Postanowiłam do Was napisać, ponieważ denerwuje mnie obraz singla/singielki lansowany w mediach. Wszędzie czytam, że singiel to ktoś bardzo dobrze wykształcony, zarabia kokosy, jest nowoczesny, energiczny, niezależny, ma własne, pięknie urządzone mieszkanie, stawia na swój rozwój, czas wolny wypełniają mu spotkania ze znajomymi i ani trochę nie brakuje mu bliskiej relacji z drugim człowiekiem. I oto ja – wielkomiejska singielka – postanowiłam zweryfikować tę medialną bujdę na resorach. Otóż polski singiel to często ktoś z zupełnie przeciwnego bieguna.
Owszem, niektóre cechy, przepisywane współczesnym polskim singlom się zgadzają. Jestem po studiach, jak większość moich koleżanek, które też nie mają partnera życiowego. Mieszkamy w dużym mieście. Pracujemy, jednak górna granica naszych zarobków nawet nie zbliża się do średniej krajowej. Czy jesteśmy nowoczesne? Chyba tak, choć większość z nas i tak liczy na to, że spotka faceta, który weźmie na siebie ciężar utrzymania ewentualnej rodziny. Przy takich zarobkach, o własnych mieszkaniach możemy jedynie pomarzyć. Wiadomo, po pierwsze trzeba mieć luksus posiadania odpowiedniej formy zatrudnienia, a z tym jej różnie... Po drugie, nawet jeśli byłaby to wymarzona umowa o pracę na czas nieokreślony, to i tak większości z nas nie byłoby stać na ratę kredytu... Ale o relacji zarobków do cen życia i nieruchomości w Polsce, może innym razem. Czy spędzamy nasz wolny czas na dodatkowych kursach lub ciągłych spotkaniach ze znajomymi? Nie. Dlaczego? Bo najzwyczajniej w świecie nas na nie stać, a i na nadmiar wolnego czasu nie narzekamy. Nasi pracodawcy szczelnie wypełniają go nam zadaniami, których nie mają serca zlecić innym pracownikom. „Bo przecież Gosia ma i tak kupę roboty w domu przy dwójce dzieci”. A taka singielka czy singiel – wiadomo – luz, blues i czas wolny też mu się należy jedynie od święta. Ale może pozostawmy aspekt pracy, a przejdźmy do skomplikowanych podrygów singli na arenie kontaktów społecznych.
Większość znajomych „w tym wieku” posiada już stałych partnerów, a nawet rodziny. Zatem wyciągnięcie na wspólną imprezę koleżanek i kumpli ze studiów graniczy z cudem, bo każdy coś lub kogoś ma. Ale nawet jeśli dojdzie do takiego spotkania, na który każdy zabiera swoją drugą połówkę, to jak się na takiej imprezie czuje singiel? Jak piąte koło u wozu w najlepszym, albo jak życiowy nieudacznik – w najgorszym przypadku. Bo, żeby chociaż mógł powiedzieć, że nie ma czasu na związek, bo jej pochłonięty fascynującą i dobrze płatną pracą... Jeszcze większy problem pojawia się, gdy singielka wybierze się na imprezę rodzinną, podczas której zostanie otoczona atakami ze strony życzliwych cioć i babć. Postawiona w szturmowym ogniu pytań, typu; „Kiedy ty w końcu wyjdziesz za mąż?” i stwierdzeń: „Ja w twoim wieku to już byłam w ciąży z drugim dzieckiem”, prawdopodobnie będzie tę rodzinną sielanką odchorowywać przez kolejne kilka dni. Czy zatem taki singiel ma klawe życie? Z moich doświadczeń życiowych wynika, że niekoniecznie. Przynajmniej dopóki nie znajdzie swojej drugiej połowy. Bo w stwierdzenia o byciu samotnym z wyboru nie wierzę. Można je włożyć między bajki tuż obok tych o wielkomiejskich singlach.
Jeżeli znacie, jesteście bohaterami podobnych historii, bądź po prostu chcecie się podzielić swoimi problemami - piszcie do nas na adres: listy@we-dwoje.pl. Obiecujemy, że każdy list zostanie przeczytany, a najciekawsze również opublikowane na łamach We-Dwoje.pl. Czekamy na Wasze opowieści!