Zwolnienie lekarskie w czasie ciąży

Jestem trochę po trzydziestce, mężatka, bezdzietna, pracownica korporacji. Normalna, przeciętna Polka. Chwilowo nie planując powiększenia rodziny, znalazłam się w samym środku baby boom'u wśród moich koleżanek i choćbym bardzo chciała cieszyć się ich radością, nie mogę zrozumieć ich postępowania. Jak to jest, że większość kobiet, jak tylko zajdzie w ciążę, od razu przynosi zwolnienie lekarskie i znika z firmy...? Czy naprawdę, wraz z momentem zapłodnienia stajemy się świętymi krowami, które nie muszą pracować?
/ 15.10.2011 07:59

Jestem trochę po trzydziestce. Mężatka, bezdzietna, pracownica korporacji. Normalna, przeciętna Polka. Chwilowo nie planując powiększenia rodziny, znalazłam się w samym środku baby boom'u wśród moich koleżanek i choćbym bardzo chciała cieszyć się ich radością, nie mogę zrozumieć ich postępowania. Jak to jest, że większość kobiet, jak tylko zajdzie w ciążę, od razu przynosi zwolnienie lekarskie i znika z firmy...? Czy naprawdę, wraz z momentem zapłodnienia stajemy się świętymi krowami, które nie muszą pracować?

Mając w pamięci czas poszukiwania pracy i chodzenia od firmy do firmy, próbując udowodnić potencjalnym pracodawcom, że warto mnie zatrudnić, nie mogę się nadziwić takiemu postępowaniu. O pracę trudno. Wiadomo, takie czasy. Jednak jak dziś pamiętam rozmowy z moimi rówieśnicami z tego etapu życia. Wiele narzekało, marudziło, że mimo dobrego wykształcenia i kwalifikacji, miały problemy ze znalezieniem pracy, bo jak twierdziły: „Mają w majtkach nie to, co potrzeba”. Panuje powszechne przekonanie, że kobiety w tzw. „wieku produkcyjnym” zatrudnia się niechętnie. Bo wiadomo, baba zaraz zajdzie w ciążę i po pracowniku... Wówczas dla każdej z nas było to nie do pomyślenia. Wiele zarzekało się, że o ile ewentualna ciąża będzie na to pozwalała, będą pracować do dnia porodu. Życie oczywiście napisało zupełnie inne scenariusze. Te, które wtedy krzyczały najgłośniej, przebąkując hasła o dyskryminacji i seksizmie, dzisiaj siedzą na zwolnieniu lekarskim z powodu... ciąży. A właściwie to nie siedzą. Ani nie leżą, bo wcale nie czują się źle. Po prostu tak jest im wygodniej. Kiedy dopytuję, dlaczego nie chcą pracować, mimo tego, że ciąża przebiega książkowo, odpowiadają, że to taki szczególny czas i warto skupić się na każdym dniu stanu błogosławionego lub inne tym podobne bzdury... I dodają, że "jak zajdę, to zrozumiem”. A ja szczerze wątpię... Nie wydaje mi się, żeby ewentualna ciąża zmieniła cokolwiek w moimi toku rozumowania. Ja chyba zwyczajnie zbyt obawiałabym się, że kiedy okres ochronny minie, wylecę z pracy na zbity pysk pod byle pretekstem. Poza tym dostrzegam to błędne koło, w którym my jako kobiety tkwimy. Najpierw narzekamy, że nie chcą nas zatrudnić ze względu na naszą kobiecość, a kiedy już zagnieździmy się w jakieś firmie i poczujemy się pewnie, natychmiast wykorzystujemy tę kobiecość w złej wierze. Zatem nic dziwnego, że pracodawcy dużo przychylniej patrzą na potencjalnych pracowników płci męskiej. Same sobie zgotowałyśmy taki los...

 

Jeżeli znacie, jesteście bohaterami podobnych historii, bądź po prostu chcecie się podzielić swoimi problemami - piszcie do nas na adres: listy@we-dwoje.pl. Obiecujemy, że każdy list zostanie przeczytany, a najciekawsze również opublikowane na łamach We-Dwoje.pl. Czekamy na Wasze opowieści!

Redakcja poleca

REKLAMA