądek odmawia posłuszeństwa. Nie ma seksu, nie ma śmiechu, nie ma zaufania, ani ochoty na życie. Spada wiara w siebie i samoocena, stajemy się coraz mniej otwarci na innych ludzi i coraz bardziej wątpiący w lepszą przyszłość. Pojawiają się pokusy takie jak alkohol, narkotyki, zdrada. Cierpią dzieci, cierpimy my sami, z każdym miesiącem coraz trudniej jest coś zmienić.
Jak zerwać?
Bo zerwać trzeba. Dla siebie, dla partnera, dla dzieci, dla przyszłego partnera, który gdzieś na pewno czeka. W każdym związku są kryzysy i problemy, ale nie mogą one powodować, że czujesz się samotny, niekochany, bez wartości, zaszczuty. Zmiana jest piekielnie trudna, ale wyjście z matni zawsze, powtarzamy, zawsze przynosi ulgę.
Bo będąc samym, nawet, jeśli tęsknisz, czujesz się zgubiony i stracony, masz najlepszą szansę żeby zmienić siebie i swoje życie - nowa praca, nowe miejsce zamieszkania, nowi ludzie, nowe hobby. Bez bagażu w postaci oczekiwań partnera łatwiej odnajdziesz się w świecie. Zyskasz niezależność, czas, elastyczność, nową duchowość, w końcu i wiarę w siebie. Możesz być nagle spontaniczny, możesz dać sobie czas na wyciszenie, możesz na spokojnie przemyśleć, czego chcesz od kolejnego związku.
Jeśli więc uświadomisz sobie, że pora zmienić tą parę butów, wyznacz sobie cel czasowy - do wiosny, do końca roku, albo nawet w ten weekend. Zbieraj w międzyczasie siły, argumenty i przekonanie. Spisuj gdzieś własne myśli, podkreślaj, co cię dręczy, planuj, co będziesz robić potem. Rozwijaj w myślach te wizje - wyobrażaj sobie podróże, aktywności, miejsca. Szukaj oparcia w ludziach - rodzinie i przyjaciołach - którzy na pewno wesprą cię w trudnym okresie przejściowym. Zaplanuj czas na spokojną, wyważoną rozmowę i nie pozwól wytrącić się z równowagi. Nie atakuj, nie histeryzuj, ale przedstaw na spokojnie swoje stanowisko. I odejdź, bez obracania się za siebie.
Czytaj też: Kryzysy małżeńskie